Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ogniomir 46


Peris zwisała na swoim batogu i majtała się pod smoczym ogonem niczym jakieś wahadło. Nienawidziła latania pod smoczymi brzuchami, nienawidziła smoków, które wyrządziły już tyle złego a mogą zrobić jeszcze więcej szkody. Wzięła się, więc w garść i wspięła po batogu niczym po linie. Siedziała na końcu smoczego ogona, silnie obejmując go nogami w ręku trzymając odczepiony bat. Przyczepiła go do pasa. Bestia najwyraźniej poczuła balast na ogonie gdyż obejrzała się do tyłu. W jego niedomkniętej paszczy zobaczyła zakrwawione ubranko dziecka, którego głowa była nabita na dwa górne kły. Zemdliło ją a jednoczenie poczuła tak silną nienawiść do gada, że gotowa była udusić go gołymi rękoma. Smok widząc człowieka na swoim ogonie machnął nim gniewnie. Raz, drugi, trzeci. Jednak ludzka istota, mimo iż pozieleniała na twarzy to nadal trzymała się jego kolców. Och, gdybyż tak mógł ją złapać i zgnieść w swoich zębiskach. Nienawidził ludzi. Zabili mu brata, zabrali smoczą ziemię panosząc się po niej niczym zaraza. Powybija ich wszystkich a potem dołączy do swojego pana i będzie jego wiernym sługą. Śmierć ludziom! Sięgnął łapą do paszczęki, aby pazurami wydłubać resztki z zębów. Zajęty grzebaniem w paszczęce czuł jak stopy człowieka przemieszczają się po jego plecach. Dał sobie spokój z pozbyciem się ludzkiej głowy. Błyskawicznym ruchem pochylił się na prawe skrzydło w przekonaniu, że przebrzydły człek zwyczajnie z niego spanie. Nie czując znienawidzonego ciężaru na plecach wyrównał lot i wrócił do dłubania w zębach.

Peperis zsunęła się ze smoczego grzbietu ze strachem w oczach. Nie chciała ginąć. Strzeliła batem okręcając go dookoła tylnej, smoczej łapy. Bluznęła pod nosem wiązką przekleństw. Ponownie musiała wspinać się na obrzydliwego gada, którego miała już serdecznie dość. Tego bujania na boki też zresztą miała dość. Wspięła się na smoczą nogę i usiadła na jego stopie ciężko oddychając. Potwór najwyraźniej poczuł, że coś siedzi mu na nodze gdyż spojrzał w dół gdzie napotkał zimny wzrok dziewczyny.

- Szo ky tcham łobisz kłuszynko - wyseplenił gdyż z czachą w zębach było mu zwyczajnie źle mówić. - Szy wiesz, sze w kaszdej szwili mogch cie zjeszcz?

- Tylko spróbuj - warknęła. - A wtedy z przyjemnością wykłuję ci te wytrzeszczone ślepia tak jak twojemu poprzednikowi.

Na jej słowa potwór ryknął domyślając się, że to ta kobieta w czarnym ubraniu i jasnych włosach zabiła jego brata. Kłapnął paszczęką w kierunku swoich stóp. Nie sięgnął jej jednak, gdyż kotem nie był i nie potrafił zwinąć się w kłębek. Trzepnął nogą, aby pozbyć się balastu, ale tylko zachwiał tym swój lot a blondyna nadal siedziała na jego stopie jakby się tam, co najmniej przykleiła. On zaś nie mógł jej nic zrobić.

- Nie miotaj się tak, bo mi od tego niedobrze - odezwała się do niego dziewczyna.

- A nie wiesz szaszem szo mnie ko obchoszi?

Patrzył na nią z nienawiścią w gadzich ślepiach zastanawiając się, co zrobić, aby zabić blondynę. W głowie zaświtał mu pomysł, by ją spopielić.Już odwrócił łeb w jej stronę, mocno wciągnął powietrze z zamiarem plunięcia ogniem, gdy łowczyni pogroziła mu palcem i się odezwała:

- Ej, ej nie radzę. Chyba, że jesteś takim moronem, aby spalić mnie razem z własną łapą.

Ogniomir w ostatniej chwili powstrzymał kulę ognia, gdyż słuszność jej słów walnęła go obuchem, a własnej łapy nie zamierzał raczej tracić. Zdusił w sobie płomienie tak nagle, że z jego nozdrzy i uszu buchnął dym. Zakrztusił się nim i zaczął kasłać wypuszczając pyskiem kłęby dymu. Przy czym pozbył się w końcu przeszkadzającej w zębach głowy.

Peperis była zadowolona, że przywiązała się batem do smoczej łapy inaczej już dawno by spadła przy tym wszystkim, co wyprawiał smok. Nie mogła tak jednak siedzieć wiecznie, musiała coś zrobić. Tylko jak na razie nie wiedziała, co. Zdawała sobie, bowiem sprawę, że gdy zabije Ogniomira to sama spadnie i skręci sobie kark. A jakoś niekoniecznie odpowiadało jej takie rozwiązanie. Przydałaby jej się pomoc, ale jakoś na to na razie się nie miało.

Musiała radzić sobie sama. Postanowiła, że wdrapie się ponownie na smoczy grzbiet. Już prawie miała się odplątać od jego nogi, gdy jej uszu doszło mamrotanie gada.

- To kura jedna. Mądralińska taka. Najgorzej to, gdy kokoszki biorą się za walkę. Aby same z nimi problemy. Już lepiej z rycerzem wojować, urwie się takiemu głowę i z głowy.

- Coś ty powiedział?! Jak mnie nazwałeś? Kurą? - Peris poczuła się urażona. Nie pozwoli, aby byle gad - morderca przezywał ją od ptactwa.

- No, bo jesteś kurą, nie zaprzeczysz chyba - warknął smok. - Taką ludzką kurą. Znosicie jajka, wychowujecie smoki, tfu to znaczy dzieci i jesteście takimi kokoszkami, które trzęsą się o byle, co i same z wami problemy. Choćby tak jak teraz. Kto to widział, aby kury brały się do walki - mamrotał niezadowolony.

Na jego słowa łowczynię poniosło. Nie dość, że morderca, to jeszcze dyskryminuje kobiety a ją zniża do poziomu trzęsącej się kury bez rozumu. Ze złości zacisnęła zęby decydując w duchu, że ona już da nauczkę temu ognistemu potworowi. W bezrozumnej wściekłości rzuciła batem zaczepiając go za ogromne kolce znajdujące się na karku Ogniomira. Wspięła się po nim zręcznie niczym małpka i już po chwili siedziała na plecach bestii. Stwór ryknął przeraźliwie czując na sobie jeźdźca. Postanowił za wszelką cenę zwalić dziewczynę. Wyprysł do góry świecą przecinając płynące po niebie obłoki niczym jakaś koszmarna strzała. Po czym gwałtownie zanurkował w dół, od czego Peperis zrobiło się niedobrze, nie mniej jednak kurczowo trzymała się kolców przezornie się do nich przywiązując. Smok wykonał ostry skręt na lewe skrzydło, po czym ponownie wystrzelił w górę obracając się przy tym wokół własnej osi. Dziewczyna pożałowała, że zjadła śniadanie. Powietrze furkotało jej koło uszu, pęd powietrza był tak silny, że zapierał dech w piersiach, przed oczyma miała nieprzebrany przestwór nieba a od korkociągu kręciło jej się w głowie. Zamknęła oczy.

Świetlisty pomocy, jęknęła w duchu, Anchelia gdzie jesteś?

Nagle koszmarne zwierze dało gwałtownego nura w dół. Peperis otwarła oczy. Przecinali chmury niczym błyskawica, mknąc na spotkanie ziemi, która zbliżała się w zastraszającym pędzie. Łowczyni już zobojętniała na poczynania smoka. Nie robiło to już na niej najmniejszego wrażenia. Nawet żołądek nie podchodził jej już pod gardło. Siedziała na potworze z obojętną miną czekając aż gad się uspokoi. Ten w końcu wyrównał lot, śmignął nad dachami domów Srebrnego Miasta i warknął do siebie

- A teraz pora się zabawić skoro już pozbyłem się tej kury. Ludzki drób jest najlepszy - mlasnął jęzorem.

- Nie zapomniałeś o czymś - dziewczyna odezwała się do niego lodowato. - Kura nadal tu jest.

Ogniomir obejrzał się do tyłu w wielkim zaskoczeniu. W jego wielkich ciemnobrązowych ślepiach odbiła się dumna sylwetka łowczyni.

- Co ty tu robisz? Nie spadłaś?! - niemal na nią huknął.

- Jak widać nie - odparła cierpko. - Ta kura jajek nie znosi, tylko zabija takie bestie jak ty - warknęła nie gorzej od smoka.

W tej samej chwili zobaczyła jak Maris Stella swoim naporem wody zalewa ledwo płonącą ognistą królową. W łowczynię wstąpiła dzika determinacja. Nie pozwoli, aby ta piękna i okrutna pani zatopiła Orgę. Nie myślała prawie wcale. Zadziałała instynktownie. Strzeliła batem oplątując nim szyję potwora niczym lejcami. Batog rozjarzył się oślepiającym blaskiem mocniej wbijając się w szyję gada.

- Rusz się ty przerośnięta jaszczurko - wydała rozkaz. - Lecimy tam na rynek.

Bestia ryknęła tak przeraźliwie w akcie protestu, że przestraszyła wszystkich w promieniu kilkunastu smoczych odległości* Peperis tylko mocniej szarpnęła prowizorycznymi lejcami.

- Nie dyskutuj pokrako, bo wbiję ci nóż w żebra - wiedziała, że tym by go nie zabiła, ale zraniła i zadała ból.

- Nie będzie mi byle kura rozkazów wydawała - mruknął niewyraźnym, zduszonym głosem. - Jajka znosić a nie za jeźdźca smoczego robić. Nie nosiłem nigdy człowieka i nigdy tego nie zrobię.

Peperis z wściekłości pociemniało przed oczyma. Wyjęła swój sprężynek i cięła go przez łuskę. Rana nie była głęboka, rysa zaledwie, ale gad poczuł się tym znieważony. Syknął ze złością.

- A teraz jazda - warknęła nie swoim głosem.

Ogniomir ruszył posłusznie we wskazanym kierunku. W chwilę później wylądowali na rynku. Zefira na ich widok szeroko otworzyła oczy. Łowczyni już miała zeskoczyć ze smoka, ale w ostatniej chwili się pohamowała. Nie mogła zostawić ognistej bestii samej bez nadzoru. Orga była już prawie w swojej ludzkiej postaci, pozbawiona skutecznie płomieni zduszonych przez napierającą na nią falę. Królowa Mórz roześmiała się perliście pewna swojego zwycięstwa. Ręka z wody wyciągnęła się w stronę szyi rywalki by ostatecznie ją pokonać.

- Ognia, ognisty! - Peperis warknęła do gada, jednocześnie mocniej zaciskając batog na jego szyi.

Bestia potrząsnęła koszmarnym łbem nie chcąc jej słuchać. Łowczyni jednak była nieustępliwa a jej bat palił go w skórę. Wypluł z siebie ogień wprost w słaniająca się na nogach rudowłosą kobietę. Ta rozjarzyła się niczym pochodnia. Dumnie uniosła głowę do góry, spojrzała przeciwniczce w oczy rozżarzając się coraz bardziej. Z dłoni wodnej królowej buchnęła para. Fala ognia natarła na nią ponownie. Woda zasyczała przemieniając się w parę. Maris Stlella spojrzała z niepokojem na szalejący ogień, który jakimś cudem odżył zamieniając się w szalejącą furię. Czuła, że teraz to ona powoli opada z sił. Zawrzał w niej gniew tak potężny, aż wyzbyła się całej wody, jaka w niej jeszcze istniała i posłała ją na przeciwniczkę. Orga została zalana wielkim bałwanem wody, który zdusił jej płomienie. Klęczała bezsilnie na ziemi, pochylona do przodu podpierała się ręką a z jej włosów i ubrania kapała woda. Maris Stella ją pokonała. Królowa Mórz w swojej ludzkiej już postaci uniosła w górę rękę w geście zwycięstwa.

- Tak! - krzyknęła z radością.

Niedługo się nią jednak cieszyła. Coś wielkiego, potwornego spadło z nieba z szybkością wiatru, porwało królową i zniknęło w oddali.

Orga podniosła się powoli na chwiejnych nogach. Zefira, która stała do tej pory z boku podbiegła do niej i podtrzymała za łokieć.

- Jesteś mokra - zauważyła z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Bogini Ognia skąpana w wodzie - pokręciła głową a z jej oczu wyzierała ulga.

- A ty jesteś brudna i śmierdzi od ciebie alkoholem - Orga pociągnęła nosem. - W gorzelni byłaś?

Obydwie roześmiały się z ulgą, że wyszły cało z tej walki. Rzuciły okiem na otaczające ich pobojowisko. Wszędzie gdzie starły się dwie boginie widać było kałuże wody i spalony grunt. Wokoło zniszczonego dokumentnie rynku gdzie wcześniej szalał ogień, znajdował się teraz wypalony okrąg stanowiący pamiątkę po szalejących płomieniach. Wał połamanych i nadpalonych desek, które godzinę temu były straganami sprawiał, że czuły się jak w centrum koszmarnego snu. Zupełnie jak ludzie zbici w nieliczne gromadki, którzy ze zgrozą w oczach patrzyli na powstałe zniszczenia. Ich piękne do tej pory miasto straciło cały swój urok, strasząc kikutami spalonych drzew, osmalonymi ścianami domów, na których dachach dogasały pojedyncze ogniki. Powybijane okna ziały pustką i beznadzieją a rozwiewane śmieci oraz truchła zabitych smoków leżały po całym mieście. Zabici ludzie, krew, poodrywane kończyny spowodowały, że do wszystkich dotarło jak okropną rzeczą jest wojna i jakie ofiary za sobą ciągnie. Tępi strażnicy pozostawieni sami sobie siedzieli na ziemi niezdolni do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. W boginiach zaczął narastać słuszny gniew. Zapadła nagła cisza przerywana jedynie pojedynczymi szlochami.

Ciszę przerwała Anchelia, która zjawiła się bezszelestnie niczym duch i z delikatnym podmuchem swoich skrzydeł wylądowała przed boginiami.

- Widzę, że udało nam się opanować sytuację mimo małych niedogodności - odezwała się delikatnie.

Na jej widok Peperis odetchnęła z ulgą a Ogniomir warknął głucho niczym wściekły pies na widok obcego.

- Cicho - pociągnęła go za lejce z bata. Ten wbił się w jego szyję a warkot zamarł w gardzieli wściekłej bestii.

Królowa chmur spojrzała na niego z zaskoczeniem a jej łagodny do tej pory wyraz pyska zmienił się nagle nie do poznania. To już nie była łagodna Anchelia, to był potwór z piekła rodem. Z okrutnymi rogami, czarną mordą podobną do krowiej, z której nozdrzy buchał smolisty dym. Jej ciało gwałtownie pociemniało, futro zamieniło w dywan wzburzonej, długiej sierści, który falował przy każdym jej ruchu. Strzępiaste skrzydła gniewnie machnęły wznosząc tumany kurzu. Podniosła się do góry na dwóch łapach i zdawała się rosnąć niczym wyciągająca się do góry burzowa chmura. Całe niebo, do tej pory jasne pociemniało od jej gniewu, a ona w postaci ogromnej bestii przerosła Ogniomira i spojrzała na niego z góry.

- Ty! - ryknęła gniewnie a w jej głosie dał się słyszeć ryk nadciągającej burzy. - Ty krwiożerczy potworze, ty jaszczurko bez sumienia! Jak śmiesz wracać tu gdzie wymordowałeś tyle ludzi a ich domy puściłeś z dymem? - pochyliła się nad nim wwiercając swoje czarne ślepia w jego oczy. - Myślisz, że coś mnie powstrzyma przed zabiciem cię?!

- Coś może nie, ale może ktoś - sucho odezwała się łowczyni. - To ja go do tego zmusiłam. I jeżeli ktoś go zabije to ja a nie ty.

Z gardła Anchelii wydobył się warkot zza ostrych jak igły zębów.

- To zabij kruszynko - wysyczała. - Najlepiej już, bo nie mogę patrzeć na mordercę dzieci.

- On uratował mi życie - Orga podeszła do nich i położyła rękę na nodze gada. Ten warknął na nią ostrzegawczo. Nie spoufalał się ani z bogami ani z ludźmi. Wyjątek stanowił Gorgon, który wezwał go do służby i pozwolił robić to, co najbardziej lubił. Puszczać wszystko z dymem, mordować ludzi i pożerać ich młode.

- Wcale tego nie chciałem. Nie pomagam ludziom. Kura mnie do tego zmusiła.

Na twarzach obecnych odbiła się konsternacja zaś Peris mocniej zacisnęła batog. Ogniomir syknął czując palącą obręcz.

- No dalej Peperis - pogoniła ją Anchelia. - Zabijaj, chcę patrzeć na śmierć tego mordercy - w jej oczach zabłysł dziki ogień wyglądający niczym czerwień piekieł. Łowczyni poczuła się niemile zaskoczona, nie spodziewała się po łagodnej Królowej Chmur takiej determinacji i rządy krwi. To stworzenie, które widziała przed sobą niczym nie przypominało jej poprzedniego wcielenia. Nie wiedziała, co zrobić. Z jednej strony chciała go zabić, planowała to przecież od początku. Teraz jednakże zaczęła się zastanawiać. Przecież, gdy go zabije wcale nie będzie lepsza od niego, nawet gorsza. On zabijał, bo do tego został stworzony, był urodzonym ognistym drapieżnikiem. Ona zaś została łowcą z konieczności, łowcą nie mordercą. Ze złości i konsternacji zacisnęła pięści na batogu.

- Wahasz się? - wysyczała smoczyca z wściekłością. - Wypowiedzieliście im wojnę, giną niewinni a ty nie możesz zrobić jednej prostej rzeczy?

Pochyliła się nad nią tak jakby chciała jej odgryźć głowę.

- Anchelia! - głos Zefiry był ostry i donośny. - Nie pozwalasz sobie za dużo?

Królowa Chmur spojrzała na nią z ukosa.

Bogini coś szepnęła do Orgi, ta skinęła głową, po czym mimo odniesionych obrażeń sprytnie wdrapała się na grzbiet Ogniomira. Ten szarpnął się tak mocno, że ognista mało nie spadła.

- Spokój - wysyczała na niego łowczyni szarpiąc za ogniste lejce. Ryknął w proteście. Tymczasem Orga usiadła za plecami Peperis, coś do niej cicho powiedziała. Ta chętnie kiwnęła głową. Bogini przesunęła się przed łowczynię i przejęła od niej bat. Bicz rozżarzył się jeszcze bardziej w dłoniach Ognistej Królowej, niemal zapłonął białym ogniem i zabłysł na szyi smoka niczym płonąca obręcz.

- Nie, nie możecie! - z gardła Ancheli wydobył się ryk podobny do grzmotu, gdy zorientowała się, co Bogini Ognia zamierza. - Nie pozwalam! To bestia z piekła rodem, zniszczy wasss ...- wysyczała.

Orga jednak nie zwracała na nią uwagi. Zamierzała założyć uzależnienie, co wcale nie było łatwe z uwagi na to, że stworzenie było smokiem a nie zwykłym człowiekiem. Musiała się skupić a górująca nad nią, wściekła Królowa Chmur wcale jej w tym nie pomagała. Smoczyca ryknęła wyzwalając z siebie całą swoją moc. Niebo gwałtownie pociemniało i zasnuło burzowymi chmurami. Jeszcze chwila a wszystko utonęło w nieprzeniknionym mroku. Było tak ciemno, że nie było widać absolutnie nic poza żarzącą się obręczą na szyi smoka.

- Anchelia uspokój się - Zefira próbowała przywołać ją do porządku. - Przecież nie stanie się nic złego, jeśli stanie się od nas zależny. Przejmiemy wtedy nad nim pełną kontrolę. Nie zrobi wtedy nic przeciwko nikomu bez naszego pozwolenia. Zrozum przyda nam się każdy sprzymierzeniec.

Jej słowa przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego. Ogniomir słysząc, co zamierzają zrobić ryknął przeraźliwie, szarpną łbem, aby wyswobodzić się z narzuconego mu batoga. Tylko dzięki refleksowi łowczyni, która złapała za drugi jego koniec nie udało mu się uwolnić, mimo iż rzucał się niczym ryba na wędce.

- Widzisz? On wcale nie chce ci służyć - zatriumfowała Królowa Chmur. - Zabijcie go albo ja to zrobię - ryknęła a powałę nieba przecięła na pół czerwona błyskawica, która grzmotnęła w ziemię.

- Co z nią? - Peperis szeptem zadała pytanie Bogini Ognia. - Przecież była taka łagodna i przyjacielska.

- Potem ci powiem - odszepnęła Orga. - Teraz nie pora na pogaduszki. Muszę założyć zależność tej bestii. Pozwolisz, że posłużę się twoim batem.

Dziewczyna skinęła głową, czego nie było widać w absolutnych ciemnościach, ale bogini odczuła jej aprobatę. Mocno chwyciła płonący batog, zacisnęła go mocno na szyi gada. Ten wyczuwając, co za moment może się stać, zaczął się szamotać ze zdwojoną siłą. Machnął skrzydłami i oderwał się od ziemi. Jednak nagle coś złapało go za nogę zatrzymując w miejscu. Wściekła bestia stanęła na tylnych łapach niemal pionowo. Orga i Peperis zawisły na jego plecach kurczowo trzymając się każda swojego końca bata.

- To chyba nie był jeden z lepszych pomysłów - stwierdziła bogini kręcąc głową. - Podaj mi rękę Peris, przynajmniej zamkniemy okrąg. 

Wyciągnęły do siebie dłonie. W tej samej chwili Ogniomir zatrząsł ciałem niczym pies, ogonem miotnał na boki i bijąc skrzydłami próbował uwolnić się z magicznych pęt.

- No, choć tu do mnie ty przerośnięta jaszczurko - wysyczała do niego Anchelia. - Pozbądź się tych głupich ludzi a wtedy z przyjemnością cię zabiję.

Machnęła skrzydłami wzbijając tym samym tumany piasku, które oślepiły Zefirę. Bogini mimo tego nie wypuściła z dłoni lśniącej wstęgi swojej magii, którą przytrzymywała smoka w miejscu.

- Niech cię piorun strzeli ty przebrzydła stworo - warknęła Zefira do siebie rozzłoszczona do granic. Może trzeba było pozwolić, aby Ogniomir zginął? Jednak chęć posiadania po swojej stronie tak znakomitej broni, jakim był miotający ogniem smok była nie do odrzucenia. Poza tym miała wrażenie, że Peperis wcale nie chciała go zabić. Musiała pomóc dziewczynom w ujarzmieniu bestii, mimo nadwątlonych boskich mocy.

Nagle po pociemniałym niebie potoczył się grzmot przypominający ryk rozjuszonego potwora. To nadlatywała Królowa Burz zwabiona ciemnymi chmurami swojej siostry.

Smocza odległość* - długość lotu smoka, po jednym machnięciu skrzydeł ok. 13m - 15m w zależności od wiatrów.

A teraz mam do was pytanko, bo po pewnej części dalszy ciąg powieści zależy od waszej odpowiedzi. Zabić Ogniomira, czy zostawić go przy życiu. Pozdrawiam wszystkich cieplutko i życzę Szczęśliwego Nowego Roku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro