Pierwsze starcie 15
Wielki srebrny smok z Kapłanką na grzbiecie wzbił sięw czarny aksamit nieba, na którym lśniły rozsypane niczym perły migoczącegwiazdy. Astra Via* lśniła złocistym szlakiem połyskujących,maleńkich gwiazdeczek i wijąc się niczym serpentyna, ciągnęła się zakolami aż pohoryzont Czarnych Skał. Amare na ten widok westchnęła z zachwytu. Gdyby nie czekającaich walka nawet podobałby się jej nocny lot. Tymczasem jednak musiała się skupićna na czekającym ją zadaniu. Bała się tego, co zobaczy, gdyż od razuprzypomniał się jej się sen o płonącym mieście i słowa Przedwiecznego, że Królowi Smoków towarzyszyć będą krew, ogień i ból. Przestraszyła się tego, co może za chwilę zobaczyć. Istotnie w oddali ujrzała płonącą wioskę. Gdy zbliżyły się do niej słychać było krzyki i płacz ludzi, którzy próbowali ratować swój dobytek. W ruch poszły wiadra z wodą czerpaną ze studni i pobliskiego stawu. Dzieciaki płakały trzymając się matczynych spódnic. Zaś oszalałe ze strachu zwierzęta próbowały wydostać się z płonących obór. Wokół panował chaos, zniszczenie i śmierć nieszczęśników, którzy zginęli w płomieniach. Swąd spalenizny dotarł do Amare, która odruchowo zakryła usta dłonią zaś w jej oczach zalśniły łzy smutku. Tyle zniszczenia i niepotrzebnej śmierci z powodu gada, którego prawie nie było widać. Spostrzegła go dopiero, gdy potwór zioną ogniem. Był to okrutny Mroczny Smok. W blasku płomienia dało się zauważyć ciemnego, rogatego potwora, który wcale nie odróżniał się od otaczającej go nocy. Nietoperzowe skrzydła z ostrymi wypustkami poruszały się niemal bezszelestnie. Przepastne czarne ślepia lśniły fanatycznym, dzikim blaskiem. Był znany z tego, że atakował głównie w nocy i dla postronnych świadków był wcale nie widoczny. Zwykły śmiertelnik nie był w stanie go pokonać. Amare jednak nie była zwykłym człowiekiem i posiadała smoczy talizman. Mimo tego dziewczyna bała się jak jeszcze nigdy dotąd. Potwór spojrzał na nią i rykną. W jego głosie usłyszała wściekłość i ostrzeżenie.
-Weź się w garść - Zefira wysłała jej mentalny rozkaz. - Jesteś od niego silniejsza. Karz mu odejść.
- Tenebris Draco ad me, ut te relinquo! – krzyknęła Amare w panice. Co znaczy: Mroczny Smoku rozkazuję ci odejść.
Potwór spojrzał na nią z jakimś politowaniem i nic nie robiąc sobie z rozkazu zioną ogniem w jej stronę. Zefira w ostatnim momencie posłała w jego stronę kulę srebrzystego ognia, która wbiła się w środek morderczego płomienia. Czerwony ogień oplótł kulę swoimi jęzorami nie robiąc krzywdy kapłance i jej smokowi.
- Amare, co ty robisz! - Zefira krzyknęła na nią w panice. - Przestań się go bać! On to czuje i wykorzysta przeciwko tobie. A już na pewno nie przestraszy się ciebie. Smok jest na tyle magiczny na ile ty mu na to pozwolisz! Przegoń go!
- Boisz się mnie dziecino? - okrążający je smoczysko pierwszy raz odezwał się do Amare. - I słusznie! - rykną. - Jam jest Mroczny. Niepokonany i niewidzialny. Sieję śmierć i zniszczenie.
- Jesteś zapatrzonym w siebie głupcem - dogryzła mu smoczyca.
- Całkiem zeszłaś na psy Zefiro. Służysz ludziom jak ten kundel. Tfu - spluną ogniem na ziemię trafiając w szczyt żurawia stojącego obok studni. Na dole dały się słyszeć płacz i klątwy ciskane w kierunku gada. Na niewiele się one jednak zdały.
- Amare nie śpij, pozbądź się go - pogoniła dziewczynę w myślach - Nie służę nikomu. Jestem wolnym smokiem - odparła z godnością, miała nadzieję, że kapłanka weźmie się w garść i przegoni Mrocznego Smoka. - Zaś ty służysz Gorgonowi. Nigdy nie będziesz panem samego siebie. Ty przerośnięty nietoperzu. Amare teraz! - krzyknęła.
Dziewczyna niemal bliska płaczu i przerażona własną słabością ponowiła zaklęcie, co jeszcze bardziej rozsierdziło Mrocznego, ale go nie przegnało. Mocniej uderzył skrzydłami, uniósł w górę łeb i rykną tak strasznie, że przerażona Zefira cofnęła się do tyłu. W jego ryku czaiła się groźba walki na kły i pazury. Odgłos ten dotarł do najgłębszych zakamarków duszy Kapłanki i wypełnił ją bezrozumnym lękiem. Zamknęła oczy czekając na najgorsze.
-Amare - usłyszała cichy szept w swojej głowie. - Jestem z tobą. Cokolwiek się stanie jesteśmy razem. Albo razem zginiemy, albo razem zwyciężymy. Razem.
- Tak, razem - odparła dziewczyna szeptem.
Gdy nagle przepłynęła przez nią fala dziwnej mocy, elektryzująca i silna, otworzyła oczy i zobaczyła jak talizman pulsuje błękitnym światłem.
- Draco ad me, ut te relinquo! ( Rozkazuję ci odejść)- odezwała się dobitnie.
Potwór spojrzał na nią z zaskoczeniem i opuścił łeb tak nisko, że spoglądał dziewczynie w oczy.
- Kimże jesteś, że mi rozkazujesz? - spytał ze złością.
- Jestem Smoczą Kapłanką i rozkazuję ci odejść.
Z zaskoczeniem zauważyła jak talizman rozjarzył się oślepiającym światłem, od którego Mroczny Smok zmrużył ślepia.
- Tak jest pani - skłonił łeb w posłuszeństwie. - Muszę uznać twoje zwierzchnictwo i wypełnię rozkaz , ale nie zapomnę upokorzenia - spojrzał w stronę Zefiry. - Nigdy nie zapominam - co powiedziawszy odleciał.
Smoczyca ciężko wypuściła powietrze. Jeden z głowy. Gdy poczuła na grzbiecie drżenie drobnego ciała odwróciła łeb i spojrzała na przyjaciółkę. Amare płakała.
- Jestem beznadziejna - stwierdziła dziewczyna w chwilę potem, gdy siedziała na kamiennym głazie. - Co ze mnie za Kapłanka, skoro nie potrafię przegonić jednego smoka?
- Ale go w końcu przegoniłaś - łagodnie odezwała się Zefira. - Dałaś z siebie wszystko.
- Nieprawda! - zaprzeczyła gwałtownie wycierając łzy dłonią. - Gdyby nie twoja pomoc nigdy by się mnie nie posłuchał. Przekazałaś mi swoją magię. Tylko, dlatego nam się udało.
Smoczyca wykonała niemal ludzki ruch wzruszenia ramionami.
- Nie ważnie jak, ważne że się udało.
- No owszem. Ale podobno to ja jestem kapłanką, to ja mam dar. I co? Zwyczajnie nie umiem tego wykorzystać. Jestem do niczego - spuściła głowę w dół.
- I myślisz, że jak jeden raz zawalisz to zaraz musisz się poddać? - usłyszały nagle starczy głos.
Przyjaciółki równocześnie spojrzały do tyłu. Na skraju lasu stał Darmir z Simi na ręku.
- Skąd się tu wziąłeś dziadku? - spytała go zaskoczona Zefira.
Mężczyzna zbył jej pytanie machnięciem ręki i przysiadł obok Amare.
- Wcale się nie spodziewałem, że tak od razu będą cię słuchać - odezwał się do niej. - To po pierwsze bardzo uparte bestie a po drugie dopiero się uczysz. Nie spodziewaj się, że kilkusetletnie smoki tak od razu posłuchają młodziutkiej, niedoświadczonej kapłanki. Nie na darmo Gorgon właśnie ich wybrał na towarzyszy. Wybrał najgorszych z okrutników. A ci uwierz mi, nie ugną się przed byle kim.
- To ja jestem byle kim? - spojrzała na niego załzawionymi oczyma.
- Tego nie powiedziałem - zaprzeczył. - W końcu Mroczny ugiął się twojej woli.
Dziewczyna skrzywiła się z ironią. Dobrze wiedziała jak było.
- Aha, widzisz. Nie wierzysz sama w siebie - wytkną jej. - To jak ma wierzyć w twoją moc okrutny smok? Musisz uwierzyć sama w siebie.
- To samo jej mówiłam - odezwała się Zefira. - Ale ona była taka przestraszona, że nawet ja nie uwierzyłabym w jej moc.
- Cicho bądź - fukną na nią starzec. - Nie pomagasz mi. Każdy normalny człowiek bałby się takiego potwora. Sęk w tym kochana Amare, aby lęk zamienić w swoją silną stronę.
Kapłanka spojrzała na niego, z niedowierzeniem.
- Strach zamienić na siłę? - spojrzała jak na wariata głaszcząc swoją kotkę, która wskoczyła jej na kolana.
- Tak dziewczyno, właśnie tak - odpowiedział.
Astra Via* - Droga Gwiazd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro