[11] Brzydka prawda czy piękne kłamstwa?
*Dipper*
Will pojawił się w naszym salonie kilka minut po tym jak Bill trzasnął drzwiami. Pierwsza zauważyła go Mabel, która gadała z Nabokim i swoim krzykiem zwołała wszystkich do siebie. Wbiegłem więc do salonu razem z wujkami i już miałem się rzucić na gwiezdnego brata, gdy poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię.
- Nie warto Dipper, to tylko jego projekcja - usłyszałem Jonathana obok siebie.
- Nadal jesteś mądry Gwiazdo Zniszczenia, spędzanie czasu wśród ludzi nie zniszczyło cię tak jak naszego brata - odezwał się niebiesko włosy i uśmiechnął wrednie.
- Czego chcesz William? Nie jesteś tu mile widziany - warknęła Mabel. Will spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Przekazuje tylko gwiezdną pocztę. Zaproszenia na seans sprawiedliwości dla waszej trójki - powiedział po czym pstryknął palcami. Przed naszą trójką pojawiły się czerwone płomienie, które po chwili uformowały się w koperty. Jonathan pierwszy chwycił swoją, otworzył ją i zamarł. Wyciągnąłem rękę, by wziąć swoją kopertę lecz blondyn mocno mnie za nią złapał. Kolejna tajemnica?
- Jesteś chory bracie. Ty i wszyscy, którzy są przeciwko Samaelowi.
Niebiesko włosa gwiazda tylko wzruszyła ramionami i ponownie spojrzała mi w oczy.
- Obecność jest obowiązkowa, więc radzę się zacząć szykować - syknął po czym zniknął. Między nami zapanowała cisza, którą postanowiłem złamać wyrywając się z uścisku Jonathana.
- Co jest w tych kopertach? - zapytałem patrząc na Jonathana - Tylko daruj sobie odpowiedzi zagadki czy utajenie prawdy bo i tak się dowiem.
Blondyn westchnął i podał mi moją kopertę.
- Cogadh zaprasza, czy bardziej rozkazuje nam, byśmy wrócili do domu.
- Dlaczego?
Otworzyłem kopertę tylko po to by zobaczyć język gwiazd, którego kompletnie nie rozumiałem. Zgniotłem list w ręce i odrzuciłem go w kąt salonu. Następnie spojrzałem na Mabel, której oczy zaszły łzami.
- Chcą przeprowadzić coś w stylu rozprawy sądowej tylko, że materiałem dowodowym mają być wspomnienia BIll'a - odpowiedziała mi Mabel wycierając łzy. - Przecież Ojciec powiedział wszystkim, że Bill jest niewinny!
Jonathan westchnął ciężko i przetarł oczy.
- Nic z tym teraz nie zrobimy, musimy się przygotować.
- Jak? - pisnąłem. Nie wiedziałem co w tym momencie czuć. Wszystkie emocje szargały moim ciałem jednocześnie nie robiąc nic. Czułem się jakbym był chory. Nie miałem na nic siły. Gwiazda Zniszczenia pstryknęła palcami i podała mi białą szatę ze złotymi dodatkami.
- Ubrać się w odpowiednie szaty i być gotowym na najgorsze czego możemy się dowiedzieć o Samaelu.
Wystrojeni w Gwiezdne szaty stanęliśmy we trojkę w okręgu i złapaliśmy się za ręce.
- Gotowi? - spytał Jonathan patrząc na nas z troską. Razem z Mabel odpowiedzieliśmy twierdząco i sekundę później staliśmy na nieboskłonie pomiędzy innymi gwiazdami smętnie zmierzającymi w jednym kierunku. Ruszyliśmy za nimi. Z każdym krokiem moje serce biło coraz szybciej do puki nie zamarło na widok Bill'a uwięzionego w okręgu.
- O mój... - szepnęła Mabel łapiąc mnie za ramię. Nie wiedziałem co zrobić ani co powiedzieć. To wszystko wyglądało bardziej jakby miało się skończyć śmiercią Bill'a. Po chwili, która trwała jak wieczność Jonathan złapał nas lekko za ramiona i poprowadził w stronę tylnich siedzeń. Już mieliśmy zmieszać się z tłumem, gdy przed nami pojawił się Cogadh.
- Dokąd to zabierasz naszych honorowych gości Jonathanie? Ta dwójka ma miejsca w pierwszym rzędzie - powiedziała Gwiazda Wojny pokazując na czerwony dywan naprzeciwko okręgu.
- Nie rób tego bracie... wiesz, że to nie skończy się dobrze.
- Naprawdę mnie to nie obchodzi. Każda wojna nie kończy się dobrze. Wszędzie są straty - zaśmiał się po czym złapał nas za ręce i zaciągnął na czerwony dywan. Następnie z uśmiechem psychopaty oddalił się od nas zostawiając nas przerażonych i niewiedzących co ma się za chwilę wydarzyć.
Minęło kilka minut nim wszyscy zamilkli i zwrócili się w stronę nieruchomego Billa. Jego oczy były zamknięte, a mięśnie na całym ciele spięte jakby walczył z grawitacją. Szata w jaką był odziany była czerwona z czarnymi znakami.
- Moi bracia i siostry! - głos Cogadh'a rozbrzmiał na całym nieboskłonie. Na dźwięk głosu swojego brata Bill otworzył jedno ze swoich oczu z przerażeniem. Można było zauważyć, że chce się wyrwać z niewidzialnych sideł, które trzymały go w miejscu. Ręka Mabel zacisnęła się na mojej i dopiero wtedy przypomniałem sobie, że powinienem oddychać.
- Witajcie na seansie sprawiedliwości! W końcu nadszedł czas, by dowiedzieć się prawdy o morderstwie naszej Matki!
Nikt nie pisnął słowem. Ani jeden szept nie opuścił ust gwiazd. Wszyscy czekali z niecierpliwoscią na obrót spraw. Wszyscy byli poddenerwowani. Wszyscy oprócz kilku gwiazd, których sadystyczne spojrzenia zjadały uwięzionego w kręgu Bill'a. Okropieństwo. Rodzina, która powinna się wspierać i żyć w zgodzie kompletnie się podzieliła przez jedną rzecz... sekrety.
-Koniec sekretów, które skrywa nasz kochany braciszek! Dziś dowiemy się wszystkiego o jednej z niewielu gwiazd, która nadal jest w swoim pierwszym wcieleniu! - mówiąc to Cogadh spojrzał mi w oczy i nie zrywając kontaktu ze mną podszedł do mojego nachosa. Klęknął przy jego głowie i szepnął mu coś na ucho, co sprawiło, że twarz ukochanego okazała jeszcze więcej paniki, a on sam zaczął się szarpać na boki. Ścisnąłem dłoń Mabel jeszcze mocniej nie odrywając wzroku od Bill'a, któremu oko zaszło łzami. Zaczął mamrotać coś do brata, ale Gwiazda Wojny nic sobie z tego nie robiła.
-Przedstawienie czas zacząć! - krzyknął Cogadh i uniósł rękę do góry przygotowując się do pstryknięcia palcami. Na tą sekundę wszystko zamarło, a wszystkie gwiazdy przygasły.
Wrzask Billa rozniósł się po całym nieboskłonie sprawiając, że wszystkich przeszły ciarki, a nad jego ciałem pojawiło się coś na kształt wielkiego ekranu, który zaczął wyświetlać prawdopodobnie wspomnienia Bill'a...
...Dziewczyna wyglądająca jak Mabel siedziała na granicy nieboskłonu, z nogami luźno zwisającymi w dół gdzie znajdowała się Ziemia. Szczęśliwa machała nogami i nuciła jakąś melodię pod nosem. Bill podszedł do niej cicho i zakradł się od tyłu.
-Co nucisz? - spytał wprost do jej ucha, na co Sabrina podskoczyła przestraszona i złapała się za klatkę piersiową.
-Bill! - krzyknęła i lekko uderzyła go w ramię - Mogłam spaść.
Prychnęła obrażona i podkuliła nogi tak, by kolanami dotykać brody. Rozbawiony Bill usiadł koło niej, pstryknął palcami i chwilę później siedział z gitarą w ręku. Brzdąknął kilką akordów i z bananem na twarzy lekko szturchnął szatynkę w ramię.
-Zaśpiewasz jeszcze raz? - spytał. Dziewczyna potrząsnęła głową i skuliła się bardziej.
-Proooszę, dla mnie - nie ustępował Bill. Sabrina spojrzała na niego i westchnęła ciężko.
-Nie powinieneś siedzieć z Uniesławą i ją zachęcać do śpiewania? W końcu jesteście sobie przeznaczeni - powiedziała smutnym tonem. Cipher lekko zmarkotniał po czym odgarnął grzywkę z czoła szatynki uśmiechając się teraz bardziej czule.
-Słyszałaś kiedyś jej skrzeki? - zaśmiał się lekko - Możesz tego nie wiedzieć ale szanuję każdy rodzaj sztuki i mam do niej smykałkę. Podziwiam to co piękne i cenne.
Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i próbowała patrzeć wszędzie tylko nie w oczy Trucizny Boga.
-Uniesława nie będzie tym zachwycona - mruknęła pod nosem zawstydzona.
-No cóż, czego Gwiazda Prawdy nie zobaczy to ją nie zaboli - szepnął do jej ucha blondyn i z czarującym uśmiechem zaczął ponownie brzdąkać na gitarze. Sabrina uśmiechnęła się lekko i wzięła głęboki wdech po czym zaczęła śpiewać. Smutną pieśń o jej ukochanej Gwieździe.
-You snap your fingers
The world is gone
You smile without feeling
So people do wrong
There's so much darkness in your heart
Can I save you my love?
There's so much darkness in your brain
Why you're leaving it there
Death and chaos
are your thing
I know it very well
But think about it when we
Will sing on the sky above it
There's so much darkness in your heart
Can I save you my love?
There's so much darkness in your brain
Why you're leaving it there
You're not a bad guy
I know I have seen
The good in your heart
It's still in there
So let me help
my dearest friend
My beloved man
Kilka łez poleciało po jej policzkach gdy skończyła śpiewać. Nie odważyła się spojrzeć na Bill'a po swojej pieśni. Bała się jego reakcji.
-Bardzo ładna pieśń - odezwał się po kilku minutach milczenia. Odłożył gitarę na bok po czym wziął brodę Sabriny i zmusił ją do kontaktu wzrokowego.
-I co chcesz zrobić, by mi pomóc? - spytał, a w jego oku zaiskrzyło coś. Coś nieprzyjemnego, sadystycznego i groźnego. Coś czego Sabrina raczej nie zauważyła ponieważ odpowiedziała:
-Wszystko.
Złota tęczówka Trucizny Boga zaiskrzyła czerwono, a jego twarz zbliżyła się do twarzy Sabriny.
-Wszystko?
Dziewczyna kiwnęła głową.
-W takim razie spadniesz dla mnie?
Przerażenie w oczach dziewczyny było nie do opisania. Łzy zatańczyły w jej tęczówkach. Na ten widok Bill uśmiechnął się przepraszająco.
-Oj, przepraszam, nie chciałem cię tak przestraszyć - zaśmiał się zakłopotany po czym przytulił czule Sabrinę - Tylko żartowałem. Ciii spokojnie, naprawdę strasznie cię przepraszam.
Kilka łez spłynęło po policzkach szatynki...
...Niebo było przysłonięte czarnymi chmurami, a na horyzoncie widniała czerwona poświata. Płonące budynki wytwarzały więcej czarnego dymu, a ludzie byli żywymi pochodniami. Pośrodku całego tego chaosu stała jedna postać w żółtym garniturze z ceglanym wzorem, muszce i cylindrze. Jedno oko świeciło czerwienią i podziwiało dzieło swojego właściciela. Patrząc na tą scenerię można było poczuć na języku smak palonego mięsa i zgnilizny. Blondyn przechadzał się powolnym krokiem po zgliszczach miasta.
Jakaś mała dziewczynka podbiegła do Bill'a i ze łzami w oczach złapała go za marynarkę.
-Proszę pana. Pomoże pan mojej mamusi? Utknęła pod gruzem - załkało dziecko, a Bill z przeuroczym uśmiechem dał się poprowadzić młodej do miejsca gdzie jej matka leżała z nogami przygniecionymi przez ścianę zawalonego domu.
-Pomocy - załkała kobieta patrząc na Bill'a błagająco. Blondyn uśmiechnął się szeroko i uniósł dłoń do góry. Jego rękę otoczył niebieski płomień i już miał wykonać nią jakiś ruch gdy niebo rozjaśniło się i wszyscy ujrzeli spadającą gwiazdę, która leciała wprost na Bill'a.
-NIE! - krzyknęła Sabrina, łapiąc go za ramie i ściągając je w dół przez co kawał głazu, który utrzymywał w powietrzu spadł na matkę i dziecko, które ciągnęło ją za rękę, by wyciągnąć spod bloku. Twarz Sabriny zamarła, gdy krwawa breja ochlapała jej kostki.
-Dlaczego? - wyszeptała chowając twarz w ramieniu Bill'a, który miał bezemocjonalny wyraz twarzy. Po chwili odsunął od siebie Sabrinę i uśmiechnął się szeroko.
-Ponieważ jest to zabawne - wyszeptał jej do ucha, odwrócił się i machnięciem ręki stworzył ogień tak gorący, że spopielał ludzi w miejscu - ...i piękne.
Dziewczyna zacisnęła pięści i wyszeptał coś pod nosem co sprawiło, że jej ręce się zaświeciły na biało. Wyciągnęła ramiona, by dotknąć blondyna, gdy naglę pomiędzy gwiazdami pojawiła się kolejna osoba, która złapała jedną ręką ramie Samaela, a drugą ramie Sabriny, co spowodowało jej rozproszenie zaklęcia.
-Ojcze - szepnęła zaskoczona szatynka i od razu się skłoniła.
-No proszę bardzo. Wystarczyło spalić tylko 23000 osób, byś w końcu się pojawił naprzeciwko mnie? - zadrwiła Trucizna Boga i strząsnęła rękę z ramienia.
-Synu...
-23000 żyć musiało zostać spopielone byś zszedł na plugawą ziemię, stanął za moimi plecami i próbował zrobić co? Ocalić swoje śmiertelne, kruche zabawki?
-Samaelu...
-Daruj sobie... Nie było cię gdy potrzebowałem pomocy i prawie umarłem, więc co cię obchodzą te gliniane figurki, które tak pięknie płoną?...
...-Nie powinno cię tu być. Przez ciebie Uniesława mnie nienawidzi i chce mnie zabić - powiedziała Sabrina odpychając od siebie Samaela, który chciał ją przytulić. - Do tego nadal ci nie wybaczyłam tego co zrobiłeś na ziemi. To było nieludzkie.
-Nie jesteśmy ludźmi Sabrino - powiedział spokojnie blondyn po czym przeciągnął się i usiadł w powietrzu. - A o Uniesławe się nie martw. Troche się pogniewa po czym jej przejdzie. Nie jest na tyle głupiutka, by zgasnąć przez zazdrość o mnie.
Jego oczy lekko się zamgliły na krótką chwilę po czym rozbłysły na nowo i wbiły swój wzrok w Gwiazdę Miłości.
-Chcesz zobaczyć coś pięknego? - zapytał pełen entuzjazmu. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
-Której części "nadal ci nie wybaczyłam" nie zrozumiałeś?
-To, że mi nie wybaczyłaś nie oznacza, że nie mogę ci pokazać czegoś pięknego co może sprawić, że mi wybaczysz - zaśmiał się i podał jej rękę. Szatynka niepewnie chwyciła dłoń Bill'a, który przyciągnął ją do siebie i teleportował ich w podnóże klifu gdzie otaczały ich liczne iglaki. Krajobraz jako taki był ładny, ale nie było to nic co by zaskoczyło Sabrinę. Nic nowego. Samael pokazywał jej mnóstwo takich krajobrazów już wcześniej.
-Nie jest to nic nowego Samaelu. Pokazywałeś mi podobne krajobrazy już wcześniej - westchnęła dziewczyna po czym splotła ręce na piersi. Blondyn uśmiechnął się przebiegle po czym teleportował się na klif i pomachał rozbawiony do szatynki, która przewróciła oczami na ten widok.
-Twoja obecność na klifie wcale nie upiększa tego krajobrazu! - krzyknęła do niego.
-Zaraz zmienisz swoje zdanie! - odkrzyknął jej jeszcze bardziej rozbawiony jej komentarzem. Dobrze wiedział, że kłamała. Chłopak uniósł ręce do góry po czym uderzył z całej siły w ziemię, która się lekko zatrzęsła i wgłębiła pod jego stopami, sprawiając, że klif stał się lekko wklęsły. Następnie Bill machnął ręką co powiększyło wgłębienie w klifie, a na koniec pstryknął palcami i teleportował się obok Sabriny.
-Brawo, zdeformowałeś nawet ładny klif - powiedziała patrząc na gwiazdę jak na idiotę. Trucizna Boga uśmiechnęła się lekko i spojrzała na swoje dzieło.
-Za chwilę się pojawi - szepnął. Dziewczyna spojrzała na klif i zaniemówiła.
-Ojejku - szepnęła, gdy woda dotknęła ziemi. - Spadająca rzeka.
Sabrina patrzyła jak woda spada z wgłębienia w klifie na ziemie, tworząc jezioro.
-Wspaniałe.
-Cieszę się, że ci się podoba - powiedział Bill przytulając ją od tyłu i opierając brodę na jej głowie. - Kiedyś powstanie tutaj miasteczko, więc pewnie czysta woda im się przyda.
Sabrina odetchnęła ciężko.
-Teraz się troszczysz o ludzi? A co z masakrą, którą spowodowałeś miesiąc temu? - spytała nadal zła Gwiazda Miłości. Bill wzruszył ramionami po czym odpowiedział.
-Niech to będzie moje zadość uczynienie - wyszeptał jej do ucha po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę lasu. Szatynka ruszyła za nim po czym jak go dogoniła to złapała za rękę.
-Dlaczego akurat tutaj? - spytała.
-Bo to bardzo magiczne miejsce - powiedział odsłaniając krzaki zasłaniające wejście na polanę, na której wylegiwały się jednorożce...
...Bill, przywiązany do krzesła w ciemnym pokoju z ranami na całym ciele i przywiązanymi skrzydłami. Taiyō stojąca naprzeciwko niego z ostrym sztyletem szykująca się do ponownego odcięcia skrzydeł swojemu synowi. Nikogo innego nie było w ciemnej piwnicy, w której za chwile miała odbyć się katastrofa pogrążająca gwiazdy w żałobie i konflikcie.
-Oddaj skrzydła po dobroci Samael'u - syknęła do ucha Bill'a Taiyō w ciele Mabel. Blondyn przełknął głośno ślinę i warknął.
-Nigdy - po czym zamknął oczy i zaczął szeptać niezrozumiale jakieś zaklęcie. Taiyō rozbawiona staraniami syna nic sobie z tego nie robiła. Wymachiwała ostrzam dla zabawy i już miała się ostatecznie zamachnąć, gdy usłyszała coś co ją przeraziło.
-NIE WZYWAJ GO! NIE!! - ryknęła i rzuciła się na Bill'a, za którym pojawił się nie kto inny, a Ojciec Gwiazd. Otoczył Samael'a świetlistą barierą, od której odbiła się Taiyō z sykiem.
-Doprowadzać naszego syna do takiej sytuacji - powiedział On po czym stanął przed Taiyō.
-Przykro mi kochana, ale nie będę tego dłużej akceptował.
-Mówisz to po tych wszystkich latach nieobecności, olewania swojej rodziny i zajmowania się zabawkami na Ziemi. Chrzań się - syknęła. Bóg pstryknął palcami co sprawiło, że Taiyō dosłownie wybuchła zmieniając się w świetlistą mazię...
-Kłamstwa! - krzyknął Cogadh po czym kopnął nieruchomego Bill'a. - Przestań zmieniać swoje wspomnienia! Nie pokazuj nam tych kłamstw!
Naglę zaklęcie podtrzymujące Bill'a się zerwało i Trucizna Boga skuliła się z bólu.
-Pokaż nam prawdę - syknęła Gwiazda Wojny okładając brata pięściami.
-O mój Ojcze - szepnąłem z przerażeniem. Patrzyłem na to wszystko z przerażeniem. Wspomnienia Bill'a. To co zrobił Sabrinie. To co zrobił mi. To co zrobił całemu światu. To nie mogła być prawda. To nie mogło się wydarzyć. Wstałem z czerwonego dywanu i ze łzami w oczach wybiegłem ze zgromadzenia.
-Dipper! Nie! - usłyszałem głos kilku osób za mną, lecz nie zwracałem na nich uwagi. Biegłem ile sił w nogach. Jak najdalej od tego całego zamieszania.
_____________________
Heh... dla tych co czekali lub dopiero dotarli do tego rozdziału.
No cóż mogę powiedzieć?
Dzięki za wytrwałość! Pewnie za kilka rozdziałów uda mi się skończyć tę serię...
Enjoy!
LucyNara
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro