Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niezbędnik fanfikopisarza: stwórzmy fabułę

(© http://faqy.deviantart.com/art/Severus-Snape-547481848)

  Serwus, kochani! Nastała kolejna niedziela, a ja kolejny raz piszę Zbrodnie na ostatnią chwilę, bo jakże by inaczej – na co komu organizowanie się w środku tygodnia, prawda? Ale dobrze, dość o mnie, jeszcze zacznę tu prowadzić pamiętniczek. Dziś zajmiemy się drugą częścią niezbędnika fanfikopisarza (zmieniłam tytuł, ten jakoś bardziej mi odpowiada), zatem przygotujcie pergaminy, a pióra dobrze umaczajcie w atramencie i bierzmy się do roboty! 

W zeszłym tygodniu, z największą starannością!, stworzyliśmy naszą główną bohaterkę, zatem teraz wypadałoby wybrać dla niej najbardziej odpowiednią ścieżkę fabularną. Zaczniemy od tej najważniejszej w dziejach potterowskiego fandomu, jest to ścieżka, którą każdy autor musi podążyć choć raz w trakcie swojej pisarskiej kariery. Córka Voldemorta to definicja klasyki. Tutaj można popisać się oryginalnością i pójść w parę różnych stron, z czego najbardziej pożądanymi byłyby trzy główne: dark!bohaterka przyjeżdża do Hogwartu na swój pierwszy i ostatni rok nauki (zostaje zapisana jedynie na siódmy rok, czego uzasadniać pod żadnym pozorem nie musicie), a cała szkoła doskonale zna jej tożsamość, wie, kim jest, jak potężną magią włada, a sama zainteresowana podbija serca uczniów albo szturmem bierze je w posiadanie, interpretacja dowolna. Druga możliwość wygląda nieco inaczej: w przepowiedni Trelawney nie było mowy o Voldemorcie, a właśnie o jego córce. Dumbledore i Potter nigdy tego nie rozgryźli, dlatego kiedy dochodzi do Bitwy o Hogwart, a Harry zmartwychwstaje, musi stawić czoła nie swojemu odwiecznemu wrogowi, a komuś, na starcie z kim nigdy nie mógł być przygotowany. Po bardzo efektownym, zajmującym jedną linijkę opisie starcia córki Voldemorta z Harrym następuje rozwinięcie dystopicznej wizji świata czarodziejów – torturowanie każdego, kto się nawinie, mordowanie mugoli, zapinanie w kajdany szlam, co tylko sobie wymarzycie. Trzecim sposobem na realizacje fabuły z córką Voldemorta jest zwrot akcji pod tytułem „niespodziewana adopcja". Wasza bohaterka dotychczas żyła zwykłym życiem przeciętnej nastolatki: szkoła, wakacje, sprzeczki z rodzicami, wypady na imprezki do znajomych, znowu szkoła. Jednak jeżeli gdzieś między kolejnym powtórzeniem tej rutyny wpleść informację o adopcji naszej bohaterki, ohoho, tutaj zaczyna się dziać! Wtedy nie dość, że nasze dziewczę żyło jako mugolak, przy każdej okazji wyszydzane przez czystokrwistych Ślizgonów, to jeszcze zostało okłamane przez adopcyjnych rodziców, których dokładnie w tym momencie postanawia znienawidzić, co wiąże się z opuszczeniem domu rodzinnego. W wyniku różnych czynników córka Voldemorta, od teraz całym sercem wyznająca idee ukochanego ojca, przeprowadza się do rezydencji Malfoyów, gdzie wreszcie może flirtować z godnym jej ręki młodzieńcem o odpowiednim statusie. Prawda, że brzmi przeciekawie? Też tak uważam! Ale, ale, moment: jeżeli podejmiecie się akurat tego ambitnego tematu, niezależnie którą opcję wybierzecie, musicie pamiętać o paru szalenie istotnych rzeczach: pierworodna najpotężniejszego czarnoksiężnika w dziejach ludzkości po prostu musi być albo równie potężna co on, albo bardziej (lepiej wybrać to drugie, wtedy czytelnicy aż wyskoczą z butów, tak ich zaskoczycie), a sam tatuś powinien się swojej córci wręcz bać, w końcu tylko ona jest na tyle silna, by go zniszczyć, czego rzecz jasna nie mógł przewidzieć, kiedy wskakiwał do łóżka z wniebowziętą Bellatriks. Ale skoro jest taki głupi i brzydki, to w sumie mu się należało.

  Ale zostawmy już tę córkę Voldemorta, teraz czas na coś mniej mrocznego. Transfer do Hogwartu umożliwia autorom wykorzystania masy zagrań, które wcześniej były sprzeczne z kanonem. Przykłady? Ależ proszę. Chcecie, żeby na początku opowiadania wasza bohaterka pierwszy raz postawiła stopę w Hogwarcie, ale zarazem zrobiła to na roku od piątego wzwyż? Chcecie, żeby poszła w nieznane, znalazła się w zupełnie nowym, obcym miejscu, niekoniecznie przychylnie do niej nastawionym, żeby musiała się odnaleźć pośród tych wszystkich podziałów uczniowskich, żeby swoją świeżością zainteresowała najprzystojniejszych, najpopularniejszych chłopców w całym Hogwarcie? Transfer to idealny środek, żeby to osiągnąć. Przecież nie istnieje coś takiego jak nauczanie w domu, przez rodziców czy prywatnych nauczycieli, to zupełnie passe. Najbardziej pożądany jest transfer z Beauxbatons do Hogwartu, rzadziej z Durmstrangu, jednak – co szalenie ważne! – nigdy, przenigdy nie przenosi się ucznia z Hogwartu do którejś z innych istniejących szkół, a już na pewno nie takiej waszego autorstwa. Gdybyście chcieli opisywać nową szkołę oczami hogwartczanki, musielibyście się tak napracować, wymyślić, jak w innych krajach wygląda przydział (też mają domy, a może zwykłe mugolskie klasy?), stworzyć gamę nowych bohaterów (uczniów i profesorów), zamiast gwałcić kanoniczny charakter tych istniejących, mówię wam, to się nie opłaca. Za dużo zachodu.

Poczytne okazują się też fanfiki, w których główna bohaterka zostaje przymuszona do dołączenia do kręgu śmierciożerców. Jej rodzice to prawdziwi fanatycy Voldemorta, matka w tajemnicy pisze romanse ze swoim alter ego i Thomasem Riddleem (zmieniła nieco imię i nazwisko, żeby nikt się nie połapał!), a ojciec marzy o własnym bromansie z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem świata, zatem oboje pchają córcię prosto w łapska Voldemorta, który inicjuje zbuntowane dziewczę, a także oznacza ją Mrocznym Znakiem, zupełnie nie zastanawiając się nad tym, czy aby na pewno jest to najlepszy pomysł. Na całe szczęście autorzy są wszechmogący, paroma stuknięciami w klawiaturę mogą ogłupić, kogo trzeba, żeby opowiadanie trzymało się kupy, nieważne, jak grubymi nićmi może być szyte – zatem Voldek radośnie przeprowadza inicjację, a zbuntowana bohaterka nigdy nie szuka wyjścia z tej sytuacji, a już na pewno nie poradzi się Dumbledore'a, co też począć, w wypadku gdyby Voldemort żądał od niej zabicia go czy czegoś tam. Skoro już wiemy, że nasza bohaterka dostanie bardzo ważne zadanie do wykonania, bywa różnie: możecie przymusić ją do pomagania Draconowi Malfoyowi w jego morderczym queście, a możecie wysłać ją na samodzielną misję, coby ostatecznie zgarnęła wszystkie należne jej laury. Przy tym typie fabuły bardzo ważne jest utrzymywanie stałego kontaktu z Voldemortem poprzez spotkania we Wrzeszczącej Chacie albo rezydencji Malfoyów, ciągły konflikt i burzliwa relacja z Draconem, który jest często potrzebny do wykonania misji, a także do rozdziewiczenia naszej zagubionej bohaterki i uświadczenia w przekonaniu, że Dumbel i jego cytrynowe dropsy muszą zostać zmiecione z powierzchni ziemi.

Jeżeli wolicie rywalizację i mocne emocje, wybierzcie fabułę krążącą wokół szkolnych rozgrywek quidditcha. Ogłoszenie nowego kapitana, którym zostanie – rzecz jasna – wasza bohaterka, nabory do drużyny, przeżywanie najświeższych ploteczek z życia przeciwników, próby rozgryzienia albo nawet wykradania strategii innych drużyn, a wreszcie długo wyczekiwane mecze. Podczas nich możecie z zamiłowaniem opisywać zwody Wrońskiego, faule, brutalne zagrania pałkarzy, zawistne tłuczki i diabelnie szybkie znicze. Co w międzyczasie, kiedy wyczerpiecie wszystkie pomysły na sportowe życie waszych bohaterów? Ano romans, romans i jeszcze raz romans. W drużynie wszyscy się lubią, niektórzy aż za bardzo, a inni wybierają miłość zakazaną – znów, niczym w szekspirowskim dramacie, kochankowie z dwóch przeciwnych drużyn, Gryffindoru i Slytherinu...!

A może chcecie napisać coś, co zaskoczy wszystkich bez wyjątku? W takim razie spróbujcie wymyślić sposób na skopanie kwilących w kąciku resztek dogorywającego kanonu. Świetnym przykładem byłoby przeniesienie danej postaci z jednego domu do drugiego. Gryfonka zmuszona do odnalezienia się w zupełnie nowym, nieprzychylnym środowisku, dzień w dzień znosząca utyskiwania ze strony Ślizgonów, to jest TO, moi drodzy. W ten sposób nie będziecie musieli się martwić tym, że wybranek serca waszej bohaterki znajduje się tak daleko, że między jednym pokojem wspólnym a drugim brak już schowków na miotły, w których mogliby się tu i ówdzie pouciskać, Jest to też świetny sposób na rozwiązanie autorskiego problemu, powodu nagłej utraty weny, jakim jest znudzenie się danym domem. Gryfonka najpierw wydawała się fajna, w końcu można razem z wszystkimi dookoła obrażać Ślizgonów, a jakby tak zachować gryfońskie atuty, równocześnie zgarniając punkty dla Ślizgonów? Przecież to byłoby opowiadanie przepełnione konfliktem z każdej strony – bohaterka znienawidzona przez Gryfonów, których musiała lub chciała opuścić, a także niezaakceptowana przez Ślizgonów ze względu na jej poprzedni przydział? Och, otwiera się przed wami tyle wspaniałych możliwości!

Aranżowane małżeństwo też może okazać się wspaniałym sposobem na dodanie odrobiny oryginalności do waszego romansu. Z nienawiści do miłości – tym się kierujcie. Do przedwczesnego małżeństwa przymuszajcie jedynie postacie skrajnie od siebie różne, czyli buntowniczkę, która wyrzeka się wierzeń konserwatywnej rodziny i gardzi Voldemortem, z chłopakiem pochodzącym z jednego z rodów o najczystszym, wręcz nieskazitelnym pochodzeniu, z młodocianym śmierciożercą i tępicielem szlam. Dzięki tak wielu wewnętrznym sprzeciwom, szeroko pojętej niekompatybilności i niesprawiedliwości świata stworzycie opowiadanie pełne konfliktów, a zarazem nieprzewidywalne – bo kto spodziewałby się, że postacie, które tak bardzo się nie cierpią, ostatecznie zapałają do siebie nawzajem uczuciem?

Macie ochotę na coś odrobinkę szalonego? Proponuję podróże w czasie. Chcecie, żeby wasza bohaterka rozkochała w sobie największego don żuana, jakiego Hogwart widział, ale zarazem odrzuca was wizja całkiem typowego romansu? Zatem dostarczcie waszej dziewoi zmieniacz czasu, niech się nim trochę pobawi, poobraca co trzeba, ile trzeba, a wreszcie bum! W Erze Huncwotów pozwólcie ciekawskiej doświadczyć przeszłości, a na dzień przed powrotem do teraźniejszości postawcie na jej drodze łamacza niewieścich serc oraz sprawcie, że po gorących pocałunkach wasza bohaterka porządnie zastanowi się, zanim znów postanowi wrócić do przyjaciół i rodziny. Jedno jest pewne: nigdy nie dawajcie jej zmartwień krążących wokół tego, czy aby przypadkiem spowodowała jakieś trwałe, poważne zmiany w teraźniejszości, czy może przez jej szalony romansik z Syriuszem czy innym przystojniakiem nie wpłynęła na wydarzenia z przyszłości, które zaważą na czymś tak nieistotnym jak wygrana z Voldemortem. No kto by się tym przejmował? Nikt, czytelnika też coś takiego nie zainteresuje, wierzcie mi. Natomiast tęsknota za pozostawionymi za sobą bliskimi nigdy nie może być za duża – jeszcze wtedy ktoś zarzuciłby wam, że siłą imperatywu narracyjnego przymuszacie bohaterkę do pozostania w przeszłości, chociaż zupełnie nie pasuje to do jej usposobienia i pragnień.

Dobrze, kochani, opracowaliśmy najważniejsze zagadnienia wyboru najodpowiedniejszej dla was fabuły. Mimo wszystko za pół darmo dorzucę jeszcze gratisa: na jakie sposoby najlepiej posuwać akcję do przodu? Jedno słowo: szlabany. Mnóstwo szlabanów. Róbcie wszystko, żeby wasi bohaterowie wspólnie wylądowali na morderczych pracach u Filcha. Z kolei na piątym piętrze w Hogwarcie znajduje się coś wspaniałego – łazienka prefektów. Co prawda trzeba znać hasło, by się do niej dostać, jednak czego się nie robi, żeby tylko jedna postać wparowała do środka podczas kąpieli tej drugiej? Nikt tego nie ukartował, a już na pewno nie autorzy, te niewiniątka. Kontuzje, wypadki, wybity ząb, poważniejsze zranienia – doznane podczas rozgrywek quidditcha albo pojedynkowania się z arcywrogiem – są idealnym pretekstem do tego, by ukochany wreszcie pokazał bohaterce, jak bardzo mu na niej zależy, jak bardzo się o nią martwił. Skrzydło szpitalne, po szybkim pozbyciu się pani Pomfrey, to oryginalne miejsce na pierwsze zwierzenia i uchylenie rąbka tajemnic skrywanych głęboko w serduszkach. Pokój Życzeń jak i wspólne dormitoria dla prefektów, naczelnych czy nie, to niedoceniana, dobra taktyka, by bohaterowie wreszcie mogli posunąć się o jeden krok dalej, nie poprzestać na pocałunkach i nieśmiałej eksploracji własnych ciał. Mimo wszystko bezpieczniejszy jest jednak Pokój Życzeń, przecież na następny dzień obudzi ukochanych zapachem eliksiru „dzień po". Przyda się, prawda?... Chyba że... Chyba że... Czyżbyście planowali Ciążę Wieczystą?! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro