Rozdział 8 ⟩ Wizyta u pielęgniarki
Hinata większość swojego czasu poświęcił nad próbami dostania się do środka hali, nie zadowalało go obserwowanie gry przez okno, czy opowieści Tanaki i Nishinoyi. Minął weekend, a on nadal nie rozumiał, za co został wydalony. Chciał nawet o to zapytać, lecz Daichi nazwał to "incydent, który nie powinien zaistnieć". Jak można było to rozumieć, kiedy nawet sam Shoyo, nie wiedział o co chodzi kapitanowi drużyny. Zapach chłopca koił jego nerwy, lecz z dnia na dzień rudowłosy czuł się coraz bardziej sfrustrowany.
Zawsze po nie udanych akcjach czy pomysłach, przywrócenia go do gry, żył w przekonaniu, że właśnie teraz mógł stawać się coraz lepszy. Miał wrażenie jakby to kapitan Karasuno, był jego osobistym wrogiem, którego zadaniem jest go wyeliminować. Jakby na to nie patrzeć właśnie tak się czuł, zrzucony na trzecią linię, na której jest tylko on sam i irytujące myśli tłuczące się po jego głowie.
Siedząc na lekcjach czy w domu nie mógł myśleć o czymkolwiek innym, niż sprawy, które potoczyły się tak, a nie inaczej. Chciał cofnąć się w czasie i zapobiec temu, co Daichi nazywa incydentem, ale sam nie wiedział co to tak naprawdę znaczy. Drugą sprawą było to, że chłopak nie wiedział jak cofać się w czasie, żaden człowiek jeszcze tego nie wie.
I tak właśnie skończył pierwszoklasista, siedząc w ławce szkolnej na ostatniej lekcji i rysując końcówką pióra piłkę do siatkówki na marginesie zeszytu. Usłyszał wczoraj od Tanaki, że kapitan wymyślił nową technikę, którą dziś ma zamiar zaprezentować. Przez to wszystko czuł się tak cholernie słaby. Myślał, że nikt go nie wykluczy, tak jak się stało kilka miesięcy temu. Nie możesz założyć klubu siatkarskiego w pojedynkę, mówili i powtarzali, by zapisywać się do innych klubów. Poświęcił wszystko na sport i drużynę, która koniec końców wywaliła go za próg.
Nawet nie zauważył jak łzy poleciały ciurkiem z jego oczu. Tak bardzo nienawidził uczucia bezsilności. Zawsze powtarzał sobie, że wszystko da się zrobić jeśli naprawdę się do tego przyłożysz. Właśnie teraz zaprzeczał swojej tezie. Pomysły, które wpadały mu do głowy, wydawały się zbyt lekkomyślne, nawet jak na niego. Ktoś poruszył jego ramieniem, sprawiając, że wybałuszył oczy na tak niespodziewany ruch.
– Hinata, wszystko dobrze? – spytała nauczycielka, widząc zapłakanego chłopca, którego ramiona kołysały się niespokojnie. Była nieco zdziwiona nagłym wybuchem chłopca w trakcie lekcji, tak jak reszta jej klasy. Minęła chwila, a rudowłosy wciąż nie odpowiedział na pytanie profesorki. Kobieta poprosiła uczennicę, by zabrał Hinatę do gabinetu pielęgniarki i dalej kontynuowała lekcję. Dziewczyna skinęła głową i podeszła chłodnym krokiem w stronę niższego od niej chłopca. Pomogła mu się spakować i sama zabrała swoje rzeczy. Był kwadrans do zakończenia zajęć, więc pewnym było, że nie opłacało im się wrócić po wizycie w skrzydle szpitalnym.
– Co się stało? –spytała spokojnym głosem członkini samorządu, idąc ramię w ramię z rudowłosym. Była nim przejęta, mimo że nie pokazywała tego otwarcie. Jako przewodnicząca powinna zadbać o stan psychiczny swojej klasy, choć nikt od niej tego nie wymagał.
– N-Nic takiego – Shoyo zająknął się, wycierając wierzchem dłoni spływające po bladych policzkach łzy. Czuł jak z tego stresu żołądek zamienia się mu w brutalnie zawinięty supełek, związany na milion sposobów. Myślał, że zaraz ze stresu zwymiotuje na podłogę. I nie chodziło tu tylko o siatkówkę, chodziło też o to, kim był on.
– Coś cię boli? – zapytała uczennica o włosach ciemniejszych niż malachit, nie kryjąc już swojego zmartwienia. Położyła bladą dłoń na ramię chłopca, który wyglądał jakby jedną nogą był już w tym drugim świecie.
– Tylko brzuch – odparł ze zmrużonymi oczami pierwszoroczny, próbując opanować swoje emocje. Nie chciał już więcej płakać, a tym bardziej płakać właśnie w tej chwili. Zagryzł swoją delikatną dolną wargę, próbując obronić piłkę emocjonalną w głowie, bądź ją przyjąć i opanować.
Po chwili już byli w gabinecie pielęgniarki szkolnej, która siedziała przy swoim biurku, wypełniając jakieś papiery. Trzy łóżka stojące pod ścianą, pod biało-niebieską pościelą były uporządkowane, a na nich nikt nie leżał. Ciemno zielonowłosa pociągnęła jasnowłosego w stronę kobiety w kitlu, która oderwała się od papierów na dźwięk otwieranych drzwi.
– Co ci dolega? – spytała brązowowłosa starsza już kobieta, widząc mizerny stan pomarańczowowłosego. Był o wiele bladszy niż na zdjęciu dołączonym do jego karty pacjenta, a jego oczy wyglądały na naprawdę zmęczone.
– Brzuch mnie boli – wytłumaczył speszony, odwracając wzrok od kobiety, która wstała i do niego podeszła. Wskazała wzrokiem na jedno z łóżek, na którym chłopiec miał zasiąść. Po wykonaniu tej czynności, kobieta wróciła do niego szybko. Po serii typowych pytań, które składały się z "Co jadłeś na śniadanie" i innych tego typu zdań, spytała o coś innego.
– Kiedy miałeś ostatnią ruję? – spytała dama, zanurzając wzrok w jego karcie zdrowia. Próbowała znaleźć informację o drugiej płci, zadziwiła się. Jedyną rubryką wypełnioną na karcie, był jego znak płci, czyli omega. Nie było wzmianki o zapachu, ani nawet o pierwszej rui. Zastanawiała się jak mogło do tego dojść, podczas gdy uczeń walczył z zażenowaniem.
– Nie miałem – mruknął chłopiec, łapiąc się delikatnie za brzuch, który zdawał się coraz mniej ubolewać. Nie wiedział co się dzieje, ale nie narzekał na taki obrót spraw. Im mniej bolało tym lepiej dla niego. – Brałem takie specjalne leki na powstrzymanie zapachu, które zalecił mi lekarz...
– Matko – mruknęła kobieta, poprawiając sobie koka, z którego wyleciało kilka nikłych pasemek włosów. Pielęgniarka wyglądała na nieco smutną, zirytowaną i zmartwioną. Uniosła delikatnie podbródek chłopca i znów poczęła mówić – nie powinno się dawać leków dzieciom, zwłaszcza omegom, które dorastają. Wydaje mi się, że naturalnie powinieneś był już dostać rui, ale branie tych tabletek nadal w tobie działa, dlatego też powstrzymuje działanie rui i stąd ten ból. Nie powinieneś już brać tych lekarstw. Chyba, że chcesz sobie jeszcze bardziej zaszkodzić.
– Nie biorę ich już od jakiegoś czasu – wyznał chłopak, zauważając skinienie głowy kobiety pełne aprobaty. Wstał do siadu, gdy kobieta pozwoliła mu to zrobić. Ból brzucha powoli mijał i nie potrzebował opieki lekarskiej, ale brązowowłosa tego nie wiedziała.
– Nie dam ci lekarstw, bo nie wiem co było w twoich. Mogę ci jeszcze bardziej zaszkodzić, próbując ci pomóc. Zalecam powrót do domu i odpoczynek, możesz jeszcze zaparzyć sobie herbaty ziołowej – poleciła dorosła, uśmiechając się delikatnie w stronę chłopca, ale jej zielone oczy wciąż wyglądały na zmartwione.
– Dobrze, dziękuję sensei – Hinata ukłonił się przed kobietą w ramach podziękowań i wyszedł z pomieszczenia, zauważając kątem oka dziewczynę, która go odprowadziła aż po te drzwi. Nie spodziewał się, że ją tutaj zastanie i że akurat będzie na niego oczekiwać przed starymi drzwiami.
– Już jesteś? Wszystko dobrze? – ciemnooka zaatakowała swoimi pytaniami nadal zdezorientowanego chłopca, drapiąc się delikatnie po szczęce.
– Jest w porządku, o wiele mniej boli – mruknął cicho chłopak, wywołując nieme skinienie ze strony jego koleżanki z klasy. Zawsze miała takie wysokie stopnie i wyróżniała się z tłumu. Nie chodziło tu o jej wysoki wzrost, tylko o to, że miała taką dominującą zimną aurę. Często siedziała sama, a żadne dziewczyny nie podchodziły do jej ławki, co było dziwne, gdyż na początku myślał, że wszystkie dziewczyny w jego klasie mają ze sobą dobrą więź. Nie dawno dowiedział się jak bardzo się mylił.
Nigdy nie zwracał uwagę na to co dzieje się wokół niego tylko biegł do przodu. Może i mógł być pierwszy, jednak omijał tak wiele kluczowych rzeczy, miejsc oraz informacji. To było jak bieg z przepaską na oczach. Biegniesz do przodu, nie wiedząc gdzie jesteś, co się wokół ciebie dzieje, ani którą stronę wybierzesz. Automatyczne biegniesz do przodu, nie widząc innej drogi. Lecz gdyby ściągnął opaskę z oczu, mógłby zauważyć jak wiele dróg już ominął. Ale najzwyczajniej w świecie nie chciał jej ściągać.
– Oh muszę już wracać. Zaraz mam zajęcia klubowe. Wiesz, niedawno stworzyliśmy nowy klub na wzór z innych szkół. Należę do klubu Cheerleaderek, poprosiła mnie taka jedna dziewczyna z trzeciej klasy, bo nie należałam do żadnego klubu. Dziś przedstawiamy się klubowi siatkarskiemu – wyjaśniła dziewczyna, ruszając w stronę wyjścia ze szkoły. Kiedy usłyszałem dwa ostatnie słowa pośpieszyłem za nią, łapiąc jej ramię.
– Zaczekaj!
Jednak mam plan
_______________________________________
Dzień dobry moje gwiazdki ^^
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i przepraszam za taki polsat QwQ
Wyniosło mi 1331 słów i myślę, że jest okey.
Dziękuję za wszelkie znaki pozostawione w tej książce <3
~ Disa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro