Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10. Ostateczna bitwa z wrogim klanem.

Minęło kilka miesięcy. Od tego czasu trochę się zmieniło. Ja i Raph jesteśmy nadal razem. Poznałam jego trzech przyjaciół April, Caseyego i Iris. Ojciec Rapha polubił mnie czasami mówi, że bardzo przypominam mu moją matkę. Powiedziałam im że mam moc telekinezy i umiem zamieniać się w pumę pod wpływem negatywnych emocji. Codziennie wszyscy ćwiczymy by mieć siły na walkę z Oroku Sakim. Obecnie jestem z April na patrolu. W pewnej chwili zauważyłam Tygrysiego Pazura. Odruchowo schowałam się z April za jedną z ścian.

-Kurcze nie jest dobrze.- Szepnęła do mnie April kiedy zauważyłam w łapach tygrysa pojemnik z mutagenem. Obie tak szybko jak umiałyśmy pobiegłyśmy do kryjówki. Po wejściu pobiegłam do brata.

-Izyda co się stało?- Spytał zmartwiony.

-Nie gadaj tylko szykuj się.- Powiedziałam biorąc do ręki katanę ojca.

-Szykować? Na co?- Dopytywał się Ares. Poszłam z nim do salonu gdzie byli już wszyscy.- Izyda odpowiesz mi w końcu?- Spytał się ponownie mój brat.

-Ja już nie mam zamiaru czekać aż Shredder zabije naszego ojca. Idę się z nim rozprawić raz na zawsze.- Na moje słowa wszyscy się zdziwili, a najbardziej Raph.

-Jaja sobie robisz?! Nigdzie nie idziesz. Chyba, że ze mną.- Powiedział zdenerwowany Raph podchodząc do mnie.

-Ale ja nie chce ciebie stracić.- Powiedziałam kiedy łzy wdarły się mi do oczu. Mój ukochany mnie przytulił i zaczął szepcząc mi na ucho uspokajające słowa.

-W sumie Izyda ma racje. Trzeba go w końcu powstrzymać inaczej możemy przywitać się z zagładą świata.- Powiedział Donnie kiedy Raph przestał mnie uspokajać. Byłam już spokojna.

-To powiedz geniuszu jak chcesz go powstrzymać? Co ty zamienisz się w żądną zemsty bestie?- Kiedy Ares to powiedział błyskawicznie zakrył usta patrząc na mnie.- Izyda nie. Nawet o tym nie myśl.- Powiedział dalej patrząc na mnie.

-Zrobię to kiedy będzie potrzeba.- Powiedziałam pewnie. Wszyscy zabraliśmy broń i wyszliśmy z kryjówki. Na myśl o tym co zrobił mojej matce poczułam jak ogon i uszy pumy. Weszliśmy na dach jednego z budynków. Nagle pojawił się Saki ze swoimi sługusami. Shredder spojrzał wściekły na sługusów.

-Mówiliście, że nie żyje!- Krzyknął na nich wkurzony.

-Gdzie jest mój ojciec?!- Krzyknęłam i czułam jak krew zaczyna mi wrzeć w żyłach.

-Zabić wszystkich.- Powiedział Saki, a jego armia zaatakowała. Zaczęliśmy walczyć. Zauważyłam jak ten leszcz walczy z Raphem więc podbiegłam do niego z zamiarem pomocy w walce. Nagle nie wiem skąd Shredder kopnął mnie z taką siłą, że uderzyłam o mur dzielący budynki. Shredder podszedł do mnie z wysuniętymi ostrzami. Spojrzałąm na niego przerażona. Wymierzając cios zamknęłam oczy. Jednak nie poczułam bólu tylko usłyszałam krzyk. Otworzyłam oczy i łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Przede mną stał Raph. Chłopak miał upaść na ziemię ale złapałam go i położyłam jego głowę na swoich kolanach. Patrzył na mnie gaszącym się wzrokiem, a na brzuchu pojawiało się więcej krwi. Pocałowałam go w czoło. Wstałam delikatnie kładąc jego głowę na ziemi. Czułam jak przychodzi chwila na zemste za wszystkich których kocham. W okół mnie pojawiła się czarno-czerwona aura.

-Quia oculo ad oculum. Amor et odium. Vita et mors !! (po łacińsku: Oko za oko. Miłość za nienawiść. Życie za śmierć!!)- Powiedziałam i rzuciłam się w postaci pumy na Shreddera. Zaczęłam gnieść mu zbroje przez co kawałki metalu wbiły się w jego ciało.- Soshite kore wa watashinohaha no tamedesu. (po japońsku: A to za moją mamę.)- Powiedziałam zdejmując jego Kuro Kabuto i z całej siły zaczęłam uderzać głową Sakiego o ziemie. Po chwili nie żył. Wstałam i postawiłam na jego klace piersiowej nogę. W lewej ręce trzymałam poplamione we krwi Kuro Kabuta.- Macie się poddać inaczej podzielicie ten sam los co Shredder.- Powiedziałam kierując słowa do sługusów Shreddera. Okazało się że gadałam do tych robotów. Leo i Casey od razu się nimi zajęli. Puściłam Kabuto i pobiegłam do Rapha przy którym byli pozostali. Przytuliłam go, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.- Iris błagam pomóż mu.- Powiedziałam załamanym głosem patrząc na Iris.

-Izyda nie mogę. On umiera.- Te słowa sprawiły, że zaczęłam cicho płakać.

-Raph plis nie chce być sama.- Powiedziałam, a Raph się uśmiechną. Pogładził swoją dłonią po moim policzku.

-Uśmiechnij się. Ten ostatni raz chce zobaczyć twój uśmiech.- Powiedział, a ja pomimo płaczu starałam się uśmiechnąć.- Pamiętaj że cie kocham. Was też kocham. Nawet ciebie Mikey.- Powiedział Raph powoli zamykając oczy.

-Stary nie zasypiaj.- Powiedział również załamany Casey. Czułam jak ręka mojego ukochanego zaczyna powoli opadać. Złapałam jego dłoń i położyłam ją na jego ranę. Raph całkowicie zamknął oczy. Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Poczułam dłoń na ramieniu i przytuliłam się do Hamato który stał obok mnie. Bolało mnie. To z mojej winy zginął.

(W tym samym czasie. Perspektywa Leo)

Mój brat odszedł. Odszedł z tego świata na naszych oczach. Izyda przytula się do ojca. Cała zapłakana. Byłem wściekły, że zabójca mojego brata już nie żyje. Ale przynajmniej lepiej dla świata. Zauważyłem że Ares gdzieś idzie.

-Ares, a ty do kąt?- Spytałem kiedy razem z Donniem i April podeszliśmy do niego.

-Poszukać tego zdrajcy Lewico.- Odparł wściekły ściskając rękojeść broni.- To przez niego Raph nie żyje, a moja siostra cierpi. Nie pozwolę mu się tym cieszyć.- Powiedział i znowu zaczął kierować się w stronę siedziby Shreddera. Poniekąd miał racje. Poza tym mają jeszcze ich ojca. Razem zaczęliśmy iść do siedziby Shreddera. Po wejściu tam poszliśmy do lochów. Słyszałem kłótnie dwóch osób. Nagle zauważyłem z pozostałymi jak jakiś młody typek wrzeszczy na osobę w celi. No i Ares rzucił w tą osobę shurikenem trafiając gościa w głowę. Podeszliśmy tam. Facet który leżał na ziemi nie żył.

-Yokai?- Powiedział zdziwiony mężczyzna w celi. Ares podbiegł do krat i przy nich kucnął.- Ares twoja siostra nie żyje.- W jego głosie słyszałem załamanie i gniew.

-Izyda żyje. Jest z naszym ojcem.- Powiedział Donnie który majstrował przy zamku. Po chwili mężczyzna wyszedł z celi.

-Szkoda tylko że Raph zginął.- Odparł Ares ze spuszczoną głową.

-A kim on jest?- Zapytał ojciec Aresa.

-To mój brat. Oddał życie by ocalić swoją ukochaną. Czyli Izydę.- Powiedziałem, a twarz mężczyzny od razu zbladła trochę. Następnie zaczął biec w kierunku wyjścia. Ja i reszta pobiegliśmy za nim. Kiedy wbiegliśmy na najbliższy dach zauważyłem jak coś się świeci. I to akurat na dachu na którym była reszta mojej rodziny i przyjaciół.

-Cholera. Tylko nie to.- Powiedział mężczyzna i pobiegliśmy tam. Gdy byliśmy na miejscu nic się nie świeciło. Ares od razu podbiegł do siostry.

-Izyda obudź się.- Powiedział kiedy zauważyłem jak Raph się podnosi z ziemi.

-Raph!- Krzyknąłem zwracając na pozostałych uwagę. Podbiegłem do brata i przytuliłem go.

(Perspektywa Izydy)

Otworzyłam oczy i zauważyłam ojca i brata. Od razu rzuciłam się na szyję ojca. Przytuliłam się do niego, a łza spłynęła po moim policzku. Uśmiechałam się. Cieszyłam się, że udało się go uwolnić.

-Moja mała wariatko. Wiesz, że to było ryzykowne?- Powiedział głaszcząc mnie po plecach.

-Tak wiem. Ale dla Rapha zrobiłabym wszystko.- Powiedziałam przestając go przytulać.

-Szkoda tylko że Saki zabił Yoshiego. Pewnie by mówił ciągle jaka podobna jesteś do Matki.- Powiedział mój ojciec kiedy pomagał mi wstać.

-Owszem. I mówię jej to.- Powiedział Hamato. Spojrzeliśmy na niego. Uśmiechnęłam się do niego.- Nie poznajesz mnie Arakiel? To ja Yoshi.- Kiedy to powiedział mój ojciec był w szoku. Jednak podszedł do Hamato Yoshiego i zaczęli rozmawiać. Nagle poczułam jak ktoś mnie przytula od tyłu.

-A więc to będzie mój teść.- Powiedział znany mi głos. Odwróciłam się twarzą do Rapha. Jego ręce były na mojej talii, a ja swoimi dłońmi objęłam jego szyję.

-Jeszcze się mi nie oświadczyłeś.- Powiedziałam z zadziornym uśmiechem.- Ale dobrze, że jesteś.- Dodałam kiedy Raph czule się uśmiechnął.

-Też się cieszę skarbie.- Odparł kładąc dłoń na mój policzek. Następnie mnie pocałował. Byłam mega szczęśliwa. Odzyskałam ojca, miłość mojego życia i w końcu Oroku Saki przestanie gnębić moją rodzinę i przyjaciół.

-Co ty na to by zrobić jutro w szkole zamieszanie?- Spytałam gdy Raph objął mnie ramieniem.

-Odpowiem ale później teraz muszę coś z braćmi i Caseym załatwić.- Powiedział patrząc na braci i Caseyego.

-Dobrze tylko postaraj się sobie niczego nie złamać.- Powiedziałam nadal się uśmiechając. Raph pocałował mnie w czoło mówiąc szybko ,,dobrze aniele" i pobiegł z chłopakami gdzieś. Patrzyłam jak znika gdzieś z chłopakami.

-Ciekawe gdzie oni pobiegli?- Powiedziała Iris kiedy razem z resztą dziewczyn stały obok.

-Sama jestem ciekawa.- Powiedziałam spoglądając na truchło Shreddera.- Wow to ja to jemu zrobiłam?- Dodałam trochę zdziwiona. Dziewczyny dały mi sygnał, że tak. Już chciałam zmienić temat ale one musiały zacząć temat ślubu. Jeszcze Raph mi się nie oświadczył, a one już chcą bym się hajtała z nim. Zawołałam Aresa z myślą, że mi pomoże ale jak usłyszał o czym gadamy to sam przyłączył się do rozmowy. Jak tylko zauważyłam Rapha to od razu do niego pobiegłam i rzuciłam się na jego szyję. On przytulił mnie i zaczął się kręcić wokół swojej osi. Po chwili mnie postawił.- Raphi ratuj bo dziewczyny i Ares zamęczą mnie na śmierć.- Powiedziałam, a on tylko się uśmiechnął i chwycił mnie za rękę.

-Przedstawisz mi mojego przyszłego teścia?- Spytał z iskierkami w oczach. Oboje idąc za rękę podeszliśmy do Hamato i mojego ojca którzy na nas spojrzeli.

-A to pewnie twój syn Raphchael. Miło ciebie poznać chłopcze i dziękuje że uratowałeś jej życie oraz, że opiekowałeś się nią pod czas mojej nieobecności.- Na słowa ojca wkurzyłam się. Sam wie że już nie mam 5 lat tylko 15.

-To miłe z pana strony.- Powiedział Raph patrząc na swojego ojca. Następnie znowu spojrzał na mojego tatę. Wtuliłam się w jego ramię.- Chciałem panu też powiedzieć, że ja i Izyda jesteśmy razem.- Odparł Raph patrząc na mnie jak w obrazek.- I zostało mi tylko spytać. Czy udzieli pan nam błogosławieństwa?- Na jego słowa uśmiechnęłam się.

-Oczywiście. Tylko pamiętaj jak moja Izydka...- Przerwałam mu. Wiedział jak nie lubie jak mnie tak nazywa.

-Tato. Nie mam już 5 lat żeby mnie tak nazywać.- Powiedziałam wkurzona na ojca.

-Arakiel oni już są dorośli.- Powiedział ojciec Rapha. No i zaczęła się kłótnia między naszymi ojcami czy my jesteśmy dorośli. Raph korzystając, że nikt nie patrzy zabrał mnie i schowaliśmy się za jednym z murków.

-Teraz powinienem uklęknąć na kolano i spytać ,,czy wyjdziesz za mnie?" Ale ja wole robić po swojemu.- Powiedział wyjmując pierścionek z czerwoną różą i założył go na mój palec. Patrzyłam na pierścionek. Był w moim ulubionym kolorze, a ten kwiat był jednym z moich ulubionych. Raph uniósł mój podbródek.- Kochanie wiesz, że jesteś..- Nie dałam mu skończyć, ponieważ go pocałowałam. Po chwili nasz pocałunek się skończył.

-Oczywiście, że za ciebie wyjdę.-Powiedziałam z uśmiechem. Raph był tak szczęśliwy, że mnie pocałował w rękę jak to robią na filmach o księżniczkach.

-Teraz mogę powiedzieć tylko jedno słowo. By cały świat usłyszał. Nawet tam w piekle.- Powiedział stając na murku.- Bujakash!!!!!- Krzyknął tak głośno ze szczęścia, że omal nie ogłuchłam. Następnie zeskoczył z murku i wziął mnie w stylu panny młodei i ponownie zaczął się kręcić wokół swojej osi. Śmialiśmy się przy tym. Następnie wróciliśmy do reszty. Mikey miał taką minę jakby miał zaraz wybuchnąć.

-To ja cały czas krzyczę bujakasha.- Powiedział wkurzony Mikey. Jednak Raph nic mu nie odpowiedział tylko chwycił moją dłoń na której był pierścionek i pocałował mając nasze dłonie złączone. Po chwili podeszliśmy do swoich ojców. Wpewnej chwili zrobiło mi się smutno. Z powodu iż mojej mamy nie będzie na moim wielkim dniu i nie pozna mojego przyszłego męża osobiście.

-Skarbie wszystko w porządku?- Z zamyśleń wyrwał mnie troskliwy głos narzeczonego.

-Tak tylko... Szkoda że mamy nie będzie na naszym wielkim dniu.- Powiedziałam, a Raph objął mnie ramieniem.

-Ale ja i Ares nigdzie się nie wybieramy.- Słowa ojca dodały mi otuchy.- A co do waszego wielkiego dnia. Może wyrządzimy je w Japonii? Przyjedzie rodzina itp.- Już na słowo rodzina mnie przeraziła. Bałam się, że będą się ze mnie naśmiewać. Z powodu iż poślubiłam mutanta.

-Świetny pomysł Arakiel. Z resztą już dawno nie byłem w Tokio i na grobie Shen.- Odparł Hamato.- Ale decyzja należy do dzieciaków.- Dodał.

-Raph?- Powiedziałam spoglądając na niego.

-Wole najpierw pobyć z Izydą sam. Ale jak będziemy u mnie w pokoju to na pewno reszta będzie podsłuchiwać.- Powiedział Raph patrząc na braci którzy kilka metrów dalej rozmawiali.

-Wymyślimy coś. O to się nie martwcie.- Powiedział mój ojciec. Po chwili wszyscy wróciliśmy do kryjówki. Ja i Raph poszliśmy do jego pokoju. Raph zamknął drzwi na klucz.

-Raphi jestem zmęczona.- Powiedziałam, a Raph posadził mnie na łóżko. Zdjęłam bluzę i położyłam ją na łóżko. Mój ukochany zdjął moje buty i skarpetki. Zaczął całować zewnętrzną część mojej stopy.- Raphi przestań to łaskocze.- Powiedziałam chichocząc pod nosem gdy spojrzał na mnie swoimi szmaragdowymi oczami.

-Ależ kochanie ja łaskotać ciebie będę za kare.- Powiedział całując moją rękę. Szybko zdjęłam spodnie i położyłam resztę ubrań na krzesło, a pierścionek odłożyłam na półkę. Następnie położyłam się do łóżka obok narzeczonego.- Tak się cieszę że będziesz moją żoną.- Powiedział całując mnie w czoło.

-Też się cieszę. Tylko musimy czekać do ślubu na spełnienie naszej umowy.- Powiedziałam przytulając się do niego.

-Wiem, wiem. Bracia pewnie będą ciągle wypytywać o nasz ślub i czy będziemy mieli dzieci i tak dalej.- Powiedział obejmując mnie ramieniem.

-A co? Nie chcesz być ojcem?- Spytałam lekko zdziwiona jego wypowiedzią.

-Chce tylko jak byłem z Moną ciągle o to pytali i przez to ciągle byłem wybuchowy. Resztę znasz skarbie.- Powiedział głaszcząc mnie po głowie.- A teraz śpij. Panna młoda musi pięknie wyglądać na swoim ślubie. Chociaż i tak wiem, że pięknie będziesz wyglądać.- Powiedział czule i ponownie pocałował mnie w czoło. Zasnęłam wtulona w Rapha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro