Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13 ⟩ Ugryzienie

Ciemność zajmowała cały pokój rudowłosego, a jedynie zasłonięte firany przepuszczały odrobinę nocnego światła. Chłopcy leżeli obok siebie, ciało przy ciele na ciasnym łóżku zaścielonym białą jedwabną pościelą. Otulony nikłym powiewem wiatru, a także bez kołdry Kageyama wstał. Hinata wiercił się przez sen i kradł część pierzyny, którą okryty był ciemnowłosy, co niezbyt go zadowalało. Niebieskooki podniósł się do siadu i przetarł dłońmi oczy. Wstał z łóżka po chwili wytchnienia i zamknął okno, będące przyczyną jego pobudki.

Po wykonaniu tej czynności licealista spojrzał kątem oka na chłopca o pomarańczowych włosach, który spał smacznie, cicho pochrapując. Nie chciał eksplorować domu, podczas gdy jego mieszkaniec spał. To byłoby niezbyt grzeczne zachowanie jak na gościa przystało. Powrócił do boku mniejszego ucznia i usiadł przy nim na łóżku. Wyciągnął telefon, ale po chwili rozczarowany odłożył go na półkę.

- Zero wiadomości... Jakie to typowe - powiedział pod nosem kruczowłosy, opierając głowę o ścianę. Nie wiedział czemu zgodził się na propozycję spania w domu Hinaty, ale zrobił to spontanicznie, bez większego zastanowienia się. Nigdy nikt nie zapraszał go do siebie na noc i myśl, że może zrobić z kimś coś takiego napawał go dziwną ekscytacją. Zwłaszcza jeśli tym kimś była osoba, którą poniekąd zna. Przecież gdyby Tsukishima mu coś takiego zaoferował, nigdy by nie przyjął tego zaproszenia.

Jego wzrok powędrował do śpiącego siatkarza, który przewrócił się na drugi bok, odsłaniając przed nim buzię. W tej chwili pod tą grubą płachtą wydawał się o wiele mniejszy niż zazwyczaj. Mimo że było ciemno na jego policzkach można było zauważyć delikatne rumieńce, a sam poruszył się niespokojnie. Zwróciło to jego uwagę na o wiele dłuższy czas niż jedno zwykłe zerknięcie. Mamrotał coś nieznaczącego pod nosem, a słowa te zdawały brzmieć chrapowato, nie był to jego naturalny ton głosu.

- H-Huh? - mruknął cichutko Shoyo, a jego głos nie był cięższy od wiatru, który wcześniej nękał dwóch kolegów z drużyny. Jego policzki rozpalone były rozpalone do czerwoności, podczas gdy oddech zatrzymywał mu się w gardle. Feromony wyższego chłopaka wsiąknęły się już w poduszki i pościele, utrudniając oddychanie brązowookiego. Wszędzie tylko unosił się zapach kwiatów wiśni, pomieszany z cynamonowo jabłkowym zapachem. Wszystkie te zapachy mieszały chłopakowi w głowie tak bardzo, że przez chwilę nie pamiętał nawet swojego imienia.

- Wszystko dobrze Hinata? - spytał Kageyama, patrząc na skonfundowaną twarz chłopaka, która nie wyrażała nic dobrego. Zachowywał się dziwnie, jakby zamroczony, nie rozumiejący tego co aktualnie się dzieje. Martwiło to trochę ciemnookiego, który nigdy nie widział go w tak bezbronnym stanie. Mógłby zrobić mu w tej chwili cokolwiek co jego umysł by mu podpowiedział, a rudowłosy nadal patrzyłby na niego z tą samą niemocą w oczach.

- G-Gorąco - wydusił po kilku sekundach ciszy, nie będąc zdolnym do stworzenia pełnego zdania. Niebieskie oczy licealisty nagle rozszerzyły się do wielkości jena oraz odsunął się od razu na bok. Zatkał nos palcami, oddychając jedynie przez usta. Nie raz słyszał o pogłoskach, które twierdziły, że zapach omegi podczas rui był upijający.

- Hinata... Kiedy miałeś ostatnią ruję? - zadał pytanie drugi, próbując rozróżnić zwykłą gorączkę od tego specjalnego czasu omeg. Nie mógł zbagatelizować zwyczajnej gorączki, chociaż i chciał się przekonać w utwierdzeniu, że to nie to o czym myśli. Byłby w naprawdę słabym położeniu, gdyby jego przypuszczenia okazały się prawidłowe. Nie dość, że w tej chwili wszystko jest pozamykane, to jest jeszcze sam w domu z omegą, która przechodzi ruję. Ta całość brzmi jak pułapka.

- N-Nie miałem - ciche mruknięcie wyszło spomiędzy różowych warg starszego, a sam zacisnął kołdrę w jak najmocniejszym uścisku palców. Zapach alfy jednocześnie uspokajał go, ale i pobudzał, wprawiając jego ciało w nieznany mu stan. Czuł jakby obłożony był węglem, który nie ranił go na zewnątrz, ale sprawiał, że jego instynkt jak i umysł wariował. Serce szybko dudniło mu w piersi, a sam czuł jak coraz bardziej logiczne myślenie zanika.

- Jak to nie miałeś? - zapytał Tobio, kładąc dwa palce na nasadę nosa. Zastanawiał się co ma zrobić z półprzytomnym kolegą, który nie był w najlepszej formie zarówno psychicznej jak i fizycznej. Wstał z zamiarem pójścia do łazienki i miał to szczęście, że brązowooki pokazał mu ją, bo teraz błądziłby coraz bardziej się irytując. I tak właśnie gościnność zmieniła się w opiekę nad nie do końca chorym rówieśnikiem.

Kiedy przygotował już potrzebne rzeczy, wrócił z miską, w której była zimna woda i białym małym ręcznikiem. Położył na krzesło wiadro i zamoczył w nim miękki ręcznik. Po prawidłowym wykonaniu okładu złożył go i położył na czole chłopca, doczekując się jego zmęczonego wzroku, posłanego w jego stronę. Poinformował go, że idzie do kuchni i zszedł na dół, mamrocząc pod nosem. Gdyby wiedział, że tak to się skończy, nigdy by się nie zgodził na takie rozwiązanie. Dowiadujemy się niestety takich rzeczy po fakcie dokonanym.

- Czyli i tak będę musiał przegrzebać te szafki - burknął niezbyt głośno i zaczął przeszukiwać wnęki, które zawierały różne atrybuty kuchenne i produkty. W końcu znalazł szafkę, w której były różne opakowania herbat i szufladę wypełnioną lekami. Poszperał po nich, aż w końcu wyciągnął ekstrakt na sen oraz paczkę herbaty czarnego bzu.

Po przygotowaniu naparu dolał tam odrobinę miodu, stojącego na blacie oraz trochę soku z cytryny. Podobno taka mieszanka pomagała w zwalczeniu choroby. Wszedł na górę zmieniając przy okazji okład chłopca. Pomógł mu wstać do siadu i podał kapsułkę oraz dał mu to popić herbatą. W oczach mniejszego było widać niezadowolenie, ale posłusznie wypił trochę herbaty, oczywiście po podmuchaniu na nią kilka razy. W tej chwili niebieskooki widział w nim jedynie dziecko, które nie potrafiło niczego zrobić samo.

- Kageyama... To mi nie pomoże - odparł cicho chłopak, brzmiąc inaczej niż zazwyczaj i nie chodziło tu o chrypę w jego głosie. Jego głos był o wiele bardziej pewnie siebie, ale i niewinny na przestrzeni tego w jakim był stanie. Pomarańczowy chwycił jego rękę całkiem nieświadomy tego co robi. Gorączka kompletnie wyeliminowała jego zdrowy rozsądek, pozostawiając go na pastwie morderczego instynktu. - Proszę, nie odchodź.

Czarnowłosy spiął się kiedy jego skóra zetknęła się z tą drugą o wiele cieplejszą. Nie był przyzwyczajony do takiej bliskości nawet w swoim rodzinnym gronie i nie wiedział jak ma na to zareagować. Normalnie pewnie wyszarpałby dłoń i kazał mu iść do diabła, jednak jeśli nie kłamie, a to faktycznie jego pierwsza ruja, musi być bardzo bolesna, a zwłaszcza w tym wieku. Wiele omeg nie pamięta swojej pierwszej rui, to tak jak z ospą wietrzną, najczęściej dopada cię w dzieciństwie, ale im starszy jesteś tym groźniejsza i bardziej dotkliwa się staje.

Rudowłosy przyciągnął chłopaka do siebie, wtulając się w jego pełne uspokajającego zapachu ciało, które trochę uspokajało jego skutki "choroby". Kageyama się na to skrzywił, próbując od razu wyrwać się z uścisku dziesiątki karasuno. Przecież w końcu tak jak i ospa wietrzna, to zniknie. Nie należy dramatyzować jeśli chodzi o coś co ma przeminąć.

- Hinata, uspokój się - zwrócił mu uwagę chłopak o jasnych oczach, patrząc na niego odrzucony. Nie spodobały mu się te przytulanki od pierwszej chwili uczestnictwa w nich, choć ciepłe i pięknie pachnące ciało było wręcz czymś od czego można było się uzależnić. Doszło do takiego momentu, w którym ciemnowłosy zastanawiał się, czy te feromony już na niego nie wpłynęły, ogłupiając go równie mocno co właściciela wybornej woni.

- Czemu? - dociekał posiadacz brązowych oczu, delikatnie dłonią zahaczając o bawełnianą koszulkę, noszoną przez rozgrywającego. - Czemu na mnie nie spojrzysz?

To wszystko wydawało się takie nierealne. Młodszy o kilka miesięcy chłopak nigdy nie sądził, że znajdzie się w takiej sytuacji, a zwłaszcza z pomarańczowowłosym. Nigdy nie widział w nim nikogo innego jak osoby, która dobrze odbija jego specjalne wystawy. Teraz zachowywali się jak para kochanków, obściskujących się na łożu. Shoyo jednak nie łasił się do niego, a do alfy, którą był. Można by było powiedzieć, że omega w nim całkowicie go pochłonęła i pragnęła z całych sił uzyskać przychylność jakiejkolwiek spotkanej alfy na swojej drodze.

- Hinata! Uspokój się do jasnej cholery! Nie jesteś sobą - wypowiedział najciszej ostatnie zdanie, podczas gdy dwa wcześniejsze wykrzyczał. Nie wiedział co zrobić z chłopakiem, który się do niego przymilał i także nie wiedział na ile poczytalny był w tej chwili. Nie chciał ani zrobić mu krzywdy, ani zrobić czegoś głupiego.

- Kageyama - szepnął chłopak, lekko mrużąc oczy, które błysnęły nieznanym sobie światłem. Przeturlał się przez łóżko, przez co teraz znajdował się na ciele przyjaciela, wtulając się w jego posturę. Sytuacja w oczach kruczowłosego coraz bardziej robiła się niebezpieczna i nieprzewidywalna. Nie potrafił logicznie myśleć przytłoczony przez zapach chłopaka. - Ugryź mnie Kageyama.

- W życiu - powiedział pewnie mężczyzna, patrząc na niezadowolony wyraz chłopca. Wiedział, że rudowłosy tak jak on był w tej chwili zaledwie myślący oraz przytłoczony tym wszystkim. Kiedy mu się to skończy pewnie zabiłby go za to na miejscu. On sam nie chciał wiązać się z osobą na przymus. Widział w takim układzie jedynie wady, które powoli prowadziłyby do katastrofalnego końca.

- Proszę, ulżyj mi w bólu Kageyama - stękał cicho Hinata, czując jak jego ciało delikatnie trzęsie się od narastającego podniecenia i zapachu alfy, który czuł dokładnie, stykając się z jego ciałem. W tej chwili wydawał się jeszcze bardziej blady, ale o wiele bardziej ożywiony niż wcześniej. Jasnooki współczuł mu, ale co innego mógł zrobić prócz tego i prostych czynności na zbicie gorączki. - Błagam cię!

Im dłużej chłopak przebywał pod ciężarem atakującego, tym bardziej truł go ten niezwykły zapach, sprawiając, że każda część jego ciała i umysłu wariowała coraz bardziej, wciągając się w podobny stan w jakim aktualnie był mniejszy siatkarz. Warknął gardłowo, czując jak dawno już martwa alfa w nim obudziła się i zawyła ten pierwszy, lecz z pewnością nie ostatni raz. Jego zęby zatopiły się w szyi omegi, a po tym można było usłyszeć jęk bólu i zaważyć stróżkę szkarłatnej cieczy, spływającą po rozpalonej szyi chłopca. I wtedy nagle wszystko ucichło...

.....................................................................

Witam w kolejnym rozdziale, który zmarnował wczoraj około 2/2,5 godziny mojego życia. Ale jako że takie gówno jak ja się do niczego nie nadaje, proszę was oto rozdział.

Do przeczytania gwiazdki ^^ ❤️
~ Disa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro