Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 ⟩ Ostatni trening?

Kiedy omegi i alfy osiągały jedenaście wiosen, odczuwali ciepło od osoby, która była im przeznaczona. Zamykają oni serce, rezerwując je dla osoby dla nich idealnej. Zostawiają więc ślad na szyi osoby, z którą chcą się związać na całe życie. Jednak nie wszyscy mają ten zaszczyt, szczególnie że osiemdziesiąt procent populacji zajmują Bety. Istnieją też omegi inne od reszty. Takie, które nie zachowują się jak one, a instynkt oszukiwał nawet ich. I taką omegą był Hinata.

Pomarańczowowłosy pędził na trening, nie przejmując się tym, co zaszło tydzień temu na obozie treningowym. Miał przed sobą tylko jedną wizję. To jak uderzał w piłkę z otwartymi oczami, było o wiele lepsze, niż ślepe celowanie w idealne podanie Kageyamy. W dodatku widział zdziwienie innych osób, po drugiej stronie siatki. Podziwiali to, jak wzlatuje, co przyprawiało go o coraz większą dumę. Nie mógł się doczekać, aż powtórzą cały numer i zdążą go opanować przed eliminacjami do zawodów wiosennych. Miał nadzieję, że da z siebie wszystko i będzie dumą dla swojego trenera, kapitana drużyny oraz innych członków klubu siatkarskiego.

Tsukishima wiele razy powtarzał mu, że bierze ten klub zbyt poważnie, nie interesując się tym, co byłoby ważniejsze. Tyle że dla Hinaty nie było NICZEGO ważniejszego od gry w siatkówkę. Miał swoje obowiązki, które też pochłaniały masę czasu, lecz siatkówka była dla niego przyjemnością, do której zawsze wracał. To nie był obowiązek, a zachcianka, słodkie uzależnienie. Kochał chwilę, kiedy uderzał w piłkę, jak bronił. Zwyczajnie uwielbiał się popisywać tym, jak wysoko potrafił skakać. Zwykle w niego nie wierzyli, ze względu na niewdzięczny wzrost, ale uczucie, które zalewało jego serce, kiedy inni ze zdziwieniem zauważyli, jak swobodnie porusza się po boisku i stanowi godnego rywala dla większych od siebie był nie do opisania.

Wszedł obrośnięty w skowronki, spotykając się ze zmartwionym wzrokiem Sugawary. Zdezorientowany ruszył do osobnego pokoju, przebrać się w ubrania treningowe. Inni również się przebierali, nie zaglądając na małego omegę. Shoyo czuł się dziwnie, jakby coś miało nagle spaść z nieba wprost na niego. Czemu inni się tak zachowują? Pytanie to krążyło w myślach brązowookiego, nawet kiedy już wyszedł z pomieszczenia. Podszedł do kosza z piłkami, ale nagłe słowa sprawiły, że wypuścił kulę z rąk.

- Hinata, choć tu do nas na chwilę - poprosił Daichi. Srebrno włosy posłał mu pokrzepiający wzrok. Rudzielec uśmiechnął się tylko, zostawiając wszystkie czarne scenariusze za sobą. Skinął do nich i usiadł, widząc, że trójka mężczyzn robi to samo. Spojrzał na nich lśniącymi oczami, patrząc, jak Sugawara bawi się niezręcznie palcami.

- Razem z kapitanem drużyny i innymi członkami ustaliliśmy, że będziesz zawieszony w grze - powiedział bez ogródek trener, powoli żałując swoich słów. Uśmiech Hinaty zniknął całkowicie z jego twarzy. Brązowe oczy przestały się świecić i stały się bardziej matowe. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Czuł się zraniony i zdradzony jako część drużyny, której poświęcił czas i serce.

Waniliowa woń pochodząca od Sugawary utrzymywała go przy zdrowych zmysłach. Zalała go fala żalu i poczucie wykluczenia z grupy. Bolało go to, że nikt teraz nie stawił się w jego obronie, tak jak to on zwykł robić dla innych. Nie chciał dopuścić do tego, aby nie grał w siatkówkę. Było to dla niego jak zimny nieprzyjemny prysznic, a gorzka prawda zaczęła do niego coraz bardziej docierać.

- To z powodu mojej drugiej płci? - spytał pierwszoklasistka, marszcząc brwi. Nie sądził, że oni tacy są. Zwłaszcza że nie był jedynym omegą w drużynie Karasuno. Nie, to nie mogło być powodem.

- Dobrze wiesz, że teraz niezależnie od swojego statusu możesz uczestniczyć w zajęciach klubowych - westchnął ciemnowłosy, zwracając oczy na niższego chłopca. Wydawał się zdeterminowany, jednak tak tylko ukrywał ból, który się w nim kotłował.

- Więc czemu? - spytał żałosnym tonem głosu, trzymał się ostatniej deski ratunku. Chciał im udowodnić, że się mylą i że jest godny bycia w tej drużynie. Niezależnie od okoliczności, nie mógł tak po prostu odejść. Drużyna stała się dla niego rodziną, czymś, bez czego nie można się obyć. To ani trochę nie przypominało pierwszego dnia, w którym został wywalony wraz z Kageyamą za drzwi. Teraz był całkowicie sam z gorzkim smakiem w ustach.

- Od tamtego incydentu... Zrozumiałem, że nie potrafisz nad sobą zapanować - wyjaśnił kapitan drużyny, a jego ostry zapach gorzkiej kawy zmieszał się z waniliową wonią. Patrzył to na najstarszą omegę, to na jej partnera z nutą nadziei.

Nie chciał się poddać. Gdyby się poddał, nie trafiłby dotąd, nie doszedłby do tego miejsca. Wiele razy w gimnazjum próbowali odwieść go od pomysłu tego meczu, jednak nadal wyszedł z uniesioną głową po kilku wizytach w toalecie. Przegrał, ale nigdy nie żałował tego, czego dokonał. Nigdy nie czuł się źle przez to, że ćwiczył. Przegrana była jego motywacją do ćwiczeń.

- Nie jestem jedyną omegą - zauważył beznamiętnie, przesuwając wzrokiem po podłodze. Co jak co, ale on nie zamierzał się poddać. Jego wzrok znów zalśnił, jakby rzucał mu jakieś wyzwanie. Nie zamierzał wyjść stąd bez prawa gry.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale każda inna omega jest już oznaczona. Jesteś bez pary, co sprawia, że przyciągasz niebezpieczeństwo nie tylko na siebie, a również na innych. Nie chcę ryzykować następnym razem - odparł zdecydowanie, widząc, jak iskierki w oczach Hinaty zaczynają pryskać.

Tymczasem w pokoju, w którym pozostała reszta atmosfera była martwa. Wszyscy zastanawiali się, co teraz zrobią, wszyscy oprócz Asahi'ego oraz Tsukishimy. Nie mogli tak po prostu wykopać ich przyjaciela, całe ćwiczenia i próby byłyby wtedy jedynie marnotrawstwem czasu. Każdy czuł mieszankę emocji, jednak zamknął ją w swoim sercu, nie ważąc się nawet mruknąć pod nosem.

Byli w końcu drużyną, podporządkowaną kapitanowi oraz trenerom. Nie mogli się buntować przeciw rozkazom. Byłoby to nieodpowiedzialne i nic by tym nie wskórali. Jedynie zaszkodziliby, dzieląc klasę na pół. Musieli się teraz trzymać razem, nie mogli znów się rozpaść. Przez wcześniejszego trenera, który dawał im porządny wycisk, odpadli niektórzy utalentowani uczniowie, a grupa była w rozsypce. Nie chcieli dopuścić do tego ponownie. Choć tracąc Hinatę, tracili też jeden z fundamentów, odpowiedzialny za podtrzymania efektu pracy każdego z nich.

- To niesprawiedliwe! - Nishinoya przerwał milczenie, wręcz podbiegając do drzwi. Był jednym z nielicznych, którzy bronili Shoyo. Wiedział, że to, co się stało ostatnio, nie było jego winą i nie chciał tracić przyjaciela na polu gry. Czuł się pewniej, kiedy był w pobliżu. Gdyby nie on i Kageyama, nie byłoby Asahi'ego, ani go. Osoby, które przyszły w pierwszym roku, połączyli drużynę lepiej, niż zrobili to trzecioklasiści.

Asahi złapał go, nim najniższy w towarzystwie zdążył wybiec. Wiedział, że nie mogą równać się z decyzją kapitana, a już w szczególności z werdyktem trenerów.
Yachi weszła do pokoju, odgoniona przez wzrok Daichiego.

- C-Co tu jeszcze robicie? Nie idziecie na boisko? - spytała nieśmiało niczego nieświadoma blondynka, wchodząc do pomieszczenia. Wszyscy byli już przebrani, więc czuła się mniej skrępowana niż zwykle. Wszystko co się tutaj działo, nie dotyczyło boiska.

- Daichi-kun rozmawia właśnie z Hinatą - wytłumaczył Asahi, trzymając młodszą o rok omegę za ramię, by nie strzeliła jej do głowy ucieczka. - Poprosili nas, abyśmy zostali tutaj, dopóki nie skończą.

- Rozumiem. Dziękuję Senpai - mruknęła dziewczyna, zastanawiając się co się tam działo. Nie miała dobrych myśli, co do powodu rozmowy starszych i dziesiątki karasuno. Miała wrażenie, że tym razem nie skończy się jedynie na reprymendzie.

- Nie musisz zwracać się tak do mnie oficjalnie - rzucił nieśmiało brązowowłosy w koczku. Wierzgający się drugoklasista wywrócił oczami. Libero chciał stanąć w obronie Hinaty, tak jak on stanąłby w jego, jednak wciąż nie mógł się wyrwać.

- Walka nie ma sensu Nishinoya, nie widzisz tego? - spytał Tsukishima, poprawiając czarne okulary, sterczące na jego nosie. Yamaguchi westchnął, wiedząc, że zaraz wszyscy się pokłócą. Dlatego też nie powiedział ani słowa, tym samym nie dorzucając oliwy do ognia.

- On by się za nami postawił! - ponownie powiedział, czując jeszcze większą siłę, która pomogłaby mu się przeciwstawić. Asahi nie chciał wysyłać swoich feromonów, aby uspokoić swojego partnera. Zadziałałby by na wszystkich innych, a nawet na blondwłosą betę. Był najstarszy w tym pokoju i był za nich odpowiedzialny.

- Wiem Yuu. Jednak nie można ignorować tego co się stało - zaczął brązowowłosy trzecioklasista, wywołując kolejne westchnienie w ustach tych, którzy woleli milczeć. Nie chcieli słuchać po raz kolejny co tam zaszło. Zwłaszcza, że byli świadkami tej sytuacji.

- Nie chodzi tutaj tylko o niego, ale o cały klub. Nie sądzisz, że powtórzy się to, co stało się wcześniej? Wtedy też tylko wyszedł jeden, ciągnąc za sobą kilku innych - wymamrotał drugoklasista, korzystając z nieuwagi swojego swej sympatii. Wymknął się spod jego ramion i szarpnął za drzwi, które okazały się zamknięte. Kto je zamknął, jeśli na początku były otwarte?

Yuu znów pociągnął za klamkę, ale z tym samym skutkiem. Zamrugał tylko i odsunął się od klamki zakłopotany. Asahi spojrzał na drzwi, zastanawiając się, czy aż tak hałasowali, że zdecydowali się ich zamknąć. Nie zdziwiłby się.

- Mówiłem, że to nie ma sensu - mruknął Tsukishima, nie wyciągając nosa z książki. Yamaguchi nie czuł się dobrze z tym że przez ten wypadek, chcą wykluczyć Hinatę z gry. Pomarańczowo włosy sprawiał, że czuł się zmotywowany do dalszej pracy. Przy nim czuł, że nie chce zostać w tyle za innymi. Co się stanie, kiedy nie będzie przy nich Shoyo?

- Może porozmawiamy z Kageyamą? - Blondwłosa beta zaproponowała to rozwiązanie, wiele wzroków przeniosło się na niebieskookiego. Czarnowłosy siedział pod ścianą, piłując paznokcie pilnikiem. Nie wydawał się ani zmartwiony, ani zamyślony. Wyglądał, jakby nie myślał o niczym.

- Myślicie, że król się zgodzi? Jesteśmy dla niego tylko plebsami. - Tsukki uśmiechnął się tylko, mówiąc te słowa z nutką ironii. Yamaguchi spojrzał na swojego oblubieńca, wyłączając muzykę, której słuchał.

- Zamknijcie się - odrzekł cicho Tobio, nie przerywając swojej czynności. Cokolwiek czuł, nie było to związane z ich tematem rozmowy. Nie wiedział co będzie dalej, dlatego wolał poczekać na dalszy rozwój sytuacji. Jego mózg szedł prostolinijnie, ale to nawet był w stanie zrozumieć. Nie chciał martwić się na zapas. Nikt jeszcze nie powiedział, co się stanie.

- Mówiłem - powiedział z uśmiechem blondyn, by drażnić Kageyamę. Nikt nie skomentował słów okularnika, po prostu je ignorując. - Oni są zaślepieni siatkówką, jakby od tego zależało ich życie. Myślicie, że ta pchełka przejmuje się nami? Ta krewetka przejmuje się tylko tym, że nie będzie w stanie grać w siatkówkę. Tak samo, jak król.

- Nie mów tak do mnie! - krzyknął Kageyama na okularnika. Jednak nie mógł zaprzeczyć jego słowom. Z Hinatą dzieliła go tylko siatkówka, rozmawiali o niej, grali w nią i nawet gdy wracali do domów, to był jedyny poruszany przez nich temat. Zmarszczył brwi, przestając piłować jeden z paznokci. Co on miałby na to poradzić?

- Minęło już trochę czasu, a my nadal siedzimy tu zamknięci. Nie wiemy co się tam dzieje i jak osądzili go sensei - wyliczył Ennoshita, a jako beta ręczył za pomarańczowowłosą omegę. Był przekonania, że to nie była jego wina. - Starszyzna rozważa pobytu Hinaty przez nasze bezpieczeństwo.

- Nie możemy po prostu wyłamać drzwi?! - spytał Tanaka, spacerując po pokoju od jakiegoś czasu. Był również betą i nie rozumiał, o co ten cały konflikt. Nie sądził, aby coś takiego w ogóle było powodem do wykluczenia.

- Zgłupiałeś? - odpowiedział Tsukishima.

- Kto to zrobi jak nie my? - spytał Nishinoya, zaciskając pięści przez poczucie nagłej motywacji. To to, co by zrobił Hinata. Na pewno by tak było. - Nie pamiętacie tych wszystkich powrotów do domu? Treningów? Posiłków? Poślizgów w ramach kary?

- Pamiętamy, nie wykluczamy go, ale widoczny opór byłby w tym przypadku nieskuteczny - stwierdziła czarnowłosa beta, zaciskając palce na nasadzie nosa.

- Więc mamy czekać, aż go wyrzucą? - spytał Libero, marszcząc wściekle brwi. Nie rozumiał tego, co próbowali przekazać im inni, zasłonięty poczuciem niesprawiedliwości. Sam był omegą i nie myślał jasno, kiedy chciał wstawić się za przyjaciela.

- Nie wyrzucą go. - Asahi próbował pocieszyć niższego, ale spotkał się z cichym warkiem. Chciał załagodzić tę rozmowę, ale nie wiedział, jak może to zrobić.

- Skąd możesz to wiedzieć? - spytał sucho, znów opadając na podłogę. Wiedział, że nic nie zdziała z zamkniętymi drzwiami, ale to go szczególnie irytowało.

Nagle drzwi się otworzyły, przerywając wszelkie gęsty, myśli i słowa. A osoba w drzwiach była tym, kogo się najmniej spodziewali. Miała na twarzy niespokojny wyraz, a dłonią ściskała oprawę drzwi. Nie wyglądała na zbyt radosną, ale nie można było jej się dziwić. Osoba, która przyciągnęła wzrok nawet Tsukishimy.

_______________________________

Tak bardzo boję się, że z tej książki wywinie się katastrofa. To pierwszy raz, kiedy piszę książkę o fandomie z anime. Jeśli coś pomieszałam to przepraszam ^^'
Liczę na waszą opinię, a także krytykę.
Miłego dnia gwiazdki ❤️✨

~ Disa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro