Rozdział 22
Robeca
Po swoich słowach od razu zaczął działać. Wpił się mocno w moje usta wpychając mi język do buzi. Ręce ułożył na moich biodrach, by po chwili przenieść je na pośladki.
Zachowuje się jak narwany pies. Wszystkie jego ruchy są zdecydowane i szybkie, jakby już od dawna to planował.
- Zwolnij dupku- jęczę, kiedy czuję jego palce w moim wnętrzu, którymi szybko porusza.
- Jesteś taka pyszna małpeczko- warczy przygryzając mój sutek, a ja odpływam za sprawą jego cudnych, długich palców- Kochanie to jeszcze nie koniec- uśmiecha się, kiedy widzi, jak opadam wykończona na łóżko.
- Jeffery ty chyba nie myślisz, że mam dość?- pytam- Nadal jestem dziewicą.
- Nie na długo skarbie- przejeżdża ręką po moim udzie.
- Ale tym razem zrób to wolniej.
- Im szybciej tym mniej bólu. To jak odklejanie plastra.
- Nam nie jest potrzebny plaster. Szybko się regenerujemy.
- Oj tam. Wymądrzasz się- pocałował mój nos
- I kto to mówi panie szybciej lepiej.
- Małpeczko zawsze tyle gadasz przed seksem?
- Nie mówię dużo- zmarszczyłam brwi.
- Nie w ogóle- powiedział z sarkazmem.
- Okej, zamknij się i działaj.
- Ja bym to raczej powiedział, żebyś otworzyła a nie zamknęła przede mną uda, ale to już jest zrobione- przejechał swoim mokrym językiem po moim czole.
- Możesz najpierw mnie wypieprzysz, a potem wyliżesz?- stęknęłam. Nie mam cierpliwości już do tego człowieko-psa.
- Moja malutka niecierpliwa małpka- mruknął.
- Jeffery no. Rusz tym swoim gorylem i w końcu zacznij coś robić!- krzyczę na niego.
- Ależ ja cały czas coś robię- burkną chwytając ręką moją pierś.
- Ale nie to co trzeba.
- A co trzeba?- spojrzał mi w oczy, a ja się zaczerwieniłam.
- No wiesz- nagle się zmieszałam.
- Powiedz czego chcesz- zrobił wredny uśmiech dalej bawiąc się moją piersią.
- Nie powiem. Po prostu to zrób.
- Co?
- Domyśl się geniuszu.
- Chcesz żebym wszedł w ciebie moim pięknym, dużym gorylem, który dla ciebie stoi teraz na baczność gotowy do rozkazu, którego ty się boisz powiedzieć?
- Tak.
- Ale on nie zrobi tego, jak mu nie powiesz.
- Jesteś denerwujący dupku.
- Oj daj już spokój skarbie. Wystarczy że ładnie poprosisz bym w ciebie wszedł.
- No chyba cię porąbało! Ja nie będę cię o nic prosić. To ty chciałeś tego a nie ja.
- Przed chwilą ty chciałaś- nachmurzył się
- No i? Ty byłeś pierwszy. Więc mnie proś jak chcesz, bo inaczej z seksu nici- odsunęłam się od niego.
- Rebeca wracaj tym seksownym ciałkiem pod moje natychmiast- warczy patrząc na mnie wściekły. Zaśmiałam się.
- A ładne słowo?- pytam.
- Zrobisz to albo cię tak wypieprzę, że cholera nawet się ruszyć nie będziesz mogła.
- I to ma być groźba? Brzmi jak zachęta- prychnęłam.
- Jak chcesz małpko. Chodź tu- wyciąga do mnie rękę.
- Nie- macham głową.
- Tak!
- Nie- zakładam ręce ma piersi, co powoduje, że wzrok Jeffa od razu z mojej twarzy schodzi na mój biust.
- Liczę do trzech. Jeśli tu nie wrócisz możesz już tylko pomarzyć o tym, że wypuszczę cię z tego pokoju do końca życia.
- Co?
- To.
- Przesadzasz mój drogi- macham mu palcem przed twarzą.
- Mniam- chwyta moją dłoń wkładając do buzi mój biedny palec i wylizuje go.
Co z nim jest nie tak?
- E. Jeffery- pytam niepewnie- Na pewno nie jesteś kanibalem?
- Małpko ja wolę ci coś włożyć niż zabrać- przejeżdża ustami wzdłuż mojej ręki i ciągnie mnie za nią do siebie.
- Jesteś niemożliwy- śmieję się kiedy liże mnie pod brodą.
- Jeszcze nawet nie przekonałaś się co mam zamiar zrobić tej nocy, a już komentujesz- chwyta moją stopę oczywiście śliniąc ją. Wybucham mocnym śmiechem, od którego oczy mi łazwią.
- Jeffy ja mam gilgotki!- krzyczę.
- Śmiech to zdrowie skarbie.
- Zaraz zamieni się w podbite oko jak nie przestaniesz- na moje słowa zrobił minę dziecka, któremu zabrano zabawkę- Oj, jakiś ty biedny- skomentowałam.
- Pociesz mnie- jego oczy zaświeciły dziwnym blaskiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro