Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 ⟩ Konfrontacja

Przez cały wieczór brązowooki rozmyślał jak ma wrócić do gry. Jego myśli pochłonięte były siatkówką i już wyobrażał sobie intensywne treningi jak wróci. Westchnął, wiedząc, że ćwiczenia muszą poczekać, aż w końcu wymyśli sposób, który zagwarantuje mu powrót.

Zmrużył oczy, pedałując szybciej na rowerze. Czemu musiał być akurat omegą? Wszystko byłoby lepsze, gdyby został zwykłą betą jak Tanaka, lub Yachi. Nie raz marzył, jaki wysoki stałby się przez geny alfy i może odzyskałby cały szacunek od wrogów z innych drużyn. Wjechał na terytorium szkoły i podpiął rower. Ruszył w stronę klasy jakby był między chmurami. 

Coś musi być... Coś o czymś wspomniał Daichi i pewnie nie zwróciłem na to uwagi. Shoyo westchnął w myślach, zasiadając do swojej ławki. Wyciągnął długopis, zeszyt i książkę, z której najpewniej nie skorzysta. Oparł policzek na dłoni, zamykając lekko oczy. W głowie analizował słowa Daichiego, chociaż było to trochę bolesne. Zacisnął usta w cienką linię przypominając sobie wypowiedź trenera.

Razem z kapitanem drużyny i innymi członkami ustaliliśmy, że będziesz zawieszony w grze. " Ołówek, którym dotychczas bazgrał na marginesie, złamał się pod wpływem siły. Musiał dokładnie przeanalizować słowa ich instruktora. Czyżby inni członkowie nie protestowali, słysząc werdykt z ust trenera lub Daichiego? Może myśleli, że tak będzie łatwiej im prześcignąć Shoyo. Cholera...

Zacisnął oczy, ściskając boleśnie ołówek w ręce. Nie chciał wspominać czegoś, co wywoływało u niego nieziemską frustrację pomieszaną z niemocą. Nie wiedział co zrobił innym, że tak od razu się go wyrzekli. Nie wiedział również czy tak naprawdę chce wiedzieć.

Czas dłużył mu się niemiłosiernie, kiedy musiał walczyć z próżnością¹ w głowie. Czuł się po prostu pusty, jakby ktoś nagle wyrwał mu sens życia. Tsukishima powiedziałaby już dawno,  że wyolbrzymia, bo to "przecież zwykły klub". Yamaguchi zacząłby wtedy krzyczeć na niego, po czym przepraszać. Daichi siedziałby w towarzystwie Sugawary rozmawiając o ćwiczeniach, a Nishinoya nazywałby własne techniki przyjęć. Tanaka wciąż patrzyłby na Kyoko, która tłumaczyła by Yachi co ma robić. Sam zacząłby zaczepiać Kageyamę, prosząc o najlepszą wystawę. Czarnowłosy z pewnością krzyknąłby, że każda jego wystawa jest najlepsza.

Na samą myśl twarz rudowłosego wpełznął jasny uśmiech, rozświetlający jego wcześniejsze burzowe scenariusze. Tak przesiedział do końca ostatniej lekcji, aż w końcu został z samym nauczycielem. Pożegnał go należycie i ruszył w stronę sali treningowej.

Kiedy był w połowie drogi przypomniało mu się, że nie miał czego tam szukać. A dokładniej, nikt go nie szukał. Uśmiech zniknął z jego twarzy, podczas gdy sam zastanawiał się co ma teraz zrobić. Zdecydował się ponownie skonfrontować się ze swoją drużyną. Przecież nie da się tak łatwo!

Przeszedł przez próg, wychwycony przez czujny wzrok Nishinoyi, który jak dotąd był jedyną osobą, którą Hinata zauważył. Pełen zapału czarnowłosy chłopak podbiegł do niego odrzucając piłkę na bok. Spojrzał w jego oczy, przez co stanął. Zawsze kiedy widział Hinatę jego oczy uśmiechały się, a teraz były po prostu... Martwe.

– Witaj Hinata – uśmiechnął się, pozwalając zejść niepokoju na drugi plan. Kiedy uczeń klasy pierwszej skinął ku starszemu, ten zapytał – Co ty tu robisz? Jestem na razie tylko ja i Tanaka, który podebrał kluczyki Daichiemu.

– Przyszedłem z przyzwyczajenia – brazowooki mruknął markotnie, opierając się o ramę drzwi. Niższy skinął głową, ponieważ głupio było mu cokolwiek powiedzieć, zwłaszcza w tej sytuacji. Rozejrzał się na dwie strony i wciągnął Hinatę do środka, zamykając drzwi. – Woah!

– Gdyby Daichi cię zauważył byłoby nieprzyjemnie... Nikt nie lubi jak jest zdenerwowany – na samo wspomnienie drugoklasista zastygł, przypominając sobie upiorny wzrok jego kapitana. Tanaka wyszedł ze schowka z twardą piłką do siatkówki.

– Hinata? Co tu robisz? – spytał najwyższy, obracając piłkę w dłoniach. Lekko uniósł brwi, ale na jego twarzy był lekki rozbawiony uśmieszek. – Uciekłeś?

– Co? Nie! – powiedział rudowłosy, stawiając się na baczność. Spojrzał na starszych uczniów, którzy zaczęli się cicho śmiać. Po chwili jednak na ich twarze wstąpiło skoncentrowanie. Hinata był zdziwiony jak poważnie wyglądały ich oblicza.

– Jak Daichi się dowie to – zaczął Tanaka, ale drzwi otworzyły się, mrożąc krew w ich żyłach. Trójka znieruchomiała, bojąc się odwrócić w stronę metalowych drzwi. Shoyo przełknął ślinę, mając nadzieje, że to Sugawara bądź Asahi.

– To co? – zza drzwi wyszedł zdeformowany głos, którego chłopcy przestraszyli się jeszcze bardziej. Spojrzeli na siebie w nagłej panice, szukając kontem oka najszybszego wyjścia z hali. Nim się obejrzeli do sali wszedł Tsukishima - właściciel głosu sprzed chwili, a na twarzy miał mały perfidny uśmieszek, walcząc o to by nie parsknąć.

– Tsukishima ty głupku! – rzucił Nishinoya, podskakując w wyrazie złości. Hinata odetchnął, choć nie na długo. Nie wiedział czy Kei jest typem skarżypyty. Tak naprawdę bardzo mało o nim wiedział. Blondyn nie opowiadał o sobie dużo, zamknięty we własnym świecie. Tsukishima i Kageyama byli jedynymi członkami drużyny, z którymi nie do końca się dogadał. Potrafili czasem współpracować, ale tylko na boisku. Po wygranej lub przegranej byli już tylko "kolegami ze szkoły".

– Tsukki nie strasz ich – mruknął Yamaguchi wychodząc zza pleców wyższego. Blondyn tylko parsknął, puszczając mimo uszu uwagę zielonowłosego. Ruszył w stronę osobnego pokoju, by przebrać się ubrania do ćwiczeń, a Yamaguchi podążył jego śladem.

– Co tu robicie tak wcześnie? – spytał z uśmiechem srebrnowłosy, wywołując lekkie uśmiechy na twarzach chłopaków. Kiedy jego wzrok uchwycił kogoś, kogo nie powinno tu być, podszedł szybko do niego i spojrzał na niego z czystą troską. – Jak się czujesz Hinata? Nie mogłem zapytać, bo od razu dopadł cię Daichi i Trener.

– Dobrze Sugawara-san – atakujący skłamał, by nie wzbudzać więcej troski od trzecioklasisty. Nie chciał, by inni się o niego martwili i nie chciał sprawiać im problemów. Lecz czując pod sobą drewnianą powłokę boiska czuł się od razu uspokojony, chcąc uśmiechać się jak najwięcej i najszerzej.

– To dobrze, ale co tu robisz? Jak Daichi się dowie to – powiedział srebrnowłosy, odgarniając pomarańczową grzywkę jego podopiecznego. Jako zastępca kapitana czuł się odpowiedzialny za uczestników drużyny Karasuno.

– Wiem, ale musiałem tu przyjść. To było silniejsze od zdrowego rozsądku – mruknął Shoyo, odrobinę zakłopotany z zaistniałego nieporozumienia. Posłał reszcie uspokajający uśmiech, jakby sygnalizował, że nic mu nie będzie. Prawda była jednak bardziej spowita w czarno-białych kolorach.

Następnie do sali wszedł Kageyama w towarzystwie Asahi'ego. Było to dość dziwne połączenie. Zwłaszcza, że Kageyama prawie w ogóle nie rozmawiał z Asahim. Yuu podbiegł do brązowowłosego, podczas gdy czarnowłosy przeniósł swój wzrok z Sugawary na Hinatę. Drugi z najniższych uniósł głowę w tym samym momencie, w którym Tobio na niego spojrzał. Ich oczy spotkały się na chwilę, ale ta chwila trwała wyjątkowo krótko. Niebieskooki nie powiedział nic, idąc po śladach Tsukishimy w stronę przebieralni.

– Czy teraz zamierza mnie ignorować, jakbyśmy się nigdy nie spotkali? – pierwszoroczniak wymamrotał pod nosem zaciskając swoją dłoń na przyzwoitym szkolnym mundurku.

– Głowa do góry Hinata, jestem pewny, że niedługo wrócisz – Sugawara odparł pewnie, czochrając już i tak rozwichrzone pomarańczowe włosy. Tyle, że Hinata nie chciał wrócić niedługo, chciał wrócić teraz. Powrócić i nie dać się w końcu prześcigać innym członkom drużyny.

– Hinata uważaj! – usłyszał krzyk z drugiego końca sali, podczas gdy ledwo uchylił się przed morderczym atakiem piłki. Spojrzał na Tanakę, który przeprosił szybko za złe odbicie.  Rudowłosy złapał piłkę i odrzucił mu ją.

– Co tu robisz Hinata? Mówiłem, że masz wolne – Daichi wyrwał go z zamyślenia, wywołując panikę na jego twarzy. Wziął dwa głębokie oddechy, choć i to nie zdawało się uspokoić jego szybko bijącego serca.

– Ja... Mógłbym pooglądać spod ściany?! – spytał głośno, robiąc niski ukłon w stronę kapitana drużyny. Wiele twarzy odwróciło się w jego stronę, tworząc nieprzyjemne uczucie na żołądku. W tej chwili jednak nie miało to zbytnio znaczenia. Czekał tylko na decyzję, jaką podejmie ciemnowłosy.

_______________________________

Witajcie na nowym rozdziale z Kagehiny ❤️
Chętnie posłucham waszych uwag jak i krytyki ~
Dziękuję za każdy ślad, który tu po sobie zostawiasz ✨
Miłego dnia ^•^
~ Disa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro