Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32 ⟩ Rozgrywający

Hinata ściskał w dłoniach dwa jasnożółte papierowe bilety ze smutną miną. Jak się znalazł w tak opłakanej sytuacji? Jeszcze wczoraj mama przyjechała do nich z cudowną wiadomością. Dostała podwyżkę w pracy i w nagrodę za to, że odmawiała im ostatnio wielu rzeczy, kupiła bilety na mecz. Niestety Natsu dopadł straszliwa grypa, którą złapała w szkole i ledwo mogła wstać z łóżka. Pani Hinata zadzwoniła do ich znienawidzonej ciotki, a bilety oddała Shoyo, dodając "Skoro chodzisz do siatkarskiej drużyny, pewnie ktoś z twojej drużyny chciałby obejrzeć mecz na żywo". Chciał zacząć się już kłócić, ale potem przypomniał sobie o radości mamy na początku. Nie potrafił jej tego zrobić, więc posłusznie przyjął owe bilety.

Shoyo jednocześnie był w stanie euforii, bo te bilety spadły mu dosłownie z nieba, kiedy ich najbardziej potrzebował. Z drugiej wpadł w załamanie, bo nie potrafił podejść do Kageyamy i spytać się o wyjście. Za każdym razem, kiedy pytał go, czy ma ochotę spędzić z nimi czas, odpowiadał jednym krótkim słowem "Nie".  Nawet w smsach potrafił napisać te głupie literki i wysłać bez żadnego przywitania. Kageyama był typem osoby, która nie słodziła swoich odmów, tylko dosadnie pokazywała swoją niezgodę. 

– Kageyama! – krzyknął, kiedy zauważył, że rozgrywający go wyprzedził w ich wyścigu do sali gimnastycznej. Sam zerwał się do biegu, a jego pomarańczowe kępki włosów powiewały na wietrze. Jego ręce przybrały duchową postać skrzydeł, a razem z nimi nabrał prędkości.

– Hinata boke, zwolnij – powiedział niebieskooki, przytrzymując go ręką. Gdyby tego nie zrobił z pewnością mały kruk wbiegłby w ścianę. Jego źrenice zmniejszyły się, kiedy skoncentrował wzrok na rudzielcu. – Trzydzieści trzy do trzydziestu dwóch dla mnie. 

– Kageyama! Zobacz co dostałem. – Hinata wyciągnął z kieszeni, jakby nie przejął się tym, że właśnie przegrywa z Kageyamą. Pomachał mu biletami przed twarzą na tyle, na ile pozwoliły mu jego ręce. W końcu między nimi była dość znacząca różnica wzrostu. Tobio wyrwał bilety młodszemu i przyjrzał się im. Jego stan zobojętnienia, zmienił się w zdziwienie.

– Myślałem, że już wszystkie bilety zostały wyprzedane – powiedział zaskoczony, oddając niższemu chłopcu bilety. Zastanawiał się skąd rudzielec je ma, skoro nawet on nie zdążył ich kupić na czas. I były w przyzwoitym rzędzie. Tym bardziej rozmyślał, czy ma jakąś rodzinę zajmującą się siatkówką. Jednak sam nigdy nie słyszał o Hinatach, a nawet jeśli, nie byli to krewni tej małej krewetki.

– Miałem iść tam z mamą i siostrą, ale Natsu dostała silnej grypy – mruknął pod nosem chłopak, drapiąc się palcami po policzku. Był aktualnie małym kłębkiem nerwów i nie potrafił się za nic wysłowić. – Żaden z moich znajomych nie jest zainteresowany siatkówką, więc-

– Ile chcesz za bilet? – spytał Kageyama, gotowy by wyciągnąć portfel. Sięgnął do kieszeni, ale ręka Omegi na jego przedramieniu go powstrzymała. Niższy siatkarz szybko zabrał rękę. Zupełnie jakby położył ją i oderwał pod wpływem chwili, jakby nie myśląc. A czy tak właśnie było?

– Co? Dostałem je od mamy i nie sądzę, że przyjęłaby od ciebie pieniądze - powiedział Hinata, bawiąc się palcami. Nie potrafił się na niczym skupić, bo w jego brzuchu zawiązał się supeł. Poczuł, że w jego organizmie dzieje się coś już dobrze znanego. – Muszę iść do toalety.

Kageyama patrzył za Hinatą, kiedy biegł w stronę szatni. Zaczął się zastanawiać, co się stało z tym chłopakiem. Znudziło mu się stać w progu, więc postanowił zignorować zachowanie chłopca. W końcu to nie pierwszy raz, kiedy dziwacznie się zachowuje. Miał jednak nadzieję na owocną grę po jednej stronie siatki. Wszedł do szatni i zaczął się przebierać w białą koszulkę i czarne spodenki. Z tego, co pisało na biletach, mecz zaczyna się o osiemnastej czyli wtedy, kiedy kończą zajęcia. Będą musieli się urwać godzinę wcześniej, aby dojechać na miejsce. Cóż za ironia losu opuszczać siatkówkę dla siatkówki.

Hinata wyszedł z łazienki jakieś dziesięć minut później i przebrał się w swój strój. Wyglądał w nim całkiem słodko, bo był dość drobny a spodenki, choć ciasne w pasie, to szerokie przy nogawkach. W przebieralni został tylko Tanaka i Asahi, który wiązał sobie włosy. Gdy tylko zmienił strój, wybiegł z szatni do głównej części tego budynku. Przyciągnął wzrok kapitana i Kageyamy, ale nie zraził się tym. Czarnowłosy podszedł do kapitana i zamienił z nim kilka słów. Sam nie wiedział czemu, ale wydawało mu się, że rozmawiali o nim. Udawał, że nic nie zauważył i podszedł do reszty, rozgrzewającej się przed treningiem.

– Dzisiaj poćwiczymy odbijanie wystaw, jak i same wystawy! – zapowiedział trener Ukai po długim wykładzie, czemu to tak ważna część meczu i jak można zdobyć kilka punktów naprzód za ich pomocą. Podzielił drużynę na dwie części. Do składu Sugawary należeli Tsukishima, Hinata, Ennoshita, Asahi i Narita. Do składu Kageyamy należała pozostała reszta. Sam Daichi zdziwił się, że rozdzielili dziwaczną dwójkę oraz Yamaguchiego i Tsukishimę. Grali teraz po przeciwnych drużynach. 

Hinata początkowo czuł się nieswojo, ponieważ przyzwyczaił się do idealnych wystaw swojego alfy, ale nie mógł nic na to poradzić. Koshi był dobrym rozgrywającym i dbał o komfort tych, którzy mieli odbić jego piłkę. Wadą było tylko to, że nie były one tak dokładne jak te od Tobio, więc trzeba było się bardziej postarać. Zaletą było jednak to, że obeszło się bez krytyki i krzyków oraz dostanie pomocnych rad od bardziej doświadczonego gracza. Wszystko ma swoje zalety i wady, ale zmiany są dość niezręczne, kiedy nie było się na nie przygotowanym.

– Kiedy chcesz doskoczyć do piłki z krótkiego dystansu, musisz zwolnić, bo inaczej wpadniesz w siatkę – powiedział Sugawara, widząc, że Hinata prawie wpadł w sieć niczym mucha, próbując złapać piłkę. – A kiedy widzisz, że nie masz szans złapać piłki, nie narażaj się tak. Jeden punkt nie jest wart kontuzji, która może wykluczyć cię z zawodów.

Omega doskonale zdawała sobie sprawę z wiarygodności słów Sugawary, ale te zdanie po nim spłynęło. Mimo wszystko uśmiechnął się do starszego siatkarza i pokiwał potulnie głową. Podszedł do ławki i chwycił za pojemnik z zimną wodą. Wypił dwa duże łyki i wytarł dłonią usta. Zakręcił pojemnik i odłożył go na ławkę. Podbiegł z powrotem do kolegów z grupy i wrócił do odbijania piłki za siatkę. Uśmiechnął się do siebie, kiedy piłka przeleciała z jego pomocą na drugą stronę boiska. Jednak o wiele bardziej wolał się tym cieszyć razem z Kageyamą.

Kiedy zegar wybił godzinę siedemnastą Tobio podszedł do Tanaki i poprosił go, aby go zastąpił. Podszedł do Hinaty i złapał jego przedramię. Ruszyli w stronę szatni. Jego dłoń mocno się zaciskała na jego skórze, jakby bał się, że rudzielec zaraz ucieknie. Ten zaś spostrzegł, że najszybciej odsunęli się od Sugawary. Czyżby Kageyama był zazdrosny, że nie ćwiczyliśmy razem? Nie... to nieprawdopodobne.

– Kageyama? Boisz się, że wolę ćwiczyć z Sugawarą? – spytał od razu, wywołując bezruch u rozgrywającego. No to świetnie. Jestem martwy. Szykujcie mi grób, gdyż moja alfa zabije mnie własnymi rękami z zimną krwią. 

– Nie – powiedział krótko i puścił go w najmniej delikatny sposób na jaki było go stać. – Jestem najlepszym rozgrywającym, który mógł ci się przytrafić. 

Hinata otworzył lekko usta ze zdziwienia. Myślał, że jak zwykle skończy swoją wypowiedź na tym pierwszym słowie. Kageyama był aroganckim, gburowatym dupkiem, który nie mówił za wiele, prócz karcenia i pokazywania innym ich błędów. Lecz kiedy miał coś ważnego do powiedzenia, zwykle był poważny i szczery. Alfa nie potrafiła odpowiednio okazywać uczuć, co odbiło się zarówno na nim samym, jak i na reszcie osób. Jednakże Hinata zaczynał powoli odkrywać całe bagno, które w nim siedzi. Szczerze chciał mu pomóc, ale wydaje mu się, że Kageyama tej pomocy wcale nie chce. 

– Sugawara mi pomógł z odbiciami, kiedy mówiłeś, że jestem do niczego. Zwykle kiedy prosiłem kogoś o podrzucanie piłki, słyszałem tylko "znowu?", "po co ćwiczysz?", "nie chcę mi się" lub "nie umiem". Tutaj w Karasuno czuję, że nikt by tak nie powiedział. W końcu to moja pierwsza prawdziwa drużyna.

– Pierwsza? – spytał zaskoczony Kageyama, przypominając sobie jakimi słowami go powitał. Nie dziwota, że odbijał gorzej niż dziewczyna z trójkami na wuefie, skoro nie miał z kim tego trenować. Jednak nie poczuł się na tyle winny, żeby go za to przepraszać. Miał swoją dumę i godność niepodobną do Japończyka. 

– Mhm – skinął głową, zdejmując z siebie przepoconą koszulkę. – W mojej starej szkole większość osób poszła do drużyny koszykarskiej i piłki nożnej. Tylko ja chciałem ćwiczyć siatkówkę z uczniów. Czasem przychodziłem na zajęcia do damskiej drużyny siatkówki, aby poczuć się jak w drużynie, ale to nie to samo.

Te zdanie zakończyło całą rozmowę między nimi, chociaż atmosfera wokół nich nie wydawała się być napięta. Przywykli do swojego towarzystwa, przez co nie czuli się aż tak skrępowani nagłym milczeniem. Zaczynało robić się ciemno, a mgła spowijała budynki i ukrywała stare drzewa. Hinata złapał za rękę Kageyamy, aby nie zostać objętym przez mgłę. A Kageyama odwzajemnił ten uścisk. Żadna głupia mgła nie ukradnie jego omegi! Ledwo co oddalili się od budynku, a już nie był dla nich widoczny. Hinata zarzucił sobie szalik na ramiona i okręcił miękkim materiałem wokół szyi. Wiatr sprawił, że omega zadrżała i mocniej ścisnęła rękę swojego alfy.

– Już jesteśmy prawie na przystanku – powiedział Kageyama zimnym tonem głosu, ale jego dłoń w porównaniu do jego głosu była naprawdę ciepła. Tak przyjemnie ciepła, że Hinata początkowo chciał przyłożyć ją sobie do policzka. Usiedli na ławce i czekali na środek transportu. Musieli się dostać do metra, a potem na mały stadion niedaleko ich miejscowości. Kiedy tak czekali, zatapiali się w myślach i zewnętrznych bodźcach, wciąż trzymając swoje ręce. Nie pierwszy raz dotykali swoich dłoni, ale ten był zupełnie inny. Teraz ten uścisk wywoływał zgraję dreszczy w brzuchu niewinnego Shoyo. Powoli odzyskiwał nadzieję, że naprawdę będzie mógł kochać Kageyamę, a co ważniejsze z wzajemnością! Ta myśl sprawiała, że brązowooki miał ochotę uśmiechać się aż do skurczu mięśni, a w jego oczach gromadziły się szalone iskierki szczęścia. 

– To nasz autobus, chodź Yama – powiedział Hinata i pociągnął go w stronę pojazdu. Usadowili się w przedostatnim rzędzie na niebieskich siedzeniach. Czekał ich kawałek drogi, więc każdy zajął się sobą. Rudzielec postanowił się zdrzemnąć. – Moja mama powiedziała, że przyjedzie po mnie prosto z pracy, więc pewnie będzie mogła zabrać też ciebie. Nie pytałem się jej o to, ale sądzę, że miejsca wystarczy dla wszystkich. 

– W porządku – mruknął cicho Kageyama i spojrzał na widok za oknem oraz na chłopca, siedzącego przy autobusowym oknie. Wydawał się stać na granicy snu i podekscytowania, przez co nie mógł zasnąć. Jego oczy były rozszerzone, ale z pewnością ledwo kojarzył fakty. W końcu jego ruda czupryna opadła na ramię wyższego chłopca. Nie minęła chwila, a środkowy już popadł w błogą nieświadomość. Nagle jego telefon zadzwonił, ale to nadal go nie obudziło. Po zobaczeniu kto dzwoni, Kageyama postanowił odebrać jego telefon. Nie chciał, żeby mama Shoyo się o niego martwiła. 

– Hej synku – zaczęła pogodnie kobieta. Jej głos brzmiał, jakby miała za sobą dwie nieprzespane nocki. 

– Dzień dobry pani Hinato – odpowiedział klarownie Tobio.

– Oh, to ty Tobio. Zapomniałam, że macie nadal trening – odpowiedziała kobieta. W tle było słychać siostrę Hinaty, która dopytywała się mamy z kim rozmawia.

– Niedawno skończyliśmy i zdecydowałem się Shoyo pojechać na mecz – odpowiedział Kageyama, najmilej jak potrafił. Nie chciał dostać ochrzanu od mamy Hinaty. Tym bardziej, że była dla niego miła. – Shoyo zasnął w autobusie.

– Rozumiem – powiedziała cicho kobieta do słuchawki. – Zaopiekuj się nim, dobrze?

– Obiecuję – odpowiedział równie cicho Kageyama i pożegnał się z kobietą. Rozłączył się, czując jak delikatne rumieńce rozgrzewają koniuszki jego uszu. Rzadko dopadały go rumieńce, ale kiedy już tak było, rozrastały się na całą twarz i koniuszki uszu. 

Kiedy dojechali na miejsce, Tobio zaczął szturchać swojego kompana, który smacznie sobie pochrapywał. Ma naprawdę mocny sen, pomyślał Tobio i pociągnął chłopaka za ucho. Z głośnym jękiem bólu rudzielec postanowił wrócić do świata żywych. Chciał już rzucić się na Alfę i zacząć go atakować, aż w końcu przypomniał sobie gdzie jest oraz z kim tutaj jest. Westchnął i znów opadł na swoje siedzenie, masując bolące ucho.

– Jesteśmy na miejscu... – poinformował go Kageyama, wstając z niewygodnego siedzenia autobusowego. Podszedł do drzwi, ciągnąc za sobą zdezorientowanego rudzielca. Wyszli pod przystankiem autobusowym i ruszyli w stronę boiska, na którym miał odbyć się mecz. Widać było już uliczny korek, ciągnący się w stronę miejsca, do którego zmierzali. Całe szczęście, że zdecydowali się jechać autobusem po pobocznych uliczkach. Weszli do środka i podali swoje bilety mężczyźnie, który je sprawdzał. Oderwał kod kreskowy z biletu i oddał im wejściówki.

Spojrzał na stoisko z pamiątkami i podszedł w jego stronę. Było tam dużo piankowych rękawic, koszulek, piłek i pluszaków. Koszulki przyciągnęły jego największą uwagę. Były z nazwami graczy ale i podpisami typu "rozgrywający", "libero" i "najlepszy as drużyny!". Nie mógł się powstrzymać przed kupieniem tej trzeciej koszulki. Sprzedawca oddał mu resztę i złożył koszulkę, a następnie włożył ją do ozdobnej reklamówki i podał ją rudemu krukowi. Ten z podnieceniem i wesołym uśmiechem, podszedł do swojego rozgrywającego.

– Chodźmy, zaraz się zacznie – powiedział Kageyama i skierował się z Hinatą w stronę miejsc siedzących. O dziwo nie wpadli na nikogo im znanego, co ucieszyło Kageyamę. Zwykle sowy, koty, albo inne drużyny przerywały im. Teraz otaczali ich nieznani ludzie. Naprawdę chciał spędzić trochę czasu z omegą, która pachniała dla niego jak ciepły dom. Chciałby wracać do tego domu coraz częściej i czuł się przy nim naprawdę dobrze. Nie musiał udawać nikogo innego i nie czuł się samotny. Kageyama niegdyś myślał, że dzięki samotności osiągnie jeszcze lepsze wyniki i nie będzie czuł presji. Wbrew swoich oczekiwań, zaczął wymagać od siebie więcej, co go wyniszczało. Teraz, kiedy miał przy sobie małego kruczka, czuł się wreszcie pełny. Mógł być nędznym siatkarzem z osiedla, a tylko ta jedna para oczu wystarczyła, żeby poczuł się kimś. Miliard spojrzeń równały się tyle co nic, kiedy nie było wśród nich Hinaty. Tylko jak mu to powiedzieć?

Usiedli w wyznaczonych miejscach i zaczęli obserwować profesjonalistów, którzy weszli na boisko. Każdego otaczała jakaś inna aura, widoczna dla oczu innych. Jedni dumni stali w blasku reflektorów, inni kryli się w cień, znaleźli się też tacy, którzy się naprawdę stresowali meczem. Wyglądali jakby byli poza zasięgiem zwykłych ludzi, a niczym się od nich nie różnili. Hinata patrzył na mężczyzn z zapartym tchem, czując ich stres, ciekawość, szczęście i zaczął im zazdrościć. Dobrze wiedział, jak się czują i chciał czuć się tak samo. Kageyama podzielał to uczucie, a jego serce zaczęło pompować szybciej. Wbrew pozorom nie z powodu siatkówki, a właśnie zaciekawionej twarzy Shoyo. Czuł się naprawdę przerażony, kiedy zaczął stawiać go powyżej sportem, któremu oddał się w pełni. Gdyby musiał rzucić siatkówkę dla Hinaty, zrobiłby to bez gadania. Coraz bardziej niepokoiła go moc, którą inni nazywali z dumą miłością.

Wokół nich zgromadziło się coraz więcej ludzi, a pieśń dla grających przestała już odbijać się po ścianach sali. Widział przed sobą matkę o czarnych krótkich włosach, a obok niej siedziała dziewczynka z czarnymi kitkami. Była prawdopodobnie jej córką, na oko miała czternaście lub piętnaście lat. Zadowolona zaczęła opowiadać mamie o swoim ulubionym klubie siatkarskim, po czym zwróciła uwagę na jednego z graczy. Był rozgrywającym jednej z najbardziej rozchwytywanych drużyn swego czasu. Aktualnie znajdowali się w dziesiątce najlepszych zespołów siatkarskich na terenie Japonii. Ich motywem przewodnim było morze, które potrafiło być spokojne, ale czasem doprowadzało do sztormu. 

– Zobacz mamo to oni! – krzyknął jakiś chłopiec z innego rzędu, a tłum zaczął klaskać i kibicować swoim wybranym drużynom. Wokół narobił się hałas, ale nie przeszkadzało to Hinacie, który zamknął się szczelnie w swoim małym świecie. Kageyama również nie odrywał wzroku od boiska, podobnie jak Shoyo, nie skupiając się na zamieszaniu dookoła. 

Oczy wszystkich skupiły się na dłoniach rozgrywającego, który odbijał piłkę i na atakującym, który ją odbijał na drugą stronę. Dla ludzi była to niesamowita rozrywka, patrzeć na mecz z trybun. Dla tej dwójki, znaczyło to coś więcej niż jedynie zabawa. Była to dla nich swego rodzaju nauka oraz chęć zmierzenia się z profesjonalistami, mimo braku szans. Przewyższały ich zgranie drużyny oraz doświadczenie. Kiedyś oni też staną na podobnym boisku i będą mieli masę kibiców, ale na razie muszą ciężko pracować i cieszyć się drużyną, jaką mają. 

Hinata również patrzył na rozgrywającego, ale nie na tych z boiska. To byłoby zbyt proste. Jego brązowe tęczówki, skierowane były ku Kageyamie. Wpatrywał się on w przyjaciela z drużyny, który był w pełni skupiony. Zdarzało mu się to tylko wtedy, kiedy chodziło o siatkówkę. Jego wargi były zaciśnięte, a niebieskie oczy pobłyskiwały przez masę reflektorów. Wyglądał naprawdę dobrze, mimo że to był ten sam gburowaty Kageyama, którego spotkał na pierwszym meczu. Już za ich pierwszym spotkaniu, widział królewską pelerynę na jego plecach i aurę jaką wydzielał. Była władcza, całkowicie pozbawiona skrupułów i dość zraniona. Pierwszy raz kiedy go ujrzał, stracił dech w piersiach oraz rozpoczęły się jego problemy z toaletą podczas nerwów. Zaś potem czuł do niego niechęć, a mimo wszystko udało im się zaprzyjaźnić i stworzyć zgrany duet. Teraz wszystko to była historia, a Hinata zyskał całkiem nowe spojrzenie na czarnowłosego siatkarza. Kochał go, był tego prawie pewny. 

– Coś się stało? – spytał czarnowłosy, odwracając się w stronę rudzielca. Ten jakby sparzony, cofnął się nieco i zaczął jak szalony gestykulować, tłumacząc mu, że nic się nie stało. Kageyama tylko mruknął pod nosem w odpowiedzi i wrócił do oglądania meczu.

Serce głośno pompowało krew w klatce piersiowej Shoyo. Czy to serce ma zamiar wyskoczyć z jego żeber? Wszystko na to się zanosiło. Nie mógł uwierzyć, że właśnie przyznał się do swoich uczuć. Dobrze wiedział, co czuł do Kageyamy, ale nigdy nie przyznał się w tak dosadny sposób. Nie było już dla niego ratunku, ponieważ zakochał się w mężczyźnie, który: był poza jego zasięgiem, jest jego przyjacielem, jest jego alfą. Wygląda na to, że nic nie stoi na ich drodze, ale sprawa była o wiele bardziej pogmatwana niż wydawałaby się być. To wszystko przez to, że Kageyama nie potrafił ukazywać emocji w sposób oczywisty, prawidłowy. Naprawdę trudno go rozpracować, zwłaszcza kiedy chodziło o tak delikatne uczucie jak miłość.
Tobio miał rację, jego wzrok zawsze będzie skierowany na rozgrywającego. Tylko nie w ten sposób, o którym początkowo myślał. 

– Nie podobał ci się mecz? – spytał Kageyama, kiedy wychodzili z wielkiego budynku. Drzwi otwierały się same, przez co szybko zaatakowało ich zimne powietrze. Była już noc, a wokół nie było widać ani jednej jasnej plamy. Był to świat zamknięty w onyksowym wnętrzu. A miliard małych światełek, pokazywało się z jak najlepszej strony. Jednak żadna gwiazda nie była zbyt piękna, by ukoić ból miłości i strach

– Podobał mi się! – powiedział Shoyo, zaciskając dłonie w pięści. Zgiął ręce wzdłuż klatki piersiowej, a piąstki miał na wysokości klatki piersiowej. Jego wzrok był nieco zamglony przez senność, ale nadal wyglądał poważnie. 

– Więc czemu nie machasz teraz rękami, powtarzając, że to było jak "wiuuuu"? – spytał Kageyama, otwierając swój telefon. Była godzina dwudziesta druga i powinni już dawno przymierzać się do spania, ale warto było nie spać tak wcześnie dla takiego meczu. 

– Chodzi o to, że ten mecz mną wstrząsnął. Jeszcze nigdy nie oglądałem meczu dorosłych na żywo – dopowiedział Hinata i uśmiechnął się lekko. Nie sądził, że będzie to dla niego AŻ tak wstrząsające. I wcale nie chodziło mu o mecz, który był swoją drogą całkiem niezły. – O! To samochód mojej mamy.

Dwójka podeszła do małego granatowego  samochodu, w którym czekała już mama Hinaty. Wstyd, było się przyznać, ale nawet oni nie znali jego marki. Nie interesowało ich to za zbytnio. Woleli skupić się na siatkówce niż na innych mniej znaczących rzeczach. Jednak jak się okazuje, miłość może zmienić nawet widzenie na siatkówkę. Kageyama wsiadł pierwszy i przesunął się do drugich drzwi. Następnie wsiadł Hinata i zamknął drzwi auta z trzaskiem.

– Zapięliście pasy chłopcy? – spytała spokojnym głosem pani Hinata.

– Mhm – rozbrzmiało się zgodne przytaknięcie. Kageyama wyciągnął telefon, a Shoyo opadł na szybę samochodu. Była zimna i przyjemna, bo w samochodzie było dość ciepło. Oboje zajęli się swoimi myślami i zajęciami, a auto ruszyło z piskiem opon. Jedyna tu dorosła zaczęła wypytywać chłopaków jak się bawili, póki Hinata nie usnął. Jego ciało opadło na siedzenie, a głowa - na okno samochodowe. 

Kageyama oderwał wzrok od ekranu małego telefonu i skierował go na śpiącego Hinatę. Wcześniej już wyglądał na sennego, ale teraz zwyczajnie usnął. Pewnie był przyzwyczajony, że w tą godzinę już spał i nie mógł dłużej wytrzymać. Czarnowłosy pochylił się nad ciałem młodszego kruka i pocałował go delikatnie w policzek. Trudno było mu okazywać prawdziwe uczucia, które się w nim gromadziły i uchodziły w formie krzyków. Teraz kiedy Hinata nie był świadomy tego co się dzieje, było to łatwiejsze. Zupełnie, jakby całe napięcie z niego zeszło. Potem odważył się jeszcze musnąć go w usta i odsunął się z lekkimi rumieńcami. Był cholernie zakochany. 

Kobieta za kółkiem patrząc na nich przy pomocy lusterka wstecznego, nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu. Zwróciła wzrok na jezdnię i zaczęła mówić:
– Nie chciałbyś zostać u nas do rana? To niebezpieczne, żebyś szedł sam do domu o tej porze.
Jedyną odpowiedzią Kageyamy było skinięcie głowy, ale jego myśli pędziły jak głupie i niezmiernie go to denerwowało. Lecz wystarczyło jedno spojrzenie na rudzielca, aby jego myśli się rozpogodziły. Naprawdę jestem chory, pomyślał.

..................................................

Nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji!
Witaj was w kwietniu ( a zaczęłam pisać ten rozdział dosłownie w styczeń, coś długo szło ).
Mam nadzieję, że uspokoiłam wasze dusze, a już niedługo zadzieje się trochę w życiu chłopców. 
Do napisania w następnym rozdziale <3
~ Disa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro