7. "Przykazanie jedenaste: Nie kłam"
♡
♡
Byłam szczęśliwa z przebiegu rozmowy z Jiwoo. Może nie powiedziała mi, wprost, że podoba jej się ten kundel, ale to widać było w jej oczach. Nie mogłam się doczekać, aż opowiem o tym Jeonggukowi, padnie z zachwytu.
Jednocześnie byłam bardzo ciekawa, czego dowiedział się od Taehyunga.
Minęłam się z Jeonem na korytarzu, ale ten tylko odwrócił się i uciekł przede mną machając mi ręką, że spotkamy się po szkole. Nie wiem, co było powodem jego dziwnego zachowania, ale niech w takim razie czeka z dobrą nowiną jeszcze parę godzin. Może specjalnie trzyma mnie w niepewności, bo chce, żebym cierpiała katusze i zamartwiała się co myśli o mnie Taehyung.
Podczas lekcji ani razu na mnie nie spojrzał, cały dzień unikał mnie jak ognia. Powoli zaczynałam się denerwować, że mnie olewa, ale cierpliwie czekałam na koniec zajęć.
Podczas drogi do domu szatyn specjalnie szedł tak szybko, że nie mogłam dotrzymać mu kroku. Zdenerwowana złapałam go za nadgarstek i na siłę zatrzymałam.
- Zatrzymaj się kundlu! – Zaparłam się nogami. – O co ci cały dzień chodzi?
- O nic – odburknął cicho nawet na mnie nie patrząc. Przymrużyłam oczy zażenowana jego zachowaniem.
- Nie chcesz wiedzieć co Jiwoo o tobie myśli? – Puściłam jego dłoń i stanęłam naprzeciwko niego.
- Nie, nie mów mi. – Zdziwiłam się jego odpowiedzią. – I ja nie powiem, co Tae o tobie myśli.
- Czemu?! – wydarłam się na środku chodnika. – Powiedz mi!
Szarpałam go za materiał bluzy i uderzałam pięściami w brzuch.
- Dobra! – Machnął rękoma i złapał mnie za ramiona. – Uważa, że... - zatrzymał się.
- Że?
- Że... jesteś urocza. – Opuścił głowę w dół.
Wydałam z siebie okrzyk radości i obróciłam się dookoła. Byłam prze szczęśliwa. Mam jednak jakieś szanse u Taehyunga. Moje starania mają jakiś sens. Może to nie jest jednoznaczna odpowiedź, że mu się podobam, ale to zawsze coś. Samo to, że uważa, że jestem urocza przyprawia mnie o szybsze bicie serca.
- Teraz powiem ci, co uważa o tobie Jiwoo. – Przybliżyłam usta do jego ucha, żeby szepnąć. – Podobasz jej się.
Szatyn podniósł głowę zdziwiony i zaskoczony, ale jednocześnie smutny. Tak go zamurowało, że nie umiał na moje słowa jakkolwiek zareagować.
- Nie cieszysz się? – zapytałam go.
- Jestem po prostu w szoku – odpowiedział i odwrócił się szybko. Pewnie ze szczęścia aż się popłakał, dlatego nie chciał na mnie patrzeć.
Siedziałam znowu w pokoju Jeona i zajadałam się przekąskami. W końcu musiałam jakoś uczcić taką cudowną nowinę. Taehyung uważa, że jestem urocza!
Szatyn chyba nie był dziś w humorze, bo rzucił się na łóżku i leżał tak bez ruchu. Zmartwiłam się, bo gdy ja skakałam ze szczęścia, on wcale nie cieszył się, że Jiwoo jest nim zainteresowana.
- Kundlu! – Wskoczyłam mu na plecy i niechcący oblałam go colą. Jego jasna bluza miała teraz wielką brązową plamę. Zerwał się na równe nogi i odepchnął mnie.
- Czemu ty jesteś taka niezdarna?! – nakrzyczał na mnie i w tej chwili czułam się jak zbity pies. Co za zrządzenie losu. To on jest kundlem! – Gdybyś nie była taka, jaka jesteś może Tae by cię chciał!
Stanęłam jak słup soli i otworzyłam buzie ze zdziwienia. Co do cholery?
- Co powiedziałeś? – Ścisnęłam puszkę coli ze złości.
- Ja już tak nie mogę! – Wstał i nerwowo zaczął krążyć po pokoju. – Taehyung wcale nie powiedział, że jesteś urocza! Powiedział, że nie jesteś w jego typie.
Zamarłam, moje małe i tak zranione serduszko, właśnie rozsypało się po raz kolejny. Zostawiając pustkę i żal. Szczęście, które jeszcze chwilę temu gościło w moim ciele teraz wyparowało i zastąpił je smutek.
- Cz-czemu kłamałeś? – Powstrzymywałam łzy. Jestem straszną beksą, ale nie chciałam rozpłakać się przed nim.
- Nie chciałem, żebyś była smutna i znowu płakała! – Złapał mnie za ręce, ale odepchnęłam go.
- A teraz to, co robię? Jestem szczęśliwa? – Uderzyłam go z pięści w ramię.
- Mijin...
- Zapomnij kundlu! – krzyknęłam i rzuciłam w niego puszką z colą. Przedmiot trafił go w głowę, złapał się za obolałe miejsce, ale nie zareagował, jedynie spuścił głowę.
Wybiegłam z jego mieszkania i dopiero wtedy rozpłakałam się, robiąc hałas na podwórku. Płakałam jak małe dziecko skulona na chodniku, trzymając moje kolana blisko klatki piersiowej.
Wstałam i wytarłam policzki rękawem.
„Ale ja jestem głupia!" – zganiłam samą siebie i uderzyłam w policzek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro