Rozdział szósty
Przez kolejny tydzień chodziłam zamyślona. Adrian powiedział mi, że już nie pozwoli by ktokolwiek obraził moją rodzinę dzięki czemu wybaczyłam mu niemal od razu. Wiedziałam, że nie jest w stanie uciszyć wszystkich, ale mógł chociaż swoją świtę. Niestety nie to zaprzątało mi teraz głowę. Jedynie o czym myślałam to powtarzający się sen z tak dobrze znanym mi wspomnieniem. Wtedy wszystko było łatwe... Wszyscy przyjaźniliśmy się i nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek może być inaczej. Niestety, kiedy naszą rodzinę zaczęto nazywać zdrajcami krwi od razu Draco dostał zakaz widywania się z nami. Było mi smuto z tego powodu, ponieważ wiedziałam, iż przez to obietnica którą mi złożył nie będzie już taka prosta do spełnienia, a nawet możliwe, że niewykonalna.
- O czym tak ciągle myślisz mała?- z rozmyśleń wyrwał mnie głos Adriana
- Hmm...- zastanowiłam się- Słabo się czuję i myślałam czy nie iść może się położyć.
Po moich słowach chłopak spojrzał na mnie z troską i kiwną jedynie głową. Wziął jeszcze jeden kęs placka i wstał od stołu podając mi rękę. Ujęłam ją słabo i dałam mu się poprowadzić do lochów, gdzie się rozdzieliliśmy. Weszłam do pokoju wspólnego i padłam na kanapę. Naprawdę zaczęłam się gorzej czuć kiedy to powiedziałam. Po chwili usłyszałam, że drzwi się otwierają.
- Nie musisz się tak martwić. Nic mi nie będzie.- powiedziałam z lekkim uśmiechem nie patrząc na osobę, która właśnie weszła
- Jednak będę się martwić.
Na dźwięk jego głosu poczułam, że robi mi się słabo. Tak dawno nie rozmawialiśmy, że myślałam iż to już wieczność minęła, a on już nigdy nie zamieni ze mną żadnego zdania. Chłopak jednak westchnął i podszedł do kanapy na której leżałam i usiadł na podłodze. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem i nic nie mówiąc złapał mnie za nadgarstek sprawdzając mi puls.
- Denerwujesz się?- spytał, a ja spojrzałam na niego niezrozumiale- Masz wyższy puls niż zazwyczaj. Jesteś pewna, że wszystko okej?
- Jestem pewna. A ty nie masz teraz lekcji?- mówiłam przez zaciśnięte zęby, naprawdę nie miałam ochoty teraz z nim rozmawiać
- Mam, ale skoro nie ma na nich ciebie to i mnie. Wiesz... Taka solidarność ślizgonów.- uśmiechnął się cwaniacko- A poza tym powiedziałem opiekunowi, że się źle czujesz i spytałem, czy mógłbym się tobą zająć. Zgodził się bez żadnych ceregieli.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Jakbym go nie znała pomyślałam bym, że rzeczywiście się martwi, a on po prostu chciał urwać się z lekcji. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego z pogardą.
- Jeśli myślisz Draconie, że jestem tak głupia by uwierzyć ci w taką historyjkę, to się grubo mylisz.- przeczesałam ręką swoje rude włosy- Naprawdę jesteś idiotą.- powiedziałam i wstałam z kanapy, chciałam już odejść, kiedy Draco chwycił moją dłoń
- Fred mi powiedział...- zaczął patrzeć na podłogę, aby unikać mojego wściekłego wzroku- Powiedział, że pamiętasz obietnicę, którą złożyłem ci przed laty. Dlatego myślałem, że...- przerwałam mu
- Ta obietnica nic dla mnie już nie znaczy. Byliśmy dziećmi i niby dalej nimi jesteśmy, ale myślę już racjonalniej... Nigdy z tobą nie będę Malfoy.
Wycedziłam przez zęby i uwolniłam swoją rękę. Minęłam go obojętnie i skierowałam swoje kroki do pokoju. Naprawdę potrzebowałam dzisiaj spokoju, a ten blondyn nie ułatwia mi sprawy. Kiedy do niego weszłam wzięłam swojego kota na kolana i zaczęłam go głaskać. Siedząc tak na łóżku zastanawiałam się nad tym co powiedziałam chłopakowi. Nie jestem pewna tak naprawdę tego co powiedziałam. A co jeśli przez to chłopak w ogóle się już do mnie nie będzie odzywać?
Obudziły mnie dziewczyny wychodzące z pokoju na śniadanie. Zapytały czy już lepiej się czuję i czy do nich dołączę. Westchnęłam, przetarłam twarz dłońmi i pokiwałam spokojnie głową. One ucieszone wcisnęły mi ciuchy do ręki i wręcz siłą kazały wejść do łazienki. Po około dziesięciu minutach byłam już gotowa. Kiedy wyszłam z łazienki Kate spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem. Nie miałam pojęcia o co może jej chodzić, dlatego wzruszyłam ramionami i z uśmiechem spojrzałam na Ashley i Emme. One również wyglądały jakby się nad czymś zastanawiały, ale chyba zrezygnowały z pytania o nieistotną sprawę i otworzyły drzwi od pokoju. W szampańskich nastrojach zeszłyśmy do pokoju wspólnego, gdzie czekał na nas Adrian i jego spółka. Przywitaliśmy się wszyscy i poszliśmy na śniadanie. Przez cały czas, nawet gdy siedzieliśmy na Wielkiej Sali czułam się dziwnie. Tak jakby ktoś mnie obserwował. To uczucie mnie przytłaczało. Rozejrzałam się panicznie na wszystkie strony. Po chwili mój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem blondyna. Siedział po drugiej stronie stołu z wlepionym we mnie wzrokiem.
- Podejrzewam, że wiesz o co mu chodzi.- zwróciłam się do siedzącej koło mnie Kate
- Od rozmowy z twoim bratem dziwnie się zachowywał. - zaczęła szeptem- Nie wiedziałyśmy z dziewczynami co się dzieje, dlatego po prostu go zapytałyśmy.
- I...?- ponaglałam ją
- I powiedział, że kiedyś złożył ci obietnicę, która dla ciebie już nic nie znaczy. Dlatego nie wie teraz jak do ciebie podejść i po prostu zagadać jak na początku.- westchnęła- Byliście nierozłączni przez jakiś czas w tej szkole. Nika...- spojrzała na mnie wymownie- Pogódźcie się bo już nie mogę na was patrzeć w takim stanie.
Kiedy to powiedziała olśniło mnie. Może dlatego on zaczął temat z tą całą obietnicą. Może on chciał po prostu znów zacząć się przyjaźnić? Może w końcu coś trafiło do tej jego głupiej głowy? A może to dlatego, że trafiłam do domu węża? Z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś dotyk na moim ramieniu. Odwróciłam się powoli i spojrzałam w górę na osobę stojącą za mną. Uśmiechnął się do mnie głupio i poprosił o rozmowę na osobno, na którą od razu się zgodziłam. Wyszliśmy na korytarz. Ja usiadłam na murku, a on stanął przed nim patrząc w dal. Ja jedynie bawiłam się swoimi palcami i czekałam, aż zacznie mówić.
- Powinniście się pogodzić.- zaczął, a ja spojrzałam na niego niezrozumiale- Wiem, że wiesz o co mi dokładnie chodzi. Jesteście w jednym domu, znasz go od dzieciństwa... Nie powinnaś się na niego gniewać przez jakąś głupotę.
Spojrzałam na Freda zdziwiona. Czy on myśli, że nie odzywam się do Draco przez jakąś głupotę? Obietnica, która już nic nie znaczy to nie jest głupota. Przez całe życie marzyłam tylko o tym by pewnego dnia przyszedł do mnie i powiedział, że to właśnie ten dzień, gdy obietnica się spełni. Zeskoczyłam z murku i chciałam już od niego odejść i zostawić w osłupieniu, ale zatrzymałam się jeszcze na chwilę i nie odwracając się do niego powiedziałam lodowatym głosem...
- Ma to na co zasłużył. Jeśli będzie chciał się pogodzić niech sam przyjdzie, a nie wysyła moje rodzeństwo...- i odeszłam w stronę lochów....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro