Dramione: studium fenomenu
(© http://upthehillart.deviantart.com/art/Draco-596681235)
Witam drogich czytelników!
W zeszłym tygodniu mówiliśmy o temacie raczej cięższym, niż ktokolwiek mógł się spodziewać po tym blogu (łącznie ze mną), dlatego też zdecydowałam, że w tę niedzielę zajmiemy się czymś odrobinę przyjemniejszym. Nadszedł najwyższy czas na zmierzenie się z potęgą blogosfery – fanfikami o parze tak niepoprawnej, że aż strach pomyśleć, co sama Rowling miałaby na ten temat do powiedzenia. Chociaż jak tak patrzę na ostatnie akcje naszej ukochanej Jo, mam wrażenie, że niedługo stałaby murem za zakazaną miłością Hermiony i Draco, skoro już postanowiła, że córka Voldemorta jest idealna do doprawienia kanonicznej przeszłości Toma.Pomijając fakt, że Jo wzbogaciła mnie o raka z przerzutami – czego nie spodziewałam się akurat z jej strony i za co należy mi się odszkodowanie – poświęćmy tę niedzielną chwilę nie tylko na zastanowienie się nad fenomenem Dramione, ale po lekturze pomóżmy też Zbrodniom dobić do setki komentarzy, bo akurat czterech mi brakuje i czuję się z tego powodu wielce niepocieszona, a tak być nie może. Zatem: fenomen Dramione. Nie ukrywam, że nie przepadam za tym pairingiem – po części może dlatego, że gdzieś głęboko w sercu jestem nieuleczalnym przypadkiem hipstera, który gardzi wszystkim, co obrzydliwie popularne, ale po części może też dlatego, że pairing sam w sobie zdecydowanie nie jest tragiczny jak na standardy blogosfery, tyle że... sprawa prezentuje się inaczej w momencie, gdy autorzy wyczyniają rzeczy niestworzone z postaciami Draco oraz Hermiony. Jak myślicie, co jest powodem, dla którego akurat ten pairing wziął szturmem nie połowę (co byłoby druzgoczące samo w sobie), a prawie całą blogosferę? Ja już wypracowałam sobie na ten temat pewną teorię, ale chętnie porównam ją z Waszymi.
Najpierw omówimy postać Hermiony, a to dlatego, że wydaje mi się, że z jej perspektywy akurat fenomen tego pairingu nie jest aż tak jednoznaczny. A nie jest jednoznaczny przykładowo ze względu na to, że na przestrzeni mnóstwa fanfików to właśnie Hermiona przechodzi najwięcej zmian wywołanych niczym innym, a zwykłym widzimisię autorów, dla których najbardziej pożądane są banalne drogi do rozwinięcia relacji tych bohaterów. Bo w gruncie rzeczy kanoniczna Hermiona jest, jaka jest – nieszczególnie popularna, nieszczególnie lubiana, zadziera nosa, często brakuje jej tzw. ulicznej inteligencji (street smart), bo wierzy w nieomylność hogwarckich podręczników. Nie można natomiast odmówić jej bystrego umysłu, zdolności dedukcji oraz dobrego serca, ale bądźmy ze sobą szczerzy – te wady i zalety nie są cechami, które tworzą obraz nęcącej, bajeranckiej postaci. I w gruncie rzeczy często jest tak, że autorzy nie czują potrzeby, by przemienić Hermionę w jej bardziej czaderską wersję, bo przecież to Draco Malfoy jest właścicielem tego monopolu. Jednak wydaje mi się – nie żebym zaczęła prowadzić statystyki – że częściej mamy do czynienia z absurdalnymi metamorfozami Hermiony. Począwszy od kwestii tak błahych jak wygląd: nasza Miona zaokrągla się po wakacjach, ładnieje, zaczyna o siebie dbać, lepiej się nosić, a na domiar wszystkiego codziennie wygładza włosy Ulizanną, w której efektach zakochała się w dniu Balu Bożonarodzeniowego; poprzez zupełnie nieuzasadnione i w każdym calu sprzeczne z kanonem przeniesienie jej do Slytherinu, gdzie mogłaby spędzać każdą tęskną chwilę albo w towarzystwie Dracona, albo w towarzystwie jego korzennej wody kolońskiej wciąż unoszącej się w pokoju wspólnym Ślizgonów, albo na wzdychaniu do niego podczas bezsennych nocy; skończywszy na wymazywaniu prawowitego pochodzenia Hermiony, ekspresowo stawiając ją przed jedną z dwóch rzeczywistości: albo Miona jest po prostu czystokrwistą czarownicą, coby Malfoy nie miał już żadnych podstaw do wyzywania jej od szlam, albo zostaje córką samego Lorda Valdemara – pardon! – Voldemorta. Nie wspominając o tym, że dla tej miłości nie tylko Hermiona przechodzi bulwersujące zmiany – Ron ewoluuje w damskiego boksera, śmiecia i alkoholika, Harry postanawia nie wrócić na siódmy rok nauki do Hogwartu, podejmując pracę w zawodzie aurora, żeby w czasie trwania przeciętnego Dramione nie odezwać się do Hermiony ani słowem, a sam Draco... No właśnie.
Nasz drogi Malfoy to nic tylko same zalety, materiał na przyszłego męża oraz ojca dzieci, po prostu sama nie wiem, dlaczego jeszcze nie wpakowałam się w ślubnej kiecy i pantofelkach między kartki serii o Harrym Potterze. Zapewne dlatego, że nie zdążyłam wybrać sobie ładnego bukietu ślubnego, owszem, ale już niedługo! Ekhem, zostawmy na moment moje plany życiowe, powzdychajmy zgodnie do tego pozbawionego wad, zbyt idealnego jak na nasz świat młodzieńca! No, śmiało, co przychodzi wam na myśl, kiedy wspominacie właśnie Dracona? Jako przeciwniczka tego pairingu, zapewne wspominam same nieodpowiednie rzeczy, na przykład fakt, że nie potrafił żyć bez atencji ze strony rówieśników, od Kamienia Filozoficznego niczym zbuntowany Sebix spod bloku lansował się przed genialnymi koleżkami magicznym odpowiednikiem „czarnucha", znęcał się nad pierwszoroczniakami, zapewne bojąc się podskoczyć komukolwiek, kto dorównywałby mu poziomem, a także z prawdziwą pasją prezentował swoje sięgające zenitu tchórzostwo, gdy niejednokrotnie atakował przeciwników od tyłu, żeby potem, jak stanie mu się kuku, zapłakać, że „jego ojciec o wszystkim się dowie!" Ech, chyba coś pominęłam... No właśnie, GDZIE jest w nim ten materiał na love interest naszej Hermiony? Moi drodzy, po co udajemy, skoro doskonale znamy odpowiedź na to pytanie? Klucz nie leży w cechach charakteru Dracona, chcę wierzyć, że gdybyśmy wszyscy spotkali w życiu tak żałosną jednostkę, zgodnie uznalibyśmy, że nic tylko marnuje powietrze. Klucz leży natomiast w tym wszystkim, co od Dracona niezależne i co nie jest jego zasługą w żadnym stopniu.
Po pierwsze i najbardziej oczywiste: w pieniądzach. Taki Draco idealnie wpasowuje się w dość popularne, lecz też często skrywane niczym wstydliwy sekret pragnienie, by to mężczyzna po staremu zajął się sprawami finansowymi, podczas kiedy kobietka może sobie leżeć i pachnieć, obsypywana najdroższymi prezentami. Dzięki obrzydliwej ilości galeonów Hermiona nie musi się martwić o swój dobrobyt, nie musi zamartwiać się rachunkami, nie musi obawiać się, że jej dzieci nie będą miały tego wszystkiego, co chciałaby im zapewnić. W przeciwieństwie do związku z innymi niegodnymi uwagi osobnikami z wielodzietnej, ubogiej rodziny.
Rzecz druga: Malfoy ma rodowód. Wywodzi się z rodziny, którą można by luźno porównać do szlachty – czyste jak łza pochodzenie, lokaje (niewolnicy), koneksje, potencjał na zawarcie nowych opłacalnych znajomości, gdy tylko subtelnie zatrzęsie się sakiewką pękającą w szwach od tych wszystkich galeonów. Świat stoi przed nim otworem, zdawałoby się, że taki Malfoy nie napotka w życiu żadnych trudności, gdyż zawsze istnieje ktoś, kto strategicznie, z najwyższym namaszczeniem obcałowałby mu tyłek w zamian za odrobinę splendoru i mały deszcz złota. W ten sposób Draco zawsze może górować nad Hermioną, zawsze ma asa w rękawie, którego ona się nie spodziewa, a skradnięcie jej serca jest jedynie kwestią czasu. Właśnie dzięki rodowodowi tworzy się nam wątek zakazanej miłości, Draco i Hermiona niczym w szekspirowskim dramacie przeciwko uprzedzonym uczniom Hogwartu, przeciwko wrogim (niekompatybilnym) rodzinom, przeciwko światu!... Tyyyle że w większości autorzy wolą happy end, więc nie ma co zacierać rączek i liczyć, że te całe podchody zakończą się śmiercią niespełnionych kochanków.
Rzecz trzecia: jego rodzina jest, można by powiedzieć, konserwatywna. Nasz drogi, jakże poszkodowany przez los Draco musi mieć na uwadze, że zgodnie z wielowieczną tradycją fanonu rodzice mogą mu właśnie aranżować małżeństwo z jakąś płodną klaczą o odpowiednim statusie i stanie konta bankowego, z czego rodzi się nam następna gigantyczna drama napędzająca ten burzliwy, wyboisty romans. Kolejną rzeczą związaną z konserwatyzmem jest natomiast fakt, że biedny Draczuś musiał dorastać z lodowatym ojcem, który nigdy nie okazywał mu uczuć, a przynajmniej tych pozytywnych, bo zaskakująco często Lucjusz lubi zapoznawać syna ze swoją pięścią, metaforyczną czy nie. Najważniejszą rzeczą płynącą z konserwatyzmu czystokrwistych rodzin jest to, że dzieciakom mąci się umysły ograniczonymi, ignoranckimi przekonaniami, w efekcie czego nasz szczeniaczek nigdy nie ponosi żadnej, jakiejkolwiek, choćby najmniejszej odpowiedzialności za swoje przewinienia, ostatecznie wybraniając się byciem tzw. „ofiarą reżimu". Tacy bohaterowie z traumami, płci męskiej, są zawsze w cenie.
Rzecz czwarta: jest w Slytherinie. Wystąpię przed szereg, sama oświadczę wszem i wobec, że kiedyś wizja dołączenia do Ślizgonów najbardziej mnie nęciła. Nie dość, że w cechach charakteru przypisano im lisią przebiegłość, ambicję, spryt oraz potencjalne bycie lotnymi manipulantami, to jeszcze ciągnęła się za nimi łatka „tych złych" – część dzieciaków była względem nich uprzedzona, szczególnie Gryfoni kreowani na zupełne przeciwieństwo. Na dodatek właśnie do Slytherinu najczęściej trafiały dzieci z czystokrwistych rodzin, a za sprawą założyciela tego domu z potencjalnych kandydatów na Ślizgonów wykluczano mugolaki. Po prostu (płytka niczym kałuża) definicja bycia bardziej prestiżową jednostką niż reszta uczniów.
Rzecz piąta: w ekranizacjach został zagrany przez umiarkowanie przystojnego aktora. No i w przeciwieństwie do niektórych nie jest rudy – podejrzewam, że to też musi być główny czynnik decydujący o wielkim sukcesie Draco w podbojach niewieścich serc autorów i czytelników.
Może po raz kolejny stawiam na tym blogu zbyt śmiałą tezę, tym razem wprost, ale tak – uważam, że dwie pierwsze rzeczy są najważniejszymi aspektami fenomenu Dracona, bo już nie mogę tego po prostu nazwać fenomenem Dramione. Dla pieniędzy i szlachetnego pochodzenia autorzy są w stanie zmusić Hermionę do niechcianych metamorfoz, na siłę wepchnąć ją do pokoju wspólnego Slytherinu i trzymać ją tam do momentu, aż dziewczę pogodzi się ze swoim losem, a nawet wyczyścić jej niewygodne, generujące lawinę problemów pochodzenie, coby tylko móc ją łatwiej spiknąć z Draczusiem, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki wymazując między nimi wspólną niechęć oraz wzgardę. Jedno zapomina, że drugie traktowało niczym śmiecia i robaka przez ostatnie sześć szkolnych lat, drugie zapomina, że było tak traktowane – przepis na miłość z mikrofalówki, proszę państwa. Wystarczy włożyć na minutę, siedemset watów powinno załatwić sprawę, a jak już przy tym jesteśmy, zawsze można wsadzić głowę do piekarnika z puszczonym gazem. (Burżuazja takich nie ma!) Nie wiem, naszła mnie lekko dzika refleksja – może przy takim pairingu jak Dramione – zamiast odstawiać cyrki i popisy gimnastyki, byleby tylko dopasować na siłę jedną postać do drugiej – lepiej byłoby spróbować dać im powody do zmian w ich sposobach myślenia, przedstawić wiarygodną przemianę Dracona z uprzedzonej ciemnoty we w miarę ogarniętego młodego człowieka, konkretnie uzasadnić, dlaczego Hermiona zaczyna widzieć w nim kogoś więcej niż niedorobionego śmierciożercę i prześladowcę pierwszoroczniaków? Halo, czy istnieje jakiś fanfik, który robi to dobrze? Odbiór!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro