Rozdział 7. Szkolna impreza.
Od powrotu z pogrzebu ojca minął tydzień. Frankie powiedziała mi, że wie o powodzie mojej nie obecności. Nie byłam zła na Rapha. Chciał dobrze. Obecnie chodzę po szkolnym korytarzu razem z Abby i Dlaculaurą.
-A właśnie idziesz na szkolną imprezę?- Spytała się Dlaculaura. Przypomniałam sobie jak Frankie wspominała o jakiejś imprezie ale przez sytuację rodzinną zapomniałam.
-No Frankie coś wspominała.- Powiedziałam drapiąc się po karku.- Nie wiem Dlaculaura. Nie mam sukienek. Ani partnera.- Powiedziała ze spuszczoną głową. Nagle na kogoś wpadłam. Miałam upaść na ziemie ale poczułam rękę na mojej tali. Spojrzałam na mojego ,,wybawce". Okazało się, że to Raph. Poczułam ciepło na policzkach.
-Akurat ciebie szukałem.- Powiedział gdy już stałam na swoich nogach.
-O co chodzi Raph?- Spytałam nieco zdziwiona, że mnie szukał. Zazwyczaj mnie nie szukał.
-No tak. Chodź.- Powiedział biorąc mnie w stylu panny młodej. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
-Raph postaw mnie.- Powiedziałam nieco speszona jego zachowaniem. Raph nie odpowiedział jedynie zaczął biec w stronę basenu szkolnego. Gdy do niego wszedł nadal trzymając mnie na rękach szybko wyjrzał przez drzwi. Jakby sprawdzał czy ktoś nie idzie. Po chwili postawił mnie na ziemie.- Możesz mi wyjaśnić o co chodzi?- Spytałam ciekawa jego zachowania.
-Chciałem się wcześniej ciebie o to spytać ale trochę się denerwowałem.- Powiedział wyjmując z kieszeni jakieś pudełko.- Chciałem się ciebie spytać... Czy poszłabyś ze mną na tą imprezę?- Spytał się nadal drapiąc się w kark i patrząc w podłogę. Po jego głosie słyszałam, że jest mocno zdenerwowany.
-Tak. Pójdę z tobą na imprezę.- Powiedziałam z rumieńcami na policzkach.
-Cieszę się, że zgodziłaś się.- Powiedział i otworzył pudełko.- Daj rękę.- Wyciągnęłam rękę, a on na mój nadgarstek założył bransoletkę z jedną połówką serca.
-Jest piękna. Dziękuję ale nie musiałeś.- Powiedziałam gdy poczułam jak serce szybko mi pracuje.
-Wiem. Ale wskoczył bym za tobą w ogień.- Gdy to powiedział jeszcze szybciej serce mi biło. Pocałowałam go w policzek i poszłam pod salę. Gdy szłam obok szafek ciągle patrzyłam na bransoletkę od Raphaela. Na połówce serca było moje imię. Z zamyśleń o chłopaku wyrwał mnie śmiech Clawdeen, Draculaury, Frankie i Lagoony. Spojrzałam na nie. Były z nimi jeszcze dwie dziewczyny. A dokładnie siostra Rapha i Cleo.
-No proszę. Ktoś się tu zakochał.- Powiedziała Clawdeen podchodząc do mnie z resztą przyjaciółek.
-J-Ja się... To tak widać. Znaczy nie, że coś ale...- Mówiłam jak nakręcona i na dodatek jeszcze się jąkałam. Zrobiłam się czerwona na twarzy. Spojrzałam na bransoletkę i zaczęłam się nią bawić z tych nerwów nadal myśląc o zielonookim mutancie.
-Wow. Śliczna bransoletka. Od kogo dostałaś?- Spytała się Cleo.
-Od R-Rapha.- Powiedziałam drapiąc się w kark robiąc się jeszcze bardziej czerwona.
-No cóż widzę, że będę musiała pogadać z moim bratem.- Odpowiedziała Karai.
-To jeszcze nie koniec. Spytał się mnie czy poszłabym z nim na tą imprezę.- Na moje słowa wszystkie spojrzały na mnie zdziwione. Clawdeen patrzyła się na mnie z Cleo z dziwnym uśmiechem.
-Dziewczyny impreza jest jutro, a musimy jeszcze sobie jakieś sukienki wybrać.- Powiedziała Lagoona, także patrząc na mnie. Trochę się przestraszyłam. Na szczęście dzwonek zadzwonił i poszłam do klasy. Po zajęciach pojechałam do sklepu by znaleźć jakąś sukienkę. Po wejściu do niego zaczęłam chodzić między różnymi pułkami z ubraniami. Kiedy doszłam do regałów z sukienkami zaczęłam szukać idealną i w moim ulubionym kolorze. W pewnej chwili znalazłam idealną sukienkę na jutrzejszą imprezę. (zdjęcie poniżej)
Wzięłam ją i poszłam poszukać jakiś dodatków. Znalazłam jeszcze koronkowe, czarne rękawiczki do łokcia i czerwone baletki. Poszłam ze wszystkim do kasy. Po powrocie do domu poszłam zanieść ubrania do pokoju. Gdy buty, sukienkę i rękawiczki schowałam do szafy usłyszałam pukanie w drzwi od mojego domu. Wzięłam nożyczki i zaczęłam iść w stronę schodów. Jak znalazłam się przy drzwiach schowałam nożyczki do kieszeni bluzy. Otworzyłam drzwi ale nikogo nie było. Przed drzwiami na ziemi leżało zdjęcie poplamiony czymś czerwonym. Podniosłam je i zamknęłam drzwi od domu. Poszłam do salonu. Wzięłam chusteczkę i zaczęłam wycierać to coś czerwonego ze zdjęcia. Gdy czerwonej cieczy nie było zauważyłam zdjęcie gdzie był mój ojciec i matka, jego przyjaciel Hamato Yoshi z żoną oraz... Oroku Saki. Twarz mojej matki, mojego ojca i Tang Shen były skreślone krzyżykiem. Ale Hamato nie. Odłożyłam fotografie na stół i poszłam spać. Gdy się obudziłam od razu poszłam przyszykować się do szkoły. Godz. 15:30 Siedzę aktualnie w domu Frankie z nią i kilkoma dziewczynami. Clawdeen czesze mi włosy.
-Ale mówiąc szczerze zazdroszczę Karai.- Powiedziała Cleo.
-Serio? Niby czego jej zazdrościsz?- Spytałam kiedy Clawdeen zaczęła zastanawiać się nad moją fryzurą.
-Bo ona jest kuno... Coś tam.- Odpowiedziała. Domyśliłam się, że Karai również może być kunoichi.
-Mówi się kunoichi.- Powiedziałam, a Clawdeen niechcący szarpnęła moje włosy.- Au.- Powiedziałam łapiąc się za miejsce szarpnięcia.
-Mówiła tobie o tym?- Spytała się Abby. Wiedziałam, że muszę powiedzieć im część prawdy.
-Nie mówiła lecz... Gdy mój ojciec jeszcze... To od najmłodszych lat szkolił mnie na kunoichi. Kobietę ninja. Często przed snem opowiadał mi swoje przygody ze swoimi przyjaciółmi. Byli braćmi.- Powiedziałam z trudem. Frankie wiedziała czemu robiłam przerwy w niektórych momentach. kiedy wszystkie byłyśmy gotowe wyszłyśmy z domu Frankie. Na ręce miałam bransoletkę od Raphaela. Gdy tylko dochodziłyśmy do szkoły przypomniałam sobie o fotografii którą wczoraj znalazłam pod drzwiami domu. Jednak przestałam myśleć kiedy zauważyłam jak podchodzi do mnie Raph.
-Ładnie wyglądasz.- Powiedział, a ja spuściłam głowę. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że mój ojciec już nie żyje prawie trzy tygodnie. Samotna łza spłynęła po moim policzku.- Izyda nie płacz.- Powiedział przytulając mnie.
-Staram się nie myśleć o ojcu. Ale jak zobaczę jakiś przedmiot podobny jaki on miał nie daję rady o tym zapomnieć.- Powiedziałam chowając twarz w zagłębieniu szyi chłopaka.- Plis nie chce tam na razie iść.- Powiedziałam, a chłopak bardziej mnie przytulił.
-To chodź pospacerować. Taka noc jak ta nie może się marnować.- Powiedział unosząc mój podbródek i wycierając mokry ślad od łzy. Uśmiechnęłam się. Zaczęliśmy spacerować. Chłopak opowiadał różne zabawne rzeczy przez które się śmiałam. Przy nim czułam się jakbym była w niebie. Usłyszeliśmy wolną melodie. Nadal byliśmy pod gołym niebem. Powoli pojawiały się gwiazdy. Chłopak położył poje obie ręce na jego szyję, a swoje położył na mojej tali. Patrzyliśmy sobie w oczy. Gwałtownie przytuliłam się to niego. Zaczęliśmy kołysać w spokojny rytm muzyki. Po jakimś czasie zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. Było chłodno ale nie chciałam pokazać Raphowi, że jest mi zimno.
-Raph idź do domu. Poradzę sobie.- Powiedziałam kiedy zaczęłam przecierać dłońmi ramiona. Raph zdjął bluzę i założył ją na moje ramiona.
-Nie zostawię ciebie samej. Nie dam ciebie skrzywdzić.- Powiedział obejmując mnie ramieniem. Zrobiłam się czerwona na twarzy. Zaczęliśmy iść do mojego domu.
-A tobie nie będzie zimno?- Spytałam gdy chłopak spojrzał na mnie zaskoczony i rozbawiony. Miał tylko na klatce piersiowej szarą podkoszulkę przy której widziałam niewielką część jego skorupy.
-Nic mi nie będzie.- Powiedział jeszcze bardziej mnie obejmując wywołując u mnie jeszcze większe rumieńce. (W takiej chwili Mikey mógłby śpiewać ,,Miłość rośnie wokół nas" XD~Autorka) Gdy doszliśmy do mojego domu chłopak mnie obejmował. Gwałtownie mnie puścił i też był czerwony na twarzy.- Zatrzymaj bluzę.- Powiedział po chwili przerywając ciszę.
-Ale... No dobrze.- Powiedziałam nie pewnie i dałam mu całusa w policzek.- Dziękuję za taniec- Powiedziałam i weszłam do domu. Od razu poszłam do łazienki gdzie się odświeżyłam i przebrałam w piżamę. Nie byłam głodna więc od razu poszłam spać.
(Perspektywa Raphaela)
Serce waliło mi w klatce piersiowej jak szalone. Zaś całą twarz miałem czerwoną. Dłonią trzymałem policzek na którym ciepłe wargi Izydy pocałowały mnie. Zacząłem iść do domu spokojnym krokiem. Nadal mając na twarzy rumieńce. Po jakimś czasie wszedłem do domu. Na kanapie siedzieli moi bracia, siostra i przyjaciele. W pewnym momencie spojrzeli na mnie. Leo znowu miał ten uśmiech kiedy Izyda wyjechała na pogrzeb ojca.
-Raph się zakochał.- Powiedział ten debil Casey. Zignorowałem ich i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie do szklanki wody by uspokoić nadal walące jak młot serce. Kiedy piłem wodę do kuchni weszła Karai.
-Możesz mi powiedzieć czemu nie masz bluzy?- Spytała się gdy odstawiłem pustą szklankę do zlewu.
-A co? Chciałaś pożyczyć?- Spytałem trochę wkurzony kiedy na twarzy mojej siostry pojawił się dziwny uśmiech.- Nie zakochałem się. I nawet o tym nie myśl.- Dodałem po chwili siadając na krześle przy stole.
-Raphi nie kłam. Bo nos będziesz miał jak Pinokio.- Odparła rozbawiona Karai.- No dobra gadaj. Mów kim ona jest tak naprawdę dla ciebie?- Dodała moja siostra siadając obok mnie. Westchnąłem.
-Dobra masz mnie. Zakochałem się w niej i co? Teraz pewnie wszystkim to powiesz, a Izyda mnie znienawidzi.- Powiedziałem na co ona spojrzała na mnie z uśmiechem.- Zadowolona?- Spytałem wkurzony z jej uśmieszku.
-Tak. A teraz idź spać bo jutro znowu musimy iść do szkoły. Poprawka jechać.- Powiedziała Karai i wyszła z kuchni. Miałem nadzieje że nie powie nikomu o moich uczuciach do Izydy. Wstałem z krzesła i poszedłem do pokoju. Zdjąłem podkoszulkę, buty i spodnie. Położyłem się do łóżka i zacząłem myśleć czy Karai wygada się reszcie o moim sekrecie. Kiedy tak myślałem zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro