Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2


- Hej! Opowiedzieć wam dowcip? – spytał się III Rzesza obserwując żołnierzy.

- Nie, dzięki! To już byłby pięćdziesiąty! – jęknął kierowca wypatrując za szybą upragnionego znaku drogowego z napisem ,,Moskwa". Ale jak na razie, to żadnego podobnego oznakowania nie było widać. Niemiec odkąd dopadła go nuda zaczął być nie do wytrzymania. Chyba tak rozładowywał stres przed spotkaniem z ZSRR. Tylko zamiast tego niszczył powoli i doszczętnie psychikę dwóch Rosjan prowadzących samochód.

- To co innego mam zrobić? – fuknął Niemiec, leżąc w poprzek foteli i machając nogami w powietrzu.

- Jak ja go nienawidzę! – Mruknął kierowca – Peter.

- Te! Paszoł won z nogami! Bo będę żałować, że nie zabrałem fotelika dla dzieci! – wrzasnął mężczyzna siedzący z przodu , na miejscu pasażera.

- Hej! Nie jestem dzieckiem!- Zaoponował Niemiec, w końcu zbierając się do pozycji godnej człowieka.

- Nie wygląda. – mruknął tylko na to zdanie tamten i przez moment jechali w ,jakże upragnionej dla obu żołnierzy, ciszy. Ale jak zresztą wszystkie przyjemne chwile, nie trwała ona długo. III Rzesza znudził się nic nie robieniem i zaczął śpiewać. Śpiewał specjalnie niemieckie piosenki, żeby ich wkurzyć. W końcu jeden z nich nie wytrzymał i zaczął walić głową o kierownicę. Kierownica przez to skręciła w lewo i zjechali z drogi.

- Ułaaaa! – wrzasnęli wszyscy troje, nie wiedząc, gdzie się zatrzymają. Na jakimś drzewie, to by fajnie było. Gorzej jak w jeziorze. Wtedy będzie nieciekawie.

W końcu kierowca zdołał zapanować nad kierownicą i wrócili szybko na odpowiednią drogę.

Gdy wreszcie dostrzegli znak drogowy, oznajmiający, jakże upragnioną stolicę, zmierzchało już.

- Jak tam z więźniem? – westchnął prowadzący pojazd do swojego kolegi, siedzącego na miejscu pasażera. Tamten odwrócił się do wnętrza samochodu.

III Rzesza spał leżąc wzdłuż siedzeń. Wyglądał jak aniołek. Jakby przez ostatnie godziny w ogóle nie drażnił obecnych tu współpasażera i kierowcy.

- Trzeba przyznać, że słodko śpi. – skomentował ten widok Peter. – Ale mi nie przeszkadzaj, jadę już ostatkami sił! – wysapał próbując wypatrzyć miejsce zamieszkania ZSRR.

Ale, że już było ciemno i mgła się podniosła, było to trochę trudne. – Dobra, chyba powinienem skręcić tu – mężczyzna przekręcił kierownicę na chyba trafił i mocne zderzenie spowodowało, że pasy wbiły im się w ciało, a III Rzesza prawie został zrzucony na ziemię. I się obudził.

- Uła, co się stało? – jęknął, przecierając oczy i składając się do pozycji siedzącej.

- Z...zderzyliśmy się z czymś! – jęknął kierowca, sam w szoku, trzymając ręce na kierownicy i patrząc na nią z przerażeniem, jakby ona to wszystko spowodowała (pamiętajcie dzieci, nigdy nie jeźdźcie po nocy we mgle, jak nie znacie drogi).

- Ty i ten twój styl jeżdżenia! – wkurzył się pasażer wychodząc z samochodu, by zobaczyć w co przywalili i jakie są zniszczenia.

Jak zobaczył scenę wypadku, to aż złapał się za głowę.- Łoś chłopie, ale urwał! – krzyknął.

Peter również wygrzebał się z auta. – Co się stało? Uszkodzenia takie poważne? – spytał się zdziwiony. Popatrzył za kolegą i aż gwizdnął. Przed nimi majaczył potężny dąb. Potężny i stary. Jemu nic się nie stało, ale samochód miał prawie skasowany przód.

- To cud, że nikomu nic się nie stało! – powiedział ze zdziwieniem kierowca, oglądając całą scenerię. Auto skręciło w boczną ulicę i zderzyło się z drzewem, które rosło sobie na wysepce, odgradzając dwa kierunki jazdy. I oni wpakowali się akurat w wysepkę.

- Ale mieliśmy szczęście! – westchnął mężczyzna kręcąc głową. – Ło matko! Jak my to wytłumaczymy ZSRR?

- Powiemy, że mieliśmy mały wypadek. – mruknął niewesoło drugi z żołnierzy.

- No to chyba sprawi, że będzie na nas zły.- zaśmiał się histerycznie drugi.

- Idźmy już. - westchnął kierowca. - Bo mamy więźnia do przewiezienia - pokazał na machającego do nich zza szyby III Rzeszę. - I co gorsza, ten więzień się obudził! - zorientował się. (Ale masz refleks!)

- Hello! - krzyknął wyszczerzając zęby Niemiec. - Co robimy? Mogę wyjść? - zaczął szarpać za klamkę od drzwi samochodu, ale oczywiście były zamknięte. Wzruszył ramionami. - Oki, to po prostu wybiję szybę! - zamachnął się ręką, a żołnierze aż pobladli. 

- NIE! - wrzasnęli I weszli z powrotem do samochodu.

- Co ty sprawiasz, bachorze? Nasz pojazd jest w takim stanie, że nie wiem nawet dojedziemy do miejsca zamieszkania twojego byłego...kumpla, a ty jeszcze bardziej chcesz rozwalić to, w czym mamy tam się dostać? Jak chcesz, możemy pojechać autobusem, ale ja nie będę za ciebie odpowiedzialny. A jak zwiejesz, to się łatwo zgubisz. I skończysz pod mostem, a chyba tego nie chcesz, nie? - spytał zadowolonego III Rzeszę, który pisał się z boku na bok.

- Ugh! Co tym razem?- spytał żołnierz, rozzłoszczając się lekko.

- Fajna muza! Dajcie głośniej! - zaśmiał się Niemiec pokazując na radio, które w ogóle nie ucierpiało w tym zdarzeniu.

- Ten smark puścił sprzęt? - zdziwiony kierowca dopiero teraz usłyszał ciche dźwięki dobiegające z rzeczonego przedmiotu. Zgasił je jednym skrętem dłoni. Rzesza zaczął piszczeć.

- Ech. No dobra. Co nam szkodzi zostawić mu tę muzykę? W końcu i tak niedługo dojedziemy. Niech ma dzieciak ostatnie chwile rozrywki. - uśmiechnął się drapieżne żołnierz. - Pamiętaj! Jak tylko dojedzie do ZSRR, to będzie już tylko ból i strach! Rosja da mu popalić, zobaczysz! Pocieszaj się tym! - powiedział do swojego kumpla.

- Ok. - przytaknął drugi z Rosjan, zerkając za siebie, na dalej kiwającego się III Rzeszę. Niech ma ostatnie chwile zabawy. Wkrótce to my będziemy się śmiać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro