Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ponad siedem miliardów / idwtkoh au

Świat stanął w miejscu. Zrobił to równie niespodziewanie, co gwałtownie i w niezwykle brutalny sposób.

Oczywiście to jedynie bardzo dramatyczna przenośnia i chociaż żadne z tamtych wydarzeń nie miało najmniejszego wpływu na ponad siedem miliardów ludzi dla tych kilkorga były najbardziej tragicznymi chwilami w życiu. Szczególnie dla tego, który czuł się odpowiedzialny za całe to cierpienie. Czuł się odpowiedzialny, ale sam także najbardziej to przeżywał. Chciał krzyczeć z bezsilności, kiedy jeden z jego najlepszych przyjaciół próbował popełnić samobójstwo, kiedy dzieciak, którego uratował kopał z furią ziemię usypaną dookoła świeżych grobów. Ale mógł jedynie stać i patrzeć. Niczym bezwolny widz oglądał, jak całe szczęście, wszystko, co do tej pory osiągnęli obraca się w niwecz z jego powodu. Jak powolutku cała ta beznadziejna sytuacja przestaje dotyczyć tylko ich, a on sam traci szansę za szansą, by cokolwiek naprawić. Snuł się więc ulicami przemoczony przez letnie ulewy i zaglądał w jasne okna mieszkań na parterze, w zaskakująco zwyczajne życia przeciętnych ludzi. I tak pomiędzy jednym oknem a drugim zastanawiał się, dlaczego z ponad siedmiu miliardów ludzi na świecie, to tym Bogu ducha winnym dzieciakom musiało przytrafić się coś tak strasznego. Jak jedna z tych tragedii, opisywanych w zakłamanych gazetach i przytaczanych w idiotycznych wiadomościach. Tych, które zawsze dotykają kogoś innego, gdzieś daleko. Nigdy nas samych.

Gdy tak spędzał czas na ponurych rozmyślaniach i spoglądaniu w okna, ci, których nazywał dzieciakami przestali nimi być. I choć zdawałoby się, że mijając czasem znajome miejsca zobaczył ich, śmiejących się i rozmawiających jak dawniej, było w nich coś, co nie pozwalało mu zapomnieć, o tym jak wiele bólu zadały im jego nierozsądne decyzje.

I wtedy w jednym z mieszkań zobaczył .

Mieszkała naprzeciwko kwiaciarni w jednym z tych ohydnych, nowoczesnych budynków, zupełnie do niczego niepasujących. To ona ustawiła w oknie na półpiętrze pelargonie. I kiedy to zrobiła, jakby cały blok wydał się o wiele bardziej przytulny i przyjazny.

Była miła. Nie do przesady i właściwie sporo narzekała, kiedy myślała, że nikt nie zwraca uwagi, ale sprawiała wrażenie takiej... zwyczajnej. I samotnej.

Pomyślał więc - „Oszaleję zaraz, jeżeli jakoś nie sprawię, by świat, ich świat znów ruszył do przodu".

Przeczesał palcami czarne włosy i z sercem na dłoni ruszył na spotkanie swojej chyba ostatniej szansy.


// haha w końcu wiadomo z czego ten twór w ogóle jest


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro