Przed walką 35
Była już ciemna noc, gdy bogowie i ludzie skończyli omawiać plany na kolejny dzień. W końcu Darmir stwierdził, że starczy tego dobrego i trzeba coś zjeść. Poszedł, więc do jaskini, aby przygotować coś do jedzenia. Amare i Peris poszły mu pomóc, choć on się uparł, że nie trzeba. Niedługo potem z jaskini zaczęły wydobywać się smakowite zapachy. Gorąca zupa była gotowa tyle, że Darmir nie miał wystarczająco dużo misek, aby obdzielić wszystkich gości.
- Darmir - odezwała się do niego Amare trzymając w ręku chochlę do nalewania zupy. - Miski się skończyły. Miałeś tylko trzy w tym jedną wyszczerbioną. Mogę z niej zjeść, ale co dla pozostałych?
- A skąd ja mam to wiedzieć? - spytał stając przed nią. - Nigdy nie miałem gości, więc nie były mi potrzebne. Jedna moja, jedna zapasowa no i ta wyszczerbiona - był niezadowolony, że mając tak znamienitych gości nie może ich należycie podjąć.
- A może kubki - zaproponowała dziewczyna. - Peris weź poszukaj kubków, coś w końcu musi być, w czym da się zjeść.
Starzec uważnie spojrzał na pnnice chyba między nimi nawiązała się nić sympatii. To dobrze, pomyślał. Amare był potrzebny ktoś w zbliżonym wieku nawet, jeśli była to trochę starsza od niej łowczyni. Dziewczyny były swoim przeciwieństwem. Ciemnowłosa, delikatna i spokojna Amare oraz nieustępliwa i pyskata, wysportowana blondynka doskonale radząca sobie z niebezpieczeństwami. Będą się nawzajem uzupełniały.
- Kubki? - spojrzał na nią z błyskiem w oku. - A wiesz, że to niezła myśl, gdzieś tu muszą być. Peris gdzie ty ich szukasz? - spytał widząc jak łowczyni przegląda jego zioła, notatki, menzurki i inne naczynia, w których robił ziołowe nalewki, odwary i mieszanki. - Nie grzeb mi w moich rzeczach.
- Ależ ja nie grzebię - zaprzeczyła łowczyni. - Po prostu szukam. Przecież gdzieś tu muszą być.
Sięgnęła ręką na najwyższą z półek gdzie stał cynowy, malowany kubek. Sięgnęła po niego i wtedy coś spadło z hukiem wprost pod nogi dziewczyny. Wszyscy drgnęli ze strachu. Na podłodze leżała stara, oprawiana w skórę księga z wygrawerowanym smokiem, który swoim ciałem oplatał zielony kamień.Dziewczyna podniosła księgę.
- Oddaj to! - Darmir wyrwał jej wolumen z garści i obronnym gestem przytulił do piersi. - Ach te kozy - sarknął. - Wszędzie wlezą i prywatności nie uszanują.
- Ale ja nie chciałam - Peris próbowała się usprawiedliwić. - Sama upadła.
- Sama, rzeczywiście - sarknął starzec pod nosem.
- Co to jest? - spytała Amare podchodząc do nich.
- Co było to było, ale się skończyło - mrukną Darmir. - A teraz wynocha stąd! - niemal krzyknął. - Nalać zupę w co możecie i poczęstować gości - wygonił je i westchną z ulgą.
Tak mało brakowało. Schował księgę w inne miejsce. Już nikt jej nie zobaczy póki nie nadejdzie czas. Czuł się zdenerwowany i musiał się uspokoić. Z półki przyczepionej do skały wybrał nalewkę a jej zawartość wlał do szklanej fiolki i pociągnął mały łyk. Dobre było i niemal natychmiast dawało efekt. Już miał odstawić butelkę z powrotem na miejsce, gdy do głowy przyszedł mu pewien pomysł. Wyszedł na dwór z trunkiem i menzurkami w garści chcąc poczęstować wszystkich. Amare i Peris trochę się wzdrygały, ale Orga z chęcią sięgnęła po nalewkę. Dziewczyny w końcu przyjęły buteleczki i upiły po łyku. Po wyrazie ich twarzy, wiedział, że smakowało a co ważniejsze dało pożądany efekt. Przestały być takie spięte.
Dargon siedział pod skałą z nogami wyciągniętymi przed siebie do przodu i patrzył w niebo. Fioletowe pasmo nocnej zorzy przecinało granatowy, nocny nieboskłon i błyskało lśniącymi drobinkami. Mężczyzna patrzył jak zaczarowany i pociągał z piersiówki. Zupka była dobra, ale on potrzebował czegoś mocniejszego. Obok niego usiadł Methron.
- Piękny widok - odezwał się patrząc w niebo. - I przestań pić człowieku.
- A co, chcesz? - wyciągnął butelkę do przyjaciela z thatirusem*.
- Nie - pokręcił głową. - Przecież wiesz, że nie piję. Ale jak masz żółte thati to z chęcią. To był ciężki dzień.
- Ano tak - przytakną Dargon częstując przyjaciela kulkami owoców, które nosił w mieszku przy pasie. - Nie, co dzień człowiek dostaje wycisk od najlepszej przyjaciółki i dowiaduje się, że jego przodkiem jest Bóg Mroku i Śmierci. To pewnie, dlatego zawsze byłem skuteczny w zabijaniu gadów.
- Porywczy jak wiatr - stwierdził Methron wrzucając do ust kulkę thati - i najlepszy zabójca. Dargon wnuk Gorgona. Nawet nazywacie się podobnie. Ale będąc jego potomkiem powinieneś zabijać tych dobrych a nie złych.
- Tak a ty jesteś ten niedobry i dlatego ci darowałem. - szturchną go w bok. - A ty czyim jesteś wnukiem? - zmienił temat.
- Nie pytałem - przyznał Methron. - I nie chcę wiedzieć. Jestem tym, kim jestem i to nie dzięki przodkom. Niech moje czyny mówią za mnie a nie moje pochodzenie. Niezależnie, od kogo pochodzę od bogów czy demonów.
- Też racja - przyznał mu przyjaciel. - A wiesz, że nawet nie wiedziałem, że mam smocze znamię z tyłu na ramieniu? Jakoś trudno patrzeć sobie na plecy.
Spróbował odwrócić głowę i spojrzeć na swoje ramię, ale tylko stuknął czołem o skałę i się roześmiał.
- To ty nie masz oczu dookoła głowy? - zadrwił Methron. - A ja myślałem, że masz - ponownie wrzucił do ust żółtą kulkę.
- Wiesz, że chyba mam? Gdzie nie spojrzę to widzę smoki. Zobaczyłem rano czarnego smoka, czerwonego a potem srebrnego. A potem te chip...- czknął. - gady zamieniły się w chip... w bogów... chip... a ja jestem potomkiem jednego z nich, chip..., więc też pewnie w jakiejś części jestem smokiem.
- Mózg ci się rozmiękczył od alkoholu - ze śmiechem stwierdził Methron, który połapał się, że przyjaciel się wstawił i ma czkawkę.
- Hej, smoki, smoczki i inne potwory! - ryknął raptem Dargon aż Zefira spojrzała w jego stronę.
- Ciszej... - syknął do niego Met, obawiając się reakcji bogów. Kumpel jednak nie posłuchał go i kontynuował skoczną pioseneczkę.
- Jak na was spojrzę widzę same stwory
Rude, brązowe i fioletowe
Jak na was spojrzę to urwę głowę.
Młody łowca parskną śmiechem a nagle do śpiewu dołączył nowy głos, to śpiewał Orkanus zbliżając się do mężczyzn i kontynuując piosenkę. W rękach trzymał menzurkę z bursztynową nalewką, którą Darmir już zdążył go poczęstować. A teraz szedł w ich stronę z flaszką w garści. Dargon, mimo iż był już wstawiony to z chęcią sięgną po buteleczkę z nalewką, którą podał mu starszy mężczyzna.
- To rozgrzeje lepiej od tej zupki - zachęcił. - No bez krępacji - pogonił.
Od chwili jak Zefira i Orga kazały mu nazywać się po imieniu z pominięciem ich boskich tytułów Darmir jakoś się ożywił i jak to określiła Zefira: oddrętwił. Przyszła teraz za Orkanusem i stanęła obok łowców.
- No to chluśniemy, bo uśniemy - Dargon wzniósł toast i zanim starzec zdążył zaprotestować, pociągną zdrowy łyk a na jego twarzy pojawiła się mina błogostanu.
- Ale to się pije po woli a nie chla - zaprotestował Darmir.
- Dlaczego? - spytał władca powietrza i też zdrowo pociągnął. Lekko zakasłał i też zrobił zadowoloną minę.
- Dobre to - stwierdził, po chłopsku wycierając usta.
Zefira zachichotała. Piła powolutku a i tak poczuła mocne działanie trunku. Było lekko słodkawe w smaku, z nutką ziół i czegoś cierpkiego. Przyjemnie rozgrzewało dając poczucie ciepła i miłego zadowolenia.
- Co to jest? - spytała Darmira.
- Moja tajemnica - odparł z uśmiechem, on też już odczuł jego działanie, ale recepturą nie zamierzał się dzielić. Nalewką jednak się podzielił dolewając jeszcze raz wszystkim nawet Zefirze, która już nie chciała.
- Daj spokój dziadku - zaprotestowała. - Dobre, ale ileż można. Chyba wolałabym rybkę.
- To nie możesz sobie jej złowić? - uśmiechnął się Dargon szelmowsko, który po alkoholu zrobił się jakiś śmielszy.
- A żebyś wiedział - odparła. - Złowię białopłetwa a ty będziesz przynętą na niego.
Mrugnęła okiem do Methrona, który roześmiał się szczerze. Przecież jeszcze dziś rano spłoszył jej śniadanie.
- Zaraz tam przynętą. Nie nadaję się. A poza tym rzuciłabyś swojego ulubionego chłopczyka na pożarcie rybkom?
Na tę odpowiedź Zefira parsknęła nalewką i zaniosła się szczerym śmiechem.
- On się lepiej nadaje - Dargon machną ręką na Methrona. - Lżejszy ode mnie i dłużej utrzyma się na wodzie, jako przynęta. Bo ja to od razu jak kamień pod wodę, chlup i mnie nie ma - to mówiąc chlupnął sobie zdrowo nalewki.
- I ty najlepszy przyjaciel rzuciłbyś mnie, jako przynętę? - spytał Methron udając oburzenie i bezwiednie pociągając z flaszeczki. Nie lubił alkoholu, ale jakoś zapomniał, co trzyma w dłoni i się napił.
- No razem z nią - skinął głową na Zefirę. - Ona za ręce ja za nogi i siup do wody.
- Nie - Orkanus pokręcił głową uważnym spojrzeniem obrzucając młodszego łowcę. - Zdecydowanie on się na przynętę nie nadaje. Przecież na nim tylko skóra i kości. Żadna rybka nie miałaby, co ogryźć.
Wszyscy się roześmieli się serdecznie. Naprawdę potrzebna im była chwila beztroski, ale Methron się nie obraził.
- Nie jestem znowu taki chudy - zaprotestował żartobliwie. - Pod tym ubrankiem, prężą się muskuły - naprężył rękę do góry i zaraz ją opuścił widząc zbliżające się dziewczyny
- No toś nas załatwił - uśmiechnęła się Amare podchodząc do starca. - Kto to widział upić nieletnie dziewczyny i bogów? Co Darmir? - stuknęła go łokciem w bok.
Starszy mężczytzna parskną śmiechem zupełnie do niego nie podobnym.
- A co źle ci moja droga?
- No nie, ale jakoś tak fajnie i na luzie.
- Ojej, a ona, co robi? - Peris kiwnęła głową, na Orgę.
Bogini Ogniadelikatnie żarzyła raz większym, raz mniejszym płomieniem i wykonywała jakieś skomplikowane ruchy w takt muzyki, którą słyszała tylko ona.
- Oszalałeś? - zaśmiała się do Darmira. - Dałeś alkohol Bogini Ognia? Przecież on tylko ją podsyci.
- To ja pójdę ją ugaszę - zaproponował Orkanus.
- Nigdzie nie pójdziesz - roześmiała się ponownie przytrzymując go za łokieć. - Ładna by była wybuchowa para. Ogień podsycony alkoholem i wiatr - co powiedziawszy zaniosła się śmiechem.
- To, co można zrobić? - z zażenowaniem spytał pustelnik, nie pomyślał, jakie mogą być skutki alkoholu w połączeniu z ogniem.
- Nic - Zefira wzruszyła ramionami. - Kiedyś się uspokoi.
Tymczasem Orga tańcząc zbliżyła się do nich i zachęcająco pokiwała palcem.
- Ruszcie się dziewczyny! - zawołała śpiewnie. - Jutro do boju, ale dzisiaj się bawimy. No ruszcie się! - pogoniła. - Wypiły a stoją jak drętwe kluchy.
Na jej słowa Bogini Światła roześmiała się i popchnęła Peperis z Amare do przodu, aby poszły się bawić. Poszły, ale pociągnęły opierającą się Zefirę za sobą. Mężczyźni zostali w swoim towarzystwie. Orkanus usiadł koło Dargona na wystającym kawałku skały i zapatrzył się w przestrzeń. Podchmielony łowca zaczął coś podśpiewywać pod nosem.
- Bądź mężczyzną i nie nuć jak baba - Bóg Powietrza trzepną go w ramię. - No dawaj tę przyśpiewkę, może i ja ją znam.
Na taką zachętę Dargon zaczął pełną piersią to, czego nie skończył wcześniej.
- Hej smoki, smoczki i inne potwory
Jak na was spojrzę widzę same stwory
Rude brązowe i fioletowe
Jak na was spojrzę to urwę głowę.
- Wiwerny złośliwe - pełnym głosem kontynuował Orkanus
Stwory te skrzydlate
Porwały mi wircha
Ruszę na nich z batem
Methron nie wiedział jak zareagować na śpiew Boga Powietrza. Miał chęć się roześmiać, ale miał wrażenie, że jakiś nie uchodzi. Ten zaś jak gdyby nigdy nic pociągnął łyk z flaszeczki i odezwał się:
- A ty młody to, co nie umiesz śpiewać czy masz kolec w du... - nie dokończył gdyż Methron włączył się do śpiewu pewnym siebie głosem.
- Łowca ja żelazny
Bez broni bez bata
Mówili mi ludzie,
Że strugam wariata
- Wezmę tylko kumpli - dośpiewał Dargon.
Thatirusu ćwiartkę
Wyruszę na smoki
I skroję im miarkę
- Skrócę ich o głowy - dokończył Orkanus.
Pazury i łapy
A z tyłka ich skóry
Skroję sobie buty
- To teraz ja zaczynam - dołączył się Darmir. On też znał smocze piosenki.
- Ej chłopcze, chłopcze
Chłopcze z doliny
Przyszedłeś tutaj do swej dziewczyny?
- Nie do dziewczyny - kontynuował Dargon.
Do przyjaciela,
I się na smoki
Dziś z nim wybieram
- Smoki potwory okrutnie straszne - Orkanus podjął śpiewanie.
Jak do was pójdę napluję w paszcze
- Złapię za ogon - zaśpiewał Methron
Zakręcę młynka
I padnie trupem
Wredna gadzinka.
Darmir zaniósł się radosnym śmiechem, nie tylko z powodu przyśpiewki, ale i radości, że wszyscy tak wspólnie się zgrali. Będą z nich wspaniali wojownicy a on w tym wszystkim odegra szczególną rolę. Jeszcze tylko troje pomyślał. W tej samej chwili niebo gwałtownie pociemniało, gdy przysłonił go ogromny cień.
- O jest i fioletowy smok - ucieszył się Dargon. - Wiedziałem, że musi ich być więcej kolorów.
- Fioletowy - na te słowa Orkanus momentalnie otrzeźwiał. - To dziecko nocnej zorzy! - niemal wykrzyknął w ekscytacji. Dawno takiego nie widział.
Zaś dziewczyny i boginie stały jak znieruchomiałe patrząc na ogromnego, pięknego smoka, który swoim gwiezdnym chuchnięciem przełamał barierę i wylądował tuż przy nich. Zeskoczyła z niego kobieta o ciemnych włosach i fiołkowych oczach.
- Witajcie - skłoniła głowę, po czym podbiegła do Darmira.
Mężczyzna przytulił ją z czułością a ona odwzajemniła uścisk
- Witaj kwiatuszku - przywitał ją. - Ale wyrosłaś - przyjrzał się jej, gdy się od siebie odsunęli.
- Tak, zmieniłam się - potwierdziła. - Elia powiedziała, że już czas.
- Tak moje dziecko - skinął głową. - A to będą twoi towarzysze - pokazał na zapatrzonych na nią bogów i ludzi. - Przedstawiam wam moją wnuczkę - odezwał się z dumą. - To jest Fiolet, łowczyni cieni.
*thatirus - napój alkoholowy na bazie kilku kolorów owoców thati: żółtego(działanie odprężające), zielonego(poprawia wzrok), czerwonego(poprawia zmysł równowagi), pomarańczowe(wyostrzają słuch i węch, fioletowe nadają pewność ruchom. Mają takie cechy spożywane pojedynczo, zmieszane razem działają dwa razy mocniej od 40% wódki.
*wirch - bardzo szybki koń
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro