~2~
Zeszłam z drzewa, gdy opadły trochę negatywne emocje, poszłam prosto do 13. Weszłam do środka i usiadłam na łóżku, które było nietknięte. Zaczęłam rozmyślać o tym, że jestem córką Hadesa. W zwykłym świecie, czyli świecie śmiertelników, nie było dla mnie miejsca, a teraz zabrakło go w świecie mitologii. Czułam jak przejmuje mnie poczucie, że jestem sama i nigdy nie znajdę swojego miejsca, zacisnęłam ręce w pięści, mam nową szansę na życie... nie mogę jej zmarnować tylko dlatego, że mój tato to władca Podziemii. Nie mogłam pozwolić, by negatywne emocje, miały kontrolę nad moim życiem.
-Wszystko ok?-Usłyszałam za plecami głos.
Błyskawicznie się odwróciłam, za moimi plecami stał mój przyrodni brat- Nico di Angelo.
-Tak. Wszystko w jak najlepszym pożądku.- Powiedziałam chłodno.
-Wiem co czujesz... też uważałem, że nie ma nigdzie dla mnie niejsca. Ale uwież, że Twoje miejsce jest tu... w obozie.
Wzruszyłam ramionami.
-Nie ma nigdzie dla mnie miejsca...- Powiedziałam szaptem.- W świecie śmiertelników nigdy go nie znalazłam i niby nagle to się zmieni?
Chłopak westchnął i pokręcił głową.
-Jest tu dla Ciebie miejsce... zawsze będzie.- Powiedział poważnie.- Wszyscy ludzie się różnią... tu nie oceniają po tym kto jest twoim rodzicem.
-Dam im szanse...- Tak naprawdę nie wiedziałam, czy chce dać im szansę czy sama sobie. Bałam się ufać. Bałam się, że ludzie zaczną mnie gorzej traktować tylko dlatego, że mój ojciec to Hades.
Chłopak wtopił się w cień, zniknął, pozostawiając mnie samą z moimi myślami.
-Dam radę... zawsze dawałam... muszę sobie poradzić.- Obiacałam to sobie i poczułam ciężar, wiedziałam, że teraz już tej obietnicy nie mogę złamać.
Wyszłam z domku i poszłam usiąść na Sośnie Thali, patrzyłam w niebo, które zaczęło ciemnieć, gdy Apollo kończył wędrówkę po niebie.
-Czemu żyxie musi być trudne?- Wyszeptałam sama do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro