Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Rozdział 14

Nie powiedział przyjaciołom o lekcjach oklumencji ze Snape'em. Sam nie był pewien, dlaczego. To znaczy, mężczyzna nakazał mu dyskrecję, jednak jeszcze kilka miesięcy temu nie przejąłby się tym i mimo to opowiedział o wszystkim Ronowi i Hermionie. Teraz jednak odczuwał dziwną niechęć do tego pomysłu. Nie zamierzał jednak tego roztrząsać – widocznie wciąż nie do końca przeszła mu złość, mimo że po ich rozmowie atmosfera stała się nieco bardziej swobodna.

Wieczorem zabrał więc ze sobą torbę i na zaskoczone pytanie Hermiony, dokąd się wybiera, odparł, że idzie do biblioteki, by poszukać dodatkowych informacji do pracy domowej. Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona jego nagłym zapałem do nauki – podobnie jak biedny Ron — jednak nie skomentowała tego w żaden sposób – po prostu uśmiechnęła się i życzyła mu powodzenia. Podziękował jej i bez najmniejszych wyrzutów sumienia skierował się do lochów.

Dodatkowe lekcje ze znienawidzonym nauczycielem nie były tym, co miał ochotę robić ze swoim wolnym czasem, jednak słowa Snape'a wciąż tłukły mu się po głowie. To prawda, że nadal był zły na Rona i Hermionę, o Syriuszu nawet nie wspominając, ale myśl o tym, że mógłby przyczynić się śmierci któregoś z nich, przyprawiała go o mdłości. Zabił już swoich rodziców i Cedrika, nie sądził, by poradził sobie z kolejnym imieniem na tej liście.

Zszedł więc do lochów, mimo że tak naprawdę wolałby być w jakimkolwiek innym miejscu – nawet jego pokój u Dursleyów nie brzmiał tak źle. Przeczytał co prawda książkę od profesora – zarwał w tym celu dwie noce pod rząd – lecz jakoś miał wrażenie, że to wcale nie uczyni lekcji bardziej znośną. Snape i tak bez problemu znajdzie powód, by zmieszać go z błotem.

Skręcił w prawo i był już prawie przy drzwiach do gabinetu mężczyzny, kiedy uderzyła w niego fala tak silnej irracjonalnej złości, że aż zakręciło mu się w głowie. Zatrzymał się i oparł o ścianę, czekając aż uczucie minie. Zacisnął pięści i tylko pół świadomie czuł, jak paznokcie przebijają mu skórę aż do krwi. Jak jeszcze nigdy był świadomy obecności swojej różdżki w kieszeni. Tak łatwo byłoby po nią sięgnąć, znaleźć pierwszą lepszą osobą i...

I zupełnie nagle uczucie minęło – tak samo gwałtownie jak się pojawiło. Nogi się pod nim ugięły i upadł na ziemię, nie będąc pewnym, czy to co czuł można było nazwać ulgą. Oddychał ciężko, jakby przebiegł jakiś niewyobrażalny dystans. Czuł, że w oczy kłują go łzy i z trudem powstrzymał się od rozpadnięcia tuż pod drzwiami do gabinetu Snape'a. To nie był pierwszy taki „atak", lecz jednocześnie do tej pory żaden nie był tak silny. Wiedział, że musi z kimś o tym porozmawiać, naprawdę wiedział. Problem jednak leżał w tym, że za każdym razem, kiedy próbował, słowa jakoś go zawodziły. Zresztą Dumbledore i Syriusz i tak nie mieli dla niego czasu, a Ron i Hermiona byli tak samo dobrze poinformowani jak on. Jedynym dorosłym, który aktualnie wchodził w grę, był Snape, a sama myśl o przeprowadzeniu szczerej i bolesnej rozmowy z tym dupkiem...

— Czekasz na specjalne zaproszenie, Potter?

Harry przełknął ślinę i w myślach zastanawiał się, czy ten dzień mógłby być jakkolwiek gorszy. Z trudem podniósł się na nogi i spojrzał wyzywająco na nauczyciela.

— Przewróciłem się, proszę pana — powiedział, starając się włożyć jak najwięcej pogardy w dwa ostatnie słowa. Być może Snape mu pomagał, ale to nie znaczyło, że kiedykolwiek zacznie szanować tego mężczyznę.

I najwyraźniej było to wspólne uczucie, bo ten obdarzył go tylko szczególnie zniesmaczonym spojrzeniem i bez słowa wrócił do gabinetu, najwyraźniej oczekując, że Harry pójdzie za nim jak posłuszny pies. Chłopak zacisnął mocno zęby i wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

* * *

Było już dobrze po dwudziestej pierwszej, kiedy drzwi do akademika wreszcie się otworzyły. Ron oderwał wzrok od czasopisma o quidditchu, które przeglądał i rzucił okiem w stronę swojego najlepszego przyjaciela. Harry przekroczył próg z dziwnie nieobecną miną i bardzo powoli zamknął za sobą drzwi. Neville leżał już w łóżku, podczas gdy Seamus i Dean wciąż byli w pokoju wspólnym.

— Gdzie ty się podziewałeś? — zapytał lekko zirytowany.

Zazwyczaj sobotnie wieczory Harry i Ron spędzali wspólnie na boisku, nadrabiając letnie zaległości w lataniu. Dziś jednak jego przyjaciel ni z tego, ni z owego stwierdził, że pilnie potrzebuje jakiejś książki z biblioteki i zostawił go samego z Hermioną, która nawet nie chciała słyszeć o przerwie od prac domowych.

Harry spojrzał na niego, jednak jego spojrzenie pozostało odległe. Nie odpowiedział na zadane pytanie i ruszył w kierunku swojego łóżka. Ron zmarszczył brwi.

— Wszystko okej, stary?

Wyraz twarzy jego przyjaciela się nie zmienił, ale powoli pokiwał głową.

— Byłem w bibliotece — powiedział cicho. — Musiałem stracić poczucie czasu.

— Poczucie czasu? — Uniósł wątpliwie brew. — W bibliotece?

Harry zignorował jego komentarz i usiadł na łóżku. Przez chwilę po prostu patrzył się na swoje ręce. Wciąż miał tę samą minę, która zaczynała niepokoić Rona.

— Ktoś miał do ciebie jakiś problem? — dociekał. — Bo jeśli to znowu Seamus, to przysięgam, że...

— Byłem w bibliotece — powtórzył nieprzytomnie, jakby w ogóle nie słysząc Rona. Podniósł wzrok i spojrzał przyjacielowi w oczy. — Jestem zmęczony, chyba pójdę wcześniej spać.

Ron zmarszczył brwi. Wiedział, że Harry przechodzi teraz trudny okres – wcale nie potrzebował wykładów na ten temat od zmartwionej Hermiony. Nie wiedział za to, jak powinien się zachowywać wobec Harry'ego, z którym widocznie coś było nie w porządku, a który nie chciał, żeby traktować go w jakikolwiek inny sposób.

— Okej — powiedział powoli. — Ale gdybyś potrzebował, no wiesz, pogadać, to... — zawiesił znacząco głos, mając nadzieję, że Harry zrozumie, co ma na myśli.

Drugi chłopiec popatrzył jednak na niego, jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Okej, to zaczynało się robić naprawdę dziwne. Ron poruszył się niespokojnie pod spojrzeniem tych zielonych oczu. Jakoś nigdy nie zauważył, że Harry może patrzeć na kogoś z taką intensywnością. Miał wrażenie, że w jednej chwili z pokoju zniknęła połowa powietrza. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak nieswojo w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela.

— Przebiorę się — odpowiedział w końcu krótko czarnowłosy chłopiec i, wyciągnąwszy z kufra pidżamę, zniknął w toalecie.

— To było dziwne — skomentował po chwili Neville ze swojego łóżka.

Ron wypuścił ze świstem powietrze.

— Mów mi o tym, stary — rzucił i spróbował się zaśmiać, ale nawet w jego własnych uszach wyszło to żałośnie.

Będzie musiał jutro porozmawiać z Hermioną. Jeśli któreś z ich dwójki mogło w jakikolwiek sposób zrozumieć to, przez co przechodził Harry, to z pewnością była to ona. Miał wrażenie, że w jakiś sposób jego żałosna próba bycia dobrym przyjacielem mogła tylko wszystko pogorszyć.

* * *

Severus Snape nie miał przyjaciół – nieważne, co sobie ubzdurał w swojej głupiej głowie Lucjusz Malfoy. Jego jedyna przyjaciółka była od lat martwa, a pod koniec życia nie chciała nawet mieć z nim nic wspólnego. Nie, żeby z perspektywy czasu go to dziwiło. Nie miał pojęcia, jak mógł myśleć, że jest w stanie pogodzić służbę Czarnemu Panu z przyjaźnią Lily Evans. Teraz zdawało się oczywiste, że był to wybór, którego musiał dokonać. Wtedy jednak, jako piętnastoletni głupek, wyobrażał sobie, że może mieć obie te rzeczy jednocześnie.

Więc Severus Snape nie miał przyjaciół i może właśnie dlatego nikt nie był w stanie powiedzieć, kiedy dokładnie zapadł się pod ziemię. Jedyną osobą, która przejawiała jako-takie zainteresowanie nauczycielem eliksirów, był Dumbledore, ale i on po tych wszystkich latach dał sobie spokój z próbami dotarcia do swojego dawnego ucznia.

Zamieszanie zaczęło się w poniedziałek rano, choć wtedy jeszcze nikt nie miał pojęcia, jaką skalę ono przybierze. Albus pracował akurat nad tegorocznym budżetem szkolnym, kiedy do drzwi jego gabinetu rozległo się pukanie.

— Proszę! — zawołał, nie odrywając wzroku od papierów.

Do pomieszczenia weszła Angelina Johnson, którą Albus kojarzył głównie z boiska do quidditcha. Według Minerwy, dziewczyna była też jedną z najlepszych uczennic na swoim roku.

— Co cię do mnie sprowadza, moja droga? — zapytał, oderwawszy w końcu wzrok od pergaminu.

Angelina wyglądała na lekko onieśmieloną jego obecnością, jednak Dumbledore zdążył się już przyzwyczaić do efektu, jaki wywiera na uczniach gabinet dyrektora. Harry był jednym z niewielu uczniów, którzy zdawali się w nim czuć dość swobodnie.

— Według planu powinniśmy mieć teraz eliksiry — odparła dziewczyna.

Albus uniósł brew.

— Więc w czym problem?

Dziewczyna nieco się zmieszała.

— No cóż, czekaliśmy przez jakiś czas pod salą, jednak profesor Snape się nie pojawił. Pomyśleliśmy więc, że powinniśmy pana powiadomić. No wie pan, na wszelki wypadek, gdyby coś się stało.

Mężczyzna pokiwał głową i podziękował Angelinie, która z ulgą opuściła pomieszczenie. Był jednak dość zaskoczony. Wiedział, że Severus nie jest sprawiedliwym ani lubianym pedagogiem, jednak do tej pory nie zaniedbywał swoich obowiązków. Spóźnienia zdecydowanie nie były w jego stylu. Postanowił więc złożyć młodszemu mężczyźnie szybką wizytę. Wtedy wszystko się skomplikowało.

— Myśli pan, że to Sam Wiesz Kto go wezwał? — zapytała Minerwa, kiedy w czasie obiadu opowiedział jej o zniknięciu nauczyciela.

Albus powoli pokręcił głową.

— Nie, moja droga, nie sądzę. Severus nie zostawiłby jednego z bardziej niebezpiecznych eliksirów bez nadzoru. Zbyt dobrze wie, że spotkania mogą być raczej... długie. Myślę, że musiało się stać coś poważniejszego, co go zaskoczyło.

— Nie sądzi pan chyba, że ktoś go zaatakował? — zapytała szeptem. — Któryś z uczniów?!

Dyrektor westchnął.

— Nie chcę nic zakładać, ale obawiam się, że nie możemy tego wykluczyć. Poproszę kilku zaufanych nauczycieli o pomoc w przeszukaniu zamku, ale jeśli Severus się nie znajdzie, będziemy musieli powiadomić o jego zniknięciu uczniów i oczywiście ministerstwo.

Wzrok Minerwy automatycznie powędrował w kierunku tej okropnej kobiety, która z uśmiechem zbierała się właśnie do odejścia od stołu. Naprawdę nie miała pojęcia, kto uznał, że Dolores Umbridge jest dobrym materiałem na nauczycielkę. Osobiście nie spotkała jeszcze osoby z mniejszym powołaniem do tego zawodu; no, może oprócz Severusa.

— Myśli pan, że ona może mieć z tym coś wspólnego?

Albus pokręcił bezradnie głową.

— Naprawdę jest za wcześnie na wysnuwanie jakichkolwiek wniosków — stwierdził. — Wciąż jest możliwość, że Severus się odnajdzie i będzie potrafił nam racjonalnie wytłumaczyć swoje zniknięcie.

Dumbledore nie do końca jednak wierzył we własne słowa. Severus nigdy nie zostawiłby kociołka z tak groźnym eliksirem na ogniu, nawet gdyby został wezwany przez Voldemorta. Albus osobiście widział szkody, jakie wyrządził wybuch – jego profesor za bardzo cenił swój zbiór składników, by świadomie mu zagrozić. Nasuwał się więc tylko jeden logiczny wniosek – Severus nie opuścił swojego gabinetu dobrowolnie.

* * *

Tego wieczoru pokój wspólny Gryffindoru aż huczał od plotek. Zdawało się, że zebrali się wszyscy domownicy, których nagła nieobecność znienawidzonego nauczyciela wcale nie martwiła.

— Myślicie, że w końcu zrezygnował? — zapytał z nadzieją Lee Jordan.

— Wszyscy wiedzą, że od lat czaił się na posadę nauczyciela obrony — dodał Fred. — Może w końcu miał dość?

— Też bym się załamał, gdyby ktoś uznał, że Umbridge lepiej się nadaje na to stanowisko ode mnie — rzucił z uśmieszkiem George.

Ron prychnął.

— Jak dla mnie, mógł się nawet otruć własnym eliksirem, byle tylko nie wracał! — powiedział z niechęcią.

— No wiesz, Ron! — zawołała Hermiona. — On jest po naszej stronie — dodała przyciszonym głosem.

Chłopak wzruszył ramionami.

— Wciąż jest dupkiem i wcale nie będę żałował, jeśli się nie znajdzie, prawda, Harry? Harry!

Harry, który siedział obok niego na kanapie, zamrugał kilka razy, najwyraźniej wyrwany z głębokiego zamyślenia.

— Co mówiłeś? — zapytał, marszcząc brwi.

— Dobrze się czujesz, Harry? — wtrąciła się Hermiona, zanim Ron zdążył odpowiedzieć. — Nie wyglądasz najlepiej.

— To tylko ten głupi szlaban z Umbridge — odparł ze złością i odruchowo dotknął swojej obolałej ręki.

Hermiona spojrzała na niego z niepokojem.

— Musisz komuś powiedzieć, Harry! To, co robi ta kobieta jest nielegalne!

— Już ci powiedziałem, że nie pójdę do Dumbledore'a, więc możesz przestać drążyć temat — rzucił z irytacją chłopak i zacisnął zęby.

— To nie musi być Dumbledore — nalegała. — Jeśli nie chcesz z nim rozmawiać, to napisz do Łapy.

Jeśli Hermiona sądziła, że w ten sposób dotrze do swojego przyjaciela, to grubo się pomyliła. Harry wstał gwałtownie z kanapy ze wściekłą miną.

— Och tak! — warknął. — Bo kiedy ostatnim razem do niego napisałem, to naprawdę przejął się moimi problemami! Przejął się tak bardzo, że kazał mi więcej do niego nie pisać.

— Harry! Wiesz przecież, że to nie tak! — zawołała zdumiona.

— Po prostu trzymaj się od tego z daleka, Hermiono! — powiedział wściekle i, nie zważając na jej nawoływanie, ruszył do dormitorium.

Hermiona patrzyła za nim ze zszokowaną miną.

— To chyba mogło pójść lepiej — mruknął Ron.

Dziewczyna przeniosła na niego spojrzenie, a on odczuł dziwną ulgę, że najwyraźniej nie tylko jego martwi zachowanie Harry'ego.

— Nie wiedziałam, że jest taki zły na Syriusza — powiedziała cicho.

Ron wzruszył ramionami.

— Widziałaś jaki był na nas zły.

— Tak, ale... To Syriusz. Nie sądziłam, że Harry mógłby być na niego zły. Do tej pory zawsze go bronił, nawet kiedy robił coś głupiego. Wydaje mi się... Ron, wydaje mi się, że powinniśmy do niego napisać.

Chłopak spojrzał na nią, jakby kompletnie zwariowała.

— Masz pojęcie, jak Harry się wścieknie? — zapytał ironicznie.

Pokiwała powoli głową.

— Wiem — powiedziała, chociaż zabrzmiało to raczej niepewnie — ale on naprawdę potrzebuje teraz w swoim życiu dorosłego, który naprawdę się o niego troszczy. Jakoś nie sądzę, żeby lato z jego rodziną pomogło mu poradzić sobie z tym, co wydarzyło się w czerwcu.

— Ma nas! — odparł gwałtownie Ron.

— Oczywiście, że ma, ale to nie takie proste, Ron. Harry zawsze marzył o kimś, kto zastąpiłby mu postać rodzica. Jego relacja z Syriuszem jest inna niż nasza. Myślę, że jeśli miałby się przed kimś otworzyć, to bardziej prawdopodobne jest, że zrobi to przed nim.

— W dalszym ciągu będzie na nas wściekły. Na pewno tego chcesz? Dopiero co zaczął z nami rozmawiać, Hermiono.

Dziewczyna uniosła z frustracją ręce.

— Wiem! Przecież wiem! Ale widzisz jakieś inne wyjście? Ktoś musi się dowiedzieć o tych szlabanach!

Ron przetarł dłonią twarz.

— Może po prostu jeszcze się wstrzymajmy? Możemy przypilnować Harry'ego, żeby nie wpakował się w kolejny szlaban. Po prostu... Już wystarczająco go zawiedliśmy w lecie. Nie chcę zdradzać jego zaufania.

Hermiona przygryzła wargę, ale powoli pokiwała głową. Sama wciąż miała wyrzuty sumienia i aż za dobrze wiedziała, że ich relacja z Harrym nie wygląda najlepiej. Wysłanie listu do Syriusza za jego plecami, kiedy wyraźnie nie chciał rozmawiać z ojcem chrzestnym, faktycznie wydawało się zdradą zaufania, które i tak zostało zdradzone wystarczająco dużo razy w ciągu ostatnich miesięcy.

— Podejrzewam, że możemy trochę z tym poczekać — przyznała niepewnie. — Po prostu się o niego martwię. Wiesz, jaki jest Harry. Nie powie nam, że coś go martwi, dopóki nie zacznie go to doprowadzać do szaleństwa. Tak jak z tym szlabanem. Nie mielibyśmy pojęcia, gdybyś nie zobaczył jego dłoni. Zresztą, nie chodzi już nawet o Umbridge.

— Sama Wiesz Kto — domyślił się Ron.

— To oczywiste, że go to martwi — odparła, kiwając głową. — Widziałeś, jak przegląda Proroka codziennie przy śniadaniu?

— W tej głupiej gazecie nie ma nic pożytecznego — rzucił z irytacją.

— Po prostu, no wiesz, miejmy na niego oko — powiedziała po chwili Hermiona. — Myślę, że on naprawdę przechodzi teraz trudny okres.

Ron pokiwał głową, lecz jednocześnie nie mógł pozbyć się uczucia, że umyka im coś niezwykle ważnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro