Rozdział 1
Czytelniku,
dziękuję, że zaglądnąłeś do "Zbioru osobliwości". Z tego miejsca pragnę poprosić, abyś zostawił ślad po sobie w formie komentarza lub gwiazdki, abym wiedziała, że moje wypociny przypadły ci do gustu bądź uznałeś je za kompletne dno, tone mułu i plątaninę wodorostów.
Życzę miłej lektury ;)
*
***
*
Energicznie piłując paznokcie, Emilia, raz za razem zerkała na klientów swojego niewielkiego sklepiku. Sklepik ów nie był butikiem, marketem spożywczym, giełdą staroci, hurtownią elektryczną, stoiskiem z filmami, czy drogerią. Łączył on w sobie cechy wszystkich wymienionych, ponieważ Bajeczne Gniazdko kobiety było seks shopem. Można było zakupić w nim seksowną bieliznę, skórzane uniformy, kuse kreacje, strój policjantki (który notabene był jednym z najczęściej kupowanych strojów, zaraz przed habitem niegrzecznej zakonnicy), afrodyzjaki, czekoladki w kształcie penisów, stare narzędzia „tortur", meble wyposażające niegdyś burdele, elektryczne zapinki na piersi i przyrodzenie, filmy porno z każdego gatunku (rozdzielone na trzy regały), perfumy z feromonami oraz wiele innych przedmiotów wiadomego użytku.
Sklepik mieścił się na ulicy Długiej w Krakowie od 1860 roku. Wcześniej Emilia prowadziła handel obwoźny, trudząc się głównie potajemną sprzedażą dildo samotnym lub pozbawionym przez los mężów kobietom. Szczyciła się w tamtych czasach najlepszymi sztucznymi fallusami, gdyż dzięki współpracy z czarownicami mogła nałożyć na swoje wyroby zaklęcia, wywołujące przyjemne uczucia podczas korzystania zeń.
Opiłowawszy trzycentymetrowy paznokieć wskazującego palca w sztyletowaty kształt, rzuciła spojrzenie na młodzieńca, który w końcu po prawie półgodzinnym zastanawianiu się, wybrał film z gatunku gore. Zmarszczyła brwi.
– Ty czasem nie jesteś za młody? – rzuciła, odkładając pilnik i przebiegając spojrzeniem po opisie zawartości płyty DVD. Nawet ja nie jestem w stanie tego oglądać. Wzdrygnęła się na wspomnienie pierwszego obejrzanego przez siebie filmu z tejże makabrycznej kategorii.
– Nie – powiedział siedemnastolatek, płonąc rumieńcem.
Emilia wzruszyła ramionami, piknęła czytnikiem i wskazała na wyświetloną cenę.
– Trzydzieści cztery, dziewięćdziesiąt dziewięć. Jak powiesz komuś, skąd to masz, to zabiję – zagroziła.
Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową i zapłacił starannie odliczoną kwotę.
– Dziękuję. Do widzenia – pożegnał się i opuścił sklep.
Przed półką z wibratorami stała kobieta, na oko mająca ponad czterdzieści lat. Co jakiś czas brała w ręce inne pudełko i czytała opis na nim. Nie mogła się zdecydować. Emilia postanowiła dać jej jeszcze chwilę prywatności. Nie lubiła wcinać się w wybory klienteli. Wybór odpowiedniego dilda wszak był sprawą intymną wielkiej wagi.
Spiłowała trzy kolejne paznokcie. Były już gotowe do nałożenia czerwonej emalii.
Postanowiła zainterweniować. Podniosła się z wygodnego biurowego krzesła i podeszła — wyprostowana na wysokich skórzanych butach, stukających o drewnianą podłogę — do kobiety. Uśmiechnęła się, rozciągając umalowane na fioletowo wargi i przemówiła najdelikatniej, jak umiała.
– Mogę w czymś pani pomóc?
– Właściwie, to tak – zająknęła się blondynka, pokazując dwa modele, trzymane w każdej z rąk – nigdy wcześniej nie miałam wibratora...
– Ma pani męża? – zapytała Emilia.
– Odszedł rok temu... Miał zawał – posmutniała.
– Przykro mi. Czy rozmiar męża był zadowalający?
Babeczka wybałuszyła oczy, najpewniej nie wiedząc, na co Gotce potrzebna jest wiedza o tak prywatnych sprawach. Wzruszyła ramionami.
– Zdaje się, że wystarczający.
– Który z modeli, znajdujących się na półkach, odpowiada rozmiarem penisowi pani męża? – Wskazała kilkanaście wibratorów.
Kobieta posłusznie wskazała parę dildo. Emilia kiwnęła głową.
– Proponuję pani prosty wibrator, bez żadnych wystających dodatków. Myślę, że na pierwszy zakup powinna pani wybrać tylko wibrujący. Za jakiś czas można uzupełnić kolekcję o różne rozmiary, funkcję i kształty. Do wyboru z modelu K-001 mamy trzy kolory: zielony, różowy i czarny. Który zapakować? – zakończyła swoją przemowę, pokazując wspomniane klasyczne wibratorki.
– Różowy – powiedziała szybko kobieta, płonąc rumieńcem. Emilia nader często widywała tę reakcję. Kiedyś ludzie byli mniej wstydliwi i pieprzyli się nawet w wielkich grupach, co wcale nie było tematem tabu. Na wspomnienie orgii w jednym z greckich pałaców podczas uczty ślubnej, oczy jej zaświeciły. To były czasy...
Nabity ma kasę zakup, zapakowała do czarnej nieprzezroczystej torebki plastykowej z nic niesugerującym, niewielkim kwiatem na obu jej stronach. Był to Kwiat Ladacznicy, uprawiany tylko przez czarownice. Przed tysiącami lat po nagłej zmianie klimatu utrzymującej się przez kilka wieków, pozostały tylko kwiaty pieczołowicie hodowane przez Maginki.
Zmienił się właściwie cały świat. Niegdyś ziemią władały trzy rasy człowiekowatych istot: ludzie, elfy i krasnoludy. Po katastrofie naturalnej istoty ów zostały zmuszone do życia w wielkich grupach, zapewniających sobie nawzajem opiekę. Prócz pieczy oferowały w najbliższym gronie także inne przyjemności. Jako że ludzi było najwięcej, po zmieszaniu się wszystkich genów, elfy i krasnoludy zaginęły i powstał współczesny człowiek, różniący się wzrostem, tężyzną, kolorem skóry oraz sprawnością od innych swoich bliźnich. Wraz z utworzeniem się Homo Sapiens Sapiens, magia została utracona. Ostatni przedstawiciele czarowników żyli w społeczeństwie, obdarzeni nieśmiertelnością przez demony.
– Siedemdziesiąt dziewięć, dziewięćdziesiąt dziewięć – Emilia podała cenę klientce, która podała kartę. Po wpisaniu PINu, mogła zacząć cieszyć się zakupem.
– Do widzenia – sapnęła nieśmiało, wychodząc przez przyciemnione drzwi, dzięki którym nikt postronny nie naruszał prywatności kupujących, zaglądając do środka.
– Do widzenia – powtórzyła automatycznie kobieta jak przy każdym kliencie.
Przeciągnęła się i pochyliła nad biurkiem, aby dokończyć manicure za pomocą krwisto-czerwonego lakieru.
***
Znów ktoś jej przeszkodził. Dreptała koło biurka, potrząsając dłońmi, aby podsuszyć lakier. Z westchnieniem rzuciła spojrzeniem w stronę drzwi. Dzwonek oznajmiał przybycie każdego klienta. Stanęła w miejscu jak wryta.
W progi zawitała niewysoka platynowa blondynka z włosami przyciętymi w półirokeza. Oczy miała srebrzyste, w słońcu właściwie białe; twarz pociągłą, szczupłą. Z ust krzyczała czerwona matowa szminka. Bizneswoman ubrana w czerwony żakiet, czarne obcisłe satynowe spodnie oraz lśniące szpilki w kolorze nude zsunęła białą torbę z ramienia do dłoni i uśmiechnęła się bezczelnie.
– Anna, do cholery, co ty tu robisz? – warknęła Emilia na powitanie.
Bezczelna! Wyjeżdża bez choćby listu i łaskawie wraca po 169 latach! Sprzedawczyni się skrzywiła, próbując zachować jako taki spokój. Trudne wyzwanie, zważając na napływ emocji, jaki wywołało nagłe pojawienie się Anny.
Kobieta nie odpowiadając, przeszła parę sprężystych kroków w stronę Gotki i przystanęła koło kolekcji pejczy.
– Nieźle się tu urządziłaś – zamruczała Anna, głaskając jeden ze skórzanych batów, niezrażona raczej chłodnym przywitaniem..
– Prawda? – fuknęła właścicielka. – Przejdź do rzeczy. Nie uwierzę w to, że nagle wpadłaś ot, tak na przyjacielską kawusię. Eh... nawet nie mam kawy. – Wzruszyła ramionami. Nie miała też herbaty, wody, ani żadnego prowiantu. Nie odżywiała się jak inni ludzie.
– Ja mam. – Blondynka pogrzebała w torbie i wyciągnęła pokaźną puszkę.
– Nie mam zaparzacza.
– Mam. – Położyła szklany imbryk na blacie biurka.
– Kubków? – Wystawiała cierpliwość Anny na próbę.
Bez słowa gość ustawił dwa kubki z wesołym kocim nadrukiem tuż obok imbryka.
Koty, wszędzie koty. Te diabelstwa robią furorę w Internecie, pojawiając się na co drugiej stronie.
– Cholera jasna! Czy ty nosisz cały dom ze sobą?
– Nie. Tylko jego wyposażenie. – Anna odsłoniła w uśmiechu idealnie białe i równe zęby. – No, to jak? Zapominamy o dawnych bólach?
– Odeszłaś bez słowa – wypomniała jej Gotka.
W odpowiedzi usłyszała śmiech. Elegancka blondynka rozgościła się na jednym z zabytkowych foteli o nogach w kształcie fallusów, wykupionym przez Emilię w 1407 roku z jednego z upadających burdeli. Właścicielka zacisnęła dłonie. Nie pozwalała nikomu zasiadać na eksponacie z powodu wyjątkowo podeszłego wieku, w jakim był i na jaki wyglądał. Ba, nawet napisała stosowną karteczkę o treści: Nie siadać; notatka aktualnie zginęła gdzieś pod pośladkami Anny. To istny cud, że nie rozleciał się lata temu.
– Wróciłam. – Wzruszyła ramionami Anna. Wygładziła połyskujący materiał spodni.
– Po prawie dwóch wiekach! – krzyknęła Emilia. Zaraz ucichła, gdyż do sklepu wszedł jeden ze stałych klientów.
– Demon domagał się większej uwagi – mruknęła tamta w odpowiedzi.
– Przez... tyle czasu? – Musiała uważać na słowa. – Potraktowałaś mnie jak kilkudziesięciu partnerów przede mną! Znudziłaś się i porzuciłaś bez słowa! – wytknęła jej.
– Uoo! – Podniecił się klient. – Walka kociczek!
– Gejowskie porno jest tam. – Emilia wskazała najniższą półkę z płytami DVD. – Z pewnością znajdziesz coś dla siebie – sapnęła.
Klient burknął i przeszedł do wskazanego miejsca. Nie przestawał jednak zerkać na kobiety — jedną nadzwyczaj spokojną, a drugą rzucającą gromy z oczu.
– Niezły tatuaż – rzucił jeszcze i kucnął przed półką.
Emilia spojrzała w głęboki dekolt towarzyszki na srebrny tatuaż. Bez wątpienia był piękny. Po ucieczce Anny śnił jej się po nocach. Oczywiście, noce te nie były samotne. Można powiedzieć, że kobieta była uzależniona od seksu.
– Miałaś go przyciemnić. – Zwróciła uwagę na to, że za bardzo się rzucał w oczy i był wykonany techniką, której nie znał nikt z żyjących poza Demonami, Nosicielami i Czarownikami.
– Zapomniałam – Westchnęła teatralnie Anna.
Cholerna Czarownica – pomyślała Emilia – kiedyś ściągnie na siebie niebezpieczeństwo. Zaraz potem złagodniała, przypominając sobie historie byłej partnerki. Jej życie nie raz ocierało się o najprawdziwszy koszmar. Nie wspominając o demonie, który dzielił z nią ciało. Demon ten — niegdyś miłością jej życia — oddał swoją egzystencję, aby uratować ukochaną. Jakże romantycznie. Emilia nie zdobyłaby się na podobne poświęcenie. Zbyt mocno polubiła swój byt na ziemi.
Gotka była demonem. Precyzując dokładniej — sukubem. Urodziła się w 7590 roku przed naszą erą (przeżyła sporo lat) z nosicielki, która (głupia) nie wiedziała, że zachodząc w ciąże, stworzyła ciało dla przyzwanego demona. Jako demon nazywała się Emiguilee Sam Kanta Ereya, co w wolnym tłumaczeniu z demonicznego na ludzki znaczyło Zrodzona W Ogniu Pożądania. Po narodzinach wybrała nowe imię: Emillye, które z biegiem lat przekształciło się w Emilię.
– Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? – Próbowała się dowiedzieć od upartej przyjaciółki.
– Czy uważasz, że potrzebuję powodu, aby odwiedzić moją starą znajomą? – Blondynka przekrzywiła głowę.
– Tak. I to dobrego – parsknęła Emilia.
– Wiem jak... – zaczęła odpowiadać, ale klient przerwał jej, kładąc wybrane płyty na kontuarze.
– Chwileczkę. – Emilia podeszła do kasy i wypikała ceny wszystkich trzech dzieł porno-kinematografii. – Specjalnie dla ciebie. – Sięgnęła pod ladę, po zamówiony towar i położyła przed klientem czwarty film. – Parzące kutasy. – Uśmiechnęła się szyderczo od jednego wykolczykowanego do drugiego również bogatego w ozdoby ucha. – Rabacik dla stałego klienta... – Zerknęła na wyświetlacz. – ...i wychodzi nam sto pięćdziesiąt. Udźwigniesz taką cenę?
– Tak – burknął klient w odpowiedzi.
– Jesteś cholernie niemiła – wtrąciła się Anna. – Mimo tego dalej masz klientów. Jak to możliwe?
– Mam to, czego nie mają inni. A tak naprawdę tylko w moim seks shopie można kupić dobre porno. Zbieram klientelę, która nie potrafi korzystać z Torrenta bądź lubi kolekcjonować pudełka. Dziękuję. – Odebrała pieniądze od faceta, szczerząc zęby. – Życzę miłego seansu.
Klient wyszedł bez słowa, a Emilia zamknęła za nim drzwi na klucz. Nie potrzebowała kolejnych gapiów.
– Mówiłaś coś? – wróciła do poprzedniego tematu.
– Wiem jak ożywić Donnika...
***
Cholerna Czarownica – Emilia powtórzyła w myślach.
Cholerna, cholerna, cholerna!
Miotając się, zamknęła kratę, broniącą sklep przed rabunkiem.
Cholerna!
Zatrzasnęła kłódkę, a pęk kluczy wrzuciła do torebki w czarną wężową skórkę.
Cholerna!
Ruszyła w stronę ciemnej nieoświetlonej uliczki.
Nie bała się wracać nocą z pracy. Jeśli ktoś stanowił zagrożenie na ulicach Krakowa, to właśnie ona była tym kimś.
Była Demonem, cechowała ją nadludzka siła, mieszała ludziom w głowach i potrafiła jako sukub uwieść jednym spojrzeniem ewentualnego napastnika. Ot, tak.
Powróciła wspomnieniami do rozmowy. Anna wymyśliła, że sklonuje Donnika, a później wypełni jego ciało demonem, który miotał się w niej od tysiącleci. Ot, tak. Proste.
To ani trochę nie było proste. Najtrudniejszym zadaniem całego planu obdarzyła właśnie Emilię. Miała ona skontaktować się z facetem, którego ostatnio widziała paręset lat temu, a którego wolałaby już nigdy więcej nie spotkać. Nazywał się Vladimir Iwanow i był pierwszym, ostatnim i jedynym Demonem Magiem.
Powodów do nienawiści Emilii, a także całej Demoniej społeczności należało doszukiwać się w roku 106, gdy wybuchła wojna pomiędzy dobrymi — oszczędzającymi ludzi Demonami; a tymi, które tych ludzi nie oszczędzały. Jakby spojrzeć na to z perspektywy zwykłego szarego człowieka, Demony, nazywane powszechnie w baśniach i książkach Wampirami, dzielono na złe i jeszcze gorsze. Vladimir w dalszym ciągu, mimo przegranej wojny okupionej życiem setek podwładnych, wyznawał doktrynę, iż tylko pełna ofiara jest w stanie zaspokoić głód krwi. Dalej też skupiał grupkę swoich fanów, ale na tyle małą, iż reszta nieśmiertelnej społeczności pozostawiła Vlada w spokoju.
Tylko Vladimir potrafił przenieść demona z jednej osoby do drugiej. Zrewolucjonizowało to odnowę Demonich ciał, które po setkach wieków w końcu się zużywały. Sama Emilia posiadała wiele blizn powstałych przez całe dziewięć tysięcy sześćset sześcioletnie życie. I tworzeniem ciał w laboratorium i przenoszeniem duszy zajmował się nie kto inny jak Vladimir, strzegąc sekretną technikę, która pozwoliła mu osiągnąć takie rezultaty. Dzięki swojej małej działalności wzbogacił się tak, iż uznawano go za najbogatszego człowieka świata.
Pomysł Anny niepokoił Emilię. Plan zakładał, że do odtworzonego z kropli krwi — osadzonej w naszyjniku Czarownicy — ciała wprowadzony zostanie demon, jej ukochany, który jak dotąd zamieszkiwał w jej ciele. Anna stanie się śmiertelna bądź przyjmie nowego demona. Plan miał dwie wyraźne wady: po pierwsze — Donnik wcale nie musiał odrodzić się jako tamten stary kochający koleżka; a nowy demon w ciele Anny mógł odrobinę zmienić jej charakter. Szaleństwo. Gotka nie chciałaby tak ryzykować. Dobrze jest jak jest, przynajmniej wiąże ich dozgonna więź, którą zerwać może tylko śmierć. To tak, jakby zostać zszytym ze swoim partnerem. Emilia zastanowiła się. Cholera! Teraz rozumiem, dlaczego tak męczy ją towarzystwo chłopaka w każdej minucie jej życia. Nawet do klopa nie można iść w spokoju, bo zawsze ktoś podgląda i ocenia twoje popisowe bąki. Kobieta skrzywiła się. Nie podobała jej się ta wizja.
Przystanęła i otworzyła drzwi od mieszkania. Musiała przygotować się na imprezę, po której już niegłodna miała zastanowić się, jak pomóc przyjaciółce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro