Bogowie 31
Słońce oślepiło ją a jednocześnie odbiło się w łuskach równo siedzących smoków, co spowodowało, że ich pancerze zdawały się żarzyć nieziemskim blaskiem. Jednocześnie Amare poczuła dziwne szarpnięcie w okolicy serca a smoczy talizman rozżarzył się niczym płomień zaś w głowie usłyszała głos Przedwiecznego.
- Pośredniczko musisz to zrobić teraz, lepszej sposobności nie będzie. Są razem skąpani w blasku słońca. Obudź Bogów - to ostatnie usłyszała jak potężny dźwięk dzwonu i miała wrażenie, że budzi się z letargu. Wiedziała, co ma zrobić i kim tak naprawdę są towarzyszące jej smoki.
- Ej, co się dzieje? - spytała ją zaniepokojona Peris widząc znieruchomiałą sylwetkę dziewczyny. Kapłanka na jej słowa zamrugała oczyma i spojrzała na nią lśniącym wzrokiem.
- Nie obawiaj się - Amare w uspokajającym geście położyła jej dłoń na ramieniu. - Nic ci nie grozi. Ale staraj się raczej nie patrzeć na to, co się zaraz wydarzy.
Blondynka nic nie rozumiała, ale posłusznie skinęła głową. Kapłanka podeszła bliżej smoków i odezwała się:
- Jam jest pomost łączący Boga z jego dziełami. Jestem Boskim Pośrednikiem i mogę władać przekazaną mi mocą - jej głos coraz bardziej nabierał siły a talizman rozbłyskiwał nieziemskim światłem. Zaś sylwetka dziewczyny została otoczona płomieniem w kształcie smoka. Wielka Kapłanka była w pełni swej mocy wspomaganej boską potęgą.
Mężczyźni stojący w wejściu jaskini patrzyli w osłupieniu. Jeden tylko Darmir wysunął się lekko do przodu z nieodłącznym kosturem w dłoni. Methron ze zdumieniem zobaczył porzucony pod skałą czakram przyjaciela, którego napisy zabłysły czerwienią. Sam zaś poczuł piekący ból w miejscu gdzie pod karwaszem miał ukryty nóż. Wyją go i zobaczył jak jego ostrze płonie niczym ogień. W tym samym czasie Peris poczuła pieczenie wokół pasa, gdzie była okręcona swoim biczem na smoki, ukryła go tam przed wścibskim okiem wroga, który otoczył wioskę. Pospiesznie go odkręciła. Jego giętki batog wyglądał niczym długi, płonący wąż.
-W jego, więc imieniu wyzwalam was Bogowie. Niech się stanie! - wykrzyknęła. Blask słońca zza smoków połączył się z promienistą jasnością z talizmanu i zalał stworzenia ostrym, rażącym światłem. Oślepieni ludzie zamknęli oczy. Gdy w końcu powoli ich otworzyli blask powoli gasł, mimo iż nadal otaczał znajdujące się w środku bestie. Nagle w trzech miejscach gdzie powinny znajdować się gady, rozbłysły pojedyncze płomienie: srebrny, czerwony i czarny. Rozwiały się w końcu niczym dym a oczom zgromadzonych ukazały się w świetle słońca trzy boskie sylwetki.
- To jest najdziwniejszy sen w moim życiu - odezwał się cicho Dargon a kolega trącił go łokciem w bok, aby tamten zamilkł.
Nieziemskie istoty wyglądały pięknie i dostojnie a zarazem przerażająco. Byli to wysocy, dobrze zbudowani ludzie ze skrzydłami smoków a każdy z nich wyglądał inaczej. W miejscu Zefiry stała teraz piękna kobieta o jasnej cerze błyszczącej drobinkami światła. Miała piękną, wyrazistą twarz o dużych zielonych oczach otoczonych złotymi rzęsami i brwiami. Proste tak jasne, że niemal białe włosy poprzetykane były złotymi pasmami. Na jej czole lśnił tatuaż słońca. Duże, przeźroczyste skrzydła jak u ważki powoli wachlowały powietrze. Biała zwiewna szata opływała jej ciało. Zefira ruszyła w stronę Amare i ponownie uległa przemianie. Jej postać zmniejszyła się do ludzkiego rozmiaru a skrzydła zniknęły. Już po chwili przed dziewczyną stała wydawałoby się normalna kobieta. Jednak promieniowała od niej nieziemska moc a z oczu wyzierała nieskończona mądrość.
- Witaj moja droga - uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Witaj moja pani - Kapłanka oddała pokłon.
- Nie mów tak do mnie - uśmiechnęła się bogini. - Nadal jestem tą samą Zefirą, która była z tobą cały czas. Istotę mam nadal tę samą tylko postać inną. Dzięki tobie i Przedwiecznemu wróciliśmy do swojego normalnego wyglądu. Nie pamiętam, kiedy chodziłam na swoich nogach. To takie dziwne uczucie.
- Właśnie - potaknęła podchodząca do nich ognista postać.
Zbliżająca się Orga wyglądała niczym chodzący płomień w krótkiej ognistej sukience, której płomienie tańczyły na ciele bogini. Ogniste skrzydła dawały podmuch ciepłego wiatru. Zaś płomienny naszyjnik z rubinów rzucał światło na jej twarz.
- Zgaś tę swoją boskość moja droga - odezwała się do niej, Zefira. - I się nie popisuj, bo nas spopielisz.
Bogini Ognia usłuchała i już po chwili jej postać nabrała ludzkiego wyglądu. O ile można tak nazwać człowieka, którego skóra wygląda jak skąpana w ogniu a króciutkie włosy na jeża wyglądają jak aureola z drobnych, poruszających się iskier. Zaś jej brwi nad skośnymi oczami były drobnymi ognikami. Miała na sobie skórzaną, obcisłą sukienkę, która podkreślała jej kształty.
- Witaj Amare - uklękła przed nią na jedno kolano i schyliła głowę w poddańczym geście. Na ten gest Kapłanka się zarumieniła.
- Wstań Orgo i nie klękaj przede mną. Tobie się należą pokłony, bogini.
Była smoczyca wstała i serdecznie objęła dziewczynę, która poczuła bijące od niej ciepło.
- Dziękuję za wszystko - wyszeptała Orga dziewczynie do ucha.
W tej samej chwili dał się słyszeć okrzyk radości wydany przez Boga Powietrza.
- Tak, nareszcie!
Potężny wojownik z radością machną mocnymi, grafitowymi skrzydłami i wzbił się w powietrze. Wywinął koziołka i wylądował przed wejściem do jaskini już, jako słusznej postawy mężczyzna w czarnym, obcisłym stroju. Trzy pary oczu wpatrywało się w przeistoczonego boga. Orkanus był mężczyzną o kwadratowej linii szczęki, co dodawało jego twarzy zdecydowanego charakteru. Nad czarną brwią znajdowały się wbite trzy błyszczące kamienie. A granatowe oczy rzucały gniewne błyski.
- Ty! - ryknął wchodząc do jaskini i pokazując na Dargona, który na jego widok cofnął się do tyłu. - Nie chowaj się. Wyjdź i walcz jak mężczyzna, dziecko ciemności.
W oczach łowcy pojawił się błysk paniki.
- Panie - skłonił się przed nim Methron, który do tej pory stał z boku. - Wybacz śmiałość, ale myślę, że Dargon dostał już dziś wystarczającą karę za swoją bezmyślność. Racz mu darować ten jeden raz.
Grzeczny ton głosu mężczyzny i jego postawa zaimponowała bogowi.
- No dobrze - trzepnął Methrona po ramieniu, od czego ten o mało się nie ugiął, ale udał, że nic się nie stało. - Niech ten Mroczny przynajmniej ci podziękuje, że się za nim wstawiłeś. Zdaje się, że jesteś jego jedynym, prawdziwym przyjacielem. Na którego on nie zasługuje - mruknął do siebie wychodząc z jaskini.
- Dzięki Met - odezwał się do niego Dargon z westchnieniem ulgi osuwając się na pieniek koło stołu.
- Nie dziękuj - odezwał się do niego przyjaciel. - Po prostu zacznij zachowywać się mądrze. Peris miała rację. Nieładnie się wobec nas zachowałeś i nawet nie przeprosiłeś - wytknął siadając koło kolegi.
Jego kumpel ze wstydem spuścił oczy.
- Nie myślałem, że będziecie się martwić.
- Ale się martwiliśmy - odparł Methron głaszcząc kotkę, która siedziała na stole. - Nie rób tak nigdy więcej i nie opuszczaj bez słowa wyjaśnień. Dobrze?
Mężczyźni spojrzeli sobie w oczy.
- Dobrze - zgodził się Dargon - I przepraszam.
W geście przyjaźni podali sobie dłoń.
- Ja bym jeszcze na twoim miejscu przeprosił Peperis - wtrącił Darmir, który do tej pory udając, że robi porządek w ziołach bezwstydnie podsłuchiwał.
Młodszy z łowców zgodził się z nim energicznie kiwając głową. Dargon ciężko westchną i się podniósł.
- Ale tam są... - zaciął się. - No ci...
- Bogowie - podpowiedział mu starzec. - To są bogowie żywiołów chłopcze. I nie bój się, nie gryzą. No idź już - pogonił go machając ręką.
Mężczyzna ciężko westchną i wyszedł z jaskini. Troje bogów i dwie dziewczyny stały obok ogromnego głazu narzutowego i o czymś rozmawiali. Najwyraźniej Piperis doskonale znalazła się w tym towarzystwie. Westchną powtórnie i ruszył w ich stronę. Pierwsza zobaczyła go Amare i spojrzała na niego z jakimś współczuciem w oczach. A jednocześnie usłyszał w głowie jej głos. Na chwilę to go zaskoczyło, ale nie dał nic po sobie poznać.
Dasz radę Dargon, wierzę w ciebie. A jak będzie trzeba to pomogę.
- Piperis - odezwał się, gdy podszedł do gromadki. Rozstąpili się przed nim a on stanął naprzeciwko dziewczyny. - Chciałem cię przeprosić. Bardzo przeprosić - spojrzał jej w oczy. - Zachowałem się nieodpowiedzialnie i głupio. Przepraszam i jeśli trzeba to będę błagał o przebaczenie na kolanach.
- Ty - podeszła do niego z wojowniczą miną a on skulił się ze strachu. - Ty łobuzie nieskończony, purchawko spleśniała. Brakowało mi ciebie - przytuliła się do niego a on nieporadnie objął dziewczynę ramieniem. - Wybaczę, ale pod warunkiem, że obiecasz, iż więcej tak nie postąpisz - spojrzała mu w oczy.
- Obiecuję. Składam smoczą przysięgę, że nigdy więcej tak nie zrobię.
- Och - westchnęła wzruszona Zefira. - Mój chłopiec...
Wykonała taki ruch jakby chciała pogłaskać go po głowie a on odruchowo się odsunął.
- Bogini?! - Orkanus na jej gest aż pociemniał z gniewu. - Jak możesz tak traktować Mrocznego Syna?
- Jak go panie nazwałeś? - Peris odsunęła się od Dargona. - Dlaczego Mroczny Syn?
- Przecież on... - Bóg Powietrza chciał coś powiedzieć, ale Zefira mu przerwała.
- Chyba nam wszystkim należą się wyjaśnienia - odezwała się patrząc przy tym na Amare.
*********************************************
Chyba znowu się rozpisałam 1437 słów, ale mam nadzieję, że to nie przeszkadza. A jak przeszkadza to pisać. Postaram się wtedy skrócić. Pozdrowienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro