Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[14] Wycieczki planowane na spontana dają najlepsze wspomnienia

*Bill*

-Szósteczka! W myślach mi czytasz! – powiedziałem uradowany i odwróciłem się, by spojrzeć na Stanforda, który celował do mnie z jakiejś śmiesznej broni.
-Zabiłeś mojego siostrzeńca – warknął staruszek i załadował broń, która wydała przy tym śmieszny dźwięk.
-Ech... Czemu wszyscy mnie obwiniają o śmierci, do których się nie przyczyniłem... No w sumie Sosenkę można... - urwałem, bo głos mi się załamał. I tyle z mojej gry. Oczy zaczęły mnie szczypać.
-Ty płaczesz? – zdziwił się Ford. Ja pierdole, znalazł się Pan-Spostrzegawczy.
-Nie, oczy mi się pocą – warknąłem i wziąłem głęboki wdech i wydech. – Słuchaj Stanford. Daj mi swojego pilota do portali i znikam ci z oczu. Już nigdy mnie nie zobaczysz. Tak jak zawsze marzyłeś.
Szósteczka spojrzał na mnie zdziwiony i opuścił broń.
-Naprawdę się zmieniłeś. Kto by pomyślał, że staniesz się takim tchórzem – powiedział chowając broń do skurzanej torby.
-Nazywaj mnie jak chcesz, nie mam na ciebie siły. Daj mi tego cholernego pilota i już mnie nie ma – powiedziałem i wyciągnąłem rękę w jego stronę. Ford zbadał mnie wzrokiem po czym splótł ręce na piersi.
-Nie mam go przy sobie.
-Naprawdę? Teraz zachciało ci się zachowywać jak dziecko? Proszę cię Ford. Miejmy to za sobą. Pragnę tylko zaznaczyć, że nie mamy zbyt dużo czasu, a Sosenki nie ma by mnie powstrzymał, jak wybuchnę. Nie zapominaj, że nadal mogę cię skrzywdzić.
Ford przewrócił tylko oczami po czym coś zabłyszczało w nich. Skubany wpadł pewnie na jakiś głupi pomysł.
-Co znowu?
-Chcesz pilota do portali? – spytał z uśmiechem jakby odkrył jakąś nową zasadę matematyczną.
-Tak Fordzie. Od kilku minut o tym rozmawiamy.
-Jeśli chcesz pilota musisz zawrzeć ze mną umowę – powiedział tak szczęśliwy, że oczy mogły mu z głowy wypaść. Westchnąłem.
-Jaki ma być twój warunek? – spytałem coraz bardziej podirytowany.
-Powiem ci jak się zgodzisz.
-Ja pierdole. Czy ty masz pięć lat?
-Chcesz pilota czy nie?
Spojrzałem mu w oczy po czym pstryknąłem palcami i teleportowałem się do Chaty Tajemnic.
-Nie dasz po dobroci to sam go znajdę – mruknąłem do siebie pod nosem. – Gdzie Stanford schował to ustrojstwo?
Zamknąłem oczy, by przeskanować pokój. Takie urządzenie powinno zostawić jakiś magiczny ślad.
-Bill? – usłyszałem głos Gwiazdeczki. Otworzyłem szybko oczy i zesztywniałem. Mogłem wyczuć ze za mną stała. Głos miała zachrypnięty od płaczu.
-Bill! – lekko uradowana podbiegła do mnie i przytuliła od tyłu.
-H... hej Gwiazdeczko – powiedziałem starając się nie rozkleić. Moje skrzydła wyczuwały duszę Sabriny w ciebie Gwiazdeczki i pragnęły, by był do Dipper. Szybko złapałem jej ręce i odkleiłem ją od siebie.
-Sorry Mabel, ja...
-Spoko rozumie – powiedziała szybko. – Cieszę się, że jesteś cały.
Zapadła między nami niezręczna cisza. Którą od czasu do czasu przerywał Naboki swoim chrumkaniem.
-Przykro mi z powodu Dipper'a. Straciłaś brata, gdybym mógł to jakoś odwrócić to bym to zrobił – zacząłem. – Ale musisz mi zaufać, gdy mówię, że lepiej dla niego, by się nie odradzał.
Mabel zamarła, gdy to usłyszała.
-Czemu tu jesteś Bill? – spytała po chwili. – Myślałam, że wróciłeś, by pomóc mi go odzyskać.
Gwiazdeczka złapała mnie za kołnierz i spojrzała w oczy.
-Chociaż spójrz na to co znalazłam. Błagam cię – wyjęczała przez łzy spływające gęsto po jej policzkach. Ostrożnie wytarłem jej policzki i przytuliłem ignorując drżenie skrzydeł pod skórą. Głaszcząc po głowie starałem się ją uspokoić, ale wiedziałem, że dziewczyna potrzebowała się wypłakać.
Po kilku minutach Mabel odsunęła się ode mnie i przetarła czerwone i opuchnięte oczy.
-Więc? – spytała ponownie – Po co wróciłeś?
Westchnąłem. Nie ma co owijać w bawełnę. Nie mam na to ani czasu, ani siły.
-Szukam pilota, który Ford zbudował do portali – powiedziałem. – Wiesz może gdzie jest?
-Jak ci powiem to mi pomożesz?
Pogłaskałem ją lekko po włosach i smutno się uśmiechnąłem.
-Nie. Nie mogę Gwiazdeczko. Nie mogę pozwolić, by Dipper się odrodził jako kompletnie obca osoba, która zostanie wykorzystana przez naszego Ojca, by zmienić mnie w maszynę do zabijania ludzi – wytłumaczyłem jej. Na początku nie chciała uwierzyć. Zaczęła walić mnie w tors, ale w końcu, gdy podzieliłem się z nią swoimi wspomnieniami przestała i znów się rozpłakała.
-Jestem całkowicie sama – jęknęła.
-Nadal masz wujków i rodziców – zauważyłem.
-Nie rozumiesz tego! – wrzasnęła. Coś we mnie pękło. Powietrze zaczęło wokół mnie wibrować.
-Ja nie rozumiem? Oj Gwiazdeczko w ciągu jednego dnia straciłem szóstkę rodzeństwa, mojego ukochanego, dom i jakąkolwiek kontrolę nad swoim życiem. Ja nie rozumiem? Ty nadal jesteś w części człowiekiem. Masz swoją rodzinę tutaj na Ziemi. Nie spędziłaś z tymi Gwiazdami tyle czasu co ja. Pewnie nawet się nie przejęłaś, gdy je rozszarpałem! Chcesz rozpaczać i narzekać, że jesteś sama?! Przykro mi to oznajmić, ale ten przywilej ci się nie należy! – zacząłem na nią krzyczeć, przez co Gwiazdeczka bardziej się popłakała. Dipper, by mnie za to skrzyczał. Strasznie za nim tęskniłem. Przełknąłem gulę rosnącą w moim gardle.
-Jeśli wiesz, gdzie jest ten pilot, proszę, daj mi go. Nie wiem, ile mam czasu nim On mnie złapie w swoje sidła – głos lekko mi drżał. Mabel uniosła głowę i przyjrzała się mojej twarzy. Delikatnie dotknęła moich opuchniętych oczu, po czym westchnęła i złapała mnie za rękę.
-Wujek Ford planował zawrzeć z tobą deal. Ten pilot za przywrócenie Dipper'a do życia. Mówiłam mu, że zrobisz to bez umowy, ale najwyraźniej się myliłam – powiedziała zaciągając mnie do windy. Wjechaliśmy na parter, a następnie zostałem zaciągnięty do pokoju, w którym nadal były nasze rzeczy. Kartki i książki były wszędzie porozwalany i pozaznaczane kolorowymi mazakami i karteczkami. Gwiazdeczka naprawdę się do tego przyłożyła. Gdy drzwi się za nami zamknęły, Mabel puściła moją rękę i podeszła do swojego łóżka. Zaczęła grzebać w kupce swoich kolorowych swetrów.
-Gdzie planujesz się udać? – spytała przewalając ubrania.
-Jak najdalej się da, a potem jeszcze dalej – odpowiedziałem przeglądając papiery z zaklęciami. Podniosłem jedną stronę i zacząłem ją czytać. Mina mi zrzedła.
-Mabel, powiedz, że nie będziesz tego próbować – powiedziałem patrząc na zaklęcie pozwalające zawrzeć układ z samym sobą. – To cię rozszarpie.
Gwiazdeczka wzruszyła tylko ramionami.
-Nie będzie mnie miał kto powtrzymać.
-Chcesz umrzeć?! – wrzasnąłem. Powoli traciłem cierpliwość do jej upartości. Zachowywała się coraz bardziej jak Sabrina, gdy się uparła, że mnie 'naprawi'. Brunetka tylko posłała mi chłodne spojrzenie i wyciągnęła pilota z kieszeni jednego ze sweterków. Następnie rzuciła nim ze mnie i splotła ręce na piersi.
-Masz, a teraz uciekaj. Nie potrzebuję cię. Poproszę Jonathana o pomoc.
Złapałem pilota i spojrzałem na niego. Moja droga ucieczki. Następnie spojrzałem na Mabel. Wyglądała okropnie. Jakby ktoś wyrwał jej serce. Jej wzrok był częściowo pusty. Ścisnąłem pilota w ręce i wziąłem głęboki wdech.
-Nie pomogę ci w przywróceniu go, ale jeśli chcesz to zabiorę cię ze sobą – zaproponowałem.
-By uciekać przez resztę życia? Nie dzięki – warknęła.
-Nie, by uciec z tego wymiaru i stworzyć własny, gdzie będziemy bezpieczni. Z dala od chorych gier Ojca i trosk.
Mabel spojrzała na mnie uważnie po czym spojrzała na Nabokiego, który za chrumkał kilka razy.
-Masz racje Naboki – szepnęła po czym wymrugała łzy, które ponownie pchały się jej do oczu. – Ok. Pójdę z tobą, ale Naboki idzie z nami.
Kiwnąłem głową. Jej obecność będzie mi pomagać się opanować i nie oszaleć. Poza tym Dipper, by tego chciał. Bym pomógł Mabel, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Kliknąłem coś na pilocie i chwilę później przed nami pojawił się blado niebieski portal. Wyciągnąłem rękę w stronę Gwiazdeczki.
-Gotowa? – spytałem. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.
-Tak bez pakowania?
-Tam gdzie idziemy niczego ci nie zabraknie.
Mabel podniosła Nabokiego i złapała mnie za rękę.
-Prowadź.
Następnie razem przeszliśmy przez portal.

___________________________________________
Coraz bliżej końca. Jak tam wasze emocje?
Dawajcie znać w komentarzach!
Enjoy,
LucyNara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro