Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Jeff (dupek)

Byliśmy w moim domu głównym dopiero dwie minuty, a już miałem ochotę wszystkich zabić.
Wszyscy się gapili na moją małpkę. I że niby ci debile tak nagle zainteresowali się swoją luną.

- Idziemy do mojego gabinetu. Jutro cię przedstawię- mruczę do ucha Rebeci, biorąc ją za rękę i prowadząc w stronę ciemno brązowych drzwi.

- Jesteś strasznie spięty. Coś się stało?- pyta, kiedy zamykam za nami drzwi.

- Wszyscy faceci się na ciebie gapili- warczę przyciskając ją do ściany.

- Bo jestem z innego stada.

- I co z tego. Nie mieli prawa tego robić. Powinienem ich za to ukarać.

- Przesadzasz- odpycha mnie od siebie.

- Nie. Cholera. Mam ochotę cię zamknąć w mojej sypialni i nie wypuszczać.

- Wiesz co ty się lepiej zajmij papierami.

- Co?- nie rozumiem jej.

- To- wskazuje ręką stertę kartek na moim biurku.

Ruszam w jego kierunku.

- Nienawidzę tego. Codziennie muszę czytać te całe sterty. To jest nudne.

- Mogę ci pomóc- proponuje.

- A robiłaś to już kiedyś?- pytam.

- Tata mnie uczył.

- Okej. To chodź- siadam na fotelu i klepię się po nodze, zachęcając by usiadła.

- A nie masz drugiego krzesła?

- Wolę cię na moich kolanach małpko.

- Będzie niewygodnie.

- Nie grymaś tylko siadaj.

Rebeca

Po około godzinie papiery zniknęły, a my mogliśmy na reszcie odpocząć.

Jeff zaprowadził mnie do swojej sypialni, oczywiście po drodze powarkując na każdego, kto spróbował na mnie spojrzeć.

- Oznaczyłeś teren?- pytam.

- Co?- patrzy na mnie marszcząc czoło.

- No wiesz. Czy siusiałeś w każdy kąt tego pokoju.

- Nie! Zwariowałaś? Skąd ci ten pomysł wpadł do głowy.

- Jesteś taki zaborczy, to pomyślałam, że o pokój też się tak troszczysz- prychnęłam.

- Nie jestem zaborczy- mówi patrząc na podłogę.

- Nie w ogóle. Ale warczysz na każdego.

- Jestem alfą.

- To nie ma znaczenia. Powinieneś się lepiej zachowywać.

- Mogę robić co chcę.

- Ugh. Jesteś strasznym dupkiem.

- Przestań z tym dupkiem małpko. To dziecinne.

- To ty przestań z tą małpką.

- Ale ty jesteś moją malutką małpką.

- Malutką?!- krzyczę wymachując rękami.

- Tak- klepie mnie po głowie.

- Zabieraj tą łapę bo cię walnę- mówię, chwytając jego rękę, a on zaczyna się śmiać- Jesteś głupi- obracam się od niego podchodząc do okna i wyglądając na zewnątrz.

- Oj małpko nie obrażaj się- szepcze mi do ucha owijając mnie od tyłu ramionami.

- To nie dawaj mi do tego powodów dupku. To nie moja wina że jestem taka niska.

- Przez to przynajmniej jesteś słodka- całuje moją szyję.

- Przynajmniej?- mrużę oczy.

- No tak.

- Dupek.

- Mówiłaś już to dzisiaj chyba z tysiąc razy.

- To będzie tysiąc jeden. Jesteś strasznym dupkiem.

- A ty seksowną laseczką.

- Jeszcze czego.

- Chcę cię w moim łóżku. Zapraszam- wskazuje ręką drogę do niego.

- Najpierw chcę się umyć. I nie wzięłam piżamy.

- To nie problem. Przy mnie możesz spać nago.

- Pomarzyć sobie możesz. Daj mi jakąś koszulkę i spodenki.

- Włączył ci się tryb księżniczkowania. Zapomniałaś użyć ładnych słów.

- Mam cię błagać na kolanach?

- Robiąc mi loda? Tak poproszę.

- Masz sprawne ręce. Poradzisz sobie z gorylem- podeszłam do szafy i sama sobie wzięłam jego czarną koszulkę i spodenki.

- Jesteś moim strasznie chciwym gościem małpko. Tak bez pytania?

- Sam mówiłeś że dom to miejsce gdzie jesteśmy razem, więc zamknij się dupku.

- To co ty na to by łazienka teraz stała się naszym domem?

- Nie będę się z tobą myć. Wybij to sobie z głowy.

- Jesteś okrutna.

- Trudno- powiedziałam wchodząc do łazienki i zamykając drzwi na klucz.

Po umyciu się wyszłam z łazienki ubrana w "piżamę". Jeff leży rozłożony na łóżku i klika coś na telefonie.

- Łazienka wolna- mówię, siadając na łóżku.

- Nareszcie. Ile można się myć?- pyta odrywając wzrok od komórki i patrząc na mnie.

- Nie przesadzaj.

- Jakże bym śmiał. Ale pokażę ci małpko mistrza w szybkim myciu się- mruknął do mnie, wziął spodenki z szafy i znikną za drzwiami łazienki.

- Dupek- mruknęłam. Położyłam się i przykryłam czarną kołdrą.

Po dwóch minutach do pokoju wrócił Jeffery z wielkim uśmiechem na ustach.

- Co się tak szczerzysz?- pytam.

- Pobiłem cię o równe pięćdziesiąt osiem minut.

- To nie był konkurs. Przestań zachowywać się jak dziecko- spojrzałam na niego mrużąc oczy.

- Kobiety to zawsze umieją zepsuć zabawę- mruczy pod nosem kładąc się i wyłączając lampkę nocną.

- Serio jesteś już strasznie irytujący.

- To dlatego że za niedługo pęłnia, a przez twojego tatusia nie będę mieć z tobą teraz dzidziusia.

- I tak nie będziemy mieć dzidziusia.

- Będziemy.

- Nie. Nie kłóć się i daj mi spać- zwijam się w kulkę ziewając.

- Dobrze. Ale i tak wygrałem z dzidziusiem.

- Zamknij się no! Zmęczona jestem!- krzyczę obracając się w jego stroną i bijąc go pięścią w brzuch.

- Ał- jęczy.

Po chwili czuję jak owija mnie ramionami i przyciąga do siebie. Układam się wygodniej na jego torsie. Szybko zasypiam czując jego obezwładniający zapach

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro