Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ostatni symbol władzy 33

Zdetronizowany król, Ardan Draconis siedział w ciemnym, wilgotnym lochu, gdzie po ścianach spływały krople wilgoci i zastanawiał się nad tym, co go spotkało kilka godzin temu i czego od niego chciał ten potwór nazywający się Królem Smoków. Bestia w jego koronie i z królewskim berłem przy swoim pasie miała czelność mianować się nowym władcą. Na domiar złego pozakładał bransolety zależności na poddanych króla Ardana. Mieli oni teraz obowiązek służyć nowemu panu bez względu na to czy tego chcą czy nie. Oznakowanie to nie pozwalało ludziom na jakikolwiek sprzeciw wobec nowego monarchy. Jakiekolwiek przejaw niesubordynacji karany były przejmującym bólem. Dlatego też nikt teraz nie mógł rozmawiać z byłym władcą. Ardan patrzył z nienawiścią na samozwańca, który z pewnością nie był człowiekiem. Stał przed nim i miał wrażenie, że patrzy w oblicze czarnej śmierci. Nie wiedział, bo i skąd, że właśnie tak było. Monstrum miało lśniącą, obsydianową skórę, czerwone oczy, które zdawały się przewiercać człowieka na wylot. Czarne brwi wygięte w górę nadawały mu demonicznego wyglądu. Stwór nie posiadał włosów, jego czaszka pokryta była pancerzem smoczej skóry, z której wyrastały cztery rogi wygięte w tył. Był to wysoki na ponad dwa metry niby mężczyzna o ciele atlety. Jego odzieniem były tylko czarne spodnie, opinające muskularne nogi i wysokie do kolan, metalowe buciory naszpikowane kolcami. Na ramionach potwora znajdowały się żelazne naramienniki a na rękach takież same karwasze. Jego tors przecinał skórzany pas, do którego z tyłu przymocowany był długi, obusieczny miecz. Ogromne, nietoperzowe skrzydła uzupełniały obraz okrutnego potwora, który teraz chodził w jego koronie a przy pasie miał jego berło. Były król jeszcze teraz, gdy przypomniał sobie to spotkanie miał na plecach ciarki strachu. Najgorzej jednak obawiał się o swoją rodzinę. Nigdzie nie było widać śladu Amare, o którą obawiał się najbardziej. Żona z pasierbicą już go tak nie interesowały nie mniej jednak spytał:

- Gdzie moja rodzina?

- Twoja rodzina? - uniósł do góry demoniczną brew. - Nie ma jej tu - odparł kręcąc rogatym łbem i ironicznie wykrzywił usta.

- A gdzie jest? Coś z nimi zrobił potworze!

- Ojejej - pomachał szponem przed nosem Ardana. - Grzecznie proszę, grzecznie. Jesteś teraz na mojej łasce i ja bym na twoim miejscu trzymał język za zębami.

- Tak, tak - dało się słyszeć z tyłu, a zza szerokich pleców nowego władcy wychyną wredny pysk Jadowca*. - Nie dyskutuj, nie podskakuj siedź na dupie i przytakuj! - wysyczało stworzenie.

- Co ty tu robisz?! - huknęło na niego monstrum. - Miałeś siedzieć cicho pod krzesłem i myszy straszyć! Żadnego kota nie ma w tym zamku. Więc jak się nie postarasz to spędzisz noc zawieszony łbem do dołu na żerdzi.

- Na żerdzi to się ... - Jadowiec nie dokończył gdyż pan ścisną go okrutną dłonią za gardło aż temu oczy wylazły na wierzch i rzucił nim przez całą długość sali tronowej. Stworzenie osunęło się po ścianie, ale zaraz się podniosło i czmychnęło w kąt.

- Na czym to ja skończyłem? - pochylił się nad Ardanem. - Aha, jesteś na mojej łasce i nie masz żadnych praw. Pytać o cokolwiek też ci nie wolno. Na razie żyjesz tylko dzięki temu, że jeszcze mi się przydasz. A do tego czasu masz siedzieć cicho.

- Cicho, cichutko... utko - jak echo powtórzył Jadowiec, który wrócił za plecy króla niczym bumerang.

- Jak ja ci zaraz w ucho lutnę... !- odwrócił się w jego stronę z zamiarem walnięcia gada w łeb, ale jego już tam nie było - przezornie schował się pod krzesłem. - Znoszę tego morona tylko, dlatego, że teraz tak trudno o koty.

Służba z trudem zachowała powagę, ale udawali, że nic nie słyszą i nie reagują.

- A to żebym nie musiał się niepotrzebnie denerwować - wysyczał i wziął w swoją na pół ludzką dłoń, rękę byłego władcy i chciał założyć uzależnienie. Ze zdziwieniem i niepokojem zauważył, że nie może założyć uzależnienia. Jeszcze mu się to nie zdarzyło. Zacisną na tyle mocno, że Ardan jękną z bólu, ale rezultatu nie było żadnego.

- Kim jesssteś? - wysyczał ze złości i spojrzał mu w oczy, ale oprócz lodowatego spojrzenia nie wyczytał nic, a to go jeszcze bardziej wyprowadziło z równowagi.

- Byłym królem, potworze bez imienia - dogryzł król.

- Bez imienia, bez imienia - zaświergotał Jadowiec. - Mienia, kamienia...

- Idź ty pomiotło kamienne! - wrzasnął i rzucił w niego królewskim berłem.

Jadowiec oberwał w bok i się zamknął. Przynajmniej na razie.

- Pytam ostatni raz, kim naprawdę jesteś - odezwał się z naciskiem.

Ardan Draconis poczuł się lekko zaskoczony. Był tylko królem, a teraz nawet już nie królem i nikim innym. Czego ten potwór od niego chce? Nie zamierzał jednak o tym myśleć.

- A ja pytam o rodzinę - odezwał się hardo.

Obecny, samozwańczy władca był zły, że nie udało mu się ani złamać tego mężczyzny, ani założyć mu zależności warkną, więc krótko:

- Twoje wiedźmy nie żyją - obwieścił czekając na reakcję.

Nie zawiódł się. Były monarcha znieruchomiał i w szoku otworzył niebieskie oczy.

- Amare też? - spytał niemal bez tchu.

- Ta na szczęście żyje - uśmiechnął się jakoś krzywo a w oku błysnęło mu złośliwie. - Ale jej tu na razie jeszcze nie ma.

Na tę wiadomość były król z ulgą westchną w duchu.

- Nie pytasz jak zginęła twoja żona? - spytał potwór jadowicie.

Nie spytał. Lecz samozwaniec i tak powiedział.

- Skręciłem kark jednej i drugiej. Myślały, że mnie przechytrzą czarownice jedne. Mnie Króla Smoków, Boga Mroku i Śmierci! - wykrzyknął to tak, jakby był to powód do chwały.

Nie doczekał się takiej reakcji, na jaką liczył. Mężczyzna patrzył na niego obojętnie, jakby wcale nie obeszła go śmierć Zeneke i Zueli. Potwór spojrzał na niego w niemym zaskoczeniu. Czyżby były monarcha był twardszy niż się spodziewał? Nie obeszła go śmierć najbliższych osób? Dla Króla Mroku, który żywił się śmiercią i smutkiem było to niepojęte. Zaś Ardan rzeczywiście nie odczuwał absolutnie nic z tego powodu. No może tylko trochę żalu, że niepotrzebnie zginęły dwie osoby. Odkąd, bowiem wyjechał i nie był pod wpływem czarów Zeneke, to wcale nie czuł, że ją kocha. Stała się dla niego zupełnie obcą osobą, dlatego nie odczuwał teraz tak dojmującego uczucia straty, jakiego oczekiwał Bóg Śmierci. Milczał, więc co jeszcze bardziej rozsierdziło potwornego króla. Złapał go w swoją szponiastą dłoń za szyję i podniósł do góry.

- Zacznij się mnie bać - wysyczał. - Bo tylko ode mnie zależy twoje nędzne życie. Jeden ruch, jedno słowo i będziesz martwy, mimo iż mam, co do ciebie szczególne plany. Rozumiesz? - przekręcił głowę w bok i patrzył na króla ze złością w czerwonych ślepiach. Ardan jednak nie odpowiadał, bo zwyczajnie zabrakło mu tchu. Monstrum rzuciło go na ziemię i spojrzało na niego z góry.

- Rozumiesz?! - ryknął i chciał kopnąć mężczyznę, ten jednak błyskawicznie przekręcił się w bok i wstał mimo dojmującego bólu obitego ciała.

- Rozumiem uzurpatorze - odezwał się lodowatym głosem, w którym nie było cienia lęku tylko pogarda.

Tego dla nowego władcy było za wiele.

- Do lochu z nim! - warknął.

- Do lochu, lochu, lochy - powtórzył Jadowiec polatując z dala od władcy. - Świnie, świnki, prosiaczki ...

- Nie miałeś mnie przedrzeźniać tylko myszy łapać ty kocia pomyłko natury! - ryknął na niego. Stworzenie spojrzało na niego z niechęcią.

- Co się tak gapicie?! - wrzasnął na służbę. - Do roboty lenie, bo pasy darł będę z waszej skóry!

Służba pospiesznie spuściła wzrok w dół i posłusznie udała się do swoich zajęć.

- A wy, na co czekacie! - huknął na straż przyboczną. - Zabrać tego człowieka do lochu - wydał polecenie z obrzydzeniem wymawiając słowo „człowiek". - I żadnego żarcia ani picia. Posiedzi kilka dni to skruszeje. A kot myszy łapać.

Straż podeszła do Ardana i z przepraszającym wyrazem twarzy spojrzała na niego, aby poszedł po dobroci. Nic innego nie mógł zrobić, więc poszedł.

- Królu, królu, królicku - dał się słyszeć przymilny głos Jadowca. - Pogłasc swego kotecka.

- Nie jesteś kotem idioto - warknął Król Mroku.

- A każecie mi myszy łapać królicku.

Władca się wściekł.

- Zabierzcie tego gada ode mnie, bo się nie opanuję i mu kark skręcę! - wrzasnął.

- Idę już sobie idę - mrukną gad. - Nie trzeba się tak drzeć, głuchy nie jestem - odparł i migiem odleciał nim władca rzucił w niego wazonem z kwiatami. W potworze aż się zagotowało.

Tym czasem Jadowiec podleciał pod nogi Ardana mało go nie wywracając.

- Jak łazisz psie - warknął na niego jeden ze strażników.

- On nie jest psem - zwrócił mu uwagę były król. - Po prostu próbuje tu przetrwać, jak każdy zresztą.

Stworzenie spojrzało na niego z wdzięcznością i podało mu jego berło.

- To chyba twoje panie.

- Dziękuję - mężczyzna wziął do ręki swoją własność.

Siedział teraz w lochu oparty o ścianę ściskając w dłoni ostatni symbol swojej władzy i martwił się o Amare, o której losach nic nie wiedział. Dałby wszystko, aby córka była teraz bezpieczna. Nie zauważył, że kamień w berle rozjarzył się dziwną mocą i zgasł.

Tymczasem w sali tronowej pojawił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o szarej cerze.

- I co znaleźliście? - spytał samozwańczy król nowo przybyłego.

- Tak, ale nie ma do niej dostępu.

- To nic - uśmiechnął się stwór złośliwie. - Czy prędzej, czy później to sama do nas przyjdzie. Mam coś, na czym jej zależy.

*jadowiec (mała odmiana Jadowego) - nieduży smok o długim, wąskim pysku; wyłupiastych, zielonych oczach; długim ogonie zakończonym kolcem. Ma zielone, lekko przeźroczyste, nietoperzowe skrzydła i łuskę w różnych kolorach zieleni. Żywi się małymi gryzoniami i jajami ptaków.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro