Rozdział XVI, w którym dogania mnie wszystko, przed czym uciekałem
Inside we are Picasso blue
Outisde it's armageddon
So all that we can do
Is run, run, run, run, run, run for our lives
Promise me that we will make it through
Promise me that we will make it through
If we don't, I don't know what I'd do
So promise me that we will make it through
Don't worry baby, it's just the end of the world*
21 października 2013 roku
- ...mama zresztą też się martwi, wiesz, jak to ona... chciała do ciebie zadzwonić... - Tomek wydawał się mówić, zupełnie nie zważając na moje odpowiedzi, więc postanowiłem w końcu mu przerwać, przytrzymując telefon ramieniem. Rozejrzałem się po kuchni i zobaczyłem, że choć Kociak siedział przed komputerem, to wpatrywał się uważnie we mnie zamiast w ekran, przysłuchując się rozmowie.
- Cóż, byłoby miło, gdyby rzeczywiście to zrobiła, zamiast tylko o tym myśleć - zauważyłem suchym tonem. Miałem wrażenie, że mój brat stał się moim prywatnym szpiegiem w domu. Duśka była drugim, kontrolującym wszystko na odległość.
- Wiesz, ogólnie atmosfera jest nieco... dziwna. Musisz po prostu dać im trochę czasu.
- Co dokładnie się stało? Wiem tylko tyle, ile Duśka mi powiedziała, że Artur coś palnął i zaczęła się awantura...
- No dokładnie tak było, mama w ogóle nie chciała o niczym wspominać, ale temat zszedł na to, że ty masz przyjechać następnego dnia, czy tam kiedy będziesz mógł, no i Artur zaczął coś gadać, a jak zaczął, to już nie mógł skończyć, no to musieliśmy się z mamą wtrącić, żeby cię obronić, ale zanim zdążyliśmy cokolwiek zdziałać i przedstawić całą sytuację w jakimś lepszym świetle, to znaczy lepszym dla ciebie, to ojciec już oszalał... a Artur zamiast próbować jakkolwiek go uspokoić, to jeszcze bardziej go nakręcił... W ogóle miałem wrażenie, że tata najpierw zupełnie zastygł i kompletnie się nie ruszał z dobrą minutę... no a potem zaczął się drzeć, więc mama też zaczęła się drzeć, a Artur, kretyn, tylko tam siedział i się gapił, a potem, wyobrażasz sobie, jak cała sytuacja się trochę uspokoiła, to powiedział mi, że w rodzinie powinno się mówić sobie o wszystkim, a później powiedział coś jeszcze, czego nie chcę nawet cytować, więc przywaliłem mu w nos i sobie poszedłem...
Westchnąłem z rezygnacją.
- Rany boskie... nie zamierzałem spowodować aż takiej sceny. Gdybym wiedział, to w ogóle bym się nie odzywał.
- Nie gadaj głupot, masz pełne prawo powiedzieć swojej własnej matce o tym, że jesteś gejem - oświadczył Tomek zupełnie, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - A on nie ma żadnego prawa, żeby o tym rozpowiadać, a tym bardziej sugerować, jak kto powinien zareagować. To ty powinieneś powiedzieć o tym ojcu, nie on, wtedy, kiedy chciałbyś mu o tym powiedzieć, i przede wszystkim, kiedy byś tam był i mógł się bronić i jakoś wyjaśnić... No ale...
Przełożyłem telefon do drugiej dłoni i przymknąłem oczy. Cała ta sytuacja zaczynała przypominać koszmar senny. Zanim zdążyłem o cokolwiek zapytać, Tomek kontynuował:
- No, więc teraz jest przede wszystkim cicho i niezręcznie. Mama do ojca ledwo się odzywa, ale nie chce za bardzo stawać po żadnej ze stron, poza tym tata dopiero co miał ten zawał i musi się nim zajmować, i chyba sama do końca nie wie, co o tym myśleć, więc do ciebie na razie też się nie odzywa... Tylko gada ciągle przez telefon z Duśką, nie wiem nawet, o czym... pewnie o tobie. Ojciec patrzy krzywo na wszystkich poza Arturem, zwłaszcza na mnie. Ale jest też jedyną osobą, która w ogóle odzywa się do Artura, nawet mama zaczęła odnosić się do niego jakoś tak chłodno. No, w każdym razie próbowałem jakoś wybadać sytuację u ojca, ale chyba... chyba lepiej, żebyś na razie nie przyjeżdżał - skończył Tomek niepewnym tonem, jakby obawiając się mojej reakcji. Chyba bardzo nie chciał być osobą, która mi o tym powie.
- Powiedział to wprost? - zapytałem konkretnie, starając się utrzymać neutralny ton. - Powiedział wprost, że nie chce, żebym przyjeżdżał, czy...?
- No, praktycznie rzecz biorąc to tak. To znaczy, można by... Nie no, tak, powiedział to - zdecydował Tomek, najwyraźniej bardzo chcąc odpowiedzieć „nie", ale nie chcąc też kłamać.
Przez chwilę zastanawiałem się, jak się z tym czułem. Bywałem w różnych sytuacjach z rodzicami, ale jeszcze nigdy nie było tak, żeby któreś z nich nie chciało, żebym przyjechał do domu. To było dziwne uczucie. Byłem nieco rozczarowany tym, że mama się do mnie nawet nie odezwała, ale z tego, co słyszałem od Tomka i Duśki, przynajmniej trochę próbowała wstawić się za mną u ojca. To już było coś. Tata wyszedł ze szpitala dwa dni temu, miałem jechać wczoraj do domu, żeby im pomóc i się z nim zobaczyć, ale najwyraźniej ktoś postanowił wyjść za mnie z szafy i póki co mój przyjazd nie wydawał się najlepszym pomysłem. Wyglądało na to, że musiałem po prostu czekać.
Duśka dzwoniła do mnie co chwilę, zdając mi sprawozdanie ze wszystkiego, co się działo. Głównie spędzała czas na przekonywaniu mamy, że to, że jej syn jest gejem, nie oznaczało końca świata. Tomek wyraźnie nie wiedział za bardzo, co mógłby jeszcze zrobić, więc dzwonił po prostu, żeby sobie pogadać, równie często do mnie, jak i do Huberta, którego numer telefonu jakimś sposobem zdobył - prawdopodobnie od niego samego. Co siedziało w głowie Artura, nie miałem pojęcia, podobnie jak w głowie mojego taty, z którym nie miałem nawet okazji zamienić jednego zdania, i pewnie jeszcze przez jakiś czas nie będę miał. A ja tylko siedziałem i słuchałem ich pocieszania i tłumaczenia, i denerwowało mnie to, że wszyscy wydawali się tak zaangażowani w całą sytuację, podczas gdy ja w ogóle nie byłem w stanie się w nią zaangażować. Chciałem po prostu, żeby to się skończyło, żebym mógł wrócić do normalnego życia i przestać o tym myśleć.
Hubert po prostu był, wyraźnie starając się cały czas przewidywać, czego mógłbym potrzebować. Wydawał się rozumieć to, że nie chciałem bez przerwy o tym rozmawiać i rozważać całej sytuacji, więc poprzestał po prostu na byciu obok. O dziwo jego milcząca obecność pomagała mi o wiele bardziej niż wszystkie słowa wszystkich pocieszycieli razem wziętych. Kociak wiedział, że chciałem tylko, żeby wszystko było normalnie, więc właśnie tak się zachowywał.
- Dobra... na razie dam im trochę czasu, może to coś da. Będziemy w kontakcie, okej? - zapytałem, wstając od stołu i podchodząc do okna. Wyciągnąłem rękę, głaszcząc po włosach Huberta, który skupił się ponownie na ekranie swojego komputera.
- Jasne, stary. Odezwę się niedługo. Trzymaj się i pozdrów swojego chłopca - rzucił Tomek nieco złośliwym tonem. Przewróciłem oczami.
- Sam mu to powiesz, w końcu zostaliście najlepszymi kumplami, jak nie patrzyłem - odparłem sarkastycznym tonem, zerkając kątem oka na uśmiechającego się Kociaka.
- Ej, ja tylko próbuję być wspierającym dużym bratem. A twój chłopiec jest strasznie spoko - rzucił Tomek ze śmiechem, po czym pożegnał się i rozłączył.
- W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo masz już ich wszystkich dosyć? - zapytał Hubert, nie odrywając wzroku od ekranu, ale uśmiechając się jeszcze szerzej. Westchnąłem z rezygnacją.
- Czterdzieści dwa. Chciałbym, żeby to się już wszystko skończyło. - Pochyliłem się, oplatając rękami od tyłu jego szyję i kładąc policzek na czubku jego głowy. Było mi w tej pozycji dość wygodnie, ale Kociak przekrzywił głowę, żeby na mnie spojrzeć. Jego wzrok był przenikliwy i trudny do zinterpretowania. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło.
- Słuchaj, wiem, że powinienem teraz powiedzieć coś pocieszającego i optymistycznego, ale... masz świadomość tego, że to nigdy się nie skończy, prawda? - zapytał, przyglądając mi się uważnie i jakby z zaniepokojeniem. Milczałem, nie wiedząc, co odpowiedzieć. - Teraz prawdopodobnie rozumiesz to, co ci powiedziałem, kiedy spotkaliśmy się wtedy w Czekoladzie. Są osoby, które przez to już zawsze będą patrzeć na ciebie inaczej. Nic na to nie poradzisz. Nic nie wróci do normy, więc jedyne, co możesz zrobić, to ułożyć sobie to wszystko od nowa, ale żeby to zrobić, musisz olać opinię innych.
Rozważyłem spokojnie jego słowa. Oczywiście pamiętałem to, co mi powiedział i przed czym mnie ostrzegał, ale chyba trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. I oczywiście podczas gdy inni zasypywali mnie bezużytecznymi pocieszeniami, Hubert przedstawił mi z brutalną szczerością, jak to od teraz będzie wyglądało. Pokiwałem powoli głową.
- Żałujesz tego teraz? - zapytał Kociak, zerkając szybko z powrotem na ekran. Udało mu się utrzymać neutralny ton, ale byłem pewien, że wyrazowi jego twarzy daleko było do obojętności.
Moja pierwsza myśl była taka, że on chyba zupełnie zwariował.
- Hubert - powiedziałem, nie zmuszając go, żeby na mnie popatrzył, ale opierając się za nim o krzesło i przybliżając usta do jego ucha. - Posłuchaj mnie uważnie. Nigdy, w żadnej sytuacji i niezależnie od jakichkolwiek okoliczności, nie wybrałbym nikogo ponad ciebie. I doskonale o tym wiesz. Więc nie, nie żałuję niczego. I nigdy nie będę.
Kociak odwrócił się niechętnie i przyglądał mi się przez chwilę, po czym najwyraźniej stwierdził, że mówiłem prawdę.
- Okej. Masz szczęście, bo gdybyś teraz zaczął żałować, to byłoby bardzo, bardzo niedobrze. Dla ciebie. I dla mnie też - powiedział pozornie lekkim tonem, uśmiechając się delikatnie, ale i tak byłem w stanie usłyszeć ulgę w jego głosie. Chyba rzeczywiście to go uspokoiło, bo nagle zamknął gwałtownie laptopa i wstał. - Chcesz dzisiaj gdzieś wyjść i trochę się rozerwać?
- Nie masz dużo pracy...? - zapytałem niepewnie, bo brzmiało to świetnie, ale nie chciałem, żeby Hubert przeze mnie miał potem zaległości. Kociak jedynie wzruszył beztrosko ramionami.
- Hej, mi też należy się wolny wieczór, nie? Ewka dzwoniła niedawno i chce, żebyśmy wyskoczyli gdzieś z nią i z jej chłopakiem, jako że przegapiliśmy oficjalne zapoznanie.
Stwierdziłem, że jeśli mam siedzieć bezczynnie i myśleć o czymś, czego i tak nie byłem w stanie zmienić, równie dobrze mogłem trochę się zrelaksować. W końcu na to zasłużyłem, nie?
***
Zeszliśmy po schodach w dół do ciasnego pubu. Rozejrzałem się i dostrzegłem stolik, przy którym siedzieli już Dona, Rafał, Julia, Ewa i nieznany mi facet. Miał krótko przystrzyżone brązowe włosy, był nieco krępy, ale wydał mi się umiarkowanie atrakcyjny. Hubert podążył za mną w stronę stolika, podczas gdy Dona zauważyła nas i pomachała.
- Cześć, chłopaki - rzuciła, przeciskając się obok Rafała ze swoim bardzo już dużym brzuchem i całując w policzek najpierw mnie, a potem Kociaka. Przywitaliśmy się z całą resztą, podczas gdy Ewka pociągnęła swojego nowego faceta w naszą stronę.
- Hej - zawołała z szerokim uśmiechem. - Słuchajcie, to jest Igor, a to Kuba - rzuciła, wskazując na mnie ręką. - I Kociak.
Wyciągnąłem dłoń, rzucając przyjazne „cześć", po czym Hubert zrobił to samo.
- Hej, miło was poznać - powiedział Igor, uśmiechając się, choć wyglądał na nieco zakłopotanego. Całkowicie do tego przyzwyczajeni, kompletnie to zignorowaliśmy. Usiadłem na kanapie koło Ewy, a Kociak w fotelu obok nas.
- Co się z wami stało? Próbowałam się do was dobić od paru dni i nic - odezwała się Ewa, spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Przewróciłem oczami, nieco zirytowany tym, że znowu musiałem wracać do tego tematu.
- Dużo dramatów, czyli nic nowego - odparł lekko Kociak, choć byłem przekonany, że nie dadzą nam spokoju i będą drążyć temat. Zgodnie z moimi oczekiwaniami wszyscy spojrzeli na nas wyczekująco.
- Powiedzmy, że moja rodzina nie jest ze mnie ostatnio zbyt dumna - wyjaśniłem, nie zagłębiając się w żadne konkrety. Dona wytrzeszczyła oczy.
- O Jezu, powiedziałeś im?! - zawołała.
- I jak zareagowali? - zapytała Julia z niezdrową ciekawością.
- Na pewno są po prostu w szoku... - zaczęła Ewa.
- No cóż, najwyższy czas - mruknął pod nosem w tym samym momencie Rafał, na co wszyscy na niego spojrzeli. - No co? To prawda! - zawołał defensywnym tonem. - Cały świat już wie, że Kuba i Kociak są nierozłączni, są chyba najbardziej rozpoznawalną parą w tym cholernym mieście. To było dziwne, że jego rodzice tak długo nie mieli o tym pojęcia - wyjaśnił, wzruszając ramionami, na co wszyscy obecni pokiwali głowami z minami znawców. Przewróciłem oczami, widząc, jak Kociak próbuje powstrzymać śmiech.
- Nie sądzę, żeby ten argument ich przekonał - zauważyłem, starając się nie tracić dobrego nastroju.
- Cóż, Duśka i tak go użyła - poinformował mnie Hubert, kręcąc głową ze śmiechem.
- A ty skąd o tym wiesz? - zapytałem, spoglądając na niego z zaskoczeniem. Hubert wzruszył ramionami.
- Rozmawiałem z nią dzisiaj rano.
Westchnąłem teatralnie.
- I jeszcze moje rodzeństwo lubi cię bardziej niż mnie. Czy może być gorzej? - zapytałem z przesadnym dramatyzmem.
- Jasne, że tak, wyobraź sobie, że gdyby nie rozmawiali ze mną, dzwoniliby do ciebie dwa razy częściej. Załatwiam za ciebie brudną robotę.
Wzdrygnąłem się na tę myśl.
- Przepraszam, że musisz przez to przechodzić, kotku. Oni naprawdę dużo mówią. To trochę straszne.
Ewka zaśmiała się koło mnie.
- Widzisz, Kociak jednak się przydaje, odbiera za ciebie telefony.
- Hej! Nie jestem sekretarką! - zaprotestował Hubert, w odpowiedzi na co wszyscy się zaśmiali.
Po jakimś czasie nareszcie porzuciliśmy ten temat i w końcu zacząłem się nieźle bawić. Dobrze było spotkać się ze starymi znajomymi i poczuć się normalnie. I poczuć, że przynajmniej w czyichś oczach ja i Hubert byliśmy całkowicie normalni. Śmialiśmy się ze wszystkiego, jak zawsze, opowiadając o tym, co się u nas działo, odkąd po raz ostatni się widzieliśmy. Hubert i ja w międzyczasie jak zwykle się przedrzeźnialiśmy, co cała reszta kwitowała śmiechem, całkowicie do tego przyzwyczajona. Zawsze trochę podśmiewali się z tego, że przez cały czas musieliśmy sobie dogryzać.
Igor, chłopak Ewy, nie odzywał się zbyt często, wyraźnie nieco onieśmielony tym, jak dobrze wszyscy się znaliśmy. Jakiś czas później wpadłem na niego, kiedy siedział na murku przed pubem, rozmawiał przez telefon i palił papierosa. Kociak poszedł akurat odprowadzić na przystanek Julię, która następnego dnia szła od świtu do pracy, a Ewka, Dona i Rafał postanowili wziąć udział w karaoke i wybierali właśnie piosenkę. Już nie mogłem się doczekać tego przedstawienia.
Odpowiedział na moje kiwnięcie głową, a po chwili rozłączył się i wrzucił telefon do kieszeni, po czym podał mi zapalniczkę.
- Dzięki - powiedziałem, zaciągając się. - Czy nie jesteśmy zbyt nieznośni? - zapytałem z uśmiechem, chcąc, żeby trochę się wyluzował. Zamrugał, zdezorientowany, po czym niepewnie odwzajemnił uśmiech.
- Nie, nie... Tylko ciężko jest wkręcić się w tak zgraną grupę.
- Przywykniesz - zapewniłem go z przekonaniem. - Mi też to chwilę zajęło.
- Ale wszyscy jesteście naprawdę fajni... Trochę się stresowałem, wiesz? - rzucił nieco pewniejszym tonem teraz, kiedy rozmawiał tylko z jedną osobą. - Poznawanie znajomych dziewczyny po raz pierwszy... To mnie zawsze stresowało. - Zaśmiał się sam z siebie, a ja uśmiechnąłem się, słysząc to wyznanie. - Zwłaszcza, że wiesz, sami artyści... nie byłem pewien, czy będę pasował.
- Nawet nie wspominaj... też czasem czuję się przytłoczony, nie mam pojęcia, o czym oni rozmawiają.
- No właśnie, ty na pewno dobrze to znasz... No i w ogóle sam fakt, że wśród tych znajomych miał być jej były facet, to też było trochę... dziwne.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Normalnie pewnie byłoby, to się chyba rzadko zdarza, żeby ludzie, którzy się rozstali, zostali tak dobrymi przyjaciółmi - przerwałem na chwilę, wahając się nieco. - Pewnie powinienem powiedzieć teraz coś o tym, żebyś dobrze ją traktował i nie zrobił jej krzywdy. - Igor próbował coś wtrącić, ale mu nie pozwoliłem. - Chociaż ja prawdopodobnie nie powinienem się na ten temat wypowiadać, bo sam nie jestem święty, więc powiem tylko, że Ewka jest jedną z najfantastyczniejszych dziewczyn, jakie można znaleźć i jesteś cholernym szczęściarzem, bo każdy facet o zdrowych zmysłach chciałby się z nią umawiać. No i żaden facet o zdrowych zmysłach by jej nie rzucił. No chyba, że byłby gejem - dodałem po chwili zastanowienia, parskając śmiechem, no bo przecież dokładnie to zrobiłem. Igor też się zaśmiał.
- Wiem o tym, stary. Dopiero się poznajemy, ale nigdy jeszcze nie poznałem nikogo, z kim bym się tak dobrze czuł i mógł pogadać o wszystkim. - Zawahał się przez chwilę. - Nadal jakoś nie mogę ogarnąć umysłem tego, że kiedyś się spotykaliście, a ty teraz... - Zaczerwienił się nieco, zawstydzony, ale ja zupełnie się tym nie przejąłem, tylko pokiwałem głową.
- Spoko, mam dokładnie tak samo - przyznałem z uśmiechem. Igor kontynuował, najwyraźniej będąc jedną z tych osób, które kiedy już się rozkręcą, zaczynają gadać bez końca.
- W ogóle jesteście bardzo w porządku, ty i... Hubert, tak? Nigdy jeszcze nie poznałem tak fajnej pary gejów. W ogóle nie poznałem zbyt wielu par gejów. Chyba nawet żadnej, albo poznałem, ale o tym nie wiedziałem. Albo nie pamiętam. No, ale zawsze wyobrażałem sobie, że będą mieli bardzo wysokie głosy, i będą rozmawiać o... nie wiem, ubraniach albo facetach? I będą bardzo głośni. Rany, chyba powinienem się zamknąć - zakończył zażenowanym tonem, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Już wcześniej zacząłem trząść się ze śmiechu, ale teraz już zupełnie nie mogłem się powstrzymać.
- Nie przejmuj się tym - zapewniłem go z szerokim uśmiechem. - Stosunkowo rzadko rozmawiamy o ubraniach, to znaczy poza tym, że ja nie potrafię za bardzo się ubrać, więc Hubert na mnie krzyczy. Nie myślimy też zbyt często o innych facetach, no więc... nie trafiłeś.
Igor chyba w końcu opanował zmieszanie i też się roześmiał.
- To dobrze - stwierdził. - Ulżyło mi.
Przez chwilę siedzieliśmy w komfortowej ciszy, paląc, każdy z nas pogrążony we własnych myślach.
- Byłem trochę zazdrosny, wiesz? - zagadnął w końcu Igor z lekkim wahaniem, spoglądając na mnie z zamyśleniem. Chyba musiałem mieć zdezorientowaną minę, bo szybko zaczął wyjaśniać: - Znaczy, o ciebie - wytłumaczył, znowu śmiejąc się sam z siebie. Wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia.
- O mnie? Ale... dlaczego?
Igor wzruszył ramionami, najwyraźniej nie będąc pewnym, jak na to odpowiedzieć.
- No bo kiedyś się spotykaliście i za każdym razem, jak Ewa o tobie mówiła to brzmiała tak, jakbyś... był jej ulubioną osobą pod słońcem. I oczywiście znałem całą historię i wiedziałem, że ty nie jesteś zainteresowany, ale wiesz... ona nadal mogła być. - Już chciałem mu przerwać, ale mi nie pozwolił, najwyraźniej nie chcąc, żebym doszedł do złych wniosków. - Ostatecznie stwierdziłem, że nie jest, ale przez jakiś czas byłem trochę... zaniepokojony. Ale teraz jest spoko. To naprawdę super, że jesteście przyjaciółmi.
- Okej - stwierdziłem z odrobiną ulgi. - Naprawdę jesteśmy tylko przyjaciółmi, z jej strony również. A ja, mimo że uwielbiam Ewkę to po prostu...
- Tak, wiem - rzucił Igor, zanim zdążyłem dokończyć. Znowu milczał przez chwilę. - Bardzo to było straszne? Powiedzenie rodzicom? - zapytał z zaciekawieniem, niepewny, czy powinien w ogóle zaczynać ten temat.
- Wiesz... to było jak stwierdzenie najbardziej oczywistej rzeczy na świecie. Niezależnie od tego, jak ludzie zareagują, dla ciebie to i tak jest całkowicie naturalne, ponieważ... żyjesz z tym, nie? No i... - zawahałem się, nie będąc pewnym, jak ująć swoje myśli w słowa, podczas gdy on słuchał mnie uważnie. - Wystarczająco długo przed tym uciekałem i teraz jest mi naprawdę dobrze z tym, że nagle wszyscy wszystko wiedzą. Mogę czuć się źle z tym, że tak długo ich okłamywałem, ale poza tym wreszcie nie mam sobie nic do zarzucenia, wiesz?
- Ponieważ zawsze lepiej być nieznoszonym za to, kim się jest, niż uwielbianym za to, kim się nie jest - dobiegł nas z tyłu głos, na dźwięk którego obaj natychmiast się odwróciliśmy. Kociak przeskoczył przez murek i usiadł koło mnie, zabierając mi z ręki papierosa.
- A skąd ty nagle się zrobiłeś taki mądry? - zapytałem złośliwie.
- Jak to nagle? - zdziwił się Kociak. - Przecież taki się urodziłem.
- Z grzeczności nie będę polemizował - odparłem powątpiewającym tonem, na co siedzący koło mnie Igor roześmiał się.
- Łamiecie mi serce - oświadczył Hubert dramatycznym tonem. - Zero zrozumienia dla geniuszu. - Odpalił własnego papierosa, w końcu oddając mi mojego.
- Tak, tak - powiedziałem tonem, którego używa się, gdy mówi się do małego dziecka. Kociak spojrzał na mnie krzywo.
- O czym tu sobie tak wesoło rozmawiacie? - zapytał o wiele bardziej pogodnym tonem.
- Wiesz, coming outy, byłe dziewczyny... - odparł spokojnie Igor.
- A, same przyjemne tematy w takim razie - stwierdził Hubert ze zrozumieniem, kiwając głową. Parsknęliśmy śmiechem. - Gdzie reszta?
- Postanowili śpiewać karaoke - poinformowałem go, uśmiechając się złośliwie.
- To dlaczego jeszcze się z nich nie śmiejemy? - zapytał, mrugając z zaskoczeniem.
- Jesteście okropni! - zawołał Igor, ledwo powstrzymując śmiech.
- Uwierz mi, usłyszysz, jak Ewka śpiewa i zaczniesz mieć wątpliwości - powiedział z przekonaniem Hubert całkowicie poważnym tonem. Pokręciłem głową z rozbawieniem.
- Cóż, nie można być dobrym we wszystkim - obroniłem ją, choć sam pamiętałem tę traumę, gdy po raz pierwszy usłyszałem, jak śpiewała.
- Ej, mnie to może naprawdę zaboleć. Jestem muzykiem - powiedział Igor, krzywiąc się lekko.
- O, poważnie? - zapytałem z zaciekawieniem. - Grasz na czymś?
- Na perkusji.
- Odjazd. I ty mówiłeś, że nie pasujesz do artystycznych klimatów?
- To co innego. Muzycy nie są tak pokręceni i rozkapryszeni.
- Dzięki - stwierdził Kociak z kamiennym wyrazem twarzy.
- Hej! Sam kiedyś mówiłeś, że... - zacząłem ze śmiechem, ale Hubert natychmiast mi przerwał.
- Nawet nie kończ tego zdania. Czy możemy porzucić ten temat i wrócić do absolutnego braku słuchu twojej dziewczyny? - zapytał uprzejmym tonem.
Igor pokiwał głową, spoglądając na nas z rozbawieniem. Wyrzucił papierosa do studzienki, po czym wstaliśmy z murku. Hubert wyciągnął rękę, którą złapałem bez zastanowienia i całą trójkę udaliśmy się z powrotem do środka.
***
- Nawet fajny ten gość, co? - zapytałem, kiedy tego samego wieczora szykowaliśmy się do spania. Hubert pokiwał głową, zdejmując koszulkę i rzucając ją na kosz na pranie.
- Oderwało cię to trochę od niewesołych myśli? - spytał w zamian, obracając się w moją stronę. Zastanowiłem się nad odpowiedzią, przyglądając się jego plecom, potarganym włosom i zmartwionej minie. Zmrużyłem oczy i uśmiechnąłem się.
- W tym momencie nie mam w głowie żadnej niewesołej myśli - odparłem zgodnie z prawdą. Hubert przez chwilę sprawiał wrażenie zaskoczonego, po czym obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- To dobrze. Misja zakończona sukcesem - oświadczył, podchodząc do łóżka i kładąc się obok mnie, a następnie swoim starym zwyczajem zrzucając z nas całą kołdrę, na co przewróciłem oczami.
- Postanowiłem... - zacząłem, a Hubert spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - Postanowiłem, że nie będę się przejmował. Cieszę się, że mam Duśkę i Tomka, a jeśli cała reszta nie będzie w stanie tego przeżyć, to... to ich problem. Nie mogę pozwolić, żeby mogli wpływać na moje życie, bo już od dawna wiem, jak chcę, żeby ono wyglądało. I to, że teraz się dowiedzieli nie sprawia, że nagle mają w tej sprawie coś do powiedzenia - oświadczyłem z pełnym przekonaniem. Hubert przez chwilę przyglądał mi się ze zmrużonymi oczami.
- Mądry chłopiec - stwierdził, uśmiechając się i kładąc podbródek na mojej klatce piersiowej. Po chwili spoważniał. - Wiesz, naprawdę jestem pod wrażeniem tego, jak sobie z tym wszystkim radzisz. Martwiłem się trochę... ale już się nie martwię. Jestem z ciebie cholernie dumny - zawahał się przez chwilę. - Naprawdę jesteś jedyny w swoim rodzaju, wiesz?
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową, głaszcząc go po włosach.
- Wiesz, dlaczego tak dobrze sobie radzę, prawda? - zapytałem, unosząc brwi. - Dlatego, że wiem, że mam cię po swojej stronie. A jak człowiek ma ciebie po swojej stronie to zawsze sobie poradzi.
Kociak prychnął, przewracając oczami.
- Nie powinieneś mnie tak idealizować - poradził, uśmiechając się krzywo.
- Ciężko się powstrzymać - odparłem, wzruszając ramionami. - Słuchaj, wiem, że wcześniej miałeś wątpliwości i nie ufałeś mi za bardzo, i w ogóle nikomu nie ufałeś, i że po części to było spowodowane Darkiem i całą tą sytuacją... - Darek to był były wykładowca Kociaka. Ten wykładowca. Nie lubiłem nawet o nim myśleć, a co dopiero mówić. - Ale... teraz mi wierzysz, prawda?
Hubert przyglądał mi się przez chwilę bez wyrazu.
- Tak, wierzę ci - zdecydował w końcu, uśmiechając się szeroko. - Ale się zrobiło romantycznie - dodał po chwili, przewracając oczami.
- Ej! Romantyzm nie jest taki zły! - zaprotestowałem ze śmiechem.
- Oczywiście, że jest - oświadczył Kociak wszechwiedzącym tonem. - Jest patetyczny. Tak, oczywiście, że kocham cię najbardziej na świecie i ty mnie kochasz najbardziej na świecie, i razem stawimy czoła każdej przeciwności losu. To teraz, skoro już to ustaliliśmy... - zacząłem trząść się ze śmiechu, podczas gdy on przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, zrzucając przy tym kołdrę na podłogę. - ...chodź tutaj.
___________________
* Placebo - "Unisex"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro