Rozdział 29 ⟩ Festiwal
_____Notatka od Autora
Tak, media na górze to moja inspiracja do stworzenia takiego stroju Kenmy.
No wyobraźcie sobie go w takim słodziaśnym tradycyjnym japońskim stroju.
Aż oczy się zmiękczają od tego widoku.
Nie przedłużając, zapraszam na rozdział
... .... ... ... ... ... ... ...
Pierwsze co Hinata zobaczył otwierając oczy to silna ręka obejmująca jego klatkę piersiową. Ze zdziwieniem zauważył brak silnego zapachu cynamonu, który zwykle drażnił jego nos. Przywykł do tego zapachu, lecz teraz mu go zwyczajnie brakowało. Czuł się, jakby nie trafił w te ramiona co trzeba. Obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzał na twarz ukochanego. Położył dłoń na jego policzek i uśmiechnął się lekko. Wydawał się taki spokojny, jakby całe zło tego świata zmieniło się w nieszkodliwy proszek i uleciało z wiatrem.
Jednak brak wyczuwalnego cynamonu - zapachu jego alfy, zaniepokoił go na tyle, że nie mógł cieszyć się tą chwilą. Jego ostry zapach, zmiękł. Zamiast drażniącego cynamonu można było wyczuć stokrotkowy i delikatnych rozwijających się dopiero kwiatów wiśni. Nie był on tak mocno wyczuwalny jak u Hinaty, ale nadal można było go poczuć. Wystarczyło jedno małe pociągnięcie nosem.
– Dziwne – powiedział do siebie chłopiec i podniósł się z kołdry. Towarzyszyło mu ciche pochrapywanie i spokojny oddech czarnowłosego chłopca. Włosy Kageyamy otaczały jego twarz i plątały się ze sobą. Zwykle były ułożone i proste. Wyglądało to uroczo i ruszyło jego serce. Z ciężkim sercem obudził śpiącego obok siatkarza. – Yama, wstawaj.
Niebieskooki mruknął coś niezrozumiale i podniósł się z pomocą rąk do siadu. Odgarnął palcami grzywkę i spojrzał na swojego partnera. Czarne fale nadal zasłaniały twarz chłopca, ale nie było ich tak wiele jak wcześniej.
To nadal wyglądało słodko, pomyślała Omega. Policzki chłopca były już w podobnym kolorze co jego włosy, kiedy patrzył na zaspaną alfę. Jego serce za to biło głośno w piersi i nie miał argumentów, żeby zaprzeczyć, że kocha tego chłopaka. Nawet nie chciał przeczyć.
– Dzień dobry Hina – mruknął ponownie, ziewając. Zawsze kiedy mówił to słodkie przezwisko, jego serce galopowało w klatce piersiowej. To przezwisko oznacza dosłownie pisklę, a jako "kruk" odbierał to bardzo osobiście, a nawet intymnie. I poruszało go to za każdym razem, niezależnie od tego ile razy to usłyszał. – Która godzina?
– Dopiero siódma – odpowiedział rudzielec, wstając z wygodnego materaca. Już czuł tęsknotę za tą miękkością i ciepłymi ramionami, które chroniły go przed wszelkim złem. A przynajmniej w to chciał uparcie wierzyć. Grunt, że mógł choć na chwilę oderwać się od niepokojących go wydarzeń. Gdyby mógł, spróbowałby zaprosić Kageyamę na festiwal, ale byli już umówieni w grupie. Nawet nie wiedział czy czarnowłosy się zgodzi i czy zdobędzie się na odwagę, by coś takiego zaproponować.
– Wstawajcie śpiochy – powiedział Sugawara. Spojrzał na nich z miłym uśmiechem, chociaż Hinata miał zmarszczone brwi. Czuł się niezręcznie w jego towarzystwie, zwłaszcza że wczoraj był świadkiem prywatnej rozmowy trzecioklasistów. Bardziej zbliżył się do Tobio, oplatając ramię czarnowłosego rękami. Mimo że jego zapach był nieznany dla nosa Shoyo, nadal czuł się dobrze w jego zasięgu.
– Zaraz wstaniemy, lepiej obudź resztę – powiedział Kageyama, podnosząc się do siadu. Za jego plecami wciąż ukrywała się mniejsza omega. Jak to zwykle miał w zwyczaju, gdy się bał lub niepokoił. Wzrok alfy przesunął się na głównego bohatera, podczas gdy on starał się przytrzymać się go z całych sił. – To tylko szkoła.
– Po co mamy do niej iść? Skoro i tak nie będzie treningu – mruknął Hinata, ziewając z ramię. Zdecydowanie bardziej wolałby się przespać w ramionach osoby, którą tak bardzo skrycie kocha. Może to nie to samo co pocałunki, uśmiechy i radość po każdym rzucie, ale nadal go uspokajało, a także uszczęśliwiało.
– Dlatego, że nie jesteś chory. To wystarczający powód. – Niebieskooki się podniósł i podszedł do swojej torby. Wygrzebał z niej czysty i wyprasowany mundurek na dziś. Zapiał torbę ze śmiesznym odgłosem zamku, po czym skierował się do łazienki z ubraniem na dziś.
Kiedy rozgrywający się przebierał, Hinata zmusił się, do zejścia z wygodnego łóżka. Podobnie jak poprzednik, wygrzebał szkolny strój. Jednak jego egzemplarz był bardziej zmiętolony niż schludny. Po nałożeniu na siebie mundurku, sprzątnął ostatnie swoje dowody obecności. Z torba przewieszoną niedbale przez ramię, zszedł na dół. Dostał Bento od uśmiechniętego Sugawary, który podał mu je w pudełku w ładnym bambusowym wzorze. Wydawało mu się, że przez jedną chwilę utożsamiał się z bambusem. Trzymają się ziemi za wszelką cenę, pnąc aż do nieba, ale w środku są puste i takie cienkie. W tej chwili Shoyo czuł się bardziej pusto niż ten bambus przed nim.
– Pójdę pieszo! – krzyknął Shoyo i wybiegł z domu niczym błyskawica. Z rozbiegu przeskoczył płotek i pędził przez ulicę, nie patrząc na nic. Prawie wbiegając w kocią przybłędę, skręcił w lewo. Następnie miał do ominięcia pachołek i przejście dla pieszych. Zwykle pedałował na rowerze ze wszelkich sił, ale teraz naprawdę biegł z prędkością zawodowców. Zdawał się być szybszy niż kiedykolwiek dotąd. Jego oczy błyszczały, a ciało pociło się z nadmiernego wysiłku. Nie był jednak w stanie się zatrzymać. Mógł tylko kierować się przed siebie, stopniowo zwalniając swoją prędkość. W końcu przez swój pośpiech wpadł na kogoś zaledwie kilka metrów od szkoły. Byli na dziedzińcu i błagał w myślach, aby nie okazało się, że wpadł na nauczyciela.
– Jak się ma mój ulubiony środkowy? – spytał Bokuto, uśmiechając się od ucha do ucha. Opierał dłoń na swoim lewym biodrze. – Czy mój uczeń nauczył się czegoś nowego?
Oczy Hinaty rozwarły się w szoku, kiedy wiatr zawiał strącając kilka ostatnich liści z drzew. Było buro, a Bokuto wpasował się w dzisiejszy pogodowy cykl. Z tymi biało-czarnymi włosami i jasną skórą był nie do zauważenia. A może to przez zwykły pośpiech i zmęczenie? To może być jedna z rzeczy, na którą nie ma odpowiedzi.
– Oi. Czy to miała być jakaś obraza w moją stronę? – Z kpiącym uśmiechem na twarzy odezwał się Kuroo, a u jego boku stał Kenma, który grał na przenośnej konsoli. Zdawał się nie zauważać zachowania swojego kolegi z boiska, ale mogło być tak, że całkowicie go ignoruje.
– Czemu miałem wrażenie, że was tutaj spotkam? – spytał Oikawa, uśmiechając się miło. Nie wszedł jeszcze na dziedziniec, ale przechodził obok z okularami i kapturem na głowie. Każdy wiedział, że udaje, ale nie powstrzymało to asa Sów, aby dać mu piątkę. Przed rudzielcem stała właśnie elita drużyn tego regionu. Nie przyszli grać. W takim razie co tutaj robią? Brązowowłosy rozejrzał się. – Nie ma Tobio-chana? Zwykle pojawiał się w twoim towarzystwie. Zgubiłeś go, pędząc tutaj jak szalony?
– Prawdopodobnie zaraz przyjdzie. Jesteście tutaj po niego? – spytał Hinata, wygładzając swój mundurek. Bokuto złapał go za rękę i przyciągnął bliżej trójki. Gdyby nie to, że brązowooki ich znał, od razu próbowałby uciekać od takich wysokich graczy, którzy są teoretycznie lepsi od niego pod każdym względem. Tyle, że tak naprawdę nie ma za czym się chować.
– Akaashi! Znalazłem go! – mówił zadowolony z siebie Kotaro Bokuto, trzymając rękę młodszego. Zaczął nią machać, a po chwili udało mu się uspokoić. – Jestem wspaniały, nieprawdaż?
– Prawda, ale po co tu przyszliśmy? – spytał z opanowaniem młodszy o rok Keiji Akaashi. Jego oczy były teraz niewielkimi szparkami, przez które wyglądały źrenice.
Wielkimi krokami do szkoły zbliżał się obecny rozgrywający drużyny Karasuno. Jak zwykle wpadł na czas. Wszedł przez duże szkolne drzwi i stanął dopiero wtedy, kiedy zauważył Hinatę w towarzystwie osób z innych szkół. Przywitał się z uprzejmością z większością z nich, a Oikawę jak zwykle ominął.
– Co tutaj robicie? – spytał w końcu Kageyama, wzrokiem wskazując na rudego kruczka.
– Porywamy krewetkę ze szkoły. Jeden dzień wolnego mu nie zaszkodzi. Zwłaszcza, że tylko wasza szkoła zostaje dziś otwarta – powiedział Oikawa, uśmiechając się perfidnie. Planował jedynie wyciszyć się w jednym z japońskich parków, a trafił na dwie nierozłączne sowy i kocury. – Tak poza nawiasem nie jesteś zaproszony Tobio-chan.
– Nawet bym nie chciał nigdzie iść. A my mamy lekcje – odpowiedział ze spokojem Kageyama, chociaż w środku kipiał ze złości. Ten głupi senpai jak zwykle musi robić mu na złość. Czuł się jakby stał pośród płomieni, próbując spalić jednym z nich utrapienie całej gry w siatkówkę. Na czole czarnowłosego pojawiła się zmarszczka, kiedy marszczył brwi.
– Nie musisz być taki sztywny. Możesz zabrać się z nami – powiedział Bokuto, namawiając dzieci do złego zachowania. Mówił to z uniesionym kciukiem, puszczając do nich oczko. Zupełnie jakby robili coś nielegalnego. Chociaż w świetle prawa ucieczka ze szkoły jest nielegalna.
– Ugh, w porządku. Ale tylko dlatego, żeby Hinata czegoś nie odwalił – zgodził się niechętnie, spoglądając na zadowolonych z siebie starszych uczniów. I to oni mają być naszym wzorem do naśladowania? To jakiś żart. Wzdycha, po czym spogląda na zadowolonego pierwszoklasistę. Tak czy siak i tak nie wiele by wyniósł z tej lekcji. Podobnie jak Kageyama. Jednak wciąż z tyłu głowy myślał o tym, jakie konsekwencje mogą ich spotkać. – To gdzie chcecie iść?
– Jak to gdzie? Po tradycyjne kimono na dzisiejszy festiwal. Każdy leci kupić najlepsze wyroby. A Bokuto zna osobę, która zajmuje się szyciem tradycyjnych japońskich strojów.
– Myślę, że dla omegi też się coś znajdzie. – Kuro zaśmiał się, przesuwając dłonią między pasmami włosów. – Dlatego wziąłem ze sobą Kenmę. Za to Kenma i Bokuto upierali się, żeby przyjść tutaj po Hinatę.
– Cześć Shoyo – powiedział Kenma, nawet nie unosząc głowy znad konsoli. Żył aktualnie w wirtualnym świecie i nie zauważył nawet czarnowłosego. Jego uwagę całkowicie pochłonęła gra.
– A to zabieram. Chciałeś żebyśmy wzięli tego rudego kruka, więc masz. Teraz skupmy się na doborze stroju. – Kuro schował przenośną konsole do kieszeni bluzki z małym wrednym uśmiechem. W każdym razie, Kenma nie wyglądał na zbyt zadowolonego.
– Oi Kuroo! Miałem ważny level do wbicia! Nawet nie zapisałem mojej rozgrywki. Jak umrę, zabije cię. – Wokół niego rozciągnęła się czarna aura i otoczyła go.
– Podchodzisz do tego zbyt poważnie, to tylko gra – odpowiedział lekceważąco Kuro, ku prychnięciu chłopaka obok.
Korzystając z okazji Kenma zaczął rozmawiać z Shoyo, a Kageyama szedł obok, czasem rzucając okiem na przejście. Nie chcieli zostać złapani przez Daichiego, albo gorzej - Sugawarę. Było dobrze, dopóki nikt o tym nie wiedział. Nie wiedzieć czemu bardziej obawiał się reakcji drugiego rozgrywającego niż nauczycieli lub własnych rodziców.
Zatrzymali się przed niewielkim sklepem z odzieżą tradycyjną. Za szybą stały manekiny w różnych kimonach, a w środku było masę półek. Każdy ich skrawek był zajęty odzieżą o pięknych wzorach i kolorach. Męskie, żeńskie, dziecięce, a nawet był podział dla różnych tożsamości płciowych: Alf, Bet i Omeg. Nad nimi wisiał szyld, na którym znajdowało się jedno słowo "Sakura". Kwiat wiśni. Co za zbieg wszelkich okoliczności. Przeszli przez pięknie zdobione drzwi.
Na samym starcie zaatakował ich pan z miarką. Zaczął mierzyć w powietrzu. Czy to aby na pewno ten człowiek? Myślał Hinata, lecz kiedy pracownik podszedł do niego, zatrzymał się.
– Kwiat wiśni hm... – pomyślał na głos, ruszając w stronę zaplecza. Prawie wszyscy spojrzeli za nim zdekoncentrowani. Kiedy wrócił, zostawił na półce nowe tradycyjne stroje, których materiał połyskiwał w świetle lamp. Mieniły się różne kroje strojów. Przycięte przy kostkach, z krótkimi rękawkami, z długimi nogawkami, z krzywiznami, ze zmarszczeniami materiału. Można by było wymieniać ich cechy szczególne w nieskończoność.
Bokuto rzucił się od razu na Yukatę ze śmiesznymi wzorami sów. Były na dziale bet, ale był pewny, że jest się w stanie w nią zmieścić. Kenma poszedł za jego śladem i wybrał czerwone ubranie w kociaki i kolorowe włóczki. Reszta liczyła na klasyczne stroje o różnych wzorach. Dwójka od zwierzęcych strojów bez przymierzania, podeszli do lady. Innym poszukiwania przychodziły żmudnie. Kuroo przymierzył już dwudziesty rodzaj stroju, który mu nie pasował. W końcu sprzedawca zasugerował mu coś prostego. Czarne kimono w czerwone pionowe paski. Wyglądało to elegancko i mieściło się na niego jak ulał. Akaashi razem z Oikawą przeszukiwali lewe skrzydło. Kageyama i Hinata szukali samodzielnie, lecz nic ni trafiło w ich gust.
– Pozwól, że ci doradzę chłopcze o rudych włosach – powiedział staruszek, który jeszcze nie dawno zbierał z wszystkich miary. Ujął jego włosy w swoje dłonie i mruknął coś do siebie. – Wybierz strój, który podkreśli twoje jasne włosy, ale nie bierz neonu. To tylko zniszczy twoją naturalną urodę i odwróci uwagę od twojej buzi.
Sprzedawca ruszył w stronę półki i zgarnął kilka egzemplarzy strojów. Podał wszystko nastolatkowi i pogonił go do przebieralni. Zawołał Marylin, która była prawdopodobnie jego żoną. Na górze najpewniej znajdowało się ich mieszkanie, ponieważ sam sklep był rodzinnym biznesem. Nie trzeba było długo patrzeć, aby zauważyć, że to sklep rodzinny. Z radia grała spokojna japońska muzyka, która dodawała temu miejscu klimatu. A na ścianach powieszone były gałązki świeżych wiśni, skąd nazwa przybytku.
Kobieta o siwym koku zeszła na dół i pokierowała się w stronę sprzedawcy. Wyjaśnił jej całą sytuację, a Marylin pokiwała głową z całkowitym zrozumieniem. Podeszła do przebieralni chłopaka i czekała aż wybierze jakiś strój. Stała przy falbaniastej kotarze, zastanawiając się na jaki wybór zdecyduje się Hinata. Każdy, który ubrał nie pasował mu do talii, był za duży lub sprawiał wrażenie zbyt szerokiego. Kobieta w końcu wpadła na pomysł. Kazała mu poczekać, a następnie znów weszła i zeszła na dół. W dłoniach dzierżyła czarny, jedwabny materiał.
Hinata po zasłonięciu wnętrza przebieralni, ubrał owy strój. Był w kolorze bladego różu, a na nim pojawił się wzór płatków i kwiatów wiśni. Niektóre z nich miały kolor biały, a reszta żółty i pomarańczowy. Na barku przy pachach, miał wyszytego czarnego ptaka, zmierzającego do pomarańczowego kwiata. Jego oczy były czarne, ale pomarańczowy błysk wciąż pozostał. Spojrzał na kimono z podziwem. Tyle małych szczegółów, a zarazem taka delikatność. Z pewnością nie będzie kosztować tanio.
– Wyglądasz bardzo dobrze. Dołącz do swoich kolegów, bo wszyscy już przygotowali sobie stroje – powiedziała kobieta z miłym uśmiechem, podchodząc do lady. Hinata przez ten czas przebrał się w mundurek i dołączył do kolegów. Staruszka była w trakcie zdejmowania zabezpieczeń z wszystkich tradycyjnych ubrań, prócz tego Shoyo. Strój nie pochodził z oficjalnej linii.
– Ile płacimy? – spytał Oikawa, wyciągając portfel z piłką siatkową, wszytą w brązową skórę.
– Nie musicie nic płacić – odparł szybko właściciel sklepu. – Tego sklepu nie byłoby, gdyby nie ojciec jednego z waszych przyjaciół. Uratował nam interes i nie chciał nigdy niczego w zamian. Przynajmniej tak możemy mu się odwdzięczyć.
Kobieta skinęła głową w pełnej zgodzie i złożyła ręce razem. Spakowała wszystko do oddzielnych toreb z logiem sklepu. Każdy wziął jedną papierową torbę i chórkiem pożegnali miłe małżeństwo. Nagle telefon Hinaty rozbrzmiał się w jego kieszeni. Wyciągnął stary model i zauważył dwa nieodebrane połączenia od mamy. Zadzwonił ponownie, dowiadując się, że jego siostra zachorowała. Nie było to nic poważnego, ale rodzicielka nie miała z kim zostawić córki.
– Zwolnię cię z lekcji, a ty posiedź z nią przez cztery godzinki. Później będziesz miał wolny dzień, dobrze? – spytała miło, ale w jej głosie była nuta zmartwienia.
– Dobrze mamo. Już wychodzę – odpowiedział rudzielec, rozłączając się. Spojrzał na resztę z przepraszającym uśmiechem. – Moja siostra zachorowała. Muszę przy niej zostać. Kageyama, przekaż reszcie, że dojdę do was na miejscu.
Czarnowłosy skinął głową i ruszył w stronę liceum. Zaraz skończy się przerwa i zacznie się lekcja. Hinata pożegnał się z wszystkimi i ruszył w przeciwną stronę na przystanek. Musiał biec, bo autobus był za minutę. Wbiegł przed otwarte drzwi i zajął miejsce przy oknie. Dyszał zmęczony, opierając rozpalony policzek do szyby. Spojrzał przez przezroczystą powłokę, obserwując widoki. Było mu zimno, a dreszcz przebiegał przez jego nogi i ramiona Chciał znów wrócić do ramion niebieskookiego.
Prawie przeoczył swój przystanek, ale na szczęście wysiadł, nim autobus zdążył odjechać. Autobus z rykiem opon ruszył dalej, a Hinata pognał do swojego domu. Kiedy wszedł przez frontowe drzwi, nie słychać było żadnych odgłosów. Ruszył na górę, chwytając się drewnianej poręczy. Wszedł do pokoiku swojej siostry. Był niewielki, ale przytulny. Cały w różu i kociakach.
Shoyo podszedł do łóżka wyścielonego różową kołdrą z białym kotem. Natsu miała definitywnie gorączkę. Cała jej twarz była czerwona, a włosy kleiły się na czole z pomocą potu. Odgarnął rdzawe włosy dłonią i zmienił jej okład. Niebieska szmatką zmoczona letnią wodą ochładzała jej czoło. W tym czasie licealista zajął się lekcjami.
Po godzinnej drzemce jego siostra poczuła się lepiej. Nie leżała, ale wciąż siedziała w łóżku. Shoyo zabronił jej wychodzić ze względu na jej zdrowie. Wypiła herbatę z imbirem i miodem, co ją rozgrzało w środku. Przy okazji rozmawiali o dzisiejszym wieczorze, na którym Hinata zaprezentuje się w kimonie.
– Braciszku... A zrobisz coś z włosami? Wyglądają bardzo ładnie, ale odstają. Mogę ci je uczesać? – spytała zmęczona, pocierając jedno oko. Mimo wszystko walczyła, aby nie zasnąć. Kiedy dostała swoją podręczną kosmetyczkę, zaczęła grzebieniem czesać Hinatę. Pozwolił tylko dlatego, aby zajęła się czymś.
Dziewczynka związała mu dwa kucyki na swoje czerwone koralikowe gumki. Jego włosy z przodu wciąż były rozczochrane, ale z tyłu związane były przed dwa zaciski, zwane również gumkami. Natsu uśmiechnęła się, co uspokoiło Hinatę do tego stopnia, że nawet nie czuł się źle z kucykami. Skupił swoją uwagę na zadowoloną z siebie siostrę.
Hinata-chan, była bardziej niż zadowolona. Bawiła się z bratem, czytała z nim i nadrobiła trochę bałaganu. Ostatnio Shoyo był strasznie zajęty i zapomniał o młodszym dziecku w rodzinie, które podążało za nim wprost w płomienie. Osmolona, choć wciąż zadowolona dziewczynka, nadal walczyła o uwagę brata.
– Już idziesz spać? – spytał rudzielec, okrywając dziewczynkę kołdrą.
– Tak... Dobranoc braciszku – szepnęła zaspana i swoją dłonią złapała się za jego. Chłopak uśmiechnął się do swojej śpiącej siostry, dłonią głaszcząc jej burzę włosów.
– Shoyo! Wróciłam! – krzyknęła rodzicielska z dołu, wspinając się po schodach. Kiedy zajrzała do pokoju mniejszej pociechy nie mogła nacieszyć swoich oczu. Jej kochane dzieci bawiły się grzecznie przez ten cały czas. – Pomóc ci z tymi gumkami?
Hinata ku swoim zdziwieniu pokręcił głową i odpowiedział:
– Natsu nie chciała, żebym ich zdejmował.
– Naprawdę chcesz tak iść na festiwal? – spytała kobieta z podziwem i szokiem wymalowanym na twarzy jak na świeżym płótnie. Wyciągnęła z portfela trochę pieniędzy i wręczyła je synowi, a następnie pogłaskała go po twarzy z uśmiechem. – Jesteś naprawdę kochanym bratem.
– Po prostu... Nie chcę, żeby była smutna. Sama chciała iść na ten festiwal, ale nie może. Naprawdę zrobiło mi się jej przykro, zwłaszcza że jest dla mnie miła, a ja ostatnio zapomniałem że mam siostrę – mówił Shoyo, wzdychając. Ruszył do drzwi, chowając pieniądze do małego plecaka. Zarzucił go sobie na plecy i pobiegł w stronę drzwi, prawie zlatując ze schodów. Ubrał geta, które dostał do swojego kimono. Były jasne, a na różowych paskach, znalazły się dwa czarne ptaszki. Następny autobus miał za pięć minut. Jeśli autokar się spóźni, będzie miał szczęście, bo na niego zdąży. A jak nie, musi iść albo prosić mamę, żeby go zawiozła.
Kiedy doszedł na miejsce, białoniebieski pojazd już czekał, gdzie wsiadło dwóch staruszków. Sam wszedł za nimi i zajął miejsce przy oknie. Spoglądał jak znajome miejsca, rozmywają mu się przed oczami. Był to przyjemny i melancholijny widok, który przypominał mu o sytuacjach, które się tutaj zadziały. W tamtym miejscu pękła mu guma od opony. Tam znalazł wiewiórkę. Za to gdzieś niedaleko można było zauważyć opuszczone boisko do siatkówki. Wytyczał miejsca, dopóki nie dojechał do swojego przystanku.
Wyszedł z pojazdu i ruszył w kierunku reflektorów oraz kolorowych światełek. Dobiegł do niego głos Nishinoyi, który obserwował panny wraz z Tanaką. Kiedy Hinata do nich doszedł, oni odwrócili się i odchrząknęli. Oczy chłopaków zabłysły, co spotęgowały kolorowe światełka. Wokół było całkiem ciemno, więc było słabo widać innych ludzi.
– Jesteś siostrą Hinaty? – spytał Tanaka, opierając dłoń o stoisko z kaczuszkami. Widzieli delikatną sylwetkę, rozczochrane włosy z kucykami i brązowe oczy za czarnymi długimi rzęsami. Nishinoya wpatrywał się w drugą omegę z uśmiechem. Przez to, że było tutaj dużo osób zapachy mieszały się ze sobą i nie było można wyczuć kto jest kim.
– Jestem Hinatą – powiedział Shoyo, a potem odwrócił się w stronę Sugawary i Daichiego. Trzymali się za ręce, co rozczuliło łagodniejszą stronę chłopca o zapachu kwiatów wiśni. Podszedł do nich ze stukotem japońskich butów. – Daichi, Sugawara! Tutaj jesteśmy.
– Aww, wyglądasz uroczo – rozczulał się nad nim srebrnowłosy, ujmując twarz małego kruczka w dłonie. Patrzył ciągle na zarumienioną twarz siatkarza. Zabrał w końcu z niego dłonie, witając Ennoshitę i Asahiego. Czekali wciąż na resztę drużyny. Muszą zdecydować czy i jak się rozdzielić. Usłyszał z tyłu głos blondynki - Yachi, drugiej menadżerki Karasuno. Odwrócił się, aby ją przywitać, ale zauważył obok niej znajomą twarz. Kageyama? W towarzystwie Yachi-san? Zamrugał, a jego twarz wykrzywiła się w zdziwieniu.
– Witaj Hinata-kun – powiedziała wesoło blondwłosa dziewczyna, uśmiechając się do chłopca w dwóch kitkach. – Chyba nie jesteś zły, że chciałam się do was przyłączyć, prawda?
Wyglądała na przestraszoną, ale to Shoyo był najbardziej zadziwiony i wystraszony jednocześnie. Mimo wszystko uśmiechnął się lekko, choć jego wargi drżały. W tej chwili dziękował, że robi się młoda noc, bo nie było tego widać. Skupił się na paplaninie, która wychodziła w tej chwili z Yachi na jednym oddechu.
– ... Wtedy wpadłam na Kageyamę-kun i spytałam gdzie idzie. Postanowiłam, że do was dołączę, bo moja mama została po godzinach! – Wzięła należyty oddech i uspokoiła się.
– Spokojnie Yachi-san, nic nie szkodzi. Cieszę się, że do nas dołączyłaś – powiedział w końcu rudzielec, uśmiechając się do dziewczyny. Miała różowe kimono w białe wzory kwiatów, a jej usta wymalowany były na ciemny róż. Jej włosy były rozpuszczone i nie przypominała ani trochę dziewczynki o jednym słodkim kucyku. – Hej Kageyama.
Czarnowłosy odwrócił głowę w stronę jego ukochanego, ale nie odpowiedział. Przyjrzał się dokładniej chłopakowi, a jego policzki lekko okryły się różem. Odwrócił wzrok z irytacją, a Hinata ze zdenerwowaniem wykrzyczał "Oi! Kageyama!". Wywołało to rozbawienie u reszty. W tym czasie doszła reszta drużyny, która zapowiedziała swoje przyjście. Tsukishima wraz z Tadashim przyszli na szarym końcu, ale długo nie postali, bo Yamaguchi zauważył targ z dużymi białymi misiami i skierował się w tamtą stronę.
– Czyli my idziemy z Ennoshitą, Sugawarą i Daichim na jedzenie – odpowiedział Nishinoya, mówiąc o sobie i swoim chłopaku. Spojrzał na pozostałą część pierwszoklasistów i dopytał się. –Na pewno nie jesteście głodni?
– Nie, jadłem w domu – odpowiedział Hinata, co było oczywistym kłamstwem. Cały czas zajmował się siostrą i nie miał czasu, aby cokolwiek zjeść. Jednak sęk tkwi w tym, że nie był on wcale głodny. Czuł, jakby w żołądku grasowała mu chmara much. To nie były delikatne i łaskoczące muśnięcia cienkich skrzydełek, tylko irytujące i drapiące uczucie w gardle, wraz z wywrotkami w brzuchu.
– Gdzie idziemy? – spytała się Yachi, patrząc na dwójkę od dziwnego ataku. Obaj siatkarze spojrzeli się na siebie, po czym spojrzeli na dziewczynę.
– Poszedłbym na przekąski – powiedział rudzielec, a uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy. Kupił sobie i blondynce jabłka w karmelu, za to Kageyama zakupił sobie watę cukrową. Chodzili między ludźmi, słysząc dźwięk rozmów i muzyki do tańców. Na środku targu zaczęli robić pokaz ognia. Zatrzymali się tam, aby poobserwować sztukę z bliska. Płonące noże przecinały powietrze i ze świstem lądowały w dłoniach aktorów.
Po chwili rudzielec poczuł, jak ktoś ciągnie go za rękę. Odwrócił głowę i już chciał krzyczeć, ale zobaczył twarz swojego ukochanego. Wyszli z kręgu obserwujących i ruszyli w stronę ubocza. Podeszli do barierki, a Hinata dopiero teraz zauważył, że jego alfa trzyma go za rękę. Poczerwieniał delikatnie na twarzy i pozwolił się ciągnąć w stronę barierki. Spojrzeli w stronę jeziora, które ukrywało się kilkanaście metrów poniżej. Kageyama oparł swoje łokcie o drewnianą barierę.
– Oi Kageyama? Co robimy? – spytał Shoyo, spoglądając na niego. Jego niebieskie oczy, wydawały się w świetle gwiazd jeszcze ciemniejsze. Ujął twarz niższego, ściskając ją w śmieszny sposób. Nie wiadomo było, co siedzi w jego myślach. Jego twarz zbliżyła się do ust Hinaty, ale on chciał się szybko odsunąć. – Co? Co ty...
Ich usta złączyły się ze sobą, a Kageyama przytrzymał dłonie na biodrach środkowego. Muzyka zmieniła się z typowo festiwalowej do tanecznej. Jednak ani niższy, ani wyższy nie zauważył tego. Zajęci byli sobą i swoimi własnymi ustami. Hinata zarzucił ręce na jego karku, pochylając niebieskookiego jeszcze bardziej. W tej chwili nic innego nie istniało. Mieli nadzieję, że pocałunek będzie trwał wiecznie, ale niestety, kiedyś musieli się obudzić z tego transu. Ich warg się rozłączyły, a oni spoglądali na siebie. Teraz właśnie przyszło im się z tego tłumaczyć.
– Wyglądasz ładnie – wymamrotał po chwili Kageyama, który równał się czerwienią z dorodnym pomidorem.
– Dzięki... Ty też – mruknął Hinata, odgarniając włosy z policzków. Oboje stali w niezobowiązującej i niezręcznej ciszy. W końcu Tobio ścisnął rękę Shoyo i spojrzał na niego. Niezbyt wiedzieli, co teraz zrobić. To ich pierwszy poważny pocałunek za pozwoleniem dwóch stron. To uczucie było bardzo miłe, ale i zawstydzające. Czy musieli cokolwiek robić? Muskali dziś uczucie, o którym myśleli od tak dawna.
– Tutaj jesteście! – powiedział Sugawara, który przytargał tutaj Daichiego.
Oboje odwrócili od siebie wzrok, a ich miny były napięte. Nie wiedzieli co powiedzieć, ale wydawało im się, że wpadli we własną pułapkę i dali poddać się namiętnościom. Nie mogli myśleć racjonalnie, kiedy stali obok siebie. Nie myśleli o niczym innym, tylko o sobie. Aby dotknąć jasną skórę policzka, spojrzeć w błyszczące oczy albo spróbować miękkich warg. To wszystko różniło się od objawów ugryzienia alfy. Czy to jest właśnie miłość?
....................................................
Uwaga
Jeśli myślicie, że jest za dużo opisów, trudnego słownictwa etc.
Napiszcie mi o tym proszę.
Chciałabym, aby tekst nie był nużący i całkiem ciekawy.
Podziel się opinią.
ps. widzisz Taszka? Nie musiałaś czekać długo, a rozdział liczy 4239 słów.
( Ciekawostka: Hina (雛) oznacza pisklę.
Dla niedowiarków wejdźcie na tłumacz i wpiszcie ten śmieszny znaczek ( proszę nie bić ) i zmienić język na japoński :* )
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro