Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[17] Spotkanie po latach

*Bill*

Biel wokół nas zniknęła, a przed moimi oczami ukazała się twarz Ojca. Zbladłem.
-I oto syn marnotrawny wrócił do domu – odezwał się On łapiąc mnie za kołnierz. – Gdzie ty się podziewałeś co? Razem ze swoją matką gdzieś uciekłeś.
Taiyō nigdzie nie było widać.
-Nie twój zastany interes – powiedziałem wyrywając się z jego uścisku. Nie mogłem ryzykować, by On znalazł mój kieszonkowy wymiar.
-Przyszedłem zawrzeć z tobą umowę.
Ojciec zaciekawiony uniósł jedną brew i splótł ręce na piersi.
-Umowę? Ze mną? I niby jaką umowę chciałbyś ze mną zawrzeć? – spytał. Ok, połknął haczyk. Przepraszam Sosenko, ale najpierw muszę wyegzekwować twój plan, dopiero potem się z tobą zobaczę.
-Taką, która mnie zmusi do zrobienia apokalipsy – powiedziałem. On zaśmiał się gardłowo.
-I mam uwierzyć, że nagle zmieniłeś zdanie?
-Nie, dlatego musimy zawrzeć deal. Sam z siebie nie zrobię apokalipsy, więc musisz mnie do tego zmusić. Jakże inaczej, jak nie przez umowę nie do zerwania?
-I co się skłoniło do takiej decyzji?
Spojrzałem mu w oczy i wyprostowałem się. Poprawiłem swoją muszkę, a włosy zaczesałem do tyłu.
-Mabel tęskni się za bratem. Od trzech lat truje mi głowę bym wrócił, zrobił apokalipsę i odzyskał Dipper'a – wytłumaczyłem. – Jak jest się samemu z nią przez trzy lata i non stop wałkuje ten sam temat to nawet najmocniejsi się złamią.
-Czemu więc potrzebujesz umowy, by zrobić apokalipsę?
Westchnąłem lekko i pstryknięciem wyczarowałem sobie fotel, w którym następnie usiadłem.
-To tylko taki szczególik, bym po wszystkim miał kogo obwiniać – powiedziałem krzyżując nogi. – Boisz się ze mną zawrzeć deal? Błagam cię, co takiego mogę ci zrobić z czego się nie wyliżesz? Jeśli dwadzieścia gwiazd nie dało ci rady to co ja mogę zrobić?
Ojciec także wyczarował sobie fotel, w którym zasiadł i spojrzał na mnie badawczo. Nie zrywałem z nim kontaktu wzrokowego, by niczego nie podejrzewał. Po chwili On zaśmiał się i z sadystycznym uśmiechem pochylił się w moją stronę.
-Jaki jest twój warunek? – spytał na co wzruszyłem ramionami.
-Jeszcze nie wiem, po prostu wypowiem go jak na coś wpadnę – powiedziałem jakby nigdy nic. Ojciec wstał i wyciągnął rękę otoczoną białym płomieniem w moją stronę.
-Niech ci będzie – powiedział pewny siebie, po czym dodał pod nosem. – I tak żadny z jego warunków mnie nie zniszczy.
Wstałem ze swojego fotelu i złapałem go za rękę. Biały płomień przeszedł na moje przedramię.
-Chcę być urządził apokalipsę jakiej nikt się nie spodziewa – powiedział swój warunek i w myślach dziękowałem jego idiotyzmowi, że dał mi wielkie pole do popisu.
-Chcę byś spełnił mój warunek, gdy go wymyślę – powiedziałem ściskając jego dłoń.
-Deal – rozbrzmiał na cały nieboskłon Jego głos.
-Deal – odpowiedziałem i niebieski płomień otoczył nasze ciała.
Po chwili umowa była zapieczętowana. Umowa z Bogiem. Najsilniejszy rodzaj. Cokolwiek sobie zażyczysz się spełni. Niebiańska moc już tego dopilnuje. Puściliśmy swoje ręce.
-Zabieraj się do pracy – powiedział Bóg. Uśmiechnąłem się do niego i zacząłem się śmiać. Nie mogłem uwierzyć, że mi się udało.
-Co cię tak bawi Samael'u? – zdziwił się.
Obydwoma rękoma przeczesałem blond włosy do tyłu i spojrzałem mu w oczy.
-Właśnie wymyśliłem swój warunek – powiedziałem zbliżając się do Ojca i łapiąc go za kołnierz. Niewzruszony patrzył mi w oczy. Nie wiedział w jak wielkie gówno się wpakował.
-Chcę, by cała twoja niebiańska moc cię opuściła. Byś był człowiekiem i chodził po ziemi tak jak reszta z nich bez możliwości odzyskania czy nabicia jakiejkolwiek mocy. Będziesz słabym starcem, w kruchej skorupce chodzącym po Ziemi podczas apokalipsy – wyszeptałem mu do ucha po czym puściłem i spojrzałem w jego oczy, w których tańczyło przerażenie. Biały płomień otoczył jego ciało, a krzyk jaki z siebie wydał zatrząsnął wszechświatem.
-Zdychaj dupku – warknąłem i już miałem go wysłać na Ziemię, gdy wpadł mi do głowy wspaniały pomysł. Złapałem go za kołnierz i teleportowałem nas na nieboskłon.
-Pandora! – zawołałem. Gwiazda Zarazy pojawiła się przede mną prawie od razu.
-Samael – powiedziała uradowana na mój widok, po czym jej wzrok przeniósł się na poczwarę wijącą się u mego boku. – Czy to...
-Tak, odebrałem mu niebiańską moc, więc nie stanowi żadnego zagrożenia dla nas. Nawet lepiej, jest człowiekiem – wytłumaczyłem. Iskierki radości zatańczyły w jej oczach.
-Jednak cena za ten wspaniały czyn jest taka, że apokalipsa musi się odbyć. Ale nie martw się siostro. Ten idiota dał mi szerokie pole do popisu.
Pandora zaśmiała się i kucnęła, by bliżej się przyjrzeć czemuś co kiedyś było naszym Ojcem.
-Jak mogę ci pomóc, bracie?
Puściłem staruszka na nieboskłon i lekko kopnąłem.
-Pocałuj starca na do widzenia, najlepiej czymś zaraźliwym.
Gwiazda Zarazy kiwnęła głową i ujęła jego twarz w swoje dłonie.
-Bye bye – szepnęła w jego usta, po czym pocałowała go. Przerażony próbował się wyrwać, ale nic nie mógł zrobić. Był tylko człowiekiem.
-Dziękuję siostro – powiedziałem i uniosłem staruszka. – Przekaż nowinę naszemu rodzeństwu.
-Ale kto teraz będzie pilnował porządku? – spytała, gdy już miałem wejść w portal prowadzący na Ziemię. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się ciepło.
-Myślę, że nasza Matka świetnie sobie z tym poradzi.
Pandora kiwnęła głową z uśmiechem i pomachała mi na pożegnanie.

Starca wyrzuciłem gdzieś w Chinach. Następnie przeniosłem się do Gravity Falls, gdzie Stanford już bez ostrzeżenia zaczął strzelać na mój widok.
-Odebrałeś mi moich siostrzeńców skurwielu! – wrzasnął, gdy mnie zobaczył.
-Nie wierze, że dupę mu ratuję – mruknąłem do siebie po czym magią zamknąłem go w bańce.
-Jakbyś mi dał dojść do słowa to byś się dowiedział, że Dipper i Mabel są cali – powiedziałem głośniej. – I przybyłem też was ocalić, bo apokalipsa się zbliża.
Szósteczkę zamurowało, więc nie tracąc czasu zamknąłem całe Gravity Falls w bańce i skupiłem się na swoim wymiarze. To się Mabel zdziwi, pomyślałem i teleportowałem całe miasteczko do naszego wymiaru, w okolice klifu.
Następnie przeniosłem się do Minneapolis i z bólem serca zatrułem umysły kilku policjantom, tak, by za kilka miesięcy zabili niewinnego człowieka, co później miało przebudzić się w zamieszki. Czas by ludzie zaczęli się szanować. Bez względu na wygląd.
Następnie wróciłem na nieboskłon i poinstruowałem kilka Gwiazd co mają zrobić i kiedy przez następny rok.

Gdy wszystko było skończone poczułem, że Niebiańska Moc zaakceptowała moje działania jako wywiązanie się z mojej części umowy. Odetchnąłem z ulgą. Nareszcie wolny.
-Bill – usłyszałem najwspanialszy głos na świecie. Skrzydła rozerwały górną część mojego garnituru. Z uśmiechem na ustach i ze łzami szczęścia w oczach odwróciłem się.
-Hej Sosenko – powiedziałem łamiącym się głosem.
-Wyglądasz dziwnie, gdy płaczesz – oznajmił też płacząc.
-A ty uroczo – zaśmiałem się.
Patrzyliśmy na siebie przez kilka chwil po czym pobiegliśmy w swoją stronę. Gdy tylko Dipper był w zasięgu moich rąk przyciągnąłem go do siebie i wpiłem w jego usta. Całowaliśmy się namiętnie stęsknieni swojego dotyku, otoczeni przez moje skrzydła. Nie mogłem uwierzyć, że znów trzymałem go w swoich ramionach. Gdy się od siebie oderwaliśmy Dipper wtulił się we mnie.
-Bill ja... ja przepraszam. Nie widziałem... - zaczął chlipać. Pogłaskałem go po głowie.
-Ciii, wiem. Taiyō pokazała mi swoje wspomnienia – powiedziałem – Nie przepraszaj mnie skarbie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znów mogę się trzymać w swoich ramionach.
Sosenka kiwnął lekko głową i schował głowę w moim ramieniu. Rękoma głaskał moje skrzydła, przez co te drżały z podniecenia. Ucałowałem go w czubek głowy po czym przeniosłem nad do naszego wymiaru, gdzie wszyscy na nas czekali. Gdy tylko się zmaterializowaliśmy na środku rynku idealnie trafiliśmy na Mabel i Marka. Gwiazdeczka rzuciła się na nas przewracając na ziemię.
-Dipper! Ty dupku! – załkała ściskają brata i mnie z całych sił. Ci co nas widzieli otoczyli nas i zaczęli wiwatować. Mabel musiała im wszystko wytłumaczyć, zwłaszcza po tym jak kolejne miasto się pojawiło z nowymi ludźmi. Przytulaliśmy się tak przez kilka minut po czym wstaliśmy z ziemi.
-Wow – powiedział Dipper na widok nowego gatunku.
-Witaj w naszym nowym domu – szepnąłem mu do ucha i przytuliłem od tyłu, by mógł podziwiać moje i Mabel dzieło.

___________________________
Ostatni rozdział, a wieczorem będzie epilog!
Enjoy,
LucyNara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro