Marginalizacja przeżyć Ginny
(© http://natello.deviantart.com/art/The-nightmare-570019029)
Siemaneczko! (Odnoszę dziwne wrażenie, że co tydzień witam się z wami w coraz głupszy sposób). Niedziela się przyczaiła, wyskoczyła na mnie zza krzaka i sprzedała bolesnego kopniaka prosto w zacne cztery litery. W pierwszym momencie postanowiłam odpuścić sobie dzisiejszy post, ale potem – wraz z drugim kopniakiem, tym razem o wiele mocniejszym – naszło mnie olśnienie: dzisiaj, drodzy Państwo, świętujemy! I to nie byle jakie święto: trzydziestego pierwszego lipca urodził się przecież nie kto inny, a sam Harry Potter! Jakże mogłabym akurat w ten dzień przebrzydle się lenić? Trzeba mieć jakąś godność człowieka, nawet jeżeli udawaną. Dlatego też tematem postu jest nie nasz drogi solenizant, taki prztyczek w nos – drogi Harry już zrobił wokół siebie dostatecznie dużo szumu, wystarczy – a jedyna córka Weasleyów, Ginny.
Do napisania tego posta poniekąd pchnęła mnie lektura Pojmanego Umysłu, poniekąd dyskusja z Deltą spod wpisu na temat Dramione. Oba te czynniki sprawiły, że zatrzymałam się na dłuższą chwilę i zastanowiłam nad reprezentacją Ginny w fanfikach, a wnioski – jak zwykle zresztą – okazały się wielce nieciekawe. Autorzy najczęściej dobierają Ginny jako najlepszą przyjaciółkę Hermiony, co moim zdaniem jest mocno nietrafione, jako że między dziewczętami, w bodajże Księciu Półkrwi?, zaprezentowano nam dość poważne spięcia, ale okej, niech będzie – wolność interpretacji. Ginny Weasley rzadko kiedy gra pierwsze skrzypce w fanfikach, a jeżeli już gra, podobnie jak Skazana na Dramione przechodzi niesamowite zmiany, najczęściej lądując w Slytherinie, bo tak, trzeba ją natychmiastowo i z pełną mocą wystawić na oddziaływanie niegrzecznych, deprawujących chłopców z domu węża. Najczęściej natomiast traktuje się ją jako kukiełkę odgrywającą rolę w przedstawieniu pod tytułem: „Mniej ważny wątek romantyczny", parując z drugim hogwarckim bożyszczem, Blaise'em „Diabłem" Zabinim, którego transformacja z przystojnego czarnoskórego chłopaka w bladego bruneta zadziwia mnie za każdym razem. W tym miejscu chciałabym pogratulować sztabowi najbardziej doświadczonych w dziedzinie transmutacji mózgom stulecia, jestem pewna, że przed nimi świetlana przyszłość oraz rewolucja gatunku ludzkiego – niedługo zapewne wkroczą na jakiś wyższy poziom samoświadomości i zaczną zastanawiać się nad problemami natury etycznej versus czarodziejskie postępy. (Wiem, świetny suchar, przecież to tylko czarodzieje).
Zatrzymałam się na dłużej przy zaokrąglonej liczbie fanfików, jaką w życiu przeczytałam – ostatecznie uznałam, że musiało ich być tysiąc pięćset, dwa siedemset, tak, kiedyś chłonęłam o dużo za dużo. Teraz strategicznie podczytuję coś to tu, to tam, często też jestem paskudnym komcionautą mającym w zwyczaju długo milczeć, czasami wiecznie. (Ale jestem, czytam i wysyłam pozytywne wibracje, wenę oddaję charytatywnie!) Gdybyśmy założyli, że około jedna trzecia fanfików, które przeczytałam, miały za pierwszo- lub drugoplanową postać Ginny, ta liczba wciąż byłaby duża. A jak myślicie, ile w zdołałam przyswoić fików, które chociażby maciupeńkę poruszyły temat psychiki Ginny, tego, jaki wpływ wywarł na niej fakt, że w głowie rozgościł się jej pasożyt? Jak czuła się z tym, że zaufała komuś, komu nie powinna, jak czuła się z tym, że musiała zwracać się do pozbawionego ciała chłopaka z dziennika, bo nie miała żadnych innych przyjaciół? Jak bardzo wpłynęła na nią skrajna samotność cechująca ten okres w życiu? Jak właściwie zaczęło się to wszystko, kiedy Ginny zaczęła zauważać utratę władzy nad ciałem oraz okazyjne amnezje, co robił z nią Tom Riddle, kiedy już wykonała zadania na dziś i zadusiła wszystkie kury Hagrida? Czy zapadał w letarg, czy obijał o jej umysł i zaglądał do szufladek, czy postanowił sobie jakoś urozmaicić czas? Co czuła, gdy obudziła się w skrzydle szpitalnym, kiedy było już po wszystkim? Czy po tych przejściach Ginny postanowiła się komuś zwierzyć, czy raczej trzymała wszystko w sobie? Czy obecność Toma Riddle'a odcisnęła na niej dożywotnie piętno?
Jeden. Przeczytałam na ten temat caluteńki, jedyny w swoim rodzaju fanfik. Pojmany Umysł nie jest może najwspanialszy pod względem stylu czy realizacji, miałam kilka „ale" co do tego tekstu, jednak uważam, że mimo wszystko jest naprawdę dobrym wglądem w umysł jedenastoletniej Ginny, informacje przekazuje na tyle wiarygodnie, by czytelnik przyswoił je bez większych oporów, ale również na tyle dobrze, by skłonić do refleksji.
Nie twierdzę oczywiście, że każdy fanfik o Ginny powinien zawierać masę przemyśleń, smętów czy emowania na temat bycia skażoną wpływami Voldemorta, nie. Jednak dość mam radosnych tekstów, w których jedynym zmartwieniem Ginny jest to, czy wybrała dostatecznie ładną kreację na Bal Bożonarodzeniowy, czy Blaise albo inny przypadkowy ślizgoński wybranek zwróci na nią uwagę, czy przyciągnie jego oko. Zadziwia mnie, jak bardzo autorzy potrafią zmarginalizować tak ważną część tej postaci, nieodłączną choćby nie wiem, jak bardzo się gimnastykowali i starali, by ta niewygodna część kreacji Ginny odeszła w zapomnienie. Zawsze, jak czytam o perypetiach Ginny i Blaise'a, zastanawiam się, dlaczego nigdy nie nachodzi jej żadne konkretne przemyślenie, dlaczego nie wspomina, że Tom również był Ślizgonem, że on też gardził szlamami, że i coś może być deczko nie tak z poglądami jej nowego wybranka serca. Chociaż, jako poważna blogerka, nie mogę zapominać, że nie tylko przy Ginny autorzy chwytają za gumkę i wymazują wszystko, co nieodpowiednie – w większości przypadków Blaise'owi też się obrywa maskowaniem prawdziwego charakteru, o wiele łatwiej jest prowadzić iluzję zakazanego romansu niż faktyczny zakazany romans. Bo kiedy Ginny w ogóle nie interesuje się poglądami Blaise'a, których ten zresztą został pozbawiony poprzez szybką autorską lobotomię (zawsze w cenie), poprowadzenie wątku romantycznego okazuje się o wiele prostsze i mniej wymagające niż cokolwiek, co uwzględniałoby prawdziwy konflikt z krwi i kości, a nie kolejne scenki zazdrości.
Właściwie powiedziałabym, że przeżycia Ginny są przez fandom nie tyle co marginalizowane, a całkowicie zapomniane. W zastraszającej ilości tekstów traktuje się ją jako zwykłą zadziorną dziewczynę, podczas kiedy jej psychika nadal musiała nosić znamiona po opętaniu, podczas kiedy jej ufność wobec ludzi na pewno podupadła, skoro w tak młodym wieku została bezlitośnie wykorzystana i skrzywdzona. Autorzy zdają się cierpieć na zaskakująco wygodną wybiórczą amnezję, wolą skupić się na opisaniu śniadaniowej rutyny, treningu lub meczu quidditcha, utarczek słownych czy starć ze znienawidzonymi Scary Sue, powielić masę schematów oraz równocześnie skazać swoje opowiadanie na trafienie do przegródki z rodzaju tych nieoryginalnych, wyświechtanych, podczas kiedy droga do sukcesu jest tak blisko. Bo widzicie, jak wspomniałam – Pojmany Umysł nie jest majstersztykiem, wiele mu brakuje szczególnie pod względem językowym. A jednak przeczytałam, jednak doceniłam trud włożony w tę historię, starania autorki, by wszystko pozostało jak najbardziej kanoniczne, a nawet pozwoliłam, by ten tekst mocno mnie zainspirował. Gdybym natknęła się na coś pisanego podobnym stylem, a opowiadającego prostą historię butnej dziołchy, co to lubiła dla lansu polatać na miotle i droczyć się z Blaise'em Zabinim, zapewne nie doczytałabym do końca rozdziału. Morał na dziś, jak zwykle, jest więcej niż oczywisty. Wszyscy chcą, by ich fanfik stał się sławny w sieci, by okrzyknięto go najbardziej oryginalnym oraz pomysłowo wykonanym. Niestety nie wszystkim chce się w to włożyć wysiłku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro