Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II - Zdrajca

(*- Wyjaśnienie na końcu rozdziału)

Cross pov.
Otworzyłem oczy nie mal natychmiast łapiąc się za czaszkę. Początkowo sparaliżowany strachem nie mogłem nic zrobić poza wpatrywaniem się w białą ścianę pokoju. Ja dalej żyje? Byłem nie tyle, co skołowany co bardziej zdziwiony. Wyglądało na to, że jednak udało mi się uciec. Choć, może nie? Może to tylko sen, z którego zaraz

się wybudzę i jedyne co zobaczę to coś na wzór więzienia? Choć szczerze w to wątpiłem, obraz, jaki widziałem jak i wskazówki zegara zdawały się wyglądać jak najbardziej normalnie*.

- Obudziłeś się? - Usłyszałem za sobą delikatny głos, jak się okazało była to sket*. Gdy spojrzała na mnie swoimi czerwonymi oczami, poczułem się lekko nieswojo, jednak mimo wszystko starałem się, nie dać tego po sobie poznać.

- Gdzie jestem? - Zapytałem ignorując jej pytanie, co najwyraźniej niezbyt jej się spodobało, jednak czy nie było to czasem pytanie retoryczne?

- Jesteś w kwaterze Imperium Słońca - Powiedziała lekko od niecenia, podchodząc bliżej.

- Jesteś Cross prawda? Zresztą to i tak nie ważne, jestem tutaj kimś w rodzaju lekarza, więc puki, co niezależnie czy jesteś z Księżyca, czy, może bezstronny. Tutaj traktowany jesteś jako mój pacjent tak więc...

- Nie potrzebuje lekarza - Odpowiedziałem pewnie wstając z łóżka, na którym leżałem. Z początku spodziewałem się lekkich zawrotów głowy, czy czegoś w tym rodzaju, jednak zamiast tego poczułem palący ból w okolicy żeber, przez który zmuszony byłem posłusznie wrócić na swoje miejsce.

- Na twoim miejscu nawet bym nie próbowała więcej... - Powiedziała sket, przeglądając coś w teczce - Masz rozległe ślady cięć na całym ciele, nie mówiąc już o ranach kłutych. Szwy były tu niestety konieczne, choć przy każdym ruchu mogą pęknąć, a ty wykrwawisz się na śmierć - Powiedziała nad wyraz spokojnie informując mnie o moim dość złym stanie.

- W takim razie skoro nie mogę się stąd ruszać to, czy mógłbym o coś prosić? - Zapytałem, a gdy jej uwaga przeniosła się z papierów, na mnie kontynuowałem - Chciałbym porozmawiać z Dream'em.

- Zuchwałe jak na twoją pozycję, jednak tak. Dream prosił, aby powiadomić go, gdy się obudzisz, więc zaczekaj tutaj i ani mi się waż próbować wstawać - Powiedziała odkładając teczkę na białe biurko, po chwili udając się w stronę drzwi.

Dream pov.

- Dream przecież dobrze wiesz, że on jest wrogiem! - Ink podnosząc głos oparł ręce na biurku - Nie możemy ot, tak po prostu tego zrobić! Przecież nikt mu nie zaufa.

- Ja mu ufam - Powiedziałem po chwili ciężko wzdychając - Przecież, wiesz, że zawsze staram się, aby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Wyczułbym jego kłamstwo. Słysząc to mój przyjaciel zabrał ręce, i zaczął krążyć po pokoju. Widać było, że teraz bardziej, niż złość jego uwagę zajęła kłótnia z własnymi myślami.

- Wiem Dream, jednak to nie świadczy o jego autentyczności. Nic do niego nie mam, ale czy nie wydaje ci się to podejrzane? Cross będąc zranionym przeniósł się w okolicę naszej kwatery, a nie księżyca, dla mnie to brzmi jak czysta prowokacja ze strony Nightmare. On dobrze wie, że nie opuściłbyś nawet najgorszego wroga w potrzebie. Teraz mógł tylko wykorzystać, wiedzę o wyciekach, i choćby siłą zmusić go do szpiegowania nas od środka - Powiedział ponownie spoglądając na mnie.

- Wiem, że wydaje się to wszystko podejrzane, jednak mam przeczucie, że tym razem to nie Nightmare za tym wszystkim stoi. Trzeba też pamiętać, że mogło być zgoła inaczej. Na razie jedynym czego jesteśmy pewni, to fakt, że mamy do czynienia z ciężko rannym ''wrogiem''. Pierwszym krokiem powinno być raczej przesłuchanie go, aniżeli snucie teorii z piasku - W tym samym czasie przerwał nam odgłos pukania do drzwi. Jak się okazało była to As z nowymi informacjami odnośnie stanu Cross'a. Słysząc od niej, że próbował już wstawać, poczułem jak kamień spał mi z duszy. Wyglądało na to, że dojdzie do siebie znacznie szybciej niż przypuszczaliśmy. Choć mojego entuzjazmu nie podzielał Ink, który tylko kiwnął głową.

- Można już z nim normalnie rozmawiać? - Zapytał, nie mal natychmiast po skończonej wypowiedzi As.

- Raczej tak. Jego stan nie zalicza się puki, co do najlepszych jednak obecnie jest stabilny, oczywiście nie mogę zagwarantować, że i jutro będzie tak samo.

- W takim razie, należy jak najszybciej go przesłuchać - Powiedział spoglądając raz to na mnie raz na As. Osobiście byłem temu przeciwny. Jednak nie mając wyboru postanowiłem iść razem z nimi, aby przekonać ich, że jestem pewien tego co postanowiłem. Choć, sam do końca nie mogłem być pewien tego co siedzi mu w głowie. Moje zaufanie do niego opierało się głównie na jego osobowości, jak i tym kilkunastu rozmowom odbytym podczas nielicznych spotkań. W oczach reszty imperium słońca moja zdawałoby się ''Ślepa'' wiara w odmienność Cross'a mogła być przejawem mojej niepewności, że może w ten właśnie sposób staram się znaleźć wyjście bez przelania choćby kropli krwi. Jednak jestem pewien, że nie mylę się tym razem. Nie, od kiedy usłyszałem jego motyw. Gdy byliśmy na miejscu As otworzyła nam drzwi dając jednocześnie odpowiednie wskazówki co do miejsca w którym miał leżeć Cross. Ink chciał iść, ze mną jednak w ostatniej chwili udało mi się zatrzymać go dłonią.

- Poczekaj tutaj dobrze?

- Myślisz, że jak pójdziesz sam to, to coś da? Według mnie łatwiej byłoby cię tylko przekonać...

- Zaufaj mi, wiem co robię - Powiedziałem, wchodząc do sali. Było dokładnie tak, jak mówiła As. Cross leżał w ostatnim łóżku od strony okna, nawet nie zwracając uwagi na dość wyraźny odgłos kroków. Zamiast tego jakby pogrążony we własnych myślach ukradkiem spoglądał za okno.

- Jak się czujesz? - Zapytałem, podchodząc bliżej, na co on w jednej chwili spojrzał na mnie.

- Lepiej... Dziękuję - Powiedział, lekko się uśmiechając. Był zmęczony, co bez problemu można było wyczytać nie tylko z jego ran, ale po także mętnym wzroku.

- W końcu nie musieliście mi pomagać.

- Nawet tak nie mów - Przerwałem mu nie mal natychmiast - Niezależnie kim jesteś, każdy zasługuje na pomoc.

- Hah, w końcu takie są wasze zasady... - Dopowiedział, ręką rozmasowując czaszkę w miejscu, w którym miał bandaż.

- Po części masz rację, jednak... Jak to się stało, że skończyłeś w takim stanie? Dlaczego księżyc ci nie pomógł? - Zapytałem, patrząc mu w oczy.

- Cóż, można by powiedzieć samozwańczy sąd... - Odparł, lekko opierając się o poduszkę.

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Cross pov.

- Co miałeś na myśli przez ''samozwańczy sąd''? - Powiedział, Dream siadając na krześle obok mojego łóżka, co mimo wszystko nawet mnie wydało się lekką przesadą. Czy on na serio nie przejmuje się, że jestem... a zresztą.

- To, co powiedziałem. Nic dodać, nic ująć. Zwyczajnie jak ostatni idiota dałem się przyłapać na pisaniu listu z informacjami dla ciebie - Powiedziałem, przypominając sobie wściekłą twarz Killer'a, gdy go czytał - Myślałem, że jestem bezpieczny, dopóki Nightmare nie wróci i razem nie zdecydują o moim losie. Myliłem się... Zamiast tego sami woleli wymierzyć sprawiedliwość dla ''zdrajcy''.

- W takim razie jak udało ci się dotrzeć aż tutaj? - Zapytał, dokładnie przyglądając mi się. W Jednej chwili miał ten sam wzrok jak u Nightmare'a, widać coś ich łączy mimo tylu przeciwieństw. Szkoda tylko, że była to doskonała zdolność wykrywania kłamstw.

- Będąc zdesperowanym, da się wiele zdziałać. Czasem wystarczy tylko chwila nieuwagi - Powiedziałem, starając się mimo wszystko zatrzymać jak najwięcej szczegółów dla siebie - Teraz już nie jestem po stronie księżyca. Jestem jedynie zdrajcą, który nie chciał już więcej oglądać tej bezsensownej wojny.

Słysząc to, Dream zaczął niespokojnie bawić się palcami u prawej dłoni, jakby chcąc w ten sposób uporządkować myśli. Co w sumie było nie dziwne, patrząc na to, że mimo wszystko byłem po wrogiej im stronie. W jego, jak i oczach reszty musiałem być tylko nędzną próbą wydobycia informacji, ze samego źródła.

- Wierze ci - Te słowa zbiły mnie z tropu - Musi być ci teraz ciężko. Rozumiem to i wiedz, że możesz tu zostać, dopóki nie wydobrzejesz - Dodał, posyłając w moją stronę promienny uśmiech. Byłem dość zdziwiony, jednak mimo tego odwzajemniłem ten miły gest.

- Tymczasem odpoczywaj, bo przed tobą intensywna kuracja - Powiedział, Wychodząc z pokoju.

Uśmiechnąłem się. Teraz przynajmniej byłem pewien, że mam choć jednego sojusznika w tym miejscu. Jednak też nie mogłem zaprzeczyć. To przyjemne uczucie bezpieczeństwa zostało w jednej chwili zachwiane przez moje sumienie, które wręcz krzyczało. Wiedziałem, że pomagając Dream'owi stanę się zdrajcą Imperium Księżyca, jednak dopiero teraz, gdy widziałem ich wyrazy twarzy... Z pewnością nie mam już, co tam wracać. Podobnie zresztą z zostaniem tutaj zbyt długo, w tym miejscu również nie jestem do końca bezpieczny. Można by powiedzieć, że od teraz jestem neutralny. Jednak czy to jest to, czego pragnę?

Nie wiedząc, co mógłbym jeszcze zrobić na chwilę przymknąłem oczy.

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

SŁOWNICZEK

*(Podstawowym sposobem sprawdzenia, czy znajdujemy się we śnie jest spojrzenie na zegar. Osoba śniąca nie byłaby w stanie odczytać z niego godziny.)

* Sket - Tym mianem określane będą szkielety rodzaju żeńskiego (I nie, nie zamierzam pisać ''Szkielecica'' i ''Szkieletka'')

/////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Przepraszam, nieco nudny rozdział prawda? 

- Rose

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro