Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9. Wyjawienie prawdy.

(Perspektywa Raphaela)

Minęły dopiero 2 dni od śmierci Izydy. Jebane dwa dni. A ciągle czuje się jakby minęło kilka tygodni. Ciągle o niej myślę. Wciąż nie mogę uwierzyć w jej śmierć. Że umarłą i nie powróci do życia. Obecnie jestem w szkole. Siedzę z braćmi i siostrą na stołówce. Leo razem z resztą próbują ze mną porozmawiać jednak ja milczałem. Nagle podbiegła do nas Jinafire.

-Ej spokojnie. Pali się czy co?- Powiedział patrzący na dziewczynę Mikey. Ja tylko na nią spojrzałem. Reszta również spojrzała na dziewczynę.

-Nie. Ale jakiś podejrzany facet tu idzie.- Gdy to powiedziała moje rodzeństwo pobiegło z nią przed szkołę. Szedłem patrząc na ziemie. Po wyjściu ze szkoły nadal patrzyłem w ziemie. Lecz kiedy podniosłem wzrok. Byłem w szoku. To był Ares. Szedł do nas. Przyszywany brat Izydy. Podbiegłem do niego i pomogłem mu usiąść na ławce. Na jego twarzy widziałem siniaki.

-Kto ci to zrobił?- Spytałem nadal będąc w szoku.- Przecież ty nie żyjesz.- Dodałem po chwili. Na jego twarzy widziałem szok.

-Co? Kto ci czegoś takiego nagadał?- Spytał nadal będąc w szoku.

-I-Izyda.- Ledwo powiedziałem jej imię.

-Gdzie ona jest?- Spytał Ares. Spuściłem głowę. Nie potrafię do rozmawiać o jej śmierci. To dla mnie za bolesne.- Nie. Nie, nie nie!- Krzyknął chowając twarz w dłoniach.

-Sorki, że wam przerwę... Ale spójrzcie tam!- Krzyknął Mikey wskazywał na otwartą bramę szkoły przez którą przeszła jakaś osoba. Miała na sobie płaszcz, na głowie miała kaptur, z na twarzy miała wilczą maskę. W dłoni trzymała jakąś katanę. Wstałem dalej patrząc na postać. Nagle Ares wstał jeszcze bardziej zszokowany. Postać się zatrzymała patrząc na Aresa. Chłopak chciał do tej postaci podbiec ale Moi bracia go powstrzymali.

-Puście mnie! To moja siostra!- Jego słowa sprawiły u mnie szok. Ta tajemnicza osoba podeszła do Aresa i przytuliła go.- Ja...- Ares nie dokończył z powodu iż był bliski płaczu.

-Cii. Już jest dobrze bracie.- Powiedział znany mi głos. Od razu poznałem ten głos.

(Perspektywa Izydy)

Puściłam Aresa i spojrzałam na Rapha. Podeszłam do niego i chwyciłam za rękę. Pobiegłam z nim za szkołę. Cały czas czułam poczucie winy za to, że go bez przerwy okłamywałam. Kiedy stanęliśmy Raph zdjął kaptur z mojej głowy.

-Izyda?- Powiedział drżącym głosem. Zdjęłam maskę i patrząc w ziemie. Łzy spływały po moich policzkach.- Wiesz co przeżywałem te dwa dni?! Myślałem, że nie żyjesz!- Krzyknął załamanym głosem chłopak.

-Przepraszam. Chciałam was wszystkich chronić.- Powiedziałam bliska płaczu.- Nie chciałam was narażać na śmierć.- Dodałam wyciągając z kieszeni spodni mały nóż. Chciałam przyłożyć sobie go do żył ale Raphael mi go wyrwał i gdzieś wyrzucił. Na obu policzkach były jego dłonie.

-Plis nie płacz. Już nic nikomu się nie stanie.- Powiedział wycierając łzy. Patrzyłam prosto w jego piękne zielone oczy.

-Mój ojciec jednak żyje. Wszystko to jest skomplikowane. Nie wiem gdzie ojciec i co z nim się dzieje.- Pomyślałam i zaczęła powoli się łamać do płaczu. Miałam zamknięte oczy. Nie chciałam by Raph widział mnie w takim stanie. Nagle poczułam coś ciepłego na ustach. Otworzyłam nie pewnie oczy i zauważyłam, że twarz Raphaela jest blisko mojej. Dość blisko. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie. Dopiero teraz do mnie dotarł, że Raph mnie pocałował.

-Słuchaj nie będę obijał w bawełnę. Od kilku miesięcy jestem w tobie zakochany. Ale zrozumiem...- Nie dałam mu dokończyć, ponieważ pocałowałam go. Chłopak odwzajemnił pocałunek. Jednak oderwaliśmy się od siebie z powodu braku powietrza.- To znaczy, że ty mnie kochasz?- Spytał dalej oszołomiony pocałunkiem Raph. Uśmiechnęłam się.

-Tak. Ale jest kilka i to dość sporo rzeczy o których ci nie powiedziałam.- Powiedziałam siadając na trawi. Mój ukochany zrobił to samo. Siedział obok mnie. Wyjęłam z kieszeni spodni fotografie gdzie był mój ojciec, Hamato Yoshi i Oroku Saki.

-Zaraz to przecież mój ojciec.- Powiedział pokazując palcem na Hamato.- A to Shredder.- Dodał pokazując na Sakiego.

-Ojciec mówił, że Hamato Yoshi był jego prawdziwym przyjacielem. Poza tym moja rodzina od wieków ma swój klan. Klan Senshi.- Na moje słowa Raph był w szoku.

-A twoja ,,śmierć"?- Spytał patrząc na mnie dalej będąc w szoku.

-Musiałam upozorować swoją śmierć. Kiedy dostałeś ode mnie SMSa byłam w sklepie militarnym. Musiałam kupić plecak typowy na surwiwal. Gdy wracałam słyszałam czyjeś głosy. Puściłam hologram i uciekłam do domu. Spakowałam kilka rzeczy. Przedziurawiłam na wylot kilka opakowań dezodorantów. Następnie rzuciłam w ich stronę zapalniczkę. Uciekłam z domu przez okno i pobiegłam do lasu. Przepraszam.- Powiedziałam ze spuszczonym wzrokiem. Jednak Raph uniósł mój podbródek.

-Nie masz za nic przepraszać. Nie chciałaś nikogo narażać. A teraz chodź. Ty i Ares zamieszkacie z nami, dobrze?- Powiedział Raph przytulając mnie.

-Ok.- Powiedziałam wstając z ukochanym z ziemi. Raph złapał mnie za rękę i oboje zaczęliśmy iść. Po chwili byliśmy na parkingu gdzie czekali na nas rodzeństwo chłopaka i Ares.

-Uuu wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie.- Powiedziała Karai patrząc na nasze złączone dłonie. Na twarzy miała dziwny uśmiech. Wszyscy wsiedliśmy do ich auta. Siedziałam na kolanach chłopaka. Przytulał mnie do siebie.

-A co na to wasz ojciec?- Spytał się Ares patrząc na prowadzącego pojazd Leo.

-Ares porozmawiam z nim. Na osobności.- Powiedziałam na co Raph spojrzał na mnie zaskoczony.

-O nie ma mowy. Jeśli ty pójdziesz do mojego ojca to ja również.- Powiedział całując mnie w czoło.- To rozkaz skarbie.- Szepnął mi na ucho. Oparłam głowę o jego ramie. Po jakimś czasie znaleźliśmy się w kanałach. Po wyjściu z pojazdu Ares złapał mnie za ramię. Ja i Raph spojrzeliśmy na niego.

-Izyda możemy pogadać w cztery oczy?- Spytał się mój brat.

-Dobrze. Raph zaczekaj tu.- Powiedziałam. Odeszłam z bratek kilka kroków.- O co chodzi Ares?- Zapytałam zaniepokojona kiedy na jego twarzy pojawił się smutek.

-Lewico nas zdradził. Dołączył do Sakiego. Powiedział mu gdzie mieszkasz. Porwali mnie i dlatego nie odpisywałem na listy.- Powiedział i kładąc rękę na jego ramię. Po chwili wróciliśmy do Rapha. Weszliśmy do ich domu. Ares poszedł do jednego z pomieszczeń z Donniem. Zaś Raph i ja od razu poszliśmy do jakiegoś pomieszczenia.

-Tato musisz kogoś poznać.- Powiedział gdy oboje wchodziliśmy do pomieszczenia. Pod drzewem siedział wielki szczur. Zmutowany szczur wstał i podszedł do mnie i do Rapha.

-Ohayō watashinonamaeha (Dzień dobry. Nazywam się) Izyda Senshi.- Na moje słowa szczur spojrzał na mnie zdziwiony.

-Córka Arakiela Senshi?- Spytał nadal będąc w szoku.

-Tak.- Odpowiedziałam. Mężczyzna podszedł do mnie.

-Jesteś jak matka.- Powiedział kładąc rękę na moje ramie. Gdy to powiedział zacisnęłam rękę w pięść.

-Ona nie żyje.- Powiedziałam ze smutkiem w głosie.- Oroku Saki ją zabił gdy byłam małą. Po tym wypadku zostało mi to.- Powiedziałam i zdjęłam chustę pokazując na całej szyi wielką bliznę. Na twarzy Rapha widziałam przerażenie tak samo jak Hamato. Raph odwrócił mnie bym patrzyła na niego on tylko dotknął blizny. W jego oczach widziałam gniew.

-Zamorduje go.- Wysyczał wściekły przez zęby.

-Raphaelu zachowuj się.- Powiedział Hamato, a ja spojrzałam na niego.- A jak się miewa twój ojciec Izydo?- Spytał się po chwili.

-Szczerze? Nie wiem. Ale mam wrażenie, że Shredder go ma. Poza tym Lewico przyjaciel Aresa zdradził nasz klan.- Na moje słowa ojciec Rapha wydawał się zamyślony.

-Ojcze wiem to będzie głupie co powiem ale ja i Izyda...- Przerwał łapiąc mnie za rękę.- ... My jesteśmy razem.- Powiedział trochę zdenerwowany. Ale po mimo jego wypowiedzi Hamato się uśmiechnął.

-Cieszę się synu z twojego szczęścia. Ale teraz powiedz pozostałym by poszli spać robi się późno.- Odparł ojciec Rapha i oboje poszliśmy do salonu. Kiedy Ares mnie zobaczył podszedł do mnie i mnie przytulił.

-Ares spokojnie nic mi nie jest. Poza tym pamiętasz jak ojciec wysłał ciebie na 3 dni do lasu byś odnalazł siłę duchową?- Powiedziałam gdy mój brat mnie puścił.

-Tak.- Odpowiedział Ares.

-Nasz ojciec żyje.- Po moich słowach Ares był w szoku.- Miałam coś ala wizja. Powiedział, że żyje. Lecz moim zdaniem Saki go ma.- Dodałam.

-Dobra dość tej gadaniny i wszyscy do łóżek.- Powiedział Raph kiedy do pomieszczenia weszło 3 nastolatków.

-Cześć chłopaki.- Powiedziała rudowłosa nastolatka.

-Hej.- Odpowiedział jej Leo idący w stronę pokoju. Wtedy Raph wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i zaczął iść do jednego pokoju. Kiedy wszedł do pokoju nadal mnie trzymając na rękach położył mnie na łóżko.

-Emm Raph ale ja piżamy nie mam.- Powiedziałam cała czerwona na twarzy.

-Przecież ciebie nie zgwałcę.- Powiedział rozbawiony Raph.

-Bardzo zabawne. Niech zgadnę będę spała z tobą na łóżku?- Powiedziałam patrząc mu w oczy. Twarz Rapha przybliżyła się do mojej twarzy.

-Może.- Gdy to powiedział zaczął zdejmować ze mnie płaszcz. Następnie zaczęłam zdejmować resztę górnej garderoby aż zostałam w samej koszulce. Raph wyszedł z pokoju nie wiem po co. Zdjęłam spodnie, buty i skarpetki. Złożyłam wszystko i położyłam na krzesło stojące obok. Położyłam się i przykryłam kołdrą. Po chwili poczułam jak ktoś wchodzi do łóżka. Zamknęłam oczy. Trochę się wystraszyłam.- Skarbie śpisz?- Usłyszałam głos mojego chłopaka. Odwróciłam się za drugi bok udając, że zasnęłam. Poczułam jego rękę na moim policzku głaszcząc go. Poczułam jak palcem przejechał po moich wargach.

-Nie śpię.- Powiedziałam otwierając oczy.

-Obudziłem ciebie?- Spytał się Raph.

-Nie.- Odpowiedziałam przytulając się do niego. Raph pocałował mnie. Oddałam pocałunek. Nie przestawaliśmy się całować. Poczułam jak mój chłopak przekręca się tak, że leżałam pod nim. Nie przestawał mnie całować. Czułam się jak w niebie. Oplotłam go nogami w pasie nie przestając go całować. Poczułam jak Raph schodzi z pocałunkami na moją szyję. W pewnej chwili poczułam coś zimnego na plecach. Okazało się, że to były ręce Rapha.- Czekaj.- Szepnęłam, a Raph przestał mnie całować po szyi.

-Co się stało?- Spytał patrząc na mnie swoimi szmaragdowymi oczami.- Rozumiem. Nie jesteś jeszcze gotowa.- Chciałam mu coś powiedzieć ale chłopak wyszedł z łóżka i położył się na podłogę.

-To nie tak. Ja po prostu chce to zrobić ale... Nie chce by ktoś poza nami to słyszał.- Powiedziałam cała czerwona na twarzy. Chłopak lekko się uśmiechnął i pocałował w czoło.

-Jak tylko Shredder już będzie z dala od nas wymyślę coś kochanie. Najpierw poproszę twojego tatę o błogosławieństwo, a potem ciebie poślubię.- Powiedział tuląc mnie do swojej klatki piersiowej.- A teraz śpij. Jutro czeka na nas sporo ćwiczeń.- Dodał po chwili. Wsłuchiwałam się w jego serce przez które zasnęłam z uśmiechem na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro