Rozdział 9
Vladimir miał za złe przyjacielowi, a zarazem wspólnikowi w interesach, że nie powiedział mu o znajomości z Heksaną – Wyzwolicielką Elfów. O tej kobiecie krążyły legendy, a ten frajer nie puścił pary z ust. Niewybaczalne.
Markus–Francis–Abelard–Konrad–Zygfryd–Ahmed–Neo–Mortis wyglądał na dość zadowolonego spotkaniem po latach. Tysiącach lat, dla uściślenia. Demon, rzecz jasna, nie był do końca pewny, czy radość Kapłana ma wziąć za dobrą kartę. Z wcielenia na wcielenie, mężczyzna dziwaczał, stawał się bardziej ekscentryczny i zachowywał się tak jakby mu nie zależało. Nie raz dzwonił z dyskoteki, bądź baru żądając natychmiastowego transportu, a Vladimir nie lubił robić za taksówkę. Trzydziestolatek co miesiąc–dwa zmieniał dziewczynę, za każdym razem przedstawiając tą nową jako miłość swego życia. Szczegół, że jako Kapłan nie mógł wziąć ślubu.
Gospodarz miał pewne podejrzenia co do tego, co dolega Markusowi, a były to samotność i obowiązek, które trwały od początku Zakonu Krwawego Boga. Wielokrotnie przeprowadzał z nim rozmowy na ten temat. Zrzeczenie się służby Krwawemu oznaczało zwykłe życie, ciągnące się od narodzin, aż do śmierci w niewiedzy o poprzednich wcieleniach. Nauka ciągle od nowa. Przyzwyczajony od zaistnienia Kapłan bał się zmiany.
– Rzuciłeś wiele światła na kwestię dusz – Heksana pokiwała głową, gdy Markus zakończył wykład.
– Gdybym miał opowiedzieć o wszystkim co wiem o duszach, nie starczyłby nam rok – porzucił ponury wyraz twarzy.
– Ekscytujący temat – przyznała Emilia, poprawiając kosmyk zbłąkany przy jej twarzy. Przy geście tym zagrzechotała kilkunastoma bransoletkami. Wśród nich gospodarz zauważył taką, którą mogłoby wykonać tylko dziecko.
Vladimir musiał przyznać jej rację. To dzięki Markusowi – jego wiedzy o duszach i demonach, mógł zbudować swoje imperium. Posiadał monopol na odradzanie demonów. Z nikim nie dzielił się swoją wiedzą. Osoba, której na tyle mógłby zaufać jeszcze się nie narodziła, lecz w świetle nowych faktów, być może mogłoby to nastąpić w ciągu najbliższych miesięcy.
– Jak zdobędziemy aktualnie wcielenie Donnika? – zapytała Heksana.
Markus zaśmiał się.
– Wybierzesz się razem ze mną, aby jego lub ją porwać.
– Że ja z tobą? – Blondynka uniosła grafitową brew.
– Tak, moja dawna przyjaciółko. Tak jakoś się mi umyślało – polerował paznokcie o niebieskie, sprane jeansy. Vladimir miał ochotę przewrócić oczami.
Szykowały się kłopoty. Demon znał przyjaciela, wiedział więc, kiedy jest zainteresowany czymś więcej, niż interesami.
– Zgoda – zdeklarowała się kobieta, po krótkim namyśle.
– No i pięknie! – ucieszył się Kapłan.
– Heksano – odezwał się Vladimir – czy mógłbym prosić o twój wisiorek? Chyba nie warto czekać dłużej z posiewem komórek. Jutro wprowadzę materiał DNA do probówek.
– Jasne – kobieta chętnie oddała swoją własność – jak długo będę musiała na niego czekać?
– W obliczu tysiącleci, przez które czekałaś? – Vladimir uśmiechnął się półgębkiem, zmierzając do wyjścia – całkiem krótko. Miesiąc – rzucił w przestrzeń opuszczając gabinet.
Zaraz za drzwiami teleportował się do sypialni, przyjaciel miał przyjść do niego, gdy zapragnie wrócić do mieszkania. Przynajmniej zazwyczaj tak było. Cholera wie, co tym razem wymyśli Markus. Vladimir nie lubił tak nie jasnych sytuacji. Powinien z nim porozmawiać, zanim ten zrobi coś głupiego, za co odrodzony Donnik będzie chciał go zamordować lub wykastrować, a czego gospodarz nie będzie mógł mu zabronić znając sytuację. Solidarność między demonami nie miała granic, już nie mówiąc o tym co się działo, gdy była to męsko–demonia solidarność.
Wybudził komputer ze stanu uśpienia. Zalogował się na Skype'a, specjalnie szyfrowanego na potrzeby magicznego świata, nie znanego śmiertelnikom. Nieśmiertelni z zaciekłością bronili dostępu do swojego świata. Skutki ujawnienia, mogłyby być tak dotkliwe, jak w czasach Wyzwolenia Elfów, gdy magów tępiono, a elfy zamykano w więzieniach. Wybrał połączenie z Iriną Panin. Odebrała, a cały ekran wypełnił się nią oraz biurem, w którym aktualnie urzędowała. Vladimir uśmiechnął się pod nosem widząc rozchełstaną koszulę, a między jej połami kształtne...
– Dobry wieczór, Vlad – asystentka pokazała równe, białe zęby – Mam się przygotować do spotkania? – Co? Jakiego spotkania? Skupił wzrok bardziej na jej twarzy niż dekolcie, starając się zrozumieć, o czym mówi kobieta.
– Witaj, Irina. Wybacz, dziś nie będzie spotkania – czuł się winny, ale podlej miał się poczuć dopiero za moment – Właściwie przez najbliższe dni będziesz musiała wykonywać tylko biurowe obowiązki.
Z twarzy rozmówczyni, mimo kiepskiego oświetlenia i ogólnie okropnej jakości przesyłanego obrazu przez kamerkę, mógł wyczytać zażenowanie i niezrozumienie. Jego kolejne wyznania mogły okazać się jeszcze bardziej dotkliwe dla blondynki.
– Vlad... dlaczego mnie odrzucasz? – łzy... Czy on właśnie zobaczył łzy?! Vlad! Ale ty jesteś idiotą! Nie sypia się z personelem!
– Myślałem, że to między nami to tylko... – zaczął nie zgrabnie.
– Seks? – wtrąciła asystentka. Wyglądała na co najmniej złą.
– Irina, otrząśnij się. Potrzebuję żebyś wypisała mi umowę z Anną Szosta o stworzeniu ciała dla demona, z którym dzieli ciało. Ma się tam znaleźć pouczenie o ryzyku związanym z rytuałem i takie tam inne. Sama wiesz. Kwota jaką ustaliliśmy opiewa na pięć milionów dolarów.
– Aha – zanotowała wciąż naburmuszona kobieta – co tak tanio?
– To Heksana, Wyzwolicielka Elfów.
Blondynka zasępiła się myśląc intensywnie.
– Zaraz... przecież nie miałeś dziś spotkania z żadną Anną Szosta....
– Była razem z Emilią Kot.
Zobaczył cień zrozumienia.
– Druga sprawa... Zaprzestań poszukiwań nosicielki.
– Rezygnujesz z marzenia o potomstwie? – wykreśliła coś z notatnika.
– Nie rezygnuję. Znalazłem kogoś lepszego.
Usłyszał trzask, po czym Irina odłożyła na bok szczątki długopisu.
– Czyżby? – jej głos był jakby piskliwy.
Na Krwawego! Musiał przenieść asystentkę do innego działu. Niech parzy kawę, przygotowuje umowy, odbiera połączenia, umawia na spotkania kogoś innego. Na jej miejsce zatrudni grubą, starą... zaraz... gdzie on znajdzie otyłą, brzydką, a zarazem pomarszczoną jak mops, suchą jak pergamin demonice? I cały plan wziął w łeb.
– Jest demonicą... – począł wyjaśniać.
– Demonice nie mogą mieć dzieci! Przynajmniej ja nie znam takiej...
– To, że nie znasz, nie znaczy, że takowej nie ma. Emilia Kot może mieć dzieci. Nawet jedno ma.
– Głupia ta demonica – prychnęła Irina.
Vladimir wycelował palcem w kamerkę.
– Hamuj się. Nie obrażaj moich klientów, a już na pewno nie w mojej obecności. Zrozumiano?
– Jak sobie zażyczysz, szefie – wykrzywiła się.
– Wyślij dokumenty, mają być u mnie za pięć minut, to też zrozumiałaś?
– Tak jest, szefie. Biorę się za robotę.
Bez ostrzeżenia rozłączyła połączenie. Vladimir westchnął. Zyskał kolejnego wroga, jakby dotychczas miał za mało.
– Kurwa... – skomentował pod nosem całą rozmowę.
Ktoś zapukał w drzwi, podniósł głowę, wpatrując się w dębowe skrzydło. Czyżby Markus chciał wrócić do mieszkania?
– Proszę – rzucił.
Do pokoju wkroczyła dumnie Heksana. Nie spodziewał się jej.
– Nie przeszkadzam? – zapytała uprzejmie.
– Skądże. Siadaj – zaprosił ją, gestem wskazując jeden z dwóch foteli.
Przysiadł się do niej, nie bardzo zdając sobie sprawę z celu wizyty.
Blondynka rozglądnęła się po sypialni, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na panoramie miasta.
– Paryż – wytłumaczył – zawsze podobał mi się jego klimat. Raz, czy dwa nawet go odwiedziłem.
– Przez chwile mieszkałam we Francji, w małej wiosce Parrasy, pod Borges. Wsie i małe miasta zapewniają lepszą anonimowość. Dużo podróżowałam – zamyśliła się kobieta.
– Jak my wszyscy – Vladimir wzruszył ramionami.
– Nie wszyscy. Emilia od pięciuset lat mieszka na terenach Krakowa.
– Sentyment?
– Któż to wie? Emi jest specyficzną osobistością. Osobliwością wśród demonów. Anomalią...
Demon niespokojnie poruszył się na miękkim siedzisku. Anna uraczyła go krótkim spojrzeniem zjawiskowych srebrzystych oczu. W świetle dnia tylko źrenica musiała być widoczna. Niegdyś fascynował go rytuał jakiemu była poddana. Znalazł parę urywków, sprawozdania z rozmów ze świadkami. Oryginalny przepis na maga zaginął, a najpewniej zniszczyła go sama Heksana. Prastare rytuały były jego hobby.
– O czym chcesz porozmawiać, Heksano? – zapytał, nie wiedząc dokąd zmierzają.
– O czym? Przecież już rozmawiamy na pewien temat.
– Chcesz porozmawiać o Emilii? – upewnił się.
Pokiwała głową.
– O tobie i Emilii – poprawiła go.
Prychnął. Skąd wiedziała o jego zainteresowaniu nietypową demonicą?
– Mam się do niej nie zbliżać? – zgadywał.
–Nic z tych rzeczy – zbyła go machnięciem ręki – przeciwnie.
Tu mnie masz. Zaintrygowała go. Spodziewał się wszystkiego: gróźb, próśb, szantażu, ale nie tego, że Anna zechce oddać w jego ręce przyjaciółkę, najprawdopodobniej byłą kochankę.
Ułożył palce w piramidkę.
– Słucham – uśmiechnął się chytrze.
– Emi jest moją przyjaciółką. Mimo mojej niewątpliwej winy, nie utraciłam jej zaufania. Jest dobrą osobą, a ja chciałabym dla niej jak najlepiej.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Czy dobrze rozumiem? Jestem tym „najlepszym"?
– Szczerze powiedziawszy, chodzi głównie o pieniądze i dostatnie życie jakie możesz jej dać. Żal ściska mi serce, gdy widzę jak biedna musi mieszkać w kawalerkach z dzieckiem.
O pieniądze? A jakby inaczej. Kolejna kobieta, która nie widzi w nim nic poza przepastnym portfelem.
– A co jeśli jestem bardzo złym demonem? Jeśli bije swoje partnerki? Jeśli mam czerwony pokój zabaw z kołem tortur i belkami do podwieszania? – starał się być poważnym.
Blondynka zachichotała.
– Ty też czytałeś „50 twarzy Grey'a"?
– Głównie z ciekawości – zbył ją. Tak naprawdę lubił zapomnieć się w mało ambitnej literaturze. Była to swoista ucieczka od monotonnej rzeczywistości. Miał biblioteczkę, a w niej pierwsze wydania, każdej z papierowych książek, od czasów przed katastrofą do tych współczesnych. Kolekcjonował je.
– Jak wszyscy – przyznała niechętnie Heksana – Ktoś, kto wspiera organizacje charytatywne i schroniska dla zwierząt nie może być zły.
Z jego twarzy spełzł uśmiech. Skąd wiedziała? Nigdy nie podpisywał się pod datkami, nie ogłaszał tego publicznie. Heksana wiedziała o nim więcej niż by chciał. Nie brzmiało to dobrze. Zdawała się być cwaną osobą, z pewnością miała nielegalne kanały informacji. Tak jak i on.
– Nie bez powodu pozwoliłam Emilii rozmawiać o Karolinie w twojej obecności. Wiedziałam, że znasz język polski. Wiem też wiele innych rzeczy.
– Twierdziłaś, że demonica, która może dać mi dziecko mnie skusi?
– Pewnie. Zawsze tak jest. Wy, męska część demonów... wszyscy jesteście tacy sami. Marzycie o założeniu własnego imperium, a kluczem do tego wydaje się wam być potomek. Przyznam, takie dziecko jest dzieckiem doskonałym. Jakże silnym, zapewne, nawet bardziej nieśmiertelnym niż przeciętny zrodzony demon.
– A skąd ty to wiesz? – rozdrażniła go tym spostrzeżeniem.
– Znasz moją historię. Kartus chciał mieć takiego potomka. Bardzo dotkliwie przekonałam się o waszej obsesji.
Kobieta z radosnej zmieniła się w smutną. Stało się to nagle. Vladimir coś słyszał, ale nie był pewny, czy ma do czynienia z plotkami. Wolał nie wierzyć w tą wersję historii. Była ona zbyt mroczna, nawet dla niego.
– Masz rację... zainteresowałem się Emilią, tylko dzięki jej zdolności do rozmnażania – było mu wstyd się do tego przyznać. Jakież to płytkie... podsumował sam siebie.
Bardziej podobała mu się Anna, niż Emilia. Odkąd zobaczył je po raz pierwszy. Lubił osoby charyzmatyczne z wielkim wejściem, demonica robiła wrażenie jedynie swoim zdystansowanym, negatywnym stosunkiem do Vlada. Niestety, było to złe wrażenie. Była też kompletnym przeciwieństwem jego typu kobiety. W płci przeciwnej cenił otwartość. W jego gust trafiały zgrabne, filigranowe blondynki o jasnych oczach w odcieniach nieba. Właścicielka Sex Shopu była dość wysoka (nawet bez obcasów). Z pewnością nie miała atletycznej budowy. Kształty jej były miękkie, a sylwetka w typie gruszki – duże piersi, wielki tyłek. Może przesadzał, z pewnością nie miała nadwagi, ale była tak diametralnie inna od kobiet, które znał, że wyglądała przy nich, jak nie przymierzając kaszalot w otoczeniu delfinów. Czarne włosy opadały na plecy, aż do pośladków, a spod prostej grzywki wyzierały intensywnie fiołkowe oczy, które jak u każdego demona, podczas napadu złości, czy zdenerwowania robiły się czarne. Właściwie, oczy te mógł uznać za całkiem ładne.
– Tak myślałam. Nie mniej, uważam, że Emi będzie z tobą szczęśliwa.
– Pomimo tego, że chodzi tylko o dziecko? – prychnął. Dopiero teraz poczuł się głupio myśląc o tym w ten sposób, że też wcześniej nie zauważył jakiego idiotę z siebie robi.
– Jestem pewna, że wyjdzie z tego coś więcej.
Rozmowę przerwało piknięcie i odgłos wydruku. Z drukarki wyleciały kartki papieru pokryte czcionką w języku angielskim.
Vladimir pozbierał dokument, po czym spiął go zszywkami. Wygrzebał z odmętów biurka długopis i położył na stoliku do kawy przed Anną.
Dał jej czas, aby przeczytała. Na ostatniej stronie złożyła podpis. Przesunęła kartkami po blacie. Demon również złożył autograf pieczętując umowę.
– Emilia, mimo iż nie wygląda, lubi romantyczne gesty – poinformowała Anna wstając.
– Romantyczne gesty? – przekrzywił głowę. Faktycznie, zgodził się z nosicielką, nie wyglądała na taką osobę. Może się co do niej mylił? Sądził, że wolałaby jakiś hard rockowy lub metalowy koncert od pizgania na skrzypkach.
– Musisz mi zaufać. Żyłam z nią pod jednym dachem wystarczająco długo, aby poznać jej dziwactwa.
Heksana nacisnęła klamkę.
– Jesteś pewna, że chcesz udzielić mi pozwolenia na... to? – zapytał Vladimir, póki blondynka była jeszcze na miejscu.
– Mam przeczucie – wzruszyła ramionami – Około połowy moich przeczuć się sprawdza – błysnęła zębami i zatrzasnęła drzwi.
Połowa? Mam przejebane, pomyślał Vladimir, wkładając podpisaną umowę do segregatora.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro