Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24 ) Kolacja cz. 1: Opiekunka

Hinata nie wiedział, jak to wszystko mogło się zmienić w kilka dni. Nagle przyszłość, która zawierałaby Tobio, przestała być aż tak drażniąca. Doszukiwał się jego najmniejszego zapachu na swoich ubraniach i czuł się dziwnie, kiedy nie było czarnowłosego obok niego. Trudno było mu się codziennie rozdzielać z tym jedynym chłopcem. Każdego dnia był przy nim, a gdy słońce opadało, rozdzielali się w dwie inne strony, prowadzące do całkiem innej przyszłości. Pewnego dnia, jednak trudno było mu opuścić bok chłopaka, nie potrafił. Złapał go za rękę, spoglądając mu w oczy. 

– Kageyama – zaczął niepewnie chłopak o brązowych jak kasztany oczach. Głos utkwił mu niespodziewanie w gardle, a sam nie mógł go odblokować. Zacisnął dłoń na jego impulsywnie, próbując wziąć, choć mały dech. Kiedy tylko zauważył, jak jego zimne oczy zwracają się ku niemu, dreszcz strachu przebiegł przez jego kręgosłup. Wreszcie wydusił pierwszą wymówkę, jaka wpadła mu na myśl. – Moja mama upominała się o ten obiad. Będziesz chciał dziś przyjść?

– W porządku. – To były jedyne słowa, które wyszły z ust czarnowłosego. Zarzucił sobie w międzyczasie torbę, ruszając krok w krok za Hinatą. Niższy nigdy nie czuł się aż tak zdenerwowany na jego wizytę. Pragnął, aby wszystko było idealne na jego przyjście. To było z jednej strony tak straszliwie głupie i nie ważne, ale dla niego miało to naprawdę wielką wartość.

Po krótkiej chwili rozmyślań pomarańczowo włosy podbiegł do rozgrywającego, by zrównać ich kroki. Pod ich stopami słychać było chrupot wysuszonych liści i łamanie cienkich gałązek. Wiatr zawiał na nich mocno, wytrącając prawie torbę z ramienia Hinaty. Rozgrywający przytrzymał jego ciało i ustawił go ponownie do pionu, a następnie ruszył dalej, nie obracając się za siebie. Zawsze taki był. Chciał iść ciągle do przodu, nie spoglądając do tyłu. To strasznie irytowało, ale i motywowało środkowego o jeszcze małych, choć wzniesionych skrzydłach.

–  Poczekaj na mnie – powiedział cicho Shoyo, wyciągając do niego prawą rękę. Nie chciał znów zostać z tyłu, a ostatnio to ustawienie spotykało go często. Wciąż tylko biegł i skakał, licząc, że właśnie to pomoże mu prześcignąć osoby, które lubi i podziwia. Jednak skończyło się na sztuczkach, a on i tak pozostawał poza zasięgiem innych. Co by się stało, gdyby nie przejechał obok telewizora zza witryny sklepowej? Nigdy nie zobaczyłby małego giganta i nie dotrwałby do tego miejsca. Nigdy nie spotkałby Kageyamy, który popchnął go dalej aż do tego miejsca. 

– Być może kiedyś to ja, będę cię o to prosić – odparł z uśmiechem, łapiąc starszego za dłoń. Spojrzał na niego kątem oka, a te błysnęły, jakby zamieszkał w nich księżyc. – Ale na razie pomogę ci to przejść... Pewnego dnia, będziesz musiał w końcu wyskoczyć z tego kruczego gniazdka i zacząć radzić sobie sam. Jednak na razie, możesz się trzymać mojej dłoni. 

Shoyo poczerwieniał, czując napływ łez do oczu. Był zwyczajnie wzruszony sceną, która odgrywała się przed nim. Był zarówno świadkiem, jak i bohaterem tej zakręconej historii. Nigdy nie spodziewał się usłyszeć takich słów od gderliwego rozgrywającego, który wciąż na wszystkich wrzeszczał. W oczach chłopca pojawiły się małe światełka, a jego twarz wypełnił uśmiech. Najpiękniejszy, jaki Kageyama dotychczas widział. I był pewny, że w najbliższej przyszłości nie zmieni swojego zdania.

– Poznaje ten dom. Jest twój prawda? – Tobio spokojnie podszedł do drzwi i zapukał do środka, nie oddzielając ich dłoni. Wciąż było mu głupio za to, że uciekł z jego domu bez żadnych wyjaśnień. Kiedy tylko widział ten dom, nie mógł wyzbyć się tego wspomnienia z głowy. Wziął spokojny oddech i wypuścił żar z płuc, czekając na jakikolwiek odzew. Nie bał się, ale stres przesuwał się w nim szynami kolejowymi. Martwił się o to, że jego matka będzie zdenerwowana za znak, który feralnego dnia złożył na szyi jej syna. Ostatecznie Hinata był w duszy jeszcze dzieckiem, a zachowywał się czasem jak pierwszak, który nadal poznaje świat pełen dziwów. 

– Witaj synku – Mama rudego kruczka ucałowała swojego syna w czoło, przepuszczając go do środka. Ton głosu kobiety był spokojny, kojący. Chociaż Kageyama miał wrażenie, że gdzieś w zakątkach jego myśli, gdzieś słyszał podobny. Kiedy tylko Hinata wciągnął swojego partnera w progi swojego domu, rodzicielka Shoyo spojrzała na niego zdziwiona. Wargi brązowookiej delikatnie drgnęły, a czarne okulary zsunęły się z jej nosa. Nosiła je tylko wtedy, kiedy pracowała przy laptopie. Co oznaczało, że przerwała właśnie swoją robotę. – Tobio? Wejdźcie chłopcy. 

Shoyo wraz z partnerem wszedł do środka i zasiedli przy tradycyjnym japońskim stole. Ich dłonie wciąż były ze sobą złączone niczym łańcuch, który połączył ich w czasie meczu i nie chciał puścić aż dotąd. Cały pokój wypełniała ciepła atmosfera i na myśl pojawiało się pragnienie, by zostać tam już do końca swoich dni. Hinata wiedział, że w końcu musi przestać okłamywać mamę, siostrę, drużynę, ale i samego siebie. Nie chciał dłużej ciągnąć historii o przystojnej alfie, która nie istnieje i jest tak miła, że gdy chorda staruszek przechodzi, to pomaga im nieść kilkanaście siatek zakupów naraz. Był zmęczony ciągłym zmyślaniem i bajdami.

– Jak ja cię dawno nie widziałam – przemówiła czarnowłosa kobieta, ujmując czule policzki Tobio dłońmi. Widziała w nim ciągle dziecko, które bało się własnego cienia. W tej chwili był o wiele wyższy, silniejszy i mądrzejszy. Nie mogła uwierzyć, że znów go zobaczyła. To było jak znaleźć unikatowe ziarenko ryżu w onigiri. Czas, który przeminął, mignął kobiecie przed oczami, wywołując lekki uśmiech na jej twarzy. Kobieta zawołała córkę, a następnie zaczęła w pośpiechu nakrywać do stołu. – Szkoda, że nie dowiedziałam się wcześniej. Przyrządziłabym coś specjalnego.

– Nie trzeba było – mruknął pod nosem zdezorientowany gość, spoglądając ukradkiem na rudą czuprynę. Jego wzrok mówił "Upominała się, powiadasz?" z jawną kpiną w oczach, które przysłoniło uczucie zagubienia. Sam już nie wiedział, nad czym skupić aktualną uwagę. Rozejrzał się po pokoju, szukając punktu zaczepienia. Jednakowoż okazało się, że nie musiał tego robić.

– Skąd znasz moją mamę? – spytał cicho brązowowłosy, nie unosząc wzroku znad stołu. Z pewnością był bardziej niepewny niż niebieskooki. Zacisnął dłoń jeszcze bardziej, choć nic więcej nie powiedział. Próbował domyślić się tego, lecz z miernym skutkiem. Tak wiele razy układał sobie scenariusze tego spotkania w głowie, ale taki nawet mu się nie śnił. 

– Pamiętasz, jak opowiadałem ci historię o opiekunce, która zniknęła? – dopytał czarnowłosy, delikatnie ujmując twarz chłopca między palcami. Skierował jego twarz w swoją stronę, tak aby na niego patrzył, kiedy mówił. Było to dla niego nie tyle ważne, co nieuniknione. Nie chciał dopuścić do niezręczności między nimi, dalej byłoby jeszcze gorzej. 

– Tak, pamiętam. I? – spytał cicho, nie wiedząc, czy naprawdę chce poznać ciąg dalszy opowieści. Czy w ogóle był na to gotowy? Mógłby się spierać.

– Twoja mama nią była – wyjaśnił bez ogródek czarnowłosy, spoglądając na panią Hinatę, która krzątała się w kuchni, nerwowo przesuwając palcami po włosach. Tak, to musiała być ona. 

– C-Co? Znaczy... Nie poznałeś ją po nazwisku? – zapytał zdezorientowany, nie odwracając wzroku od Tobio. Powoli do niego dochodziło, że osoba, która była uważana za podobną do niego, była również jego matką. Skróciła włosy i miała jeszcze więcej zmarszczek niż wcześniej, ale wciąż pozostała piękną oraz energiczną kobietą. 

– Wtedy nazywała się Kouchizawa. Do dziś pamiętam, jak uczyła mnie wymawiać swoje nazwisko – mruknął pod nosem, a jego wzrok spadł na ich złączone ręce. Jako małe dziecko, które miało wszystko, co materialne, mógł uważać się za najszczęśliwsze dziecko. Jednak brakowało mu czegoś ważnego, czego nigdy nie dostrzegł. Miłości. Samo spojrzenie na kobietę przypominało czarnowłosemu o tym braku i znów czuł się jak małe dziecko, latające za motylami. Hinata spojrzał na niego z uśmiechem, choć był nieco zdezorientowany.

Mały Tobio siedział blisko swojej opiekunki, nie skupiając się na bajce, którą właśnie czytała. Mrugał powoli, czując, jak zmęczenie bierze górę nad ciekawością, a może i jej brakiem. Kobieta zauważyła stan młodszego, bo od razu zaprzestała czytanie. Uśmiechnęła się odrobinę, głaszcząc go po czarnej łepetynie. Zdecydowanie zdobycie jego zaufania, nie należało do najprostszych zadań dla zwykłej niani. I dla tej okazał się prawdziwym wyzwaniem. Jednak zręcznie sobie z nim poradziła, zdobywając jego zaufanie, ale i miłość. Nie było to zaskoczeniem, w końcu panna Kouchizawa miała rękę do dzieci. Sama miała jednego brzdąca, który był w jego wieku.

– Znudziła cię ta bajka? – spytała cicho, trafiając w punkt. Chłopiec pociągnął ją za rękaw, patrząc na jej twarz z dołu. Miała oczy pełne spokoju i troski, a uśmiech praktycznie nie znikał z jej twarzy. Kageyama nigdy nie rozumiał tych uśmiechów. Nie wiedział, co znaczą, ale zawsze czuł się milej, kiedy widział go na twarzy ciemnowłosej. Zamknęła książkę z łoskotem i odłożyła ją na bok. – Widzisz te kwiaty? Na tym różowym drzewie? To kwiaty wiśni, które są symbolem piękna i miłości. Może zerwiesz mamie ich trochę i podarujesz je?

Gdy pięciolatek pokręcił głową, ona niczym niezrażona podniosła go do góry i spojrzała na drzewo. Wyróżniało się na tle innych drzew i rosło tak samotnie, a poszczególne kwiaty opadały, wpadając we włosy przechodniom. Niebieskooki wyciągnął rączki w stronę rosłego drzewa, nie odrywając od niego wzroku. Kilka gałązek wychodziło poza płot włości rodu Kageyama. Kobieta podeszła w jego stronę. Maluch wyciągnął jedną rączkę w jego stronę. Delikatnie zerwał małą gałązkę i spoglądał na nią. Trzymał ją niczym wielki skarb. Wpatrywał się w nie zahipnotyzowany, lecz wtedy poczuł grunt pod nogami. Wzrok wciąż skierowywał na tę jedną gałązkę drzewa zarówno miłości, jak i śmierci.

– Niedługo będę musiała się zbierać. Panna Tomura zaraz tutaj będzie – powiadomiła go matka Hinaty, uśmiechając się uprzejmie. Dopiero po chwili zauważyła brak dziecka. Rozejrzała się szybko po podwórku i zauważyła go przy grządkach kwiatów. Zaśmiała się pod nosem i pogłaskała jego czarne miękkie fale, łaskoczące policzki młodzieńca. – Tutaj jesteś.

 Mały chłopiec ze zgrymaszoną twarzą wystawił dłoń ku swojej ulubionej opiekunce. W jego dłoni znajdował się owoc drzewa wiśni, ale i stokrotki wraz z mleczami. Twarz miał jakby był obrażony na cały świat, ale jego ręka zachęcała kobietę do zabrania podarunku. Ulga wstąpiła na twarz malucha, kiedy tylko jego prezent został odebrany. Wciąż ukrywał radość pod kurtyną obojętności i jakoś kontrolował uśmiech, chcący wcisnąć się na jego twarz siłą. 

– Jakie piękne.

– Jakie piękne – powiedział Shoyo, wpatrując się w barwne kwiaty, które stały w ozdobnym wazoniku. Naczynie było prezentem od niego. Miał wtedy nie więcej niż sześć lat. Szklany pojemnik stanowił jedynie element dekoracyjny stołu, ale nie był niczym nadzwyczajnym.  Jednak czegoś tutaj brakowało. Tym czymś była gałązka obrośnięta pięknymi różowymi kwiatkami.

Chyba nie różnią się aż tak bardzo – pomyślał Kageyama, uśmiechając się pod nosem. Przed jego oczami całe wspomnienie zaniknęło, a pojawił się rzeczywisty obraz świata. Ten, w którym Hinata machał wesoło ręką do siostry, a dziewczynka spoglądała na niego z rezerwą. Najstarsza wciąż wykładała naczynia, prosząc o pomoc córkę. Niechętnie zgodziła się, zostawiając swój mały monitoring na poczekaniu. W myślach czarnowłosego była tylko jedna myśl: wkrótce będzie musiał zerwać dla jego omegi gałązkę wiśni okrytą ochroną jasnych kwiatów. Rzecz jasna nie był to bukiet, nie jest wrażliwy, a z pewnością nie do tego stopnia. Jest to tylko mały prezent, który nic nie znaczy. Tak, właśnie to. I to również zamierza powiedzieć Shoyo. Nie mógł nadziwić się, jak bardzo się zmienił od czasów dzieciństwa.

.....................................................................................................

 Rozdział dedykuję dla:

taszka7

niv0nieznana

niewyzyta_pisarka

Gagix13

i wszystkich innych, którzy czekali. Zamiast uczenia się do sprawdzianu, piszę rozdział. Brawo dla mnie. Jednak trzeba wynagrodzić wam te długie czekanie. Mam nadzieję, że historia, którą tworzę się wam podoba ^^
Do napisania później,
~ Disa


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro