Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zbrodnia urodzinowa


 - Leonardzie? - okularnik zerknął przez ułamek sekundy na swojego współlokatora, po czym znów skupił się na drodze.

- Tak, Sheldonie?

- Gdzie jedziemy? - spytał.

- Do sklepu z komiksami. Jak zwykle w środy. - odpowiedział, uśmiechając się i kręcąc delikatnie głową.

- Nieprawda. - odparł szybko, przewiercając Leonarda wzrokiem.

- Sugerujesz, że dzisiaj nie jest środa? - zażartował Hofstadter.

- Oczywiście, że nie. - zaprzeczył – Dziś jest środa, owszem, ale już od kilku minut zamiast się przybliżać, oddalamy się od księgarni. - przez chwilę wpatrywał się w milczeniu w kierowcę – Ponowię pytanie, Leonardzie. Gdzie jedziemy?

Leonard uniósł oczy do nieba. Tyle z tym zachodu, a przecież chcą dobrze... Powoli zaczął żałować, że z Howardem i Rajem się na to zdecydowali.

- Dowiesz się na miejscu. - westchnął.

Doktor Cooper wydal z siebie jękopodobny dźwięk, natomiast jego przyjaciel poczuł silną chęć mordu na nim i zaczął przeklinać się w myślach za wyciągnięcie najkrótszej słomki. Jeden centymetr zaważył na tym, kto z ich trójki dostarczy Sheldona na miejsce. I teraz musiał się z nim męczyć. Jakby nie namęczył się dostatecznie przez ponad dekadę.

- Leonardzie, wiesz dobrze, że po to mamy harmonogram, aby się go trzymać i zachować resztki równowagi i porządku we wszechświecie...

- Jesteśmy! - przerwał mu, zjeżdżając na bok i wyłączając silnik. Odetchnął z ulgą, uśmiechając się do siebie. Tymczasem Sheldon gromił go wzrokiem. Za co? Opcji jest wiele. Za nie słuchanie, za wtrącenie się w wypowiedź, za zaburzania ładu harmonogramu... - Wysiadaj, Sheldon. - polecił, otwierając swoje drzwi.

- Nie mam zamiaru! - oznajmił, krzyżując ramiona na piersi i odwrócił głowę. Leonard spojrzał na niego bezsilnie ponad okularami.

- Sheldon, wysiądziesz albo skasuję wszystkie odcinki Star Treka.

Cisza.

- Pozwolę Howardowi usiąść nago na twoim miejscu. I zadzwonię do twojej mamy.

Sheldon powoli obrócił głowę w jego stronę.

- To jest szantaż, Leonardzie. - mruknął, jednak odpiął się i niechętnie wysiadł z samochodu – Więc co to za... - pokręcił delikatnie głową, szukając odpowiedniego słowa – anomalia?

Leonard skupił całą swoją siłę woli, aby go teraz nie trzasnąć. Zaszli już tak daleko. Nie mogli się wycofać ani polec.

- Po prostu chodź. - wycedził, gdy po zamknięciu samochodu ruszył zaśnieżoną ulicy.

- Ależ Leonardzie... - Sheldon stanął na środku chodnika, patrząc na oddalającego się przyjaciela.

- Chodź, Sheldon! - zawołał, nawet na niego nie patrząc. Cooper nadal nie wyglądał na przekonanego – Chodź, bo cię tu zostawię!

Sheldon zdecydował się w końcu dogonić przyjaciela.

- Ale mógłbyś mi wyjaśni-! - nie zdążył dokończyć. Zza krzaków wyłoniły się sylwetki Howarda i Raja. Ten drugi trzymał w dłoni zwiniętą wstążkę – Co tu się dzie-

Zajęty pozostałą dwójką, nie zauważył jak Leonard wyciąga coś z kieszeni. Tym czymś okazała się być żółta bandamka, którą Hofstadter go zakneblował. Raj skorzystał z okazji i zaskoczenia Coopera, i związał mu nadgarstki wstążką.

Leonard ustawił się obok Howarda oraz Raja i we trzech przyjrzeli się swojej pracy.

- Czegoś brakuje. - mruknął Hindus.

- Prawie zapomniałem! - uderzył się w czoło inżynier, sięgając do kieszeni kurtki, z której wyciągnął żółtą kokardę do prezentów i przykleił ją do głowy Sheldona, który gromił ich wzrokiem, próbując zabić mocą i domagając się wyjaśnień.

- Pięknie. - skwitował z uśmiechem Leonard – Idziemy! - złapał związanego przyjaciela za ramie i pociągnął w kierunku małego domku jednorodzinnego.

Sheldonowi zapaliła się lampka. Już wiedział gdzie idą. Niestety, nie miał już szans na ucieczkę.

Weszli na ganek, a Howard nacisnął dzwonek. Minęły niecałe dwie minuty, kiedy drzwi otworzyły się, a w nich stanęła młoda kobieta.

- Wszystkiego najlepszego, Nika! - krzyknęli ci, co nie mieli założonego knebla, natomiast pan Knebel zmarszczył brwi.

Leonard popchnął lekko Coopera do przodu.

- Prezent od twoich ulubionych naukowców. - oznajmił.

Leonard, Howard oraz Raj od razu uciekli, zostawiając oszołomioną dziewczynę, której oszołomienie powoli zamieniło się w radość. Wszyscy wiemy, co czuł Sheldon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro