Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kompleks Huncwota

(© http://avender.deviantart.com/art/Marauder-New-Year-276918563)

Cześć i czołem wszystkim. Zbrodnie fanfikowe to mój raczkujący projekt, który ma na celu narzekanie na forum publicznym, oczywiście na temat klisz w fanfikach potterowskich. Innych fanfików nie czytam z taką częstotliwością, by mieć rozeznanie w temacie, chociaż nie wykluczam, że i coś z innego uniwersum może się tu pojawić (Nigdy nie mów „nigdy" – Justin Bieber, 2010), kto wie, może zaskoczę Was jakąś kolaboracją z blogerami przesiadującymi w ciekawszych miejscach niż ja. Zbrodnie fanfikowe założyłam pod wpływem impulsu, podczas lektury opowiadania, które tknęło mnie do nazwania i opisania tytułowego zjawiska, mianowicie: Kompleksu Huncwota.
A więc... zaczynajmy!


Huncwoci – wszyscy ich znamy i kochamy, mamy swoich ulubionych, prawda? W skupieniu śledzimy ich poczynania, uwielbiamy ich perypetie, kibicujemy im w wymyślaniu oraz wprowadzaniu w życie prześmiesznych żartów. Odkładamy na bok własne problemy i bolączki, obowiązki, noce spędzamy bezsennie, byleby dowiedzieć się więcej na temat tych śmieszków.
Mam rację? Otóż nie.


To jest właśnie Kompleks Huncwota – założenie, że dosłownie każda postać znajdująca się w Hogwarcie – cholera, poza nim pewnie też! – Huncwotów nie tylko zna, ale i ma na ich temat wyrobioną opinię zależną od tego, na którym planie znajduje się dany bohater.


Plan pierwszy? Świetnym przykładem mogłaby być love interest takiego Syriusza Blacka albo Jamesa Pottera. Wszyscy znamy ten schemat – bohaterka jest przekonana, że któryś z wcześniej wymienionych panów jest skończonym idiotą, psem na baby, nieuleczalnym flirciarzem niezdolnym do wyższych funkcji mózgowych, którego jedynym celem w życiu obecnie jest zaliczanie i porzucanie głupiutkich panienek, czyli całej reszty dziewcząt znajdujących się w Hogwarcie poza naszą wspaniałą, alternatywną Mary Sue. Chyba wszyscy możemy się zgodzić, że właśnie takim myśleniem autorzy zwykle obdarzają pierwszoplanowe postaci żeńskie.


Plan drugi? Tutaj najczęściej można spotkać zróżnicowane reakcje i poglądy, tym razem zależne od tego, w jakim domu znajduje się nasza postać. Slytherin? Gardzi Huncwotami, wyśmiewa ich na każdym kroku, próbuje pokrzyżować im plany, nauczyć ich „cennej lekcji". Ravenclaw? Zapewne patrzy na ich dziecinne śmieszki z góry. Gryffindor? Chichocze z kolejnych nieudolnych prób Jamesa w zaproszeniu Lily na randkę, a Huncwoci są dla Gryfonów nieodmiennie przyjemną częścią codzienności w pokoju wspólnym. Hufflepuff? Przecież nie istnieje.


Trzeci plan? Aktualnie wykorzystywana przez stereotypowego Syriusza trzpiotka bez mózgu, niezdolna do wyciągnięcia wniosków z zachowania powalająco przystojnego arystokraty-niegrzecznego-chłopca. Doskonale rozumiem ból naszej trzpiotki – tak samo jak ona nie jestem główną bohaterką opka, więc ulegam każdemu ładnemu dupkowi, bo moje życie nie ma autora, który od czasu do czasu łaskawie wprawiłby w ruch zębatki w mojej głowie. Tutaj zapalmy wirtualnego znicza.


Dalszy plan? To ci wszyscy uczniowie wypełniający puste przestrzenie zamku. Ci, co podczas śniadania w Wielkiej Sali szeleszczą stronami Proroka Codziennego, ci, co sprawiają, że w komnatach nie panuje grobowa cisza, ci, co plotkują po kątach. Zwykłe, potrzebne każdemu tekstowi tło, które jest wykorzystywane przez narratorów do niecnego, przekłamanego celu – udowodnienia, że Huncwoci są... znani. Popularni. Kochani. Rozpoznawalni. Powiedzcie mi, proszę, ile razy spotykaliście się w tekstach z takimi stwierdzeniami narratora:


Wszyscy w Hogwarcie ich znali – James Potter i Syriusz Black byli najpopularniejszymi uczniami nie tylko pośród Gryfonów, ale także w całym Hogwarcie. Każdy słyszał o ich żartach, kawałach, które wywijali rówieśnikom, a nawet nauczycielom, z kolei damska część szkoły wzdychała na widok Jamesa targającego brązowe włosy i zwinnie łapiącego znicza oraz Syriusza rozciągającego usta w uśmiechu rozrabiaki. Obaj są najlepszymi graczami quidditcha, a rozszaleli na trybunach kibice skandują ich nazwiska, jakby wywoływali na boisko samego Merlina.

(© wrażliwiątko)


Czy ktoś poza mną dostaje ataku paniki, kiedy tylko w tekście zaczyna leciuteńko zalatywać takimi tanimi zagrywkami ze strony autorów? Dla mnie to naprawdę jest główny zwiastun złego tekstu – autorzy spłycają dalszoplanowych uczniów do granic możliwości, robią z nich półgłówków pozbawionych uncji krytycznego myślenia, odmawiają im posiadania uczniowskich obowiązków, odmawiają normalnych ludzkich problemów, naprawdę wszystkiego. Te postaci nie mają niczego innego poza życiem życiami Huncwotów. Oni istnieją tylko po to, żeby interesować się każdą strefą ich egzystencji, tym, czy Jamesowi wreszcie uda się zaprosić Lily na randkę, czy Syriusz zaliczył w końcu tę wdzięczącą się do niego panienkę z piątego roku. Mogą wspominać jedynie stare „genialne" kawały, bo nie mają nic innego do wspominania, a przynajmniej nic niezwiązanego z Huncwotami, którzy są ich powietrzem i jedzeniem, to oni zaspokajają pragnienie tła, nic innego.

Rozumiem. Jak najbardziej rozumiem to, że tworzenie skomplikowanych charaktero-logicznie uczniów z tła dziesiątego planu oraz kreowanie wielopłaszczy-znowych relacji między nimi mija się z celem. Niemniej, tło powinno być tak samo wiarygodne i tak samo ludzkie jak reszta bohaterów. Każda postać ma być realna, nieważne, czy służy nam tylko po to, by trzymać Proroka Codziennego, do którego zerknie jej przez ramię nasz główny bohater, nieważne, czy nigdy mamy nie poznać jej imienia. To, co czują i myślą, powinno być prawdopodobne. Bo pomijając kłopotliwe obliczenia naszej kochanej Rowling, ilu tak na oko mogło być uczniów w Hogwarcie? W jednym domu mieliśmy około dziesięciu na rok (wnioskując z kanonu), razy cztery mamy czterdzieści, razy siedem lat nauki wychodzi nam dwieście osiemdziesiąt. No to przyjmijmy, że trzystu. Trzystu minus około dziesięciu mniej lub bardziej głównych bohaterów opka – i niby mam wierzyć, że cała reszta, że ci wszyscy ludzie w różnym wieku, z różnymi doświadczeniami na koncie ma dosłownie takie same odczucia na temat paru nieco bardziej wyróżniających się uczniów w Hogwarcie? Mam wierzyć, że oni są w tak samo płytki sposób zainteresowani plotkowaniem o życiu Huncwotów, że nic tylko siedzą na lekcjach i rozmyślają, co też te nieuleczalne rozrabiaki wywiną następnym razem?


Przepraszam, ale odmawiam uczestniczenia w takiej szopce. Nieważne, co narrator będzie starał się wcisnąć mi do gardła – nie kupię tego, nie uwierzę w to, sama dojdę do własnych wniosków na temat bohaterów i tekstu. Bo – ciekawym trafem – po takich stwierdzeniach narratora, jak przytoczyłam w przykładzie, nie następuje nic, co mogłoby udowodnić, że Huncwoci faktycznie wzięli szturmem cały Hogwart, zupełnie nic.


Pragnęłabym też zauważyć, że Kompleks Huncwota nie jest przypadłością objawiającą się jedynie w fikach o Huncwotach – to choróbsko możemy dostrzec wszędzie, nieważne, czy wybieramy „czasy Voldemorta", „czasy Harry'ego" czy też „nowe pokolenie". Bo przecież wszyscy doskonale znamy Smoka (któremu liże tyłek cała hogwarcka populacja Ślizgonów) czy też oryginalne postacie (najczęściej Mary Sue, piękne, lubiane i znane przez wszystkich tylko dlatego, że autor miał taką zachciankę), których sława (pozytywna czy negatywna) dawno przekroczyła ten nieznośny poziom, jakiego Harry nie potrafił zdzierżyć w Czarze Ognia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro