Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1


– Zabawiłbym się z nią. – Głos obrzydliwego mężczyzny, siedzącego na wprost, sprowadził mnie na ziemię.

Byłam przerażona wydarzeniami tej nocy. Zdrada męża bolała do żywego, a porwanie mnie przez tych bezdusznych ludzi, przelało szalę goryczy. Czułam się bezsilna, nie mając nadziei na wyjście cało z opresji. Wszyscy Bracia w klubie byli do tego stopnia pijani, że nie mogłam liczyć na ich ratunek. Nikt z nich nawet nie wiedział, co mi się przydarzyło.

Set musiałby najpierw wytrzeźwieć, żeby próbować się ze mną skontaktować. Liścik, który zostawiłam Adamowi, odwiedzie go od szukania mnie. Podejrzewam, że Alex, gdy dowie się o moim odejściu od męża, ruszy do Dalesday, ale zanim się zorientuje w sytuacji, będzie już za późno. Porywacze zadbali o to, żeby wywieźć mnie jak najdalej od bliskich.

Jak mogłam być tak głupia i na własne życzenie, wpakować się w sam środek zasadzki?! Jestem skończoną idiotką!

– Jeśli ją tkniesz, Bone odstrzeli ci łeb. To przesyłka dla Charlesa – upomniał go kierowca.

Wzdrygnęłam się, słysząc imię mojego prześladowcy. Człowiek, który próbował mnie zniszczyć, przed którym, z dnia na dzień, uciekłam z Anglii, który prześladuje mnie w najgorszych koszmarach, znalazł mnie.

Teraz problem złamanego serca i rozpadającego się małżeństwa, przestał być tak istotny. Musiałam wziąć się w garść i zrobić wszystko, żeby ratować się przed tym szaleńcem.

Rose, opanuj się! Zacznij logicznie myśleć! Mogę mieć przecież jakąś szansę na ucieczkę. Muszę być czujna. Nie mogę tak po prostu się poddać. O nie!

– A co z drugą przesyłką? – zapytał oblech.

Jaka „druga przesyłka"? O czym on mówi?

– Chłopaki już go dorwali. Jest ledwo żywy. Gnój, jak zwykle nie dawał za wygraną – odpowiedział typ prowadzący auto. – Dowieziemy ją na miejsce i dla niepoznaki ruszymy w teren. Ten skurwiel jest na tyle skatowany, że nie będzie nic kombinować, a mała, jak sam widzisz, jest w chuj przestraszona. Dwóch naszych wystarczy, żeby ich przypilnować.

Cieszyłam się, że w ten sposób mnie odbierają, dzięki czemu miałam lekką przewagę. Tworząc wokół siebie otoczkę bezradnej, spanikowanej dziewczynki, nie będą w stanie przewidzieć mojej ucieczki. To dużo, jak na obecną sytuację.

– Było uprzedzić chłopaków, żeby nie zabili tego cholernego Riska. Bone chciał osobiście zadać mu bolesną śmierć. – Zaśmiał się gardłowo typ towarzyszący mi na tyle auta.

Czy ja dobrze słyszę? Risk?! Oni mówili o Adamie!

W bólu zacisnęłam powieki, wyobrażając sobie, co musieli mu zrobić ci oprawcy.

Muszę się do niego dostać. Sprawdzić, czy żyje. Pomóc mu się uwolnić. Boże, błagam, ratuj!

– Spokojnie. Joe i Brutus potrafią nad sobą zapanować, nie to, co ty. I przestań się na nią gapić. Nie masz prawa jej tknąć!

W odpowiedzi, niezadowolony oblech burknął:

– Szkoda...

Nasza podróż dłużyła się w nieskończoność, a mężczyźni wdali się ze sobą w zawziętą dyskusję. Siedziałam skulona, z twarzą ukrytą pod zasłoną włosów i bacznie się przysłuchiwałam. Musiałam wyłapywać najdrobniejszy szczegół ich rozmowy, który może mi pomóc w realizacji planu wyrwania się z niewoli.

Dowiedziałam się, że jedziemy do miejsca oddalonego od Dalesday o cztery godziny drogi. Mieliśmy być pilnowani przez dwóch strażników, a cała reszta gangu Bone'a rozpierzchła się po okolicy Monutfall, żeby nie naprowadzić bliskich na naszą rzeczywistą lokalizację. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem zdana sama na siebie i jeśli czegoś nie zrobię, trafię w łapy Charlesa, a Adam straci życie. Teraz najważniejsze było, żeby dowieźli mnie do przyjaciela, który ze względu na obrażenia, potrzebował pomocy.

Zegarek na moim nadgarstku pokazywał godzinę pierwszą w nocy, gdy skręciliśmy w leśną ścieżkę, a chwilę później w końcu się zatrzymaliśmy. Kierowca wysiadł, po czym niespiesznie wyciągnął ręce do góry, żeby rozprostować zastane mięśnie. Drugi z porywaczy poderwał się z podłogi paki, pochylił się nade mną i zaciskając palce na przedramieniu, szarpnął mnie do góry. Swoją brutalnością sprawił mi ból, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, nie chcąc go prowokować. Musiałam dyskretnie rozejrzeć się za przedmiotem, który pomógłby mi się obronić. Kątem oka dostrzegłam jego broń niechlujnie włożoną do niezapiętej kabury. To była szansa, której nie mogłam zaprzepaścić. Zostając z nim sam na sam, zaczęłam działać.

W momencie, gdy drugi mężczyzna przechodził dookoła samochodu, żeby otworzyć tylne drzwi, z zaskoczenia popchnęłam oblecha. Zdezorientowany odbił się od ściany, ale zanim zdążyłam wykonać kolejny ruch, zdążył po mnie sięgnąć. Przycisnął mnie do swojego śmierdzącego ciała i oplótł potężnymi ramionami. Nie miałam zamiaru dawać mu się dotykać. Kopnęłam go piętą w piszczel i w tym samym momencie ugryzłam w przedramię. Gdy ból i złość opanowały jego ciało, dyskretnie uchwyciłam broń i odskoczyłam w ciemny róg paki. Skuliłam się wykorzystując ostatnie sekundy jego nieuwagi, żeby schować broń pod sweter, tak, by nikt przedwcześnie jej nie zauważył.

Bezwzględny typ nie miał zamiaru podarować mi ataku. Z całej siły uderzył mnie z pięści w głowę, która dodatkowo odbiła się od metalowej ściany. Zamroczyło mnie, a po skroni ściekła krew. Przymierzył się do zadania kolejnego ciosu, gdy rozległ się donośny krzyk:

– Zostaw ją! – Kierowca otworzył na oścież drzwi i doskoczył do mnie. – Idioto, ona miała być nietknięta.

– Ta suka mnie ugryzła! – żalił się, ale jego kolega tylko prychnął pod nosem.

– Ciesz się, że czegoś ci nie odgryzła. Zaprowadzę ją, wydam polecenia, a ty wsiadaj na przód.

Ulżyło mi, gdy oblech mierzący mnie nienawistnym spojrzeniem, oddalił się. Rozsądniejszy i najwyraźniej rządzący tą zgrają mężczyzna, objął mnie i pomógł wysiąść. Byłam skołowana, a od uderzenia zaczęło kręcić mi się w głowie, to mnie jednak nie powstrzymało od rozejrzenia się po osnutym nocą terenie.

Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie otoczonej mrocznym lasem. Na środku niej stała zdewastowana, stara szopka, a obok niej zaparkowane były dwa motocykle. Ich właściciele, w typowych kurtkach klubu Bone'a, czekali już na nas. Jeden z nich z wyglądu przypominał Warrior – łysy, dobrze zbudowany i wzbudzający posturą respekt. Drugi zaś był od niego o wiele starszy. Miał zaczesane do tyłu siwe włosy i długą, kozią brodę. Zauważając, jak się do nich zbliżamy, zapytał:

– Nikt was nie śledził?

– Nie. Chłopaki kręcą się w innej części rejonu, żeby odwrócić uwagę Death Road – Kierowca splunął na ziemię, pokazując tym pogardę dla przeciwnego klubu. – Bone i Charles mają być o świcie. Nie ruszajcie ani Riska, ani tej przerażonej laleczki. Mayer ma na jej punkcie pierdolca, więc się pilnujcie.

Pchnął mnie wprost w łapy łysego, który przyjrzał mi się, jak eksponatowi i gwizdnął pod nosem.

– Wcale mu się nie dziwię. Niezła sztuka.

– Dajcie jej jakąś wodę, żeby nie gadali, że nie zadbaliśmy o naszych honorowych gości – zakpił mój porywacz.

Kolejnymi bolesnymi szarpnięciami podprowadzili mnie pod drzwi. Kozia broda przekręcił klucz w dużej kłódce, a następnie z nieprzyjemnym dla uszu skrzypnięciem, ukazał mi wnętrze zdewastowanej szopki. Było oświetlone jedną, wiszącą na kablu, żarówką. Zastygłam w bezruchu, widząc nieruchomo leżącego w kałuży krwi przyjaciela. Jego ręce i nogi były spętane jutową liną, a jasna koszulka i jeansy nosiły na sobie szkarłatne ślady. Wyrwałam się z rąk jednego z oprawców, bez zastanowienia wbiegając do szopy.

– Ale go załatwiliście – stwierdził kierowca, nasycając się tym okrutnym widokiem.

– Rzucał się. Trzeba było gnoja uspokoić. – Po tych słowach łysol rzucił w naszą stronę butelką wody i zatrzasnął drzwi.

Opadłam na kolana, nie mając pojęcia, co mam robić. Patrząc na Adama w tak złym stanie, łzy same pociekły mi z oczu. Opuszkami palców odgarnęłam przesiąknięte czerwienią włosy i cicho załkałam, odsłaniając opuchniętą i okaleczoną twarz.

– Boże, co oni ci zrobili?

Ostrożnie przyłożyłam dłoń do sinego policzka, który musiał znieść niejedno silne uderzenie pięści. Drżącymi palcami zasłoniłam usta, tłumiąc rozpaczliwy szloch. To było ponad moje siły.

Pod wpływem mojego czułego dotyku, rozchylił powieki, a jego szafirowe spojrzenie zatrzymało się na moich zapłakanych oczach. Próbując coś powiedzieć, z jego ust wydobył się kaszel z krwią.

– Nic nie mów. Zaraz ci pomogę. – Poderwałam się i po kolei zaczęłam uwalniać jego ręce i nogi z ograniczających więzów.

Napastnicy bardzo się postarali, żeby przysporzyć mu jak najwięcej cierpienia. Lina była tak mocno napięta, że wbiła się w skórę, pozostawiając po sobie głębokie otarcia. Starałam się być delikatna, próbując jej się pozbyć, mimo to syknął, czując palące pieczenie nadgarstków.

Nie spuszczał ze mnie wzroku, gdy rzuciłam w kąt sznur, a następnie sięgnęłam po leżącą na ziemi butelkę. Najostrożniej, jak tylko umiałam, wsunęłam nogi pod jego ramiona i oparłam głowę przyjaciela na swoim przedramieniu. Łapczywie wypił połowę jej zawartości, po czym odchrząknął.

– Dziękuję – szepnął.

Podpierając się jedną ręką, a drugą trzymając się za żebra, podniósł się do siadu.

– Nie wstawaj. – Próbowałam go powstrzymać, ale jak zwykle uparciuch musiał postawić na swoim.

Zgięty w pół, popatrzył na mnie ze strapieniem i zapytał:

– Skrzacie, jak to się stało, że tu jesteś?

Wzruszyłam ramionami, czując kolejny przypływ żalu i goryczy. Nie chciałam wracać pamięcią do wydarzeń sprzed kilku godzin, ale było to nie uniknione.

– Wracałam z siedziby i wpadłam wprost w ich zasadzkę. Byłam nieostrożna.

– A Set? Ax? Nikt cię nie chronił? Jak to możliwe?

Po policzkach ściekły kolejne łzy. Podniosłam do góry dłoń, ukazując palec wolny od symbolicznej biżuterii.

– Odeszłam od Seta. Zastałam go w łóżku z dziwką. Był pijany do tego stopnia, że pomylił mnie z nią. – Nie musiałam nawet podnosić oczu na przyjaciela, żeby być pewna jego zaskoczonej miny. – Nie dopytuj. Nie chcę o tym rozmawiać.

Uszanował moją prośbę i pomimo odczuwalnego bólu, objął mnie i przytulił do torsu. Dzięki temu drobnemu gestowi wsparcia, poczułam się odrobinę silniejsza. Mogłam znowu pozbierać się w sobie i zacząć logicznie myśleć.

– Kurwa... Przyjebałbym mu za to, co ci zrobił – syknął przez zęby, ale po chwili dodał z rezygnacją. – Ale w tej sytuacji, gówno mogę. Gdy się ocknąłem, chwilę po porwaniu, słyszałem, jak gadali o Charlesie. Rose, zrobię wszystko, żeby cię stąd uwolnić. Nie pozwolę, żebyś trafiła w jego łapy.

Uniosłam głowę i z wdzięcznością na niego popatrzyłam. Był w fatalnym stanie zdrowia, mimo to chciał mnie bronić. Jego każde kolejne słowo sprawiało, że jeszcze mocniej pokochałam tego człowieka.

– Gdy zajrzy do nas ta dwójka... – Ruchem głowy wskazał drzwi. – odwrócę ich uwagę. Zajmą się mną, a ty w tym czasie uciekniesz. Masz nie odwracać się za siebie, tylko uciekać. Rozumiesz?

Pokręciłam przecząco głową i czule przejechałam dłonią po jego rannym policzku.

– Bez ciebie nigdzie się stąd nie ruszę.

Rozchylił usta, żeby coś powiedzieć, ale położyłam na nich palec, nie pozwalając im wydobyć z siebie ani słowa, zanim nie zadałam nurtujących mnie pytań.

– Kiedy ciebie porwali? Co z Ryanem? Jest bezpieczny?

Ucałował mój palec, zacisnął rękę na moi nadgarstku i odsunął dłoń od ust.

– Tak, jest bezpieczny. Zamiast wrócić ze szpitala wprost do mieszkania, postanowiłem się przejść. Przez cały dzień czułem się rozbity. Obwiniałem się za to, że sprawiłem ci nieświadomie przykrość i nie zaprzeczaj, bo widziałem to po twoim zachowaniu. – Przyszpilił mnie wzrokiem. – Na parkingu nie było auta. Domyśliłem się, że wróciłaś do Mountfall. To mnie dobiło. Chodziłem po osiedlu bez celu, zastanawiając się, jak z tobą porozmawiać? Jak naprawić naszą relację. Byłem tak pogrążony w myślach, że nie zauważyłem śledzących mnie przydupasów Bone'a. Dopadli mnie, pobili do nieprzytomności i wpakowali do auta. Tu dokończyli zabawę, przez co tak wyglądam. – Wskazał na swoją twarz.

– Adam, w klubie są wszystkie wezwane chaptery Death Road, a także Cast i dwa nieznane mi kluby. Podejrzewam, że niedługo zaczną nas szukać, ale Bone przygotował się i do tego. Wysłał wszystkich swoich ludzi w zupełnie inną stronę, żeby zmylić naszych bliskich. Wraz z Charlesem dotrze tu o świcie. Teraz mamy jedyną szansę, żeby uciec. Dasz radę?

Przejechałam wzrokiem po jego pełnym obrażeń ciele, po czym znowu wróciłam do błękitnych oczu i kontynuowałam:

– Oprócz tych dwóch pilnujących nas typów, nie ma nikogo. Gdy mnie przewożono, słyszałam, że to miejsce otaczają bagna i las. Będziemy musieli przez nie jakoś przebrnąć.

Zwęził brwi i raptownie mi przerwał.

– Skrzacie, pokładasz we mnie zbyt dużo wiary, ale niestety cię zawiodę. W swoim obecnym stanie nie dam rady ich pokonać. Oni są uzbrojeni, ja nie. Jedyne co mogę zrobić to ich zaatakować, żebyś ty zdążyła uciec.

I znowu rozczulił mnie swoją postawą. Nie odrywając się od patrzenia mu prosto w oczy, odnalazłam jego dłoń i wsunęłam w nią swoją. Uśmiech sam pojawił się na moich ustach.

– Uciekniemy stąd razem, a ty mnie nie doceniasz – powiedziałam dobitnie. Rozchyliłam swój sweter, pokazując mu wsunięty za pasek pistolet. – Ukradłam im broń.

Zaczęłam chichotać, widząc na jego twarzy wymalowany głęboki szok, mieszający się z euforią.

– Rose, jesteś niesamowita – wydusił, będąc pod wielkim wrażeniem.

Przysunęłam się jak najbliżej niego i szepcząc, zaczęłam przedstawiać mu swój misterny plan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro