Rozdział 15
Ostatnie dni, które spędziłam z bratem na przygotowaniu pokoju dla Ryana, napełniły mnie pozytywną energią. Tworzenie zawsze mnie wyciszało, ale i zachęcało do dalszego działania. Żałowałam, że zrezygnowałam z pasji, która do tej pory przynosiła mi radość życia. Od kilku miesięcy nic nie naszkicowałam, a szkoda. Może wtedy byłoby mi łatwiej poradzić sobie z kumulującymi się emocjami. Przelewając je na papier, czułabym się wolna od trosk i zmartwień. Oczyszczona.
Malowanie obrazu na ścianie w przyszłym pokoju synka otworzyło mnie i wyzwoliło z pułapki, w jaką wpadłam. Gdy ciągnęłam pędzlem po prowizorycznym płótnie, pozwoliłam sobie wyrzucić z serca cały zalegający smutek i tylko mój brat wiedział, ile wówczas wylałam łez. Pozwolił mi na uronienie każdej z nich, w milczeniu czuwając nade mną, niczym anioł stróż. Był nim. Na każdym kroku wspierał i dawał poczucie bezpieczeństwa. Żałowałam, że nie mogłam odwdzięczyć mu się tym samym. Tylko dzięki niemu przetrwałam dni emocjonalnego rozchwiania, a w konsekwencji wróciłam silniejsza i zdolna pokonać niemal każdą przeszkodę. Przynajmniej tak myślałam...
To był pierwszy dzień, od tygodnia, który miałam zamiar cały spędzić z przyjaciółką. Pomimo że miała pomoc w postaci Cory, w kuchni zawsze było coś do zrobienia. Wstałam z łóżka podekscytowana i nastawiona optymistycznie do świata. Przepełniała mnie nadzieja, że byłam już na tyle silna, by pokonać ostatnie bariery i w końcu porozmawiać z mężem. Może nie będę w stanie od razu przenieść się do pokoju na piętrze, który nadal przywoływał przykre wspomnienia, ale pragnęłam wykonać pierwszy krok ku zgodzie. Mały krok, który dla nas będzie znaczył tak wiele.
Tuż przed wyruszeniem do warsztatu, do kuchni weszło trzech muszkieterów - Ax, Adam i Warrior. Oczywiście dwóch blondynów obległo mnie, błagając o kawę. Śmiałam się z nich, gdy przygotowywałam aromatyczny napój w termiczne kubki, a kątem oka obserwowałam Molly i łysego olbrzyma.
Nie umknęło mojej uwadze, jak ta dwójka zaczęła się dobrze ze sobą dogadywać. War pod jej wpływem otwierał się i zmieniał na lepsze. Jego serce topniało za każdym razem, gdy się uśmiechała. On też nie był jej obojętny. Wywoływał palące wypieki na policzkach i sprawiał, że jej oczy błyszczały radością. Co do tej parki, byłam święcie przekonana, że szykuje się między nimi coś więcej. Cieszyłam się z tego powodu szczególnie, że widziałam, co stało się z jej związkiem z Howkiem. Całkowicie z siebie zrezygnowali i zachowywali wobec siebie jak nieznajomi. Ich kłótnie skończyły się z dnia na dzień i przemieniły w niepokojącą ciszę. Nadal mieszkali razem w największym pomieszczeniu na piętrze, ale z tego, co mówiła Molly, Howk nawet tam nie sypiał. Do tej pory nie wyjawiła, co było przyczyną rozpadu ich związku. Może się krępowała? A może to był zbyt bolesny dla niej temat? Nie chciałam siłą ciągnąć jej za język, mając nadzieję, że sama mi się zwierzy, gdy przyjdzie na to odpowiedni moment.
– Dzięki, Skrzacie. – Adam wziął ode mnie kubek z kawą i cmoknął mnie czule w czoło.
– Łapki z dala od Różyczki – syknął Ax, ramieniem odpychając go ode mnie. Przyjaciel roześmiał się, puścił mi oczko i wyszedł z kuchni. Brat spojrzał troskliwie wprost w moje oczy i zapytał:
– Na pewno sobie poradzisz?
– Tak. Jedź do pracy i o nic się nie martw. Musisz w końcu nadrobić zaległości w warsztacie.
Skwasił się, bo wcale nie uśmiechało mu się zostawiać mnie na cały dzień bez braterskiej opieki.
– Jedź już. – Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek.
– Wrócimy dopiero wieczorem, bo musimy poskładać motocykl, który w poniedziałek rano idzie do odbioru, a nie mam zamiaru spędzić niedzieli na dokańczaniu go – oznajmił War, co wcale nie pocieszyło mojego brata. – Miłego dnia dziewczyny – pożegnał się ze wszystkimi, choć jego oczy skupione były na Molly.
Zarumieniła się i w naszym imieniu odpowiedziała:
– Miłego dnia.
Gdy wyszli, od razu zagoniła nas do krojenia warzyw. Musiałyśmy nadać sobie tempa, żeby ze wszystkim wyrobić się do obiadu, ponieważ Cora kończyła dziś wcześniej pracę, bo jechała z babcią na wizytę kontrolną do przychodni. Usiadłam koło niej przy stole i razem zaczęłyśmy przygotowywać marchew i ziemniaki, a w tym czasie Molly zajęła się szykowaniem mięsa.
Nerwowo zerknęłam na wiszący na ścianie zegar i zaczęłam się niepokoić. Dochodziła godzina dziesiąta, a Set nawet na moment nie zajrzał do kuchni. Zawsze wpadał do nas przed pójściem do biura lub warsztatu. W milczeniu czekał aż zaparzy mu się kawa i bacznie mnie obserwował, jakby czekał na jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Naprawdę próbowałam się wtedy przemóc. Dwa razy prawie mi się udało zagadać, ale wycofywałam się, gdy Cora zaczynała do niego świergotać.
Przyglądając mu się, czułam w sercu ból. Nie poznawałam własnego męża, który stał się markotny, przygnębiony, a w jego oczach krył się jedynie smutek. Wściekałam się na siebie za to, że brakowało mi odwagi, żeby podejść i spróbować odgonić kłębiące się nad jego głową czarne chmury. Zamiast ratować nasze małżeństwo, tkwiłam w świecie własnych urojeń i złych wspomnień. Teraz, gdy postanowiłam wziąć się w garść i podjąć próbę poprawy naszej relacji, on się nie zjawił. Może jest za późno? Może już straciłam swoją ostatnią szansę? Naszły mnie zwątpienia, które starałam się jak najszybciej od siebie odgonić.
– Zazdroszczę ci, Rose – cichy głos Cory przebił się przez natłok myśli.
Nie przerywając krojenia, żeby nie zostać przyłapaną na błądzeniu w obłokach, prychnęłam w odpowiedzi:
– Nie masz czego mi zazdrościć.
– Jak to nie? Prezes jest tobą zauroczony. Sądzę, że niedługo będziecie razem – wyznała swoje błędne spostrzeżenia, a ja się zaśmiałam.
– Tylko się przyjaźnimy i ten stan rzeczy się nie zmieni – ukróciłam twardo temat, bo nie chciałam, żeby wtrącała się w moje prywatne sprawy, które nie powinny jej interesować. Ona jednak ciągnęła dalej:
– Zawsze mówi się o przyjaźni, a potem wychodzi z tego fajny związek. Boże, jak ja bym chciała, żeby Set patrzył na mnie tak, jak na ciebie Risk.
Omal nie zadławiłam się własną śliną, a nawet Molly w tym momencie zastygła w bezruchu, wpatrując się w nas i tylko czekając, kiedy w końcu wybuchnę.
– On jest tak obłędnie przystojny. Kolegujecie się. Może mogłabyś mi doradzić, jak mam go poderwać?
Kolegujecie?! Krew zagotowała mi się w żyłach. To była tylko i wyłącznie moja wina, że postronna osoba tak postrzegała nasz związek. Gdyby nie moje chore blokady, już od półtorej tygodnia bylibyśmy razem, a swoimi zbędnymi obawami tylko go od siebie odpychałam, dając mojego mężczyznę, jak na tacy, innym kobietom. Cora była nim tak zaślepiona, że nie zauważała, jak wiedzie swoim smutnym, jesiennym spojrzeniem tylko za mną, a nawet nie dostrzegała mojego imienia wytatuowanego na jego szyi. Na tę myśl, miałam ochotę podciągnąć rękaw i pokazać jej symbol, którym i on mnie oznaczył w noc naszego ślubu. Nie zrobiłam jednak tego, trzymając w ryzach wybuch złości.
– Błagam, Rose, doradź mi coś. Co mam zrobić? – jęczała żałośnie.
W głowie krzyczałam, żeby się od niego odczepiła, bo to mój mąż, jednak usta bezwiednie wypaliły:
– To się z nim umów.
Miałam ochotę odgryźć sobie język, bo ostatnimi czasy w ogóle nad nim nie panowałam. Wściekłość na własną głupotę wezbrała i zastanawiałam się, co ze mną było nie tak, skoro głowa nie współgrała z ciałem. W myślach dokładnie wiedziałam, co mam mówić i robić, a ciało się tego w ogóle nie słuchało.
– Mówisz serio? Ah! Pewnie masz rację. Jutro ubiorę się dla niego jakoś ekstra. Może sprowokowany seksowną kiecką, szybciej da się namówić na wspólną kolację – rozpoczęła swój monolog.
Zerknęłam na Molly, która aktualnie zabijała mnie wzrokiem, a raczej srogim spojrzeniem wypalała mi w głowie dziurę.
Wiem, wiem, jestem totalną idiotką. Nie musisz mi o tym przypominać.
Pomijając fakt, że przez kolejne trzy godziny Cora nadawała non stop o Secie i o planach z nim związanych, czułam wewnętrzną równowagę. Czas spędzony w domku nad jeziorem wraz z bratem dał mi dużo do myślenia. Nadal czułam niesmak przez to, co się stało w pokoju na piętrze w noc mojego porwania, lecz wiara, że mąż kolejny raz nie popełniłby takiego błędu, rosła z każdą chwilą. Byłam spokojna, że pomimo starań Cory, Set nie da skusić się na jej wdzięki.
Zarówno ja, jak i Molly, odczułyśmy niewyobrażalną ulgę, gdy pomocnica w porze obiadowej poszła do domu. Moja przyjaciółka nie zaczepiła dzisiejszego tematu, choć w jej oczach widziałam chęć zrównania mnie z ziemią. Powstrzymała swoje mordercze zapędy, tylko i wyłącznie ze względu na kręcących się przy obiedzie Braci. Nawet Adam zajrzał do kuchni tuż po zjedzonym posiłku.
– Jedziesz z powrotem do warsztatu? – zagadnęła Molly.
– Nie, na dziś już koniec.
– Szkoda, bo zawiózłbyś jedzenie dla Warrior i Ax'a.
– Nie martw się. Z głodu nie umrą. – Zaśmiał się życzliwie. – Ax narzucił takie tempo pracy, że za dwie godziny powinni być już po robocie.
Korzystając z okazji, zagadnęłam go:
– Set też jest w warsztacie? Cały dzień się nie pokazywał.
Przyjaciel, z wyrazem niepokoju, zwęził jasne brwi i pokręcił przecząco głową.
– Nie. Pewnie zaszył się w biurze. Zaraz sprawdzę, a ty się nie martw, Skrzacie. – Trącił mnie palcem w nos.
– Łatwo ci mówić – westchnęłam. – Proszę, poszukaj go i zobacz, jak się czuje. Daj mi znać, bo odchodzę od zmysłów.
– Oczywiście. – Pocałował mnie z czułością w czoło, jak to miał w zwyczaju i wyszedł z kuchni.
Molly, zauważając mój smętny humor, porzuciła złość za przypadkową intrygę, którą nieświadomie wywołałam i zaczęła wypytywać się o Ryan'a. Rozmową celowo odwiodła moje myśli od zmartwień. Podczas przygotowań na jutrzejszy dzień ciasta, z zacięciem opowiadałam, jak przez ten tydzień zmienił się nie do poznania pokój dziecka. Była zaaferowana zarówno projektem, wykonaniem, jak i bajkowym obrazem, który stworzyłam na jednej ze ścian.
– Jeśli kiedykolwiek doczekam się wymarzonego domu, będziesz odpowiedzialna za aranżację jego wnętrza – oznajmiła, wywołując uśmiech na moich ustach.
Przez myśl przemknęło mi pytanie, co się stało z posiadłością, którą kupiła jakiś czas temu z Howk'iem? Może widząc, jak rozsypuje się ich wieloletni związek, zdecydowali się ją sprzedać?
Już uchyliłam usta, żeby w delikatny sposób ją o to zagadnąć, gdy usłyszałam dobiegające od strony drzwi chrząknięcie. Natychmiast się odwróciłam, a moje serce wywinęło radosnego fikołka, gdy w wejściu zobaczyłam Seta. Po chwili poczułam, jak krew zamarzła mi w żyłach, gdy dostrzegłam, w jakim był stanie. Jego blada skóra mocno kontrastowała z czernią ubrań, włosy miał rozwichrzone, policzki zapadnięte, a pod oczami snuły się cienie od chronicznego braku snu. Na piersi osiadł mi ciężki głaz z poczuciem winy, bo to ja doprowadziłam tego wspaniałego mężczyznę do upadku.
Nieśmiało poprosił o rozmowę, a każda cząstka mnie krzyczała, że za chwilę stanie się coś złego. Coś, co na zawsze przekreśli nadzieję na odbudowanie naszego małżeństwa.
Przeszliśmy na zaplecze, a on wpatrywał się we mnie, jakby miał zaraz pożegnać się na zawsze. Ta chwila zatrzymana w czasie trwała niemal w nieskończoność, doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości psychicznej. Chciałam wykrzyczeć mu prosto w twarz, że go kocham, potrzebuję i wszystko chcę naprawić, ale w gardle ze stresu narosła gula, która uniemożliwiła mi nawet przełknięcie śliny.
– Słońce... Jutro wyjeżdżam – odezwał się z rezygnacją, a pod powiekami natychmiast zaszczypały mnie łzy. – Nie jest to wyjazd służbowy.
Na plecach poczułam przeszywające zimnem ciarki, a serce zatrzymało się w miejscu. Po tej informacji nie wiedziałam nawet, czy nadal oddychałam. Nie byłam gotowa na kolejną dzielącą nas przepaść. Na pewno nie.
– Potrzebuję oderwać się od klubu i pozbierać po tych wszystkich wydarzeniach, bo obecnie sobie nie radzę. – Nie dziwiłam się. Był strzępkiem nerwów, a ja swoim głupim zachowaniem tylko dodawałam mu zmartwień. – Do tej pory nie rozmawialiśmy o nas, a ja nie mogę żyć wiecznie w martwym punkcie. To mnie wykańcza. Muszę wiedzieć, co dalej, dlatego złożę ci pewną propozycję.
Nie, Set, nie... Nie jestem w stanie teraz wykrztusić z siebie słowa. Błagam...
– Jeśli chcesz wraz ze mną podjąć próbę ratowania nas, naszego małżeństwa, bądź jutro równo o trzeciej po południu na placu przed Siedzibą. Pojedź ze mną na kilka dni, żebyśmy mogli we dwoje zburzyć mur, który jest między nami. Jeśli jednak wybierzesz wolność i rozwód, pojadę sam, ale już tu nie wrócę.
Rozwód?! Nie wrócę?! On naprawdę o tym myślał?
Zamurowało mnie. Stałam w bezruchu, jakby ktoś w ciągu chwili wyssał ze mnie życie. Po policzkach pociekły rzewne łzy.
Czy byłam dla niego aż tak okropna, że postanowił się ode mnie uwolnić?
– Przemyśl to dobrze, Słońce. – Nienachalnie się zbliżył, zostawił na moim czole ciepły pocałunek i odszedł.
Nie! To nie może tak się skończyć. Nie...
Zamknęłam oczy i skupiłam się na oddechu, żeby unormować jego rytm i odzyskać wewnętrzny spokój. W miarę, jak kontrolowałam wdechy i wydechy, czułam, jak napięcie stopniowo opuszcza moje ciało, a skołowany umysł się wycisza.
Myślałam, że będziemy próbować odbudować się w delikatniejszy sposób, a on postawił wszystko na jedną kartę - być albo nie być. Nie miałam prawa się dziwić. Miał dość trudnej sytuacji, w której oboje utknęliśmy.
Najpierw zamartwiał się o mnie, gdy Bone wywołał wojnę między klubami, potem obwiniał się, że przez jego wybryk zostałam porwana, a kiedy wróciłam, skutecznie odseparowałam go od siebie. Kto inny tyle by wytrzymał, bez załamania się? Set jednak cierpliwie czekał, aż do tej chwili. Pękł, chcąc po prostu wiedzieć na czym stoi. Nie byłam pewna, czy jestem w stanie teraz gdziekolwiek wyjechać, tym bardziej sam na sam, jednak dotarło do mnie, że muszę zrobić cokolwiek, żeby go nie stracić. Otumaniona ruszyłam z miejsca, żeby pójść z nim porozmawiać.
Może gdy zobaczy, że pokonałam swój lęk przed wejściem na piętro, jakoś uda mi się odwieść go od pomysłu opuszczenia Mountfall.
Odważnie ruszyłam po schodach, ale zdołałam pokonać zaledwie dwa stopnie, gdy na oczy nasunęły się niechciane obrazy. Siedziba przepełniona Braćmi z różnych jednostek. Mój bieg po schodach. Pchnięcie drzwi i scena zdrady, która pojawiała się co noc w moich koszmarach. Zatrzymałam się, a całe ciało ponownie się napięło. Zacisnęłam dłonie na włosach i stłumiłam krzyk. Wiedziałam, że to się nie powtórzy, wiedziałam, a mimo to znowu nie byłam w stanie zrobić kolejnego kroku.
Jestem beznadziejna...
Porwanie nie zrujnowało mnie, nie Bone ani Charles, a tamta właśnie chwila, która przemieniła moje serce w pył. Usilnie starałam się wyprzeć ją z głowy. Zmusić się do ruchu naprzód. Walczyłam sama ze sobą, aż przegrałam. Oczy zaszły łzami i bezsilna uciekłam do azylu, którym był pokój Alex'a.
Nie wiem, jak długo płakałam, ale w końcu zabrakło mi łez. Leżałam bez życia, ślepo wpatrując się w jeden punkt przed sobą. W głowie kotłowały się myśli: co zrobić, żeby go nie stracić, skoro nawet nie jestem w stanie wejść po schodach, żeby udowodnić Setowi, jak bardzo mi na nim zależy? Chyba nie jestem jego warta, jeśli nie umiem dla niego pokonać swoich lęków...
Nawet nie podniosłam głowy, gdy do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi.
– Różyczko... – w głosie brata rozbrzmiało zmartwienia.
Materac obok mnie ugiął się pod męskim ciężarem, a punkt na ścianie, w który wpatrywałam się przez ostatnie godziny, przysłoniła mi przystojna twarz Alex'a. Położył głowę na poduszce obok mojej i spojrzał z wyrazem głębokiej troski. Ostrożnie zbliżył dłoń, delikatnie przeczesując palcami pasma moich włosów.
– Siostrzyczko, co się stało?
– Set – wyszeptałam tak ważne dla mnie imię. – Chciałam z nim porozmawiać, ale za długo zwlekałam. Pękł. Dał mi propozycję wyjazdy jutro na kilka dni, żeby próbować odbudować nasz związek. Jeśli nie pojadę, będzie to dla niego znaczyło, że wybieram rozwód.
– Cholera – jęknął pod nosem.
– Próbowałam pójść za nim na górę. Udowodnić, że się staram, ale potrzebuję jeszcze odrobiny czasu. Wyjaśnić, że nagły wyjazd nie jest dobrym pomysłem. Zrobiłam zaledwie dwa kroki i... – załkałam. – Nie wiem, co mnie blokuje. Jak mam wyprzeć z głowy te sceny? Co mam zrobić?
Przez dłuższą chwilę milczał, gładząc mnie po głowie i ocierając łzy. Dopiero, gdy był pewny swoich przemyśleń, powiedział:
– Na własne oczy widziałem, jak każdego dnia, gdy cię nie było, umierał z żalu i tęsknoty. Nadal cierpi, nie mogąc ruszyć naprzód, tak samo jak ty, Różyczko. Tkwisz w jednym miejscu i łudzisz się, że walcząc sama ze sobą, wyzbędziesz się tych blokad. Dopóki nie zaryzykujesz i nie skoczysz na główkę, zapomnij, że ci się to uda. Jeśli mam być szczery, powinnaś rzucić wszystko i z nim pojechać. Ten wyjazd was uleczy.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się, że to właśnie on będzie mi doradzał ratowanie małżeństwa w ten sposób.
– A co do wejścia na piętro, ten problem sam się rozwiąże. Zobaczysz, jaki spokój zapanuje tu – Dotknął opuszkami mojego czoła. – gdy podejmiesz właściwą decyzję, czym zrobisz porządek w swoim sercu.
Uśmiechnęłam się wdzięczna za jego radę. Otarł moje mokre policzki i pozwolił wtulić się w swój tors. Jego braterska miłość i troska szybko mnie ukoiły i wprowadziły w błogi stan snu, gdzie nie musiałam borykać się z żadnymi przeciwnościami losu.
Od autorki:
Przyznam się Wam do czegoś... uwielbiam Ax'a ❤️ i już nie mogę doczekać się czwartego tomu, który poświęciłam właśnie jemu.
A kto jest Waszym ulubionym bohaterem?
Do zobaczenia w piątek w kolejnym rozdziale 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro