Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kto jest, kim 32

Kapłanka odwzajemniła spojrzenie. Bogini miała rację.

- To w końcu do ciebie pierwszej przemówił Wszechmocny i to on udzielił ci błogosławieństwa, jesteś jego pośredniczką. To dzięki jego woli a twojej pomocy staliśmy się na powrót bogami. Proponuję, więc aby to Amare pierwsza powiedziała, co się dowiedziała od Świetlistego. A potem wyjaśnimy sobie resztę - kontynuowała Zefira. - Musimy wiedzieć o sobie jak najwięcej abyśmy mogli nawzajem sobie zaufać.

- Święte słowa - zgodził się Orkanus.

- Tylko wiecie, ja bym z chęcią gdzieś usiadła - odezwała się kapłanka. - Bo coś czuję, że trochę to potrwa. No i trzeba, aby Darmir też do nas dołączył.

- Methron też - wszedł jej w słowo Dargon, który po przeproszeniu przyjaciółki czuł się jakoś tak lekko i dobrze.

- Methron to twój kolega? - upewniła się Amare.

- Nie - zaprzeczył. - To mój najlepszy przyjaciel - sprostował z dumą.

- To ja po nich polecę, tfu... pójdę, dawno nie chodziłem - zaoferował się Orkanus i poszedł.

- Coś on za szybko łapie ludzkie słowa - mruknęła do siebie Bogini Światła a głośno dodała. - Proponuję założyć barierę ochronną, nigdy nie wiadomo, co się po skałach sunie.

Powiedziała tak, gdyż wiedziała, iż wszelkie węże, żmije i inne padalce znosiły wieści do smoczego króla. Orga na znak zgody skinęła głową. Już po chwili nad skalną półką wznosiła się przeźroczysta bariera przypominająca bańkę mydlaną. Odbijające się w niej promienie słoneczne mieniły się kolorami tęczy.

- To jest piękne - zachwyciła się Peris.

W tej samej chwili z jaskini dobiegł ich dziwny dźwięk i wyszedł z niej Orkanus niosąc stół, na którym siedział Methron, zaciskający oczy Darmir i kotka, która ze strachu wbiła pazury w dębowy stół. Widok był tak niecodzienny i zaskakujący, że wszystkich zatkało.

- O kurka wolna - wyrwało się Zefirze, zamiast kurka wodna* a Orga zdusiła cisnący się na usta śmiech. Bóg Powietrza popisywał się swoją siłą niczym napakowany nastolatek.

- Proszę, ława dla szanownych pań - odezwał się stawiając stół na ziemi.

Gdy tylko mebel dotkną ziemi Darmir zsunął się z niego i huknął na Orkanusa:

- Jak jeszcze raz wytniesz mi taki numer to nie będę patrzył żeś bóg tylko ci lagą przyłożę w te twoje cztery boskie litery! - tu stuknął swoim kosturem, aż ten rozbłysł dziwnym blaskiem. - Jestem starszym człowiekiem i nie potrzebuję, aby ktoś mnie na stół wsadzał. Jeszcze mam nogi do chodzenia.   Na tą tyradę boga zatkało a Zefira wybuchła niekontrolowanym śmiechem.

- Nie jesteś jeszcze taki stary dziadku - poklepała go dłonią po ramieniu. - Skoro tak sprytnie nóżkami przebierasz łażąc po górach i zbierając zioła.

- Nóżkami? - starszego mężczyznę aż zatkało. - Ależ pani - skłonił się w końcu. - Nie ładnie tak naigrywać się ze starego człowieka.

- Darmirze - ujęła go pod łokieć. - Nie kłaniałeś mi się, gdy byłam smokiem, nie rób tego i teraz.

- Smok a bogini to nie to samo - zaperzył się.

- Ale istotę mamy tę samą i nie traktuj mnie jak boginię przyjacielu. Ja nadal jestem tą samą Zefirą.

- Akurat - mruknął pod nosem Dargon. - Jakby to smok i kobieta były tym samym.

Jednak Bogini Światła miała słuch dobry.

- Bo są - odparła dobitnie. - Nie wyzbyłam się całkowicie smoczych cech - to mówiąc wyciągnęła do przodu dłoń a z jej palców wysunęły się smocze, lśniące pazury, które po chwili zniknęły.

Łowca mimo tej manifestacji nadal patrzył na nią z ukosa.

- Do walki ze smokami to ja byłem uczony od dziecka i walczyłem z różnymi. Zaś przeciw bogom nie zamierzam występować.

- Mówiłem, że Mroczny- wtrącił siedzący na skale Orkanus. - Sam się przyznaje, że walczył.

- Oj cicho bądź - skarciła go Orga siadając na stole.

- A czy z bogami u boku przystąpisz do boju?- spytała poważnie Zefira. - Mamy wojnę i każda pomoc będzie potrzebna do walki ze sługami Gorgona.

Na jej słowa wszyscy spoważnieli. Wojna, to słowo zaległo w umysłach wszystkich. Bogini miała rację, gdyż to co się teraz działo nie było niczym innym jak walką o przejęcie władzy przez Gorgona. W tym momencie wszyscy zdali sobie sprawę z tego, co to znaczy dla całej krainy i zamieszkujących ją ludzi i wolnych stworzeń. Nie będzie śmiechu, wolności ani sprawiedliwości. Gorgon zniszczy ich świat paląc wioski, miasta i niewoląc ich mieszkańców. I jeśli oni czegoś nie zrobią to zapanują rządy terroru i bezprawia.

- Smoczy król nie zna litości - kontynuowała Zefira stając przed stołem, na którym siedziały dziewczyny i była smoczyca Orga, która na te słowa twierdząco pokiwała głową. - I zrobi wszystko, aby osiągnąć cel. A jego celem jest odzyskanie smoczej ziemi  za wszelką cenę. Zresztą sami widzieliście, do czego jest zdolny. Wezwał najokrutniejsze bestie, aby niepokoiły spokojnych mieszkańców. Pozwala im zabijać i w zasadzie robić, co tylko chcą. Każe zakładać zależności na wszystkich ludzi, aby nie mogli mi się sprzeciwić a niepokornych zabija. Amare nie bez powodu została pobłogosławiona przez Świetlistego. On musiał wiedzieć, co się będzie działo. Prawda Kapłanko?

Dziewczyna skinęła głową i opowiedziała wszystko, czego dowiedziała się od Przedwiecznego. Na jej słowa zapanowała dziwna cisza. Była ich garstka a musieli podjąć nierówną walkę z siłami Gorgona.

- On musiał go wezwać - ciszę przerwał Orkanus, który nerwowo przechadzał się przed stołem. - Gorgon wezwał Pierwszego z Pierwszych do pomocy aby wyzwolił ich boską moc i przywrócił im pierwotne kształty.

- Kto to jest Pierwszy z Pierwszych? - spytała Peris.

- To jeden z bogów, którzy stworzyli świat i nas - odpowiedziała Zefira. - Na początku byli jednością Mrok i Światło. A potem się rozdzielili. Mroczny stworzył noc a Świetlisty dzień.

- Aha - dziewczyna skinęła głową, że rozumie.

- No dobrze, rozumiem. Oni byli pierwszymi to, kim wy jesteście? - zadał pytanie Methron. Darmir spojrzał na niego z błyskiem w oku, ale nic nie powiedział.

- Och - westchnęła Zefira. - Ja i Gorgon jesteśmy Drugimi. Bogowie powołali nas abyśmy patronowali; on nocy i ciemności a ja dniom i jasności. On jest Bogiem Mroku i Śmierci a ja Światłości i Nadziei. Jeśli on zwycięży na świcie zapanuje wieczna ciemność.

Na tą wiadomość wszystkim odebrało głos.

- Coś pominęłaś moja droga - cierpko zauważył Bóg Wiatru a Orga skinęła głową.

- No tak - przyznała Bogini Światłości. - My z kolei stworzyliśmy Bogów Żywiołów, aby byli odpowiedzialni za zachodzące w przyrodzie zjawiska. I tak mamy Boga Powietrza - skinęła głową na Orkanusa, Bogini Ognia - wskazana skinęła głową. - Boga Ziemi Gerotha...

- Ale ja zabiłem smoka ziemi - wtrącił Dargon. - Zamienił się w... - Zefira nie dała mu dokończyć.

- Zabiłeś Smoka Ziemi a nie samego Boga. Bogowie Żywiołów powołali z kolei do życia zwykłe smoki. Smok Skalny, z którym się zmierzyliście, powstał ze skał a do życia właśnie powołał go Bóg Ziemi.

Wszyscy słuchali przyswajając sobie nową wiedzę. Tylko nie Darmir, on to wiedział już od dawna i tylko teraz zgodnie kiwał głową.

- Tak jak ja dałem życie ventusom (wiatrom) na przykład groźnej Tayfan, bogini tajfunów, czy spokojnemu Sefiro, który jest najłagodniejszym ze wszystkich smoków - dodał Orkanus.

- To, kogo stworzył Gorgon? - zapytał Methron.

- On tych najgroźniejszych - wyjaśnił Bóg Powietrza. - Boga Cieni, Maddara.

Na tę wzmiankę Amare drgnęła przypomniawszy sobie swoją walkę.

- Boga Mroku, Boga Ziemi i mnie. Teraz ty Świetlista nie będę gadał za ciebie.

- Co niby ja? - obruszyła się. - Ja potworów nie stworzyłam.

- A Maris Stella to niby milutka? - dociął jej.

- A ta... - machnęła ręką. - Wypadek przy pracy. Nie ma, o czym gadać. Gorgon też maczał w tym pazurki i dlatego wyszła taka dzika. Moje smoki są łagodne.

- Zapomniałaś o mnie - odezwała się Orga.

- O tobie też lepiej nie mówić. Wyrwałaś mi się spod kontroli. A byłaś takim milutkim płomyczkiem.

- To znaczy, że jesteś jej mamusią? - Dargon spojrzał na boginię. - Taka młoda a już matka - palną bez namysłu.

Orkanus, Zefira i Darmir parsknęli śmiechem.

- Schlebiasz mi mój chłopcze. Naprawdę jestem bardzo stara, ale jako bogini będę wiecznie młoda i duchem, i ciałem. Wiek się mieści w duszy mój drogi. I nie jestem jej matką. Raczej twórcą. Ja jej nie urodziłam tylko stworzyłam z promieni słonecznych i tchnienia wiatru. Gdyby nie powietrze - tu spojrzała na Orkanusa - nie miałaby takiej formy jak obecnie. Rozwiałeś mój płomyczek w groźną Boginię Ognia.

- Będę mu za to wdzięczna do końca świata - odezwała się Orga. - I przestań się na niego już o to boczyć.

- No przecież się na niego nie gniewam. Tłumaczę tylko Dargonowi, jak powstałaś. To już wiesz wszystko mój synu? - zwróciła się do łowcy.

- Wiem wszystko - odparł Dargon. - I nie mów do mnie „synu", bo nim nie jestem - chciał swoją butą, zatrzeć gafę, jaką popełnił.

- Masz rację, moim nie - odparła. - Jesteś potomkiem Gorgona.

Na te słowa zapadła wielka cisza a Dargon pobladł patrząc na nią z niewiarą.

- Nie wierzę - pokręcił głową. - Moja rodzina...

- Twoja rodzina nie ma nic do tego - oświecił go Darmir. - Prawdą jest, że najwięksi łowcy mają w sobie smoczą krew odziedziczoną po przodkach. Dlatego są doskonałymi myśliwymi.

- To moim praprzodkiem jest Gorgon, Drugi po Pierwszych? - upewnił się łowca. Bogowie skinęli głowami.

- Ale przecież jestem człowiekiem... - chciał zaprotestować.

Orkanus podszedł do niego objął go przyjacielsku za ramię i powiedział: - Wiesz nudno jest być bogiem, gdy już wszystko stworzysz a masz czas to schodzisz między ludzi - mrugnął okiem. - A ludzkie kobiety są bardzo ładne. Ty zaś wywodzisz się od Gorgona i ... - spojrzał mu w oczy, co trochę dziwnie wyglądało. - I mojej. Masz potężnych i strasznych przodków. Dlatego Mroczny jest twoim znakiem. Masz jego znamię na ramieniu. Gdzieś po drodze musiały się skrzyżować dwie linie łowców. Dlatego jesteś Mroczny i znasz język smoków. Od razu cię wyczułem Dziecko Ciemności.

- I tak powstała linia nadludzi - wyręczyła go Bogini Ognia zeskakując ze stołu, stając przed Peris i biorąc ją za dłoń.

- To ja też pochodzę od smoków? - z niewiarą spytała blondynka.

- Zapewne moja droga - odezwała się Orga i jakoś dziwnie spojrzała na Methrona. Odwzajemnił twardym spojrzeniem.

- Z linii, która nie zaginęła powstali łowcy, którzy potrafili walczyć ze smokami i innymi bestiami. Jak to mówią, w przyrodzie musi być równowaga. Zamknij oczy - poleciła a Peris ją posłuchała. Po chwili bogini szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. - Wiesz, kim są twoi przodkowie? To Bogini Mórz i Hedaro, Bóg Wschodzącego Słońca. Jesteś, więc łagodna i waleczna zarazem.

- O cholera - zaklęła odruchowo dziewczyna a Dargon roześmiał się jak głupi.

- To, dlatego byłaś najlepsza w nurkowaniu i wstrzymywaniu powietrza. Ty jesteś od światła a ja od mroku - stwierdził z jakąś goryczą.

- Zawsze wiedziałam, że masz w sobie coś mrocznego - dała mu kuksańca. - Ale i tak cię lubię.

- Jak możesz mnie lubić? Pochodzę od Gorgona Boga Mroku i Śmierci. Jestem mordercą, tak  ...

Peris nie dała mu dokończyć.

- Nawet nie waż się tak mówić! To, że od nich pochodzisz nie znaczy, że taki jesteś. O człowieku świadczą jego czyny i to, jaki jest a nie jego przodkowie - stwierdziła z mocą.

- Jesteś bardzo mądra moja droga - odezwała się do niej Zefira. - Będę dumna z tego, jeśli do nas dołączysz.

- Dziękuję pani - skłoniła się dziewczyna.

- Żadna tam pani - bogini uśmiechnęła się ciepło. - Dla ciebie po prostu Zefira.

Amare, która do tej pory stała z boku podeszła do Methrona, który wyglądał jakby się czegoś bał.

- A ty nie chcesz wiedzieć, od kogo pochodzisz? - spojrzała na niego. Chłopak spuścił wzrok w dół. Peszyła go jej obecność.

- Methron?

- Nie, nie chcę wiedzieć - odparł szybko i aby nie patrzeć jej w oczy spojrzał w przestrzeń przed sobą. Zmierzchało. - Czasami nadmiar wiedzy szkodzi - odparł wymijająco. Poza tym on wiedział.

Kapłanka nie naciskała. Odeszła, ale na jej miejsce podszedł Darmir.

- To jeszcze tylko dwoje - powiedział jakoś tajemniczo.

- Co? - Met udał głupiego.

- Musi być was jeszcze dwoje. Poza tym wy wszyscy macie tylko część boskich artefaktów. Brakuje jeszcze dwóch. A jak już będą wszystkie to będziecie nie do pokonania.

- Zgadza się Fattaro - odparł chłopak patrząc starcowi w oczy.

Wiedzieli, ale tylko oni.

* kurka wodna to mały, złośliwy ptaszek z długim dziobem, wyskakujący z zarośli i dziobiący do krwi. Potrafi dziobem przebić jajka, które są jego przysmakim i co mniejszą ofiarę na wylot, tylko dla zabawy. Bardzo nielubiany przez wszystkich.

                      *************************************************

Mam nadzieję, że dobrze wszystko wytłumaczyłam. Jeśli są jakieś wątpliwości to proszę pytać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro