Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Emo Harry i jego oprawcy

( © http://aprikose-fanart.deviantart.com/art/The-Boy-Who-Lived-113552009)

Cześć i czołem, tak, raz jeszcze! Nie sądziłam, że drugi post na blogu będzie dotyczył akurat tego zjawiska, w ogóle nie zakładałam, że kiedykolwiek zdobędę się na opisanie jakichś klisz siedzących w slashu, w dodatku slashu akurat tych postaci. Nawet przez głowę mi to nie przeszło, szczerze mówiąc, a post ten jest dziełem zupełnego przypadku – w pełnym zacieszu przeglądałam katalogi, natknęłam się na jakąś nowość opatrzoną etykietką „fanfik hp", więc weszłam, naiwnie sądząc, że obdaruję zaczynającego autora komentarzem w podzięce za naskrobanie czegoś, co w miarę da się czytać. A tam, moi drodzy... Wiecie co, nie, może najpierw usiądźcie. (Jakbyście już nie siedzieli; trzeba dbać o bezpieczeństwo czytelników).Nie ma co zaczynać z grubej rury, nie na żarty obawiam się o wasze zdrowie psychiczne. Wyobraźcie sobie więc, że jesteście autorem pragnącym napisać slash tak dobry, że podbije nie tylko środowisko ludzi gustujących w tego typu relacjach, ale również cały internet. Ustawiona przez Was poprzeczka ma być nie do przekroczenia przez nikogo, chcecie, żeby przeprowadzano z Wami wywiady, oczami wyobraźni widzicie już tę dziesiątkę wiadomości na e-mailu, tych ludzi zabijających się o chwilę waszego czasu, a ta tona komci!... Merlinie przeutalentowany, przecież wy nie będziecie mieli czasu przeczytać tego wszystkiego, a co dopiero jeszcze odpisać!... Ludzie będą atakować Was nie tylko drzwiami i oknami, jak już osiągnięcie sukces, sowy zlecą się z każdego zakątka świata, listy wystrzelą z zabitej gwoździami szpary, a zatkany komin okaże się waszym jedynym zbawieniem. Wszystko brzmi fajnie – odpowiedzcie mi tylko na jedno pytanie: co trzeba zawrzeć w tekście, by osiągnąć taki efekt? Jeżeli ktoś podczytuje slashe od czasu do czasu, już z wyszczególnieniem te Harry/Snape, to doskonale wie, jak odpowiedzieć na to pytanie. Główne drogi do sukcesu są dwie, tytułowe, jednak najlepiej połączyć je w jednym tekście tak, by stworzyć niesamowicie głębokie, ambitne i ścinające z nóg dzieło, jakiego jeszcze nie widziała blogosfera. Pierwsza droga? Dwa słowa: emo Harry. Bo niektórzy autorzy nieznośnym stężeniem depresyjnych smętów (podanych zupełnie nieprzyswajalnie) potrafią sprawić, że mam ochotę chwycić Harry'ego za ramiona, potrząsnąć nim gwałtownie, dać mu parę razy w twarz, żeby go ocucić i pokazać mu, że nie powinien aż tak użalać się nad czymś równie błahym co rozlane mleko. Przepraszam, dawno wyrosłam z wieku, gdy uważałam pseudointelektualne, patetyczne wywody za niesamowicie głębokie i niosące Jedyną Ważną w Życiu Marnego Człeka Prawdę, teraz wyczuwam delikatny, niesiony na wolnym wietrze smrodek emowania z odległości tysiąca akapitów i biorę nogi za pas. No ale dlaczego ten Harry tak emuje, pytacie? Ano, emuje najczęściej dlatego, że Ron i Hermiona całe wakacje mieli go w czterech literach, nie pisali do niego listów, nie złożyli mu życzeń urodzinowych i nie zaproponowali mu przyjazdu do Nory na resztę wakacji (tak bardzo kanoniczni, że aż się łezka kręci z tego sentymentu!), toteż Harry musi dramatycznie siedzieć przy oknie zabitym kratami, konsumując swoją połówkę grejpfruta i tęsknie spoglądając na księżyc rzucający perłowo-białe światło na ulicę Privet Drive... Ale czy poza tym ma jeszcze jakiś powód, taki ważny, konkretny, nie do podważenia? Ma się rozumieć! Powodem tym jest imperatyw narracyjny, wola autora oraz sztywna fabuła, które sprawiają, że nasz biedny Harry miota się w tym całym bagnie, lecz nie znajdzie pomocy ani pocieszenia nigdzie indziej, niż w ramionach naszego tłustowłosego kasanowy, nietoperzowego donżuana!
Skoro to już jest ustalone, przejdźmy dalej. Uprzedzam, że zaczęłam łagodnie, aby pozwolić czytelnikom przyzwyczaić się do klimaciku, chociaż wiem, że nic nie jest w stanie przygotować człowieka na drugą drogę do sukcesu slashu. Bo ta bierze się chyba z przekonania, że... Harry to właściwie miał łatwo z Dursleyami, czy nie? Ależ oczywiście, że tak. Co jest takiego strasznego w dorastaniu w dysfunkcyjnej rodzinie uprzedzonej do wszystkiego, co inne, podczas kiedy jest się synonimem inności? Przecież, że nic. Bycie zamykanym na długie okresy w komórce pod schodami za to, że się istnieje? Pfft, pikuś, jeszcze bez tego dzieciak wyrósłby nam na mięczaka. Spotykanie się na każdym kroku z drwinami, ciągłymi obelgami, z byciem przyrównywanym do szajbusów i dziwolągów? Kochani, toż to jedne z najważniejszych akceptów wychowania zdrowego, grzecznego, doskonale rozwijającego się dziecka!
Na tym poprzestać po prostu nie można, przecież to dopiero początek – żeby faktycznie stworzyć jakże idealne warunki życiowe dla dziecka, trzeba takiemu Harry'emu dorzucić bestialskie wujostwo. Jak bardzo bestialskie? Ano, tutaj autorzy prezentują nam dwie możliwości. Vernon musi katować Harry'ego do takiego stopnia, że ten nie raz spędza noce w szpitalu, średnio co dwa zdania przypomina nam o bliznach, sińcach i wciąż świeżych ranach po atakach furii wujka. Z kolei Petunię klasycznie spłyca się do podajnika bandaży, no tak, przecież Harry – spędzający wakacje w domu, toteż niemający możliwości połatania się czarami – jest zbyt dumny, by w tak wcale nie skrajnej sytuacji zwrócić się po pomoc do jednego z dziesiątki dorosłych czarodziejów, których zna. (I to łączy się najczęściej z emującym Harrym – niezrozumiany przez nikogo, nie potrafi ścierpieć tych wszystkich głupich dorosłych, oni wszyscy są głupi, nie rozumieją go, nie rozumieją jego problemów!!!). Niejednokrotnie przez naznaczone tym schematem teksty przewijają się określenia typu „maniakalny śmiech", jakby Vernon był Gargantuicznym Geniuszem Zła, równie często gdzieś (między rozpisywaniem się na temat cierpienia Harry'ego oraz obrażeń zadanych przez wuja) wkradają się maniery znane nam doskonale ze slashów, mianowicie dzielenie bohaterów na uke i seme, oczywiście Harry (jako młodszy i mniej zajebisty) jest w tych relacjach najczęściej uke. Taki uke-Harry nie ma rozwalonej wargi, tylko jego różane usteczka plamią się czerwienią (taaak, widziałam to na własne patrzałki) po spotkaniu z mięsistą pięścią idiotycznego Dudleya, w brzuszku mu burczy, bo go głodzą, a jak już autor wespnie się na te wyżyny bezsensownego torturowania Harry'ego, to takiego uke-Harry'ego nie bolą cztery litery, tylko boli go tyłeczek, ojej (przyrzekam na samego Merlina, poważnie, coś takiego wypaliło mi oczy i skasowało mózg), bo – jak się okazuje – niektórym nie wystarcza, że Vernon Harry'ego katuje, niech go jeszcze na przystawkę zgwałci.
A po co to wszystko? Ano po to, żeby niby pod osłonką wzbudzenia współczucia w czytelniku móc przygotować Harry'ego na związek (najczęściej) ze Snape'em. Bo jeżeli Harry przetrwał aż tyle z rąk Dursleyów – nieustanne poniżanie, głodzenie, przetrzymywanie w komórce pod schodami – z pięści Vernona jeszcze więcej, nie wspominając o dolaniu oliwy do ognia poprzez systematyczne wykorzystywanie seksualne, to dlaczego nasz Wybraniec nie miałby wpaść w ramiona mniejszego zła, takiego Severusa Snape'a, który co prawda przez całą jego szkolną karierę również traktował go jak śmiecia, ale w sumie to nie aż tak bardzo jak Dursleyowie? Wszystko fajnie, gdyby autorzy próbowali jakoś konkretnie przedstawić przypadek syndromu sztokholmskiego, naprawdę, w sumie nawet zdzierżyłabym ten slash (dobra, przesadzam, niemniej!), żeby poczytać fik o takiej tematyce, problem w tym, że... naaah. To nie jest ich cel, wiem to doskonale, po tekście widać, kiedy początkującego autora coś gdzieś nieodpowiednio łechcze, a jak już to dostrzegę, sztywnieję i robię tył zwrot, nie chcąc czytać o bezsensownym katowaniu postaci już nie dla samego katowania, jak to najczęściej się zdarza, a dla zastanawiającej przyjemności autora.
Tak więc, czytelnicy drodzy – jeżeli sami pisujecie fanfiki, czy to do szuflady, czy to dla szerszego grona – wystrzegajcie się tych schematów, nawet jeżeli waszymi postaciami nie są Poszkodowany Harry, Bestialski Vernon oraz Donżuan Severus. No chyba że jesteście przekonani, że potraficie z tego zrobić coś dobrego, że nie zamierzacie zmuszać biednego Harry'ego do emowania w kątku, zsapanego Vernona do tłuczenia sieroty, a Severusa do bycia seksownym uwodzicielem nastolatków. Bo wszyscy doskonale wiemy, jak bardzo męczące jest bycie kimś, kim się tak naprawdę nie jest.
Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro