Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14. Początek nowego życia.

Minęły dopiero cztery miesiące od mojego i Rapha ślubu. Oboje jesteśmy szczęśliwi z tego co mamy. Mieszkamy oboje w Japonii. Nie daleko lasu. Cieszę się, że bliscy Rapha również mieszkają w Japonii. Mamy piękny dom z ogrodem gdzie często Hachiko często bawi się. Gryzio również z nami mieszka. Raph pracuje prowadząc klub sztuk walki dla dzieci i młodzierzy. Z Raphem jest jak z jakiejś bajki. Prawie codziennie robi mi śniadanie do łóżka. To jest takie słodkie. Poza tym jak czasami oglądamy filmy to ja siedzę mu na kolanach. Momentami Raph bawi się moimi włosami. Od miesiąca wiem, że jestem w ciąży. Nie powiedziałam o tym nikomu. Poza dziewczynom. Obecnie siedzę w pokoju i oglądam telewizje. Gryzio spał obok mnie na kanapie. Po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Hachi zaczął szczekać i pobiegł do przedpokoju.

-Cześć Hachi. Gdzie Izyda?- Usłyszałam głos męża.

-Jestem w salonie!- Krzyknęłam odwracając głowę w stronę wyjścia z salonu. Po chwili do pomieszczenia wszedł Raph.

-Cześć kochanie.- Powiedział całując mnie w czoło i kładąc na moje kolana nie wielkie pudełeczko.

-Hej. Co to jest? Przecież nie mam dzisiaj urodzin.- Powiedziałam gdy zaczęłam oglądać pudełeczko.

-Prezentu nie mogę dać mojej żonie?- Spytał się nieco rozbawiony Raph kiedy powoli odwiązywałam wstążkę.

-No można ale...- Przerwałam wypowiedź kiedy otworzyłam pudełeczko. Była tam para malutkich bucików. Spojrzałam zaskoczona na Rapha. Skąd on wie, że będzie ojcem.

-Kładź się, raz.- Powiedział jak by był generałem. Wzięłam Gryzia i położyłam się.

-Ale ciąża to nie choroba.- Powiedziałam rozbawiona kiedy Hachi wskoczył na moje kolana i się na nich położył. Raph poszedł do kuchni i zaczął pewnie coś pichcić. Jak zwykle. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do April.

-Siemka Izyda.- Usłyszałam głos April.- Co tam u ciebie?- Spytała się po chwili.

-A co ma być? Leże w łóżku i oglądam telewizje. Bo mój kochany Raph dowiedział się, że jestem w ciąży.- Powiedziałam, a April się zaśmiała.- Bardzo zabawne. Nawet dał mi parę bucików dla dziecka.- Dodałam kiedy Hachi położył głowę na moim brzuchu.

-Ooo jakie słodkie.- Usłyszałam głos Leo.

-April oberwiesz za to!- Krzyknęłam ale ona się rozłączyła. Odłożyłam telefon na stół i postanowiłam się zdrzemnąć. Kiedy się obudziłam leżałam w mojej i Rapha sypialni. Wstałam i wyszłam z pokoju. Gdy schodziłam po schodach słyszałam czyjąś rozmowę. Po wejściu do salonu zauważyłam swojego ojca.

-O cześć córeczko- Powiedział kiedy usiadłam obok Rapha na kanapie.

-Hej tato.- Odpowiedziałam kiedy Raph objął mnie ramieniem. Po minie ojca domyśliłam się, że Raph już mu powiedział o dziecku. Chyba, że pozostali mu powiedzieli.

-Poza tym gratuluje. Raph mi już o wszystkim powiedział.- Odparł mój ojciec z uśmiechem. Spojrzałam na męża który zaśmiał się nerwowo.

-No cóż. Myślałam, że twoi bracia mu powiedzieli.- Powiedziałam głaszcząc męża po policzku.

-Byli tu godzinę temu.- Odparł Raph. Rozmawialiśmy z moim ojcem jeszcze chwilę po czym wyszedł.- Chodź muszę ci coś pokazać.- Powiedział i zaczął mnie ciągnąć na górę. Poszliśmy do jednego z pokoi. Zanim weszliśmy do środka Raph zasłonił mi oczy. Następnie weszliśmy. Kiedy odsłonił mi oczy ujrzałam prześliczny pokój dla dziecka. Na podłodze przy oknie były różne zabawki dla dziecka. Były one w otwartym pudełku. Przy pudełku stała kołyska z baldachimem. Po drugiej stronie pokoju stał konik na biegunach oraz dużo pluszaków. Na komodzie stała pozytywka mojej świętej pamięci matki.

-Jejciu. Jest śliczny.- Powiedziałam wchodząc i rozglądając się po pokoju.

-Domyślam się. Chłopaki mi pomagali skończyć go.- Powiedział Raph kiedy podeszłam do kołyski. W niej był pluszowy kotek. Podeszłam do puki z książkami. Były tam różne bajki, a obok stał fotel. Usiadłam na nim. Raph uklękną przede mną i położył dłoń na moim brzuchu.- To będzie chłopczyk czy dziewczynka?- Spytał unosząc moją koszulkę i całując mój brzuch.

-Wy mężczyźni jesteście nie cierpliwi. Jeszcze nie wiem kochanie.- Powiedziałam głaszcząc go po policzku kiedy spojrzał na mnie. Raph usiadł na moje kolana. Szczerze to był ciężki ale przyzwyczaiłam się. Casami tak robił.

-Poczytasz mi na dobranoc?- Spytał się dziecinnym głosem. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Po chwili przestaliśmy się śmiać.

-Cóż jesteś już na to za duży Raphi.- Powiedziałam troszkę rozbawiona całując go w nos.

-Mamusiu ale ja chce bajkę!- Krzyknął udając dziecięcym głosem Raph. Po chwili udawał płacz dziecka. Zaśmiałam się. To było zabawne ale i urocze. Wtedy przytulił się do mojej klatki piersiowej. Siedzieliśmy tak jakiś czas. Chciałam wstać ale Raphi wyglądał jak by spał.

-Raph puść mnie. Muszę pójść do łazienki.- Powiedziałam próbując obudzić Rapha. Jednak ten ani drgnął.- Raph źle się czuje.- Powiedziałam kiedy ten gwałtownie mnie puścił i zszedł z moich kolan. Wziął na ręce. Następnie zaniósł mnie do łazienki. Kiedy mnie puścił od razu zaczęłam wymiotować.

-Przepraszam kochanie.- Powiedział gdy przestałam wymiotować. Wstałam i podeszłam do umywalki. Przemyła usta i zęby wodą. W pewnej chwili poczułam jak Raph mnie bierze na ręce. Zaczął iść.- Lepiej jak zaniosę cię do pokoju i odpoczniesz.- Powiedział Raph idąc w stronę naszego pokoju. Po wejściu do pomieszczenia położył mnie na łóżko. Przykrył mnie kołdrą, a następnie położył się obok mnie. Objął mnie ramieniem przytulając mnie. Zamknęłam oczy i zaczęłam zasypiać. Czułam jak Raph głaszcze mnie po głowie. W końcu zasnęłam.

(Perspektywa Raphaela)

Izyda spała. Nie chciałem sprawić by źle się poczuła. No ale to nic. Może jak pośpi poczuje się ona lepiej. Głaskałem ją po głowie. Podczas snu zawsze wyglądała niewinnie. Pocałowałem ją w czoło. Starałem się jej nie obudzić. Usłyszałem jak Hachi szczeka. Bałem się szczekanie wilka obudzi Izydę. Powoli wstałem by nie obudzić żony. Wyszedłem z pokoju i zacząłem schodzić po schodach. Słyszałem jak ktoś puka... Nie raczej walił w drzwi od naszego domu. Kiedy szedłem w stronę drzwi zauważyłem jak Hachiko stoi przed drzwiami i na nie warczy. Gryzio stał sobie na kanapie i oglądał telewizje.

-Hachi do salonu.- Powiedziałem surowo, a wilk poszedł niezadowolony do salonu. Podszedłem do drzwi i chwyciłem za klamkę.- Byle nie moi bracia- Pomyślałem i otworzyłem drzwi. Za nimi stał jakiś czarnowłosy chłopak.- W czym mogę pomóc?- Spytałem gdy zauważyłem, że ten facet ma przyczepiony do pasa miecz. Ukradkiem spojrzałem na szafkę na której były moje sai. Żeby nie robić podejrzeń popatrzyłem na chłopaka.

-Jest może Izyda Senshi?- Spytał się. Od razu pomyślałem, że to może być jakiś jej kolega sprzed lat.

-Poprawka. Izyda Hamato. Jest ale śpi. Zostaw numer telefonu, a jak się obudzi powiem by zadzwoniła do ciebie.- Powiedziałem z chytrym uśmiechem.

-Zaraz. Hamato?- Powiedział i zaczął się śmiać.- Sorki yokai ale przyszedłem po swoją własność!- Krzyknął i kopnął mnie w klatkę piersiową. Upadłem ale zdążyłem zabrać z półki moje sai. Zacząłem z nim walczyć.

(Perspektywa Kasai)

Obudził mnie jakiś hałas. Wstałam i zabrałam z szafki nocnej sztylet. Wyszłam po cichu z pokoju i zaczęłam powoli się skradać. Nagle usłyszałam krzyk Rapha. Zbiegłam ze schodów i pobiegłam do salonu. Raph siedział przerażony pod ścianą trzymając rękę na ramieniu gdzie była plama krwi. Nad nim stał.... Nakushimi z mieczem w dłoniach. Podbiegłam do niego i popchnęłam go na ścianę obok. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony ale ja kucnęłam przed mężem.

-No proszę. Kto się tutaj zjawił? Witaj kochanie.- Powiedział Nakushimi łapiąc mnie za dłoń i przyciągając mnie do siebie. Chciał mnie pocałować ale ja kopnęłam go w czuły punkt. Spadł na ziemie trzymając się za miejsce kopnięcia.

-Trzymaj się ode mnie z daleka.- Powiedziałam chwytając za telefon. Napisałam do Iriny, że napadł nas mój były. Nagle dostałam czymś w twarz przez co upadłam. Mój były położył się na mnie trzymając ręką moje ręce zaczęłam krzyczeć i wiercić się.

-Został moją siostrę!- Usłyszałam głos brata który oderwał Nakushimiego ode mnie. Podniosłam się i przytuliłam się do Rapha. Trzęsłam się. Raph pocałował mnie w czoło.

-Wybacz Izyda, że go nie oderwałem od ciebie ale noga mnie strasznie boli. Na dodatek ten debil zranił mnie w ramie.- Powiedział kiedy wstałam. Pomogłam mu dojść do kanapy. Położyłam go na niej. Poszłam do kuchni. Umyłam wodą ręce poplamione trochę we krwi ukochanego. Napiłam się wody z kranu aby trochę się uspokoić.

-Może zostanę w razie co?- Usłyszałam głos brata. Spojrzałam na niego stał w wejściu do kuchni.

-Nie. Poradzimy sobie. W razie co będę dzwonić.- Powiedziałam kiedy wyjęłam z szafki apteczkę.

-Dobrze.- Powiedział i wyszedł z kuchni.- Narazie Raph i życzę powrotu do zdrowia.- Dodał wychodząc z naszego domu.

-Dzięki.- Odparł mój mąż kiedy Ares zamknął drzwi od naszego domu. Poszłam szybko do męża i usiadłam przy nim na pufie. Apteczkę położyłam na stół. Wyjęłam z niej nożyczki i zaczęłam rozcinać koszulkę Rapha. Kiedy nie miał już górnej części garderoby zaczęłam przemywać ranę na ramieniu Rapha. Mój mąż starał się nie wiercić by tylko ułatwić mi opatrywanie rany. Wyjęłam igłę z nitką i spojrzałam na niego. Wolną ręką wsunął rękojeść sai do ust robiąc sobie knebel. Zaczęłam zszywać jego ranę. Nie była bardzo głęboka ale szwy były potrzebne. Kiedy skończyłam opatrywać rany Rapha poszłam zanieść apteczkę. Po chwili pomogłam mu dojść do naszego pokoju. Gdzie oboje poszliśmy spać. Cieszyłam się, że ja i Raph będziemy rodzicami. Bardzo nie mogłam się doczekać kiedy nasz mała istotka się urodzi. No cóż mamy jeszcze 8 miesięcy do narodzin naszego maleństwa. Jestem pewna, że Raph będzie uczył nasze dziecko sztuk walk ninjutsu. Splinter i reszta na pewno będzie tym szczęśliwa. Szczególnie moja matka która pewnie wszystko widzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro