Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Usłyszałem skrzypnięcie zawiasów i zbliżające się w moją stronę kroki. Dupek nawet nie raczył zapukać, słusznie dedukując, że nic bym nie odpowiedział. Zignorował fakt, że chciałem zostać sam i wszedł jak do siebie. Nawet nie podniosłem na niego wzroku, dalej bezsensownie wpatrując się w okucia swoich butów. Palce wbite pomiędzy włosy zacisnęły się mocniej na skórze głowy, gdy usłyszałem jego głos z nutą poczucia winy.

– Set, wiem, że głupio wyszło, ale to były tylko żarty. Mnie i Rose nic nie łączy, poza przyjaźnią. Proszę, uwierz mi.

Milczałem, tkwiąc w niezmiennej pozycji.

– Rose była z rana w nienajlepszej kondycji. Nawet Ax nie był w stanie do niej dotrzeć. – Przez te słowa, moja pikawa jeszcze boleśniej dała o sobie znać. – Chciałem jakoś ją pocieszyć i wesprzeć. Poszedłem do niej i razem zadzwoniliśmy do Williama. Po rozmowie siłą wyciągnąłem ją na zakupy dla Ryan'a, inaczej cały dzień przeleżałaby w łóżku, wciąż się zagnębiając. Był z nami Ax. Jak nie wierzysz, sam go zapytaj.

Brak jakiejkolwiek reakcji doprowadził go do gorszej frustracji.

– Set, błagam, uwierz mi. Wiele bym zrobił dla Rose i kocham ją, ale jak przyjaciółkę, a nie kobietę, z którą chciałbym się związać. Raz w życiu popełniłem błąd, zdradziłem cię i poniosłem konsekwencje swojego postępowania. Drugi raz tego nie zrobię. Znam granice. Poza tym Rose zależy tylko na tobie. Kocha cię.

Parsknąłem wymuszonym śmiechem przepełnionym goryczą i żalem.

– Kocha? Chyba żartujesz. – Wściekły, raptownie podniosłem na niego wzrok. – Gdyby tak było, starałaby się ze mną porozmawiać, a przynajmniej pozwoliłaby wytłumaczyć tamto zajście. Od powrotu rozmawialiśmy tylko raz. Raz! Jasno się wtedy wyraziła, że potrzebuje czasu. Rozumiałem, że chce ochłonąć i, po tym co przeżyła, stopniowo wrócić do normalności. Ale ona radzi sobie jak zwykle. Rozmawia ze wszystkimi, śmieje się, żartuje, a tylko mnie traktuje, jakbym nie istniał. I pewnie, w jej mniemaniu, tak jest. Skreśliła mnie.

Westchnął, a jego ramiona raptownie podniosły się i opadły. Usiadł koło mnie na brzegu łóżka i nie dając za wygraną, kontynuował:

– Wiem, co mówię. Rozmawiam zarówno z tobą, jak i z nią. Jest zagubiona. Chce z tobą porozmawiać, ale z niewiadomego powodu się boi. Czuje blokadę, którą stara się zwalczyć. To nie zmienia faktu, że jej na tobie zależy i chce odbudować wasz związek. Może spróbuj jako pierwszy zrobić krok.

Zamknąłem powieki i zacisnąłem szczękę. Stanowczo pokręciłem na boki głową.

– Nie. Już próbowałem. Nie chciała ze mną rozmawiać. Cały czas przede mną ucieka i zachowuje się, jakbym był dla niej nikim. Poczekam jeszcze kilka dni, ale jeśli sama nie wyjdzie z propozycją rozmowy... – urwałem, bo nie dałem rady wypowiedzieć na głos swoich myśli. – A teraz wyjdź. Chcę zostać sam.

– Set...

– Wyjdź! – ryknąłem na niego.

Znał mnie bardzo dobrze, dlatego odpuścił. Wiedział, że nie jestem w stanie dokończyć teraz tej dyskusji. Sapnął niezadowolony i się podniósł. Jutro zapewne znowu mnie zgnębi swoim pierdolomento, ale chociaż teraz będę miał czas w samotności przemyśleć jego słowa i całą dręczącą sytuację.

Gdy tylko wyszedł z pokoju, sięgnąłem do kurtki wiszącej na oparciu krzesła i wyciągnąłem z wewnętrznej kieszonki drobiazg. Diamentowa łza otoczona złotem mieniła się w moich palcach. Patrząc na nią, przywołałem wspomnienia z początku mojego związku z Rose.

Wydarzenia, które nas połączyły jasno wskazywały, że los sam wskazał nam wzajemnie do siebie drogę. Już wtedy w barze zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, a serce oddałem w jej władanie, gdy pierwszy raz obudziła się w moich ramionach. Ten związek, pomimo tempa, które narzuciły nam różne okoliczności, zapowiadał się obiecująco, pełen nadziei i możliwości, które mieliśmy dopiero odkrywać.

Wszystko zaczęło się psuć przez czyhające na klub niebezpieczeństwo i mój pijacki wybryk. Nigdy sobie nie wybaczę, że dałem się wtedy namówić chłopakom na chlanie. Przecież mogłem przewidzieć, że przez zmęczenie, brak normalnego odżywiania i bezsenność, kilka głębszych zmiecie mnie z powierzchni ziemi. Ta jedna sytuacja zaważyła na dalszej przeszłości. Doprowadziła do tragedii, która nas wszystkich nieodwracalnie zmieniła. Przekreśliła moją szansę na normalność i szczęście przy boku tej jedynej.

Obróciłem w palcach złoty krążek, który zamigotał w świetle żarówki. Nie chciałem dawać sobie złudnych nadziei, że jeszcze kiedyś zobaczę go na palcu Rose. To chyba już nigdy się nie stanie. Z duszącym uciskiem w klacie, schowałem go do kieszonki. Od momentu, gdy tamtej nocy znalazłem pierścionek na łóżku, cały czas nosiłem go przy sobie. Był moim talizmanem i cząstką jej, którą trzymałem tuż przy sercu.

Podniosłem wzrok do góry, jakbym chciał zwrócić się o pomoc bezpośrednio do Niebios.

Jak mam cofnąć ten pieprzony czas, żeby nie popełnić błędów, które nas zniszczyły?

Niewypowiedziane na głos słowa echem rozbrzmiały w mojej głowie. Nie było na tym świecie nikogo, kto mógłby odpowiedzieć mi na to pytanie. Przecież czasu nie da się cofnę, a błędów wymazać z życiorysu. Muszę ponieść dotkliwe konsekwencje, pomimo że brakowało mi sił i uginałem się pod ich ciężarem.

Dzień w dzień zmagałem się z własnymi marami, boleśnie odczuwałem wewnętrzną samotność i tęsknotę, za jedyną, która nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Byłem dla niej zerem, choć ona znaczyła dla mnie wszystko. Nie dawałem rady dłużej znieść tego stanu zawieszenia. Czas najwyższy pogodzić się z prawdą, przed którą nie byłem w stanie uciec. Straciłem ją na zawsze i nic tego nie zmieni.

Serce już nie potrafiło normalnie bić. Czułem się pusty i martwy w środku. Moje Słońce oddaliło się ode mnie, zabierając ciepło swoich promieni, a każdy kolejny dzień bez niej osnuty był coraz ciemniejszymi chmurami.

Minęło półtorej tygodnia od momentu powrotu Rose i Riska. Całe pieprzone półtorej tygodnia, w którym dostawałem szajby. Moja żona ciągle nocowała w pokoju swojego brata i nie zanosiło się, żeby chciała to zmienić. Rano zaledwie przez kilka godzin mogłem zastać ją w kuchni, gdy pomagała Molly i Corze, ale była na tyle zajęta obowiązkami, że nie śmiałem nawet oczekiwać, by zwróciła na mnie uwagę.

Wpadałem na chwilę pod pretekstem zrobienia sobie kawy, żeby sprawdzić, jak się miewa. Wyglądała zajebiście w ciemniejszym blondzie i grzywce opadającej lekko na oczy. Od ostatniej wyprawy do sklepu z tą dwójką idiotów, zaczęła też inaczej się ubierać. Swoje dotychczas ulubione legginsy i tuniki, zamieniła na krótkie spódniczki eksponujące zgrabne nogi albo jeansy opinające tyłek i bluzki podkreślające jej szczupłą talię. Czekając aż zaparzy mi się kawa, lampiłem się na nią, jak na objawienie.

Dwa razy miałem wrażenie, jakby chciała podejść i zagadać, ale w tym momencie wcinała się Cora. Ta nowa coraz mocniej mnie wkurwiała swoimi głupimi zaczepkami. Ignorowałem ją, lecz Rose i tak wyglądała wówczas na zrezygnowaną.

Nie wytrzymywałem. Pragnąłem złamać dane żonie słowo, przestać czekać w stanie zawieszenia i w końcu zmusić ją do rozmowy, ale nie mogłem. Paraliżował mnie strach, przed tym, jak mogłaby się zakończyć nasza konfrontacja. Tkwiłem więc w tym martwym punkcie, jak ostatni tchórz, odliczając czas do mojego załamania psychicznego.

Z tego, co mówił Risk, Rose całe popołudnia spędzała razem z Ax'em w domku nad jeziorem. Po nieprzyjemnym zajściu między naszą trójką, które miało miejsce tydzień temu, ponoć sama mu zaproponowała, żeby przy urządzaniu pokoju dla Ryana pomagał jej brat. Nie powiem, zrobiło mi się miło, że nie chciała prowokować kolejnych niekomfortowych sytuacji i dodatkowo nadszarpywać moich nerwów.

Wczoraj Prez późnym popołudniem wyskoczył na dwie godziny z biura, żeby pomóc im w ustawieniu nowych mebli. Wrócił z szerokim uśmiechem i masą zdjęć w telefonie. Z zainteresowaniem przyglądałem się urzeczywistnieniu projektu mojej żony, a przy zdjęciu pięknego bajkowego obrazu namalowanego na ścianie, oniemiałem. Rose sama go wykonała. Wiedziałem, że miała talent w rysunku, ale nigdy nie miałem okazji się o tym przekonać. Teraz na własne oczy widziałem, jak bardzo była zdolna, a przy tym skromna.

Ta jedna refleksja sprawiła, że przez całą noc nie mogłem spać. Rozmyślałem o błędach, które popełniłem w naszym małżeństwie i doszedłem do wniosku, że przez swoje sprawy ją zaniedbałem i nie poznałem tak dokładnie, jakbym chciał. Nasze wspólne życie skupiło się tylko na klubie i wojnie panującej z Bonem. Związek nie powinien tak wyglądać. Nie dziwię się, że nie chciała nawet ze mną rozmawiać, skoro z mojej winy doznała tylu krzywd. Teraz nauczony na przykładzie swoich błędów, nawet nie miałem szansy na naprawę naszej relacji.

Czas uciekał nam między palcami, ja bezsensownie czekałem na jakikolwiek krok z jej strony, który nie nastąpił, a lada moment wrócą jej rodzice z Ryan'em, przez co cały swój czas poświęci dziecku. Przeprowadzi się do domku nad jeziorem, a ja zostanę tu sam, nie wiedząc nawet, czy moja żona nadal mnie chce.

Zmęczony psychicznie i niewyspany, zszedłem nad ranem z piętra, gdy wszyscy w Siedzibie jeszcze spali. Zrobiłem sobie kawę, śniadanie tradycyjnie olałem i z kubkiem w ręku zaszyłem się w bezpiecznym azylu, jakim było biuro. Przez ostatnie półtorej tygodnia przesiadywałem tu praktycznie większość czasu. Przeglądając kwity, rozliczając faktury i po raz setny segregując stare dokumenty mogłem się wyciszyć i uciec od problemów. Dziś też pochłonięty pracą i nachodzącymi mnie myślami, nawet nie zauważyłem kiedy zleciało pół dnia, a do gabinetu w porze obiadowej wszedł Risk.

– Jesteś pracoholikiem – zakpił, zwracając na siebie moją uwagę. – Od której tu siedzisz? Wynurzyłeś chociaż nos z tych papierów?

Spojrzałem na przyjaciela, który rozsiadł się na wprost mnie na fotelu. Wydawał się wyluzowany, ale dobrze wiedziałem, że to tylko pozory. Śmierć May, ciągły pobyt Ryan'a w szpitalu, porwanie - to wszystko piętnem odbiło się na jego psychice. Cholernie się zmienił przez te przeżycia. Kiedyś był duszą towarzystwa i obibokiem, teraz wydoroślał i skupił na obowiązkach. Stał się skryty, bardziej zamknięty w sobie, więcej myślał niż mówił. Otwierał się jedynie przy mnie i, z tego, co mi wiadomo, przy Rose. Pomimo wielu problemów, które siedziały mu na łbie, cały czas nas wspierał i zachęcał do trudnej rozmowy, której oboje unikaliśmy jak ognia.

– Od piątej, a może od czwartej... Nie wiem. Nie patrzyłem na zegarek – mruknąłem, niechętny do wdawania się dzisiaj w jakiekolwiek gadki.

Wnikliwie zlustrował moją twarz i, zauważając dziwny nastrój, zapytał:

– Set, powiesz mi, co się dzieje? Od kilku dni cię obserwuję, a z każdą dobą jest z tobą coraz gorzej. Jedyne, co nasuwa mi się na myśl, to że wpadłeś w pieprzoną depresję.

Wzruszyłem ramionami, bo nie miałem ochoty nawet mu odpowiadać. Ten upierdliwiec nie miał zamiaru dać mi dzisiaj spokoju.

– Kurwa, Set, co się dzieje? Z Rose nie próbujesz naprawić relacji, ze mną nie chcesz nawet o tym pogadać. Jesteś nieobecny, oderwany od rzeczywistości, cały czas się od wszystkich izolujesz – wymienił, a chwilę po tym machnął w moją stronę ręką. – Spójrz na siebie. Na pierwszy rzut oka widać, że mało sypiasz i chyba w ogóle nie jesz. Co jest?

Westchnąłem ciężko. Przyjaciel prześwietlił mnie na wylot, a ja nawet nie próbowałem wyprowadzić go z błędu.

– Co mam ci powiedzieć? – zapytałem zrezygnowany.

– Prawdę.

Nie miałem wyjścia. Musiałem wyrzucić z siebie nagromadzone emocje i szczerze przyznać się do wszystkich bolączek, o których i tak dobrze wiedział.

– Risk, po prostu nie wiem, co mam dalej robić. Rose jest dla mnie wszystkim. Umierałem każdego dnia, gdy jej nie było. To cholerna agonia, która nie minęła pomimo waszego powrotu. Cały czas się obwiniam, że to przeze mnie ją porwali. Nie powinienem wtedy pić. Nie podczas czyhającego zagrożenia. – Spuściłem łeb, czując na barkach ciężar winy i wstydząc się błędów, które popełniłem. – Zraniłem Rose. Naraziłem ją na niebezpieczeństwo. To przeze mnie tyle wycierpiała. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Teraz nawet nie wiem, co mam zrobić, żeby dowiedzieć się czy w ogóle chce ze mną być. – Prychnąłem pod nosem ze słyszalną beznadzieją. – Kogo ja oszukuję? Po tym wszystkim, wątpię, żeby nadal mnie chciała, ale boję się wprost zapytać, czy chce się rozwieść.

Risk zamarł na te słowa. Nie dowierzał, że brałem pod uwagę tę opcję, chociaż wydawała się najrozsądniejsza w obecnej sytuacji. Przecież nie mieszkaliśmy razem w tym samym pokoju, nie rozmawialiśmy, żyliśmy obok siebie jak obcy sobie ludzie.

Prez otrząsnął się z szoku i po dłuższej chwili namysłu się odezwał:

– Kiedyś nie poddałem się tylko dzięki tobie. Chociaż cię wtedy zraniłem, zachowałeś się jak prawdziwy przyjaciel i pchnąłeś mnie do walki o May i moje dziecko. Gdybyś mi wtedy nie pomógł, nie miałbym Ryan'a i teraz obwiniałbym się, że przedwcześnie zrezygnowałem. Jestem twoim dozgonnym dłużnikiem, dlatego nie pozwolę ci tak łatwo zaprzepaścić związku z Rose. Mam nawet pomysł, jak wam pomóc.

Podniosłem głowę i spojrzałem na niego zaskoczony. Na jego ustach błysnął cwaniacki uśmiech, który nie wróżył nic dobrego, a bardziej szalonego. Przesunął fotel na moją stronę biurka i włączył laptopa. Obrazy, które pokazały się na ekranie, nic mi nie mówiły, a widząc moją dezorientację, zaczął przedstawiać plan.

– To szaleństwo – stwierdziłem, gdy zakończył monolog. – Wątpię, żeby Rose się na to zgodziła.

– Nie zakładaj od razu najgorszego. Uważam, że to nią wstrząśnie, ale sprowokuje do działania – pocieszał, widząc mój pesymizm. – Albo skoczy na główkę i będziecie żyć długo i szczęśliwie, albo się rozstaniecie, w co wątpię.

Przetarłem dłońmi twarz, próbując zebrać myśli. Pragnąłem w końcu dowiedzieć się, na czym stoję. Potrzebowałem klarowności sytuacji w moim małżeństwie, bo jeśli dłużej trwałbym w zawieszeniu, do reszty bym zwariował. To było jedyne rozwiązanie, które da mi jasną odpowiedź, czy Rose, tak samo jak ja, pragnie odbudować nasz związek... nas...

– OK, wchodzę w to, bo i tak nie mam już nic do stracenia.

– A tylko możesz zyskać

– Optymista – mruknąłem, a w odpowiedzi się zaśmiał:

– A ty wieczny pesymista. Idź do niej. Już z Ax'em skończyli demolkę w moim domu, więc rządzi z dziewczynami w kuchni.

Zawahałem się, nadal bojąc się podjęcia tak drastycznych kroków, ale Risk nie dał mi możliwości rezygnacji.

– No idź!

Podniosłem się i na sztywnych nogach ruszyłem w stronę drzwi. Coraz bardziej wątpiłem w powodzenie swojej misji, ale przynajmniej miałem możliwość upewnić się, jak będzie wyglądać najbliższa przyszłość mojego małżeństwa.

Z duszą na ramieniu i opuszczającą mnie odwagą udałem się z biura wprost do kuchni. Nie wchodząc do środka, oparłem rękę na framudze i zajrzałem do środka. Była tam. Entuzjastycznie opowiadała Molly o ostatnich detalach, które chciała dopracować przed przyjazdem Ryan'a. Uśmiech sam malował się na moich ustach, kiedy patrzyłem, jak się śmieje i pełna energii wdaje w dyskusję z przyjaciółką. Znowu dostrzegłem w niej moją Rose - zdeterminowaną, żywiołową, charyzmatyczną kobietę, która swoją aparycją potrafiła przyciągać wszystkie spojrzenia, a niepowtarzalną osobowością kruszyć nawet od lat skute lodem serca. Cieszyłem się, że są tylko we dwie. Przynajmniej ta nowa nie zakłóci nam próby rozmowy, przez co moja żona znowu by się wycofała.

Odchrząknąłem, przerywając im rozmowę. Raptownie się odwróciły i zastygły w bezruchu.

– W końcu zgłodniałeś? Odłożyłam dla ciebie porcję obiadu. Poczekaj, zaraz podgrzeję. – Jak zawsze opiekuńcza Molly, ruszyła w stronę kuchenki, ale ją powstrzymałem.

– Nie, dzięki. Nie jestem głodny. Przyszedłem do Rose. – Nieśmiało spojrzałem na żonę, która wyglądała teraz jak figura woskowa. Nie poruszyła się nawet na milimetr, wpatrując się we mnie bez wyrazu. W ciągu sekundy stała się nieodgadniona, wręcz nieobecna.

Nabrałem głęboki wdech, próbując się uspokoić, ale nic to nie dało. Wewnętrznie się rozpadałem, wiedząc dobrze, jak skończy się ten szaleńczy pomysł.

– Rose, mogę cię poprosić o chwilę rozmowy?

Zawahała się. Z oporem skinęła głową. Patrzyłem, jak niepewnie ruszyła w moją stronę, jakby się bała tego, co mam jej do przekazania.

Przeszliśmy za róg do zacienionego przejścia na zaplecze i stanęliśmy na wprost siebie. Nie odzywałem się, tylko ślepo wtapiałem wzrok w jej krystaliczne tęczówki. Na siłę przeciągałem ten moment, a pikawa omal nie wyskoczyła mi z torsu. Byłem przerażony dużym prawdopodobieństwem odrzucenia mnie i konsekwencjami, jakie niosła za sobą ta rozmowa. Musiałem jednak wziąć się w garść, wykrzesać z siebie ostatnią iskrę odwagi i w końcu się odezwać.

– Słońce... Jutro wyjeżdżam.

Zacisnąłem boleśnie szczękę, gdy jej oczy wypełniły się łzami. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale nie mogłem dalej tak żyć - w bezsilności i stanie wiecznego zawieszeniu.


Od autorki:

Słoneczka, w tym tygodniu opublikuję jeszcze dwa rozdziały - w środę i piątek. Obiecuję, że w nich ostatecznie rozwiąże się trudna sytuacja Rose i Seta.

Pozdrawiam Was serdecznie ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro