Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Drugie starcie 16

    Zefirazatoczyła krąg nad dogasającymi szczątkami spalonej do cna niewielkiej wioski.Po ziemi pełzały ostatnie ogniki po okrutnym pożarze zaś popioły z drewnianychchat lśniły jeszcze drobinkami żaru. Upiorność krajobrazu podkreślał widmowyblask księżyca, który powoli sunął w stronę zachodniej granicy. Swoim blaskiemna ostro podkreślał makabryczny widok spalonych zgliszcz i powyginane w bólachagonii spalone ciała. Swąd spalenizny unosił się w górę wraz z dymem z pogorzeliska. Amare zrobiło się niedobrze.

- To przeze mnie wszyscy zginęli - pociągnęła nosem a w oczach zaszkliły jej się łzy. - Gdybym była dobrą kapłanką... - smoczyca nie dała jej dokończyć.

- Tere fere - warknęła. - Nie ty plułaś ogniem i nie z twojej winy zginęli wszyscy mieszkańcy. Pięć chałup na krzyż to zaledwie dobre dwa splunięcia - mruknęła cicho do siebie, ale dziewczyna i tak usłyszała.

- Jak możesz? - oczy Amare rozszerzyły się w szoku. - Mogłabyś ty...? - nie dokończyła czując, że zaraz powie coś niestosownego swojej przyjaciółce, która jakby nie było była smokiem i myślała jak smok.

- Ja nie - odparła Zefira z mocą. - Myślałaś, że mogłabym? - w jej głosie dał się słyszeć cień zawodu. - Po prostu stwierdziłam fakt. Naprawdę myślisz, że napadam na bezbronne wioski?

- Nie, oczywiście, że nie - zaprzeczyła kapłanka. - To po prostu jest straszne i czuję się tak jakbym nawaliła.

- Nawet nie próbuj tak myśleć! - zabroniła jej przyjaciółka. - To smocze bestie dokonały tych zniszczeń, nie ty. Pozbądź się tych głupich wyrzutów sumienia i po prostu rób to, co do ciebie należy. Musimy uratować nasz świat - odezwała się z mocą chcąc podtrzymać dziewczynę na duchu. - Jeśli tego nie zrobimy Gorgon zatriumfuje i zamieni krainę Iridis w wypaloną, jałową pustynię a ludzie będą niewolnikami.

Jakby to było takie proste - pomyślała Amare. Nadal była pełna niepewności mimo nauk i podpowiedzi Darmira. Mimo wsparcia przyjaciół nadal czuła się niepewnie w roli Kapłanki Smoka.

Leciały szlakiem ognia i łez wylanych przez przerażonych ludzi. Amare miała wrażenie, że patrzy na koniec istnienia krainy, w której się urodziła i wychowała. Gdy zobaczyła płonące miasto i usłyszała krzyki przerażonych ludzi poczuła się mała i bezbronna w obliczu fali zniszczenia i ludzkiego bólu. Kimże ona była, aby móc zapobiec kolejnej tragedii? Nad miastem polatywał zadowolony z siebie stwór o przejrzystych szarych oczach, które złowrogo lśniły w ciemności. Nie poruszał skrzydłami a mimo to zdawał się przemieszczać do przodu.

- Orkanus - wyszeptała przerażona. - I Maddar.

Niepokój Zefiry nie pomógł i tak przestraszonej Amare.

- Jest ich dwóch? - spytała zbielałymi ze strachu ustami. - Ja nie dam rady.

- Dasz - odparła jej towarzyszka, ale w jej głosie nie było pewności siebie.

- Ciekawe jak, gdy nawet nie widzę tego drugiego - z sarkazmem zauważyła dziewczyna.

W tej samej chwili nagły poryw wiatru dmuchną silnie w smoczycę, aż ta mocno załopotała skrzydłami, aby utrzymać się w kursie. Jednocześnie tuż przed jej nosem przeleciała niczym pocisk, smuga ognia.

Zefira wymamrotała pod nosem coś, co wyglądało jak smocze przekleństwo.

- Zauważyli nas - dodała głośno. - Amare będzie dobrze - odezwała się tak, jakby bardziej chciała uspokoić siebie niż dziewczynę.

- Wynoście się stąd! - warknęła ciemność z lewej strony.

Kapłanka ze strachu szeroko otworzyła oczy. Orkanus był nieopodal nad miastem i pluną w niego ogniem, jednocześnie szybkimi ruchami błoniastych skrzydeł wywołał wichurę, która spowodowała jeszcze gwałtowniejsze rozprzestrzenianie się ognia. Miała przed sobą Smoka Powietrza. Kim był, więc ten drugi bezcielesny?

Odpowiedź uzyskała w chwilę potem, gdy tuż obok zobaczyła materializujący się ogromny pysk, pełen ostrych jak brzytwy zębów i grafitowe, wściekłe oczy. Gad był przerażający, gdy rykną jej prosto w twarz. Amare poczuła płynący z jego paszczęki ohydny fetor. Odrzuciło ją do tyłu i aż zatkała usta dłonią. Potwór z pewnością nie dbał o higienę jamy ustnej. Widziała go teraz w całej okazałości. Wyglądał jak utkany z czarnej mgły. Jego ciało falowało jakby się zastanawiało, jaki przybrać kształt. Miała przed sobą Króla Cieni. Okrutnego Maddara, który nie bawił się w ceregiele i kłapną paszczą chcąc zabić dziewczynę. Zefira wykonała gwałtowny unik przy okazji chlaszcząc potwora ogonem po twarzy.

- Zęby przy sobie paskudny kundlu! - warknęła. - Nie wiesz, z kim się zadajesz. To Kapłanka.

- Będzie smakowała tak samo jak każdy inny człowiek - to mówiąc rzucił się w kierunku swojej ofiary.

- Przegoń go! - wykrzyknęła w panice do Kapłanki widząc, że w ich stronę leci strumień ognia. Smoczyca wykonała gwałtowny zwrot i ogień tylko osmalił jej bok.

- Ut ego ad te relinquo! (Rozkazuję co odejść!) - wykrzyknęła Amare, ale w jej głosie nie było słychać pewności siebie.

Talizman zabłysł na krótką chwilę i zaraz zgasł. Zaklęcie nie podziałało a dziewczyna mało się nie popłakała z bezsilności.

- Amare, nie - usłyszała w głowie głos przyjaciółki, która robiła wszystko, aby uniknąć ognia i gwałtownych porywów wiatru, który nie pozwalał utrzymać się w powietrzu. - Nie wolno ci się poddać przypomnij sobie, co mówił Darmir.

Możesz się bać ile wlezie, ale to, że się boisz czyni cię silniejszą. Ze strachu robimy rzeczy, których normalnie byśmy nie zrobili. To strach i instynkt przetrwania powoduje, iż jesteśmy silniejsi niż zazwyczaj. Sięgnij w głąb swojego serca, tam kryje się twoja magia i siła Amare, i obroń to, co jest ci drogie. - przypomniała sobie jego słowa. Dziewczyna bała się jak jeszcze nigdy. Miała przed sobą dwóch okrutnych smoków, które robiły wszystko, aby zginęła. Krążyły wokół niej i Zefiry niczym sępy głodne krwi.

Jeśli czegoś nie zrobię to zginiemy - uświadomiła sobie w panice. Nagle wszystko rozegrało się błyskawicznie. Obydwa gady zaatakowały równocześnie. Zefira plunęła ogniem i chciała odlecieć w bok, ale tam już materializowało się ciało atakującego Maddara. Smoczyca wpadła wprost w jego łapy zakończone długimi sztyletami pazurów. Wydała z siebie dziwny, bolesny skrzek i zaczęła spadać.

- Nie! - wykrzyknęła w rozpaczy Amare.

- Ależ tak! - warkną Orkanus i wyciągną swój ohydny pysk w stronę dziewczyny, aby ją zabić.   

                                               ***************************************

Jeśli chcecie się dowiedzieć co dalej.... To mile widziane gwiazdki i komentarze a niebawem może będzie dalszy ciąg. 

SUPER ZABAWY W SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU  DLA WSZYSTKICH TYCH, KTÓRZY TO CZYTAJĄ. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro