Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Rebeca

Obudziłam się rano zła, że budzik dzwoni tak wcześnie. Jest dopiero siódma trzydzieści. Jest weekend, a ja nawet nie mogę się wyspać. To chore.

Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki dokładnie myjąc całe ciało. Nie chcę by tata wyczuł na mnie zapach Jeffa.

Po prysznicu ubrałam się w białą spódniczkę i różową bluzkę z jednorożcem. Zaplotłam swoje długie czarne włosy w warkocz, umyłam zęby i westchnęłam na swoje odbicie w lustrze.

Nie lubię rozmawiać z tatą po tym jak złamię jego zasadę. Zawsze wtedy jego oczy ciemnieją, a ton jest zimny. Zwykle też używa głosu alfy, ale nie po to by mi rozkazywać, tylko dlatego, że jest wściekły.

Z zrezygnowaną miną ruszyłam w stronę jego gabinetu. Równo o ósmej weszłam tam nie pukając czego od razu pożałowałam.

Moja mama siedziała na biurku, a tata trzymał ręce pod jej bluzką zachłannie całując.

- Przepraszam!- krzyknęłam wychodząc i trzaskając drzwiami. Dlaczego oni zawsze nie mogą się opanować i oszczędzać swoim dzieciom widoku. Przecież będą mieć całą noc dla siebie.

Po pięciu minutach drzwi otworzyła mama z wielkim uśmiechem na ustach.

- Dzisiaj przyjedzie wujek Niall z swoją żoną by was pilnować- powiedziała tak, jakby przed chwilą wcale jej nie przyłapałam na mizianiu się z ojcem.

- Okej- mruknęłam. Ominęłam ją wchodząc do środka. Kiedy zamknęła za mną drzwi tata rzucił mi rozdrażnione spojrzenie. No pewnie, bo to moja wina, że mu przerwałam igraszki z mamą.

- Siadaj- mruknął jak obrażone dziecko.

...

Po godzinie wyszłam z tej cholernej klatki lwa. Normalnie myślałam, że mi bębenki pękną jak krzyczał. Dostałam szlaban na dwa tygodnie. Plus do tego muszę umyć strych. Skąd on cholera wziął taki głupi pomysł. Przecież to gówno nie było sprzątane od wieków. Jest tam pełno robali, których nienawidzę. Ohyda.

Od razu poszłam do kuchni gdzie mama smarowała naleśniki nutellą, której bardzo nie lubię.

- Wiesz, że czekolada tuczy?- spytałam ją.

- To dla twoich braci. Dzięki kochanie, że uświadomiłaś mi mój brzuszek, ale mam lustro w pokoju.

- Masz coś dla mnie?- spytałam.

- W lodówce jest sałatka. Tylko nie zjedz całej, bo też mam na nią ochotę.

- Oki- wyjęłam miskę z lodówki.

- Idiota jest bardzo zdenerwowany?- spytała przerywając smarowanie i spojrzała na mnie.

- Jeśli uznać za bardzo to, że prawie wyszedł z niego wilk to tak.

Mama już miała mi odpowiedzieć, kiedy nagle przerwało nam wtargnięcie do domu strażnika.

- Buntownicy atakują!- krzyknął.

Otworzyłam szerzej oczy nie wierząc w jego słowa. Jeffery nie był by przecież taki głupi by to zrobić. Chyba, że przeceniłam jego mądrość.

Z szoku wyrwało mnie groźne warknięcie taty, który właśnie wyszedł z biura.

- Zbierz wojowników. Macie mi przynieść żywego gówniarza, który udaje alfę.

- Jak to udaje?- spytałam jeszcze bardziej zdziwiona.

- Nie teraz księżniczko- olał mnie podchodząc do mamy i dając jej szybkiego, mocnego całusa- Pilnuj dzieci mała, zaraz wracam- wydyszał jej w usta, po czym wybiegł z domu za strażnikiem przemieniając się po drodze w czarnego, dużego wilka.

Spojrzałam na mamę, która widząc moją minę od razu zrozumiała co chcę zrobić. Zanim zdążyła mnie powstrzymać, wybiegłam na zewnątrz uwalniając z siebie białą wilczycę z czarnymi łapami i pyskiem. Zabiję tego dupka jeśli się okaże, że to on. Jak może być takim głupcem?

Warknęłam wkurzona i przyśpieszyłam ruchy łap. Po chwili znalazłam się na polanie, gdzie rozgrywała się ta cała bitwa. I cholera oczom nie wierzę. Zrobił to.

Jego stado atakuje moje. Skąd to rozpoznałam? Łatwo wyczuć jego zapach wśród nich. Buntownicy odznaczają się tym, że podczas bitwy, są przesiąknięci zapachem alfy, by w razie czego to na niego spadło oskarżenie. Tchórze.

Ale Jeffa nie mogę inaczej też nazwać. Jestem ciekawa, gdzie się podziewa ten dupek, kiedy jego stado walczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro