06.12.2019
Dzień 6
Właściwie ten wpis powstaje w dniu ósmym, lecz opisuje wydarzenia z dnia szóstego, więc pozwoliłam sobie tak go zatytułować.
Obudził mnie krzyk. Ludzki krzyk. Poderwałam się do siadu i ostrożnie wyjżałam z namiotu. Między zaroślami mignęła mi ludzka sylwetka. Nie, dwie. Potem dostrzegłam trzecią. Trudno było o nich cokolwiek więcej powiedzieć poza tym, że były człekokształtne i raczej niskie. Zarośla zasłaniały ich w całości, a nie były wyższe niż sto pięćdziesiąt centymetrów.
Wyjęłam z namiotu pistolet (owszem, miałam w bagażu nabitą broń i magazynki. mimo że przed podróżą wierzyłam w niezawodność zegarka w każdych czasach warto mieć coś, czym można się obronić). Najciszej jak umiałam podeszłam do krzaków, za którymi stali ludzie. Wyjżałam lekko przez zarośla.
Ludzie zdecydowanie nie byli współcześni. Mieli szerokie nosy, niskie czoła i wysunięte do przodu dolne szczęki, niczym neandertalczycy, chociaż nieco różnili się od nich. Nie jestem specjalistką, podejrzewam jednak, że to nieco inny gatunek. We współczesności natrafiłam na artykuł o innym gatunku niż homo sapiens i neandertalczycy, odkrytym na terenie Syberii... Chyba przeniosło mnie dalej niż przypuszczałam.
Zmrużyłam oczy. Liście wiele zasłaniały.
Nie byłam dość ostrożna - samotna gałązka trzasnęła pod moją nogą. Zachowałam się i wywróciłam, uderzając przy okazji głową o ziemię i... no cóż, tracąc przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro