Rozdział XIII - Kochać bestię
Cross pov.
Zebranie wszystkich nie stanowiło większego problemu, każdy doskonale słyszał hałas przez co było to w zasadzie formalnością. Gorzej jednak było z ich nastawieniem, widać było, że nie byli zbytnio przygotowani na tak nagły atak. Ogólne zdenerwowanie, jednak nie przejęło nad nami ogólnej kontroli, gdy usłyszeliśmy kroki w zachodnim korytarzu. Dust, wraz z Horror'em długo nie czekali i już chwilę później pobiegli, znikając zza zakrętem. Podobnie w sumie zachowała się reszta i już chwilę później zostałem sam z Killer'em. Pozostało tylko jedno, znaleźć i pomóc Nightmare'owi, a tak przynajmniej nam się wydawało, gdy biegliśmy w stronę głównego korytarza. Jednak jak zawsze coś musiało stanąć nam na drodze, choć może poprawniej byłoby, gdybym powiedział ''ktoś'' Blueberry uważnie wypatrywał zza ściany, którą od upadku podtrzymywały jedynie pozostałości po ciemnobrązowych drzwiach. W sumie, gdyby Killer nie zatrzymał mnie w ostatnim chyba możliwym momencie, pewnie zostałbym zaatakowany, nawet nie wiedząc od kogo padł cios.
- Cholera, są już tak daleko? - Warknął zirytowany Killer.
- Wychodzi na to, że traktują swoje zadanie na poważnie - Odpowiedziałem jak najciszej jak tylko byłem w stanie.
- Myślisz, że damy jakoś rade przemknąć niezauważenie obok niego? - Zapytałem, spoglądając w głąb korytarza.
- Nie ma mowy, niezależnie co zrobimy i tak w pewnym momencie nas zauważy - Mruknął - Bez konfrontacji się nie obejdzie.
Spojrzałem na niego i kiwnąwszy, że rozumiem czekałem już tylko na jego znak. W końcu widząc jego podniesioną dłoń czym prędzej ruszaliśmy w stronę niczego jeszcze nieświadomego Blueberry'ego, który spostrzegł nas co prawda szybciej niż się spodziewaliśmy, jednak nie zmieniło to w żadnym stopniu elementu zaskoczenia. Mógł się wtedy jedynie osłonić, co wykluczyło jego szanse na pierwszy być może decydujący atak. Nie chciałem go ranić,
od czasu mojej ''zdrady'' nie chciałem już stoczyć żadnego pojedynku, więc jedynym co zrobiłem, było wprowadzenie jak najbardziej prostego, a zarazem silnego zamachnięcia nożem.
- Więc Ink miał racje - Szepnął cicho, na co tylko ja najwyraźniej zwróciłem uwagę, bo Killer ani na chwilę nie przestał wprowadzać serii szybkich ataków.
- No co ty do cholery jasnej robisz?! - Wykrzyknął w moją stronę - Nie przestawaj... - Nie dokończył, bo z głównej sali dobiegł kolejny dziwny dźwięk.
- Pójdę przodem! Zostawiam go tobie, wygląda na to, że ktoś jest jeszcze w głównej sali! - Zawołałem, słysząc jeszcze przez chwilę klątwy rzucane przez Killer'a, zapewne większość była w moją stronę.
Ja jednak się tym nie przejmowałem. Prawdę mówiąc, użyłem tego dźwięku jako wymówki i żaden choćby najbardziej dotkliwy komentarz Killer'a nie mógł sprawić, że wróciłbym mu pomóc. Nie byłbym teraz w stanie walczyć przeciwko Blueberry'emu, nie po tym, co jeszcze niedawno myślałem. Nim się spostrzegłem stałem już przy dobrze mi znanych karmazynowych drzwiach, a te niepokojące hałasy, dalej nie ustawały. Gdy w końcu rozpoznałem wśród jednych z trzasków czyjś krzyczący głos, od razu bez zawahania otworzyłem drzwi i z dość głośnym trzaskiem wbiegłem do środka. Byłem zaskoczony, cały pokój można by powiedzieć był w ruinie, zwłaszcza sprzęty, z których może dwa czy trzy byłem w stanie rozpoznać. Na środku tego
pobojowiska zobaczyłem trzy dobrze znane mi twarze. Ink, Dream i Nightmare najwyraźniej walczyli w samym epicentrum tego pobojowiska, zaś po ich ubiorze sądząc nie była to wcale taka prosta walka. Nightmare nie mal natychmiast zauważył moją obecność, zaś na jego twarzy zawitał jego ''morderczy uśmiech'' którym uraczył swojego brata, którego twarz wyrażała w tej chwili więcej niż tysiąc emocji. Był zarówno smutny, jak i zły przy tym nie spuszczając mnie choćby na chwilę z oczu. Ink przyglądał się mi zaledwie chwilę, ale w jego spojrzeniu dało się zamknąć wszystkie uczucia, jakie wobec mnie odczuwał, najogólniej mówiąc była
to odraza.
- Jesteście beznadziejni - Powiedział Nightmare przerywając otaczającą nas ciszę - A przede wszystkim naiwni - Dodał, najpewniej mając namyśli zaufanie do mnie.
- Daj już spokój Nightmare - Powiedział Ink, nawet nie spoglądając w moją stronę - Twoje słowa nic dla nas nie znaczą.
- Być może, jednak czy nie są one prawdą? - Zapytał - Chodź Cross, zakończmy tę bezsensowną walkę - Powiedział, pewnie uśmiechając się w moją stronę.
Nie zaprzeczyłem, nawet nie skinąłem głową, po postu podszedłem w jego stronę. To nie tak miało wyglądać, nigdy nie chciałem, co ja zrobiłem?! - W swojej głowie miotałem się między myślami, krzycząc zaś ciałem stałem po złej stronie. Nie po tej, po której chciałem. Podniosłem wyżej nóż. Nie było odwrotu. Nie chciałem tego w ten sposób zakończyć - Mimo, że tak mówiłem, w swoim sercu nie czułem nic, byłem pusty. Nie byłem w tej chwili ani czarny, ani biały, byłem bezstronny, choć moje ostrze zwrócone było w stronę mojego przyjaciela.
Nie trzeba było długo czekać na rozpoczęcie walki, Nightmare nie zamierzał długo stać bezczynnie. Podobnie zresztą jak Ink, który był dużo bardziej zdenerwowany niż zazwyczaj. Najwidoczniej nawet jemu zdarzało się czasem pomylić fiolki z farbami. Choć to na pewno nie było powodem. Nightmare łatwo znalazł swojego przeciwnika, cóż kto miałby nim niby być jak nie jego brat? Pomimo że emocjonalnie dawniej byli ze sobą tak blisko. Bliżej nawet niż ktokolwiek mógłby przypuszczać podczas walki byli jak ogień i woda, choć na policzkach Dream'a dało się zobaczyć prawie niewidoczne ślady po łzach.
- Skup się na swojej walce Cross! - Usłyszałem, a zaraz potem zostałem uderzony pędzlem. W sumie mogłem się tego spodziewać, podczas walki nigdy nie powinno się odwracać wzroku.
- Nie musisz mi tego przypominać - Powiedziałem, po czym niezwłocznie otrząsnąwszy się po ataku, wprowadziłem sprawną kontrę.
Wiedziałem, że z nim nie powinienem się aż tak oszczędzać, jak z Blue, choćbym zresztą chciał załatwić to jak najmniej destrukcyjnie, on sam wręcz pchał się pod mój nóż. Nie chciałem go ranić, jednak tym razem sytuacja tego wymagała. Atak, blok, kontra... To wszystko działo się tak szybko, że nie miałem chwili, aby choćby zobaczyć czy pojedynek braci ma się, chociaż ku końcu. Choć dzięki temu zapewne lepiej skupiłem się na swoim przeciwniku,
jednak do czasu.
- Podaj mi powód - Krzyknął, przerywając atak.
- Nie było go - Odpowiedziałem - Takie dostałem rozkazy - Skłamałem...
- Chyba sobie ze mnie kpisz! - Kolejny blok.
- Dlaczego niby miałbym...
W tej samej jednak chwili naszą rozmowę przerwał głuchy dźwięk, który jak się okazało wywoła różczka Dream'a która upadła na podłogę. Nightmare trzymał Dream'a za szyje, jednak nie mackami, tylko dłonią, którą zdawał się zaciskać z każdą sekundą.
- Naprawdę myślałeś, że uda ci się cokolwiek zdziałać? - Rzucił chłodno, wzmacniając uścisk, na co Dream, zareagował nagłą próbą wydostania się ze śmiertelnej pułapki.
Na interwencje nie trzeba było długo czekać, nie zatrzymywałem Ink'a, kiedy ten widząc stan swojego przyjaciela nie mal natychmiast rzucił się mu na pomoc. Nightmare natychmiast rzucając brata o ścianę, przez co ten wylądował, dosłownie kilka metrów ode mnie. Nightmare postanowił zająć się biegnącym w jego stronę Ink'iem, który jak się okazało był zbyt zmęczony po walce ze mną,a by dobrze się obronić. Cała walka była skończona.
- Cross wykończ Dream'a - Gdy to zdanie padło z jego ust, poczułem nieprzyjemny dreszcz, zaś moja dusza zaczęła drgać w niepokoju. Ale mimo tego podszedłem do brata Night'a, ale co dziwne, ten nawet się nie skrzywił. Jedynie patrzył się na mnie wzrokiem, który przeze mnie odbierany był jako jego ostatnie życzenie. Zginąć z uśmiechem na ustach? Zamknąłem oczy, to tylko chwila, zaraz będzie po wszystkim. Tak myślałem dopóki, kompletnie bez sił do wykonania polecenia wbiłem nóż w miejsce zaraz obok głowy Dream'a. Nightmare natychmiast wyczuł, że coś jest nie tak. Wiedziałem to, w końcu jedynym co w tamtym momencie
czułem był żal.
- Cross... - Moje imię pierwszy raz zabrzmiało wtedy dla mnie tak obco. Wypowiadane z zimnem w odczuciu przypominającym ostry miecz.
- Nie zrobię tego.... Nie mojemu przyjacielowi - Powiedziałem spoglądając, na osobę którą jeszcze niedawno nazwałem swoim ''Ukochanym''.
Jego reakcja była natychmiastowa, jego macki lecące w moją stronę... Byłem przygotowany na najgorsze, czekałem na swój wyrok, nawet nie zamykając oczu, w końcu byłem zdrajcą. Nie zasługiwałem na honorową śmierć. Zamiast tego jedna z macek zatrzymała się przy moim gardle.
- Zrób to - Powiedział spokojnie, ze spuszczoną głową. Nie patrzył się na mnie.
- ... - Nic nie odpowiedziałem, nawet nie zbliżyłem się do swojego ostrza.
- ZRÓB TO! - Wykrzyczał, podchodząc kilka kroków bliżej.
- Nightmare, ja nie jestem w stanie tego zrobić - Odpowiedziałem samemu spoglądając w jego oczy (oko).
- Zbije cię, jeśli tego nie zrobisz - Powiedział chłodno.
- Zrobisz co zechcesz, już nie jestem w stanie dłużej tego znieść - Rozłożyłem ręce - Więc śmiało! Przebij zdrajcę, już i tak powinienem umrzeć tamtego dnia - Powiedziałem a z moich oczu polało się kilka łez. Byłem gotowy na wszystko, wiedziałem, że przez moje błędy płaciło więcej osób niż ja sam, zaś teraz w końcu mogłem odpokutować za to, co zrobiłem Dream'owi... Imperium słońca... I Nightmare'owi.
- Jestem tylko kłamcą i ty dobrze o tym wiesz.
Poczułem uścisk na swojej szyi, a już chwilę później znalazłem się zaledwie metr od Nightmare'a.
- Żegnaj Cross - Krótkie pożegnanie.
Gdy ostatni raz na niego spojrzałem, tym razem zamknąłem oczy. Jednak zamiast bólu poczułem, jak z każdą chwilą uścisk słabnie. Otworzyłem oczy i gdy tylko spojrzałem na Nightmare'a w jego oczach zobaczyłem fioletowe łzy. Głośny krzyk przeszył mury całej twierdzy, gdy Nightmare padł na kolana, przy czym głośno szlochając, klną na mnie, jak i na cały świat. Ink oraz Dream, którzy powoli dochodzili do siebie siedzieli jak wryci. Patrzyli tylko raz to między sobą wymieniając spojrzenia, a raz patrząc na Nightmare'a, który nie rozumiejąc czemu padł na kolana i okazał tak wielką w jego przypadku chwilę słabości. Nie mając sił patrzeć na niego w takim stanie ukląkłem, po czym niewiele myśląc przytuliłem go. Nie mogłem opisać co w tedy czułem, jednak z pewnością nie było to uczucie trzymania w swoich ramionach mordercy, czy bestii... A bardziej zagubionej osoby. Patrząc na niego czułem jak moja dusza rozdzierana była na drobne kawałeczki. To nie był ten sam Nightmare, którego znałem, ale mimo tego, coś jakby popchnęło mnie i żeby nie słyszeć już więcej jego szlochu, pocałowałem go krótko, na co on spoglądając na mnie swoim fioletowym okiem, przytulił mnie mocniej, ponownie jednak tym razem na trochę dłużej łącząc nas w delikatnym pocałunku.
Koniec
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Prezencik na walentynki <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro