Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Rebeka

- Co ty tu robisz dzieciaku?!- krzyknęłam wściekła. Naprawdę za nim nie przepadam.

-  Szukasz przeznaczonego- walną prosto z mostu.

- Że co?! Skąd niby ten durnowaty pomysł.- zacisnęłam ręce w pięści.

- No wiesz. Chodzisz po lesie sama wymykając się z domu- zrobił pauzę marszcząc brwi- Czekaj, a czy ty czasami już go nie znalazłaś i kryjesz go?- spytał dumnie wypinając pierś jakby conajmniej Amerykę odkrył. Idiota.

- Nie szukam bratniej duszy palancie. Wynocha z mojego pokoju!

- To po co niby chodzisz do lasu?- wstał z łóżka.

- Ćwiczę.

- Ta jasne- prychną.

- Won mi stąd.

- Ale jesteś miła siostrzyczko.

- Ja mówię poważnie Brian, wynocha!

- Pamiętaj, że jak stracisz dziewictwo zabiję bydlaka, który ci je odebrał.

Chwyciłam za poduszkę z łóżka i rzuciłam nią w niego. Ma dopiero czternaście lat, a już jest zboczony. W jego pokoju wiszą plakaty z skąpo ubranymi kobietami.

- Powiedziałam, że masz odejść!

Wyszedł posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie. Jak ja go nienawidzę. Zamknęłam drzwi i zdenerwowana siadłam ma łóżku oddychając głośno.

Od urodzenia tego bałwana go nie cierpiałam. Zawsze wtykał nos w nieswoje sprawy i skarżył tacie. Głupek.

Nagle usłyszałam stukot w okno. Obróciłam głowę i o mało co zawału nie dostałam widząc uśmiechniętą mordę Jeffa.

Szybko podeszłam otwierając okno.

- Co ty wyprawiasz?! Ktoś cię mógł zauważyć!- krzyknęłam szeptem, wpuszczając go do środka.

- Mam wprawę w skradaniu się małpko- powiedział skradając mi szybkiego buziaka.- Pięknie wyglądasz prawie naga. Masz coś pod tym ręcznikiem?- spytał wsuwając rękę pod materiał i kładąc ją na moim pośladku.

- Pedofil- plasnęłam go w policzek odchodząc. Wzięłam piżamę z szafy. Przebrałam się szybko w łazience ogarniając przy okazji włosy. Po wyjściu zastałam tego dupka przy komodzie przeglądającego moją bieliznę. Odchrząknęłam zakładając ręce na biodrach.

- Lubisz różowy?- spytał wyciągając koronkowe, pudrowo-różowe majtki.

- A ty lubisz grzebać w nie swoich rzeczach?

- To co moje jest i twoje- uśmiechną się.

- Ale to co moje nie jest twoje, więc z łaski swojej zostaw moje ubrania.

- Nie jestem łaskawy małpko. Raczej brutalny- zostawił moją bieliznę podchodząc do mnie i gwałtownie popychając na łóżku.

- Ał- jęknęłam.

- Wolałem cię w ręczniku- mrukną zawisając nade mną- Chociaż ta piżamka jest bardzo przekonująca.

Miałam na sobie różowy komplet w lody.

- Ale zdecydowanie jest jej za dużo.

- Wolałbyś żebym spała w bieliźnie?- parsknęłam.

- Bez niej. Nago. Wtulona we mnie. Może być na łyżeczkę.- schował głowę w moją szyję zaciągając się.

- Pięknie pachniesz.

- Mam lawendowe mydło.

- Mhm- westchną sunąc ustami po obojczyku. - Daj się oznaczyć- wymruczał zmysłowo ręką głaszcząc moje ramię

- Nie.

- Jesteś taka piękna- powoli się na mnie położył, uwalniając rękę, którą się podpierał. Sapnęłam czując jego twardego kolegę wbijającego się w mój brzuch- Chciałbym cię teraz bzyknąć.

- Dupek- spróbowałam się wysunąć z pod niego.

- Dupka- położył dłoń na moim pośladku mocno go ściskając.

- Zejdź ze mnie. Jesteś ciężki.

- To wilk- z powrotem uniósł się na rękach. Korzystając z okazji z całych sił odepchnęłam go tak, że spadł z łóżka.

- Ej kochanie. Nie tak ostro- uniósł ręce w obronnym geście- Przecież nic nie zrobiłem żebyś mnie odpychała. Chyba że śmierdzę.

- Masz cudowny zapach, ale nie przestrzegasz mojej przestrzeni osobistej- uniosłam się na łokciach.

- Bo nie muszę- podszedł do okna grzebiąc w kieszeni- Chcesz?- spytał wyciągając przede mnie dłoń z paczką papierosów.

- Fuj! Zabieraj to ode mnie.

- Nie to nie- wzruszył ramionami wyciągając jednego papierosa i zapalając go.

- Oszalałeś!- krzyknęłam podbiegając do niego. Wyrwałam mu go z ręki wyrzucając na zewnątrz- Ja nie pale! Jakby ktoś wyczuł tu dym od razu by się skapnęli, że ktoś tu był.

- Dramatyzujesz- przekręcił oczami chwytając mój podbródek- Przyznaj się że po prostu martwisz się o moje zdrowie małpeczko- zanim zdążyłam odpowiedzieć mocno pocałował mnie w usta- Mmm, smaczna jesteś- zamruczał liżąc moje wargi.

- Ble, obleśny jesteś- wytarłam je ręką.

- Nie prawda. Jestem słodki- wydął usta.

- I obleśny- pokazałam mu język.

- Mam ochotę cię całą wylizać małpko.- chwycił mnie za ramiona.

- Nie próbuj nawet!- zagroziłam mu palcem. Nic sobie z tego nie zrobił liżąc mój policzek. Ratunku!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro