Gorgon 21
Królowa Mórz leciała pośród ciemnych chmur w stronę jaśniejącego powoli horyzontu, wściekła jak jeszcze nigdy dotąd. Została okaleczona i pozbawiona dodatkowych mocy, które zabrała jej Zefira. Niech będzie przeklęta ta massessa ischmi (czyt. masesa iszmi). I co z tego, że to ona Maris Stella zabrała je kiedyś podstępem tej sazmi? Należały się jej. To ona była Królową Mórz, była młodsza i wredniejsza od łagodnej Smoczycy Światła, jaką była Zefira. Gdyby nie ta głupia dziewucha Amare i jej marne czary, pani wód nigdy nie pozwoliłaby zabrać sobie potęgi cordis. A tak, to została pozbawiona mocy, godności i ogona. Jeszcze teraz cicho warczała ze złości. Utracony przed przemianą ogon rwał tępym bólem, ale i tak machała nim z taką wściekłością aż kapały z niego ciężkie krople smoczej krwi. Nie zdążyła go odbudować w odmętach jeziora, gdyż poczuła, że on się obudził. Maris Stella była okrutnym drapieżnikiem, ale wolała nie zadzierać z istotą, która od zawsze zamieszkiwała Jezioro Zapomnienia i była od lat jego opiekunem. Nie chciała z nim walczyć, gdy była osłabiona i okaleczona. Nie wyszłaby z tego z życiem.
Leciała teraz w stronę królewskiego zamku, gdyż smoczy radar wskazywał jej, że tam znajduje się Gorgon. Śpieszyła tam, aby poinformować króla smoków, że dziewczyna mimo małych umiejętności nadal stanowi niebezpieczeństwo. I raczej żaden gad nie da jej rady, dopóki mała będzie w posiadaniu talizmanu.
Doleciawszy do murów miasta zobaczyła w dole obraz, który ucieszył jej smocze serce. Płonęły budynki i stragany na rynku. Po uliczkach poniewierały się śmieci i gruz z zawalonych budynków. Grasujące po nim liczne wiwerny, smoki zniszczenia i smok zamętu doprowadzały miasto do ruiny a przerażeni ludzie albo uciekali przed polującymi stworami, albo siedzieli przerażeni w zabarykadowanych domach. W grymasie zadowolenia na okrutnym pysku wylądowała na podzamczu i stała się świadkiem zaskakującej sceny. Na zniszczonej wieży strażniczej siedział Gorgon a w dole przed nim krążyły wokół siebie dwa wściekłe gady. Był to Maddar i Orkanus.
- Ten messes ischo pokłonił się jej - warczał ze złością Maddar bijąc ogonem na boki. - Uznał jej zwierzchnictwo i zwiał jak jakiś kundel z podkulonym ogonem!
- Co miałem zrobić jak ta wiedźma była silniejsza ode mnie i wydała rozkaz? - wysyczał Orkanus. - W końcu jest Smoczą Kapłanką - próbował się tłumaczyć.
- Mogłeś nie oddawać jej czci ty pomyłko natury - Maddar nie odpuszczał. - Panie - schylił łeb przed królem. - Pozwól, że się z nim rozprawię.
- Pozwalam - zgodził się władca. - Niech wie komu naprawdę podlega. To ja jestem jego królem! Zabij tego zdrajcę - z naciskiem wydał bezlitosny rozkaz.
Maris Stella wycofała się do tyłu nie chcąc się niepotrzebnie narażać, po czym rozłożywszy skrzydła poszybowała w kierunku sąsiedniej wieży strażniczej i na niej usiadła.
- Witaj mój panie - skłoniła się przed królem.
- Witaj Królowo Mórz - oddał jej pokłon. - Coś tak szybko wróciła? - spytał odwracając wzrok od rozgrywającej się w dole walki.
Smoczyca obojętnie spojrzała w dół gdzie mocowały się dwa gady. Według niej walka była przesądzona. Orkanus nie miał szans z Królem Cieni. Smoki walczyły zaciekle, jeden, aby przeżyć drugi aby zabić. Błyskały zęby a mocne szpony zadawały rany przeciwnikowi. Ciała smoków zdawały się wibrować od zadawanych ciosów. Uniesione do góry skrzydła i usztywnione ogony nadawały impet uderzeniom. Silny cios Orkanusa posłał przeciwnika pod basztę, która zatrzęsła się gwałtownie. Mimo tego zamroczony Maddar już po chwili stał z powrotem na łapach gotowy do walki i z szumem skrzydeł rzucił się na rywala. Smoki splotły się ze sobą w morderczym uścisku. Maris Stella odwróciła wzrok od masakry i spojrzała na Gorgona.
- Przynoszę ci wieści, o panie.
Po czym opowiedziała wszystko królowi.
- Łowcy?! - rykną na koniec władca.
- Tak panie. Łowca zabił Smoka Ziemi. Pojawiają się też inni polujący na nas.
Gorgon rykną przeraźliwie i to był ostatni dźwięk, jaki usłyszał umierający Orkanus.
- Królu? - spytał spłoszony Maddar wydrapując szczątek mięśnia zabitego smoka z morderczych kłów. - Co się stało?
- Łowcy! - warkną zapytany w odpowiedzi. - Pojawili się myśliwi i zabijają naszych!
Z wściekłością sfruną z wieży, złapał w szczękę smocze ścierwo i z niespotykaną dla niego siłą wzbił się z nim do góry i wyrzucił tak daleko w mrok, że nie było słychać łomotu upadającego ciała. Utrzymując się nadal w powietrzu rykną tak głośno, że echo jego wściekłości dotarło na krańce świata.
- Powróćcie oddać pokłon swojemu władcy! A w imię jego wyruszycie na wojnę przeciwko ludziom i wszelkiemu stworzeniu! Odbijmy ziemię z rąk grabieżców!
Po tych słowach poszybował w stronę Smoczej Skały a jego współtowarzysze podążyli za nim. Na tę jedna chwilę mieszkańcy mogli odetchnąć i wyjść z mieszkań, aby pozbierać ciała tych, którzy zginęli w nierównej walce z bestiami.
Smocza Skała to samotna góra stojąca pośrodku ogromnej równiny otoczonej z trzech stron nieprzebytymi lasami a od północy ciągnie się za nią pasmo Gór Nagłej Śmierci. Są one wysokie i niedostępne. Pełne niebezpiecznych rozpadlin i ukrytych jaskiń stały się siedzibą Króla Smoków i jego poddanych.
Gorgon znajdujący się na jej szczycie wydawał się jeszcze bardziej potężny i niebezpieczny. U stóp góry zgromadziły się smoki wezwane przez swojego przywódcę. Były ich dziesiątki.
- Bracia! - ryknął władca. - Zostaliśmy wieki temu przepędzeni z Draco de Terra. Ludzie, którzy przybyli z innych krain bezprawnie zajęli naszą ziemię i ją zasiedlili. A przecież ta kraina należała do nas. Do smoków i ich stwórców! Nadszedł czas, aby upomnieć się o swoje!
- Tak nadszedł czas... - dał się słyszeć szmer głosów jego poddanych.
- Czy wyruszycie na wojnę prowadzeni przez swoich bogów?!
- Tak! - dał się słyszeć zgodny chór smoczych głosów.
- Oczywiście, że tak - przytaknęła Maris Stella pojawiając się koło niego.
Domyślała się, co zamierza ich król i była z tego powodu przeszczęśliwa. Nareszcie będzie naprawdę sobą.
Bestia uniosła łeb do góry i ryknęła pełną piersią:
- O przenajwyższy, wszechmocny i wszechpotężny! Wzywam cię!
Ziemia zadrżała, mrok zgęstniał a z otchłani czasu dał się słyszeć głęboki głos Pierwszego z Pierwszych.
- Wzywałeś mnie synu?
- Tak ojcze. Daj nam naszą boską moc.
- Dobrze - odparł głos. - Niech się stanie!
W chwilę później ciemność tak zgęstniała, że dałoby się kroić ją nożem. Delikatne przebłyski granatu zgromadziły się wokół Gorgona i Królowej Mórz.
Wybuch złocistego onyksu i srebra, przecięły ciemność i ukazały podnoszące się z kolan sylwetki ni to ludzi ni to smoków. Mieli ludzkie, potężnie zbudowane ciała, smoczą zbroję i ogromne skrzydła.
Był to bóg śmierci i mroku - Gorgon oraz bogini wód i wszelkiego stworzenia - Maris Stella. Podnieśli się w blasku swych chwał wielcy i wspaniali. W dłoni Gorgona zabłysł naszyjnik ze smoczych kłów. Okręcił go sobie wokół przegubu dłoni a ona zabłysła krwawo i wbiła się w jego ciało. Wydał okrzyk radości i uniósł do góry dłoń zwiniętą w pięść.
- Czy jesteście gotowi?! - rykną z uciechą rozpościerając swoje skrzydła a bransoleta zabłysła purpurą krwi i zalała okolicę swoim blaskiem.
Na ten widok smocze bestie szeroko otworzyły oczy jakby obudziły się z głębokiego snu i wydały z siebie groźny pomruk zgody.
- Ziemia będzie nasza! - wydał bojowy okrzyk. - Cała! Idźcie, więc w imię moje: palcie, grabcie i mordujcie tych co stawią opór. Zaś ci co przeżyją i oddadzą pokłon staną się niewolnikami - jego głos niósł się echem po okolicy i docierał do serc jego poddanych.
- Tych zaś, co przyprowadzą przed moje oblicze zdrajczynie smoczej krwi sowicie nagrodzę - obiecał.
- Kogo masz na myśli? - niespokojnie spytała Maris Stella.
- Oczywiście Królową Ognia i Zefirę. Tę zdradziecką Boginię Światła, która pomaga ludziom. Amare zajmę się ja sam.
- Zefira jest moja - syknęła patrząc na niego kryształowymi oczyma.
- Jak sobie chcesz. Ale jak ją spotkasz razem z dziewczyną pamietaj aby małej nie robić krzywdy, jasne?
Spojrzała na niego przekręcając głowę w bok.
- Ta mała jest moją prawnuczką. Ma w sobie smoczą krew, dlatego jest doskonałą, choć niedouczoną Smoczą Kapłanką. Muszę mieć ją żywą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro