Rozdział 12
Budzik tym razem zadzwonił o ósmej rano. Sam Vladimir go tak ustawił. Miał trzy rzeczy do załatwienia przed pierwszym spotkaniem o dziesiątej, to też niechętnie podniósł się z łóżka. Popatrzył na jego prawą stronę, na której ostatnio rano znajdował Irinę. Przetarł twarz. Irina... Miał jakieś dziwne wrażenie, że nie wybaczy mu sytuacji z poprzedniego wieczora. Nie, żeby specjalnie się tym przejmował, ale jednak nie przyjemnym było oglądać przez cały dzień jej zniesmaczona minę. Przechodząc do swojego gabinetu w V Health Clinic, musiał minąć biurko swojej asystentki. Kobiety... one wykończą mnie. Westchnął. Emilia nie była specjalnie chętna na randkę z nim. Zgodziła się tylko pod jednym warunkiem.
Przeciągnął się. Zrobił parę kroków, wyskoczył i zawisł na drążku. Podciągnął się standardowe pięćdziesiąt razy, po czym udał się do łazienki.
Gorący prysznic rozluźnił napięte mięśnie. Ogolił twarz, wypryskał się perfumami. Tym razem wybrał łagodniejsze. Wczorajsze chyba nie przypadły do gustu demonicy. Jeszcze antyperspirant i mógł w samym ręczniku wrócić do pokoju, aby uzupełnić garderobę.
Zanim ruszył w drogę do kuchni, zagarnął kopię dokumentów podpisanych przez Heksane, aby miała numer konta do przelewu. Miał nadzieje, że po wczorajszym wieczorze w objęciach starego znajomego nie zmieniła zdania. Szkoda by było, gdyby Markus zostawił ją po miesiącu, a ona znów zaczęłaby się upominać o Donnika.
Wrzawę dobiegającą z kuchni słyszał już na schodach. Po roześmianych głosach wiedział, kogo się spodziewać. Wszedł w progi.
Anna siedziała wraz z Markusem przy wyspie na wysokich stołkach barmańskich. Jedli naleśniki. Obie pary oczu skupiły się na gospodarzu, który uśmiechnął się półgębkiem.
– Dzień dobry – mruknął – widzę, że humorki dopisują.
– Cześć – zgasł Markus.
– Witaj, Vlad – wyszczerzyła się Heksana.
W sumie, nie dziwił się, że jego przyjaciel leci na nosicielkę, gdyby nie to, że Vladimirowi przyświeca inny cel, to może sam by się nią zainteresował. Właściwie równie dobrze ona by się nadawała do planu powiększenia rodziny. Jednakże znając teraz jej historię, nie miałby serca wykorzystać jej do swoich celów.
Oparł się o wyspę i wybrał soczyste zielone jabłko. Wgryzł się w twardy miąższ. Przypatrywał się cały czas dwójce towarzyszy. Usłyszał kroki. Przeniósł swą uwagę na wejście do kuchni.
Emilia wparowała, stukając obuwiem na dość wysokim obcasie. Znów miała na sobie gorset, lecz tym razem kiecka sięgała zaledwie do kolan. Zmierzył ją wzrokiem. Jak może ją zabrać do restauracji? Miał cichą nadzieje, że w domu będzie miała jakieś normalne ciuchy.
– Witaj, skarbie – przywitał się cicho.
Prychnęła. Przysiadła przy wyspie bliżej Heksany, niż Vladimira.
Demon przewrócił oczami, teleportował się do Anny, aby położyć przed jej nosem umowę, otworzył na odpowiedniej stronie i postukał obok numeru konta. Kobieta skinęła głową. Wpakowała dokument do torebki.
– Zasadzę dziś pewną roślinkę – zwrócił się do niej – wydaje mi się, że powinna rozkwitnąć do szóstego sierpnia. Do tego czasu musicie znaleźć duszę i przyprowadzić ją tutaj.
– Vlad – odezwał się Markus – być może będziemy potrzebowali twojej pomocy. No wiesz, o teleportację chodzi.
Zgromił go spojrzeniem. Czemu zawsze robił za taksówkę?
Zacisnął szczęki.
– Będziemy w kontakcie – wycedził.
– Będę musiała się jakoś specjalnie przygotować do rytuału? – zapytała Anna, zjadając ostatni kęs naleśnika.
– Wpadnę po ciebie piątego. W godzinach wieczornych. Masz rację, muszę cię odrobinę przygotować.
– Jak chcesz ją przygotować? – wtrąciła Emilia.
Czy ona zawsze jest taka wścibska? Uparta na dodatek. Przecież jeśli dojdzie co do czego, to się nawzajem pozabijają. Wspólne życie zapewne było by mordęgą. Stop. Przecież miał doprowadzić do ich związku. A więc ich wspólne życie będzie mordęgą. Poprawił się w swoich rozmyślaniach.
– Nie musisz wiedzieć... Emilio – odparł. Wolałby o tym nie mówić, a przynajmniej nie teraz.
Podniosła się zamaszyście i wlepiła w niego wściekłe spojrzenie. Mogłaby go nawet zabić, żeby tylko obronić przyjaciółkę. Na co on się porywał?
– Ja chcę wiedzieć! Do czego ją zmusisz? Żeby kogoś zabiła?!
Musiał przyznać, uroczo wyglądała, gdy się złościła. A te promyczki w pięknych fiołkowych oczach...
– Musisz mi zaufać Emilio. Nie zdradzam kulisów swojej pracy.
Zrezygnowana opadła na stołek. Nadęła się jak ropucha, rzucając spojrzenia spod ściągniętych brwi. Vladimir cudem powstrzymał się od chichotu.
– Markus, gotowy jesteś? – warknął na przyjaciela. Trochę za ostro, ale nie mógł wyrzucić z pamięci sytuacji, w której zastał go wczorajszej nocy.
Mężczyzna skinął głową, po czym wstał od stołu. Podszedł do gospodarza.
Vladimir bez słowa chwycił nadgarstek przyjaciela i utonęli w ciemności.
Znaleźli się w mieszkaniu Markusa. Wylądowali tuż obok sofy. Po raz kolejny demon skrzywił się. Część mebli wyglądała jakby przyjaciel wytargał je ze śmietnika. Prócz telewizora i konsoli. Te były w miarę nowe. Ba, w końcu były prezentem od Vladimira.
– A teraz – warknął ponownie – powiesz mi, o co chodzi z Anną...
Niemiec wzniósł oczy ku popękanemu sufitowi. Demon doskonale wiedział, że blondyn nie lubił tego typu rozmów. Postanowił mimo to naciskać.
– Nie odczepisz się? – jęknął tamten.
– No szybko, mów – pośpieszył go, patrząc znacząco na zegarek.
– Nic jej wczoraj nie zrobiłem – żachnął się kapłan.
– Ale chciałbyś?
– Ja ją chyba... kochałem... a teraz jej obecność tak kusi... – wytłumaczył się blondyn.
– Aha. Więc trzymaj ręce przy sobie, gdy następnym razem się zobaczycie – poradził mu.
– Nie jestem odporny na urok, który towarzyszy nosicielkom i demonom – mruknął Markus.
– A może to nie urok? Do Emilii jakoś się nie ślinisz – uśmiechnął się wrednie i teleportował się z powrotem do kuchni.
Kobiety podskoczyły, gdy się zmaterializował koło wyspy. Anna nieomal oblała się kawą.
– Anno, zapraszam – wyciągnął ku niej dłoń.
– Teleportujesz nas? Do domu?
– Och, taką mam umowę z Emilią. Miałem was z samego rana stąd zabrać.
Popatrzył na wspomnianą demonice znacząco. Chciał, aby to ona leciała z nim na końcu.
– Okej – Anna odstawiła resztki kawy w kubku na blat i podeszła sprężystym krokiem.
– Wyobraź sobie swoje mieszkanie – powiedział, łapiąc ją za dłonie.
Kobieta zamyśliła się.
– Gotowa? – zapytał.
– Tak – przyznała.
Znów opadł w czerń.
Puścił ją dopiero, gdy dotknął stopami twardej posadzki dobrze urządzonej kuchni. Wyjrzał przez okno. Byli w hotelu. Dość drogim, patrząc na jakość mebli.
– Teleportacja odbiera ci energię? – zapytała Anna.
– Gdy sam się teleportuje, nie odczuwam jej ubytku. Gorzej, gdy robię to z kimś – wyjaśnił.
– Trzy teleportację. Będziesz zmęczony. Zapewne zapolujesz – wydedukowała nosicielka.
– Mhym... – mruknął zaglądając do salonu.
– A wieczorem randka – zaśmiała się perliście – będziesz potrzebował sił.
Przeniósł na nią wzrok. Chyba nie sugerowała mu, że na pierwszej randce...
– W sensie? – zapytał.
– Emi jest uparta. Coś wspominała o tym, że zamierza uprzykrzyć ci życie. Nosi rozmiar czterdzieści – wyszczerzyła zęby.
Zrozumiał aluzję. Kiwnął głową.
– Lubisz Markusa? – zapytał, odbiegając od tematu.
– Zawsze uważałam go za przyjaciela – postawiła wodę i przygotowała kubek z herbatą.
– Trzymaj się – powiedział.
Wrócił do kuchni. Emilia tym razem się nie zlękła.
Musiał najpierw przetrawić to co usłyszał od Anny. Wszystkie znaki na niebie i ziemi, wskazywały na to, że jego drogi przyjaciel kapłan, został umieszczony w friendzonie, a to oznaczało, że nie był zagrożeniem dla odrodzenia Donnika. Świetnie. Vladimir lubił jak wszystko się układało. Nie, żeby nie było mu szkoda Markusa, ale tak było najlepiej dla wszystkich.
Może nawet trochę się co do niego mylił? Wszak uważał, że Anna to chwilowa zachcianka, a tu taka nowina. Zaskakujące, że kapłan kochał kogokolwiek poza sobą. Tym bardziej podziwiał go, za to, że pomagał Heksanie odejść z innym facetem. Czyżby jego kumpel dorastał?
– To co, lecimy? – Emilia oparła się nieopodal, bacznie obserwując gospodarza.
– Wypadałoby – odparł.
Kobieta lekko drgnęła, jakby chciała doń podejść. Zrezygnowała. Czekała na jego ruch.
Powstrzymał się od przewrócenia oczami, złapał ją za nadgarstek i pociągnął do siebie. Trochę ze złośliwości złapał ją w objęcia, czego nie robił z poprzednimi „pasażerami". Wiedział, że nie pasuje jej jego dotyk. Na razie. Bowiem miał zamiar to zmienić w ciągu najbliższych dwóch do trzech randek.
Sukuby były porywcze i miał zamiar wykorzystać tą cechę charakteru. Wystarczyła iskra, aby rozpętać pożar, wystarczył nastrój i okazja, aby sukub nagle zapomniał się w namiętności.
Do jego nozdrzy dostała się woń wody toaletowej, którą demonica spryskała kark, dekolt oraz nadgarstki. Kwiecisty zapach sprawił, że nawet przyjemnie obejmowało mu się czarnowłosą.
– Markusa tak nie obejmowałeś – jęknęła w jego brodę, w szpilkach była o pół głowy od niego niższa.
– Nie jestem gejem, Emilio – zaśmiał się – Wyobraź sobie swoje mieszkanie. Ale mieszkanie – zaznaczył. Nie uśmiechało mu się wylądować na Krakowskim rynku, siejąc popłoch wśród turystów.
– Mhym... – mruknęła, potwierdzając, że się skupiła.
Po raz kolejny tego dnia teleportował się. Tym razem była to najprzyjemniejsza podróż.
– Możesz mnie puścić – demonica próbowała się odsunąć.
Posłusznie zdjął ręce z jej ramion. Rozejrzał się po pokoju. Znajdowali się w sypialni. Obok łóżka z IKEI, znajdowała się szafa, też z IKEI. Naprzeciwko, na szafce stał niewielki, aczkolwiek w miarę płaski, telewizor. Przy drzwiach mógł ujrzeć jakiś stary fotel. Zmarszczył brwi. Poręcze mebla zdobiły wypinające klatkę piersiową dziewki, tak, że siedzący mógł pomacać cztery drewniane piersi. Dziwne. Kontemplował przez dłuższą chwilę niecodzienne siedzisko.
– Kolekcjonuję meble z burdeli – wyjaśniła Emilia, widząc na co patrzy – W kuchni mam stół z roznegliżowaną płaskorzeźbą. Przykryty szklanym blatem.
– Ciekawe hobby – mruknął.
– Możesz już wracać – demonica potarła ramię, jakby zawstydzona. Może nie powinien tak zachłannie rozglądać się po jej gniazdku? Godził w jej prywatność.
– To córki? – zapytał wskazując rysunki porozrzucane po podłodze, a których nie posprzątała przed wyjazdem.
– Tak – odbąknęła krótko.
Westchnął. Nie był tu mile widziany.
– Widzimy się o dwudziestej, mojego czasu. Ubierz się elegancko – polecił jej.
Wiedział, że ubierze się w swoim stylu. Heksana go przed tym ostrzegała. Nie miał jednak zamiaru zdradzać Emilii, czego się dowiedział. Będzie miała niespodziankę. Zapewne z niespodzianki tej się nie ucieszy.
– Dzięki... – patrzyła gdzieś w bok wymawiając podziękowanie.
– Będę o dwudziestej – rzucił ponownie – pa.
Tym razem wylądował w swoim gabinecie, czekając przed przeszklonym balkonem na pierwszego z trzech interesantów. Wciąż miał na sobie zapach sukuba.
Szedł ciemną ulicą jednego z miasteczek na skraju zachodniej Rosji. Tutaj była już noc, kiedy u niego ledwie wybiła osiemnasta.
Od dłuższego czasu śledził młodego mężczyznę, który nieświadom zagrożenia, wyszedł sam z rozpadającego się klubu. Był idealną ofiarą.
Dzień Vladimira minął w miarę spokojnie. Trzy spotkania odbyły się bez zgrzytów. Ubił jeden z lepszych interesów.
Odwiedził swoich pacjentów w V Health Clinic. Stan większości był bez zmian, a nawet się polepszał. Szpital dla demonów zajmował się odbudową ciał, chirurgią plastyczną oraz estetyczną.
Mając chwilę spokoju, zamówił przez internet, z jednego z pobliskich butików suknie. Miała ona doskonale współgrać z urodą wybranki na dzisiejszy wieczór. Irina spoglądała z zazdrością, jak posłaniec dostarcza ciuch w przezroczystym futerale.
Wcześnie pojawił się w laboratorium, w końcu musiał zapolować przed randką, aby nie zasłabnąć podczas kolejnego skoku między miejscami. Teleportacja z drugą osobą pochłaniała wiele sił demona, zwłaszcza, że ostatnią ofiarę skonsumował z dwa tygodnie wcześniej. Zwykłe jedzenie chociaż na chwilę zaspokajało apetyt, tak samo jak dieta oparta na mięsie. Nic jednak nie mogło zastąpić energii jaka wyzwalała się, gdy dusza opuszczała ciało. Bez tego zapewne umarłby z głodu, albo zwariował.
Chłopak, za którym podążał, zwolnił i zerknął przez ramię. Nie zauważył nikogo. Odwracając się natrafił na wysoką sylwetkę demona. Wzdrygnął się i cofnął o krok.
– Pójdziesz ze mną – powiedział Vladimir przesiąkniętym magią głosem.
Młody mężczyzna zesztywniał i niczym kukła ruszył za swoim panem.
Demon zaprowadził ofiarę do jednego z zaułków. Splótł zaklęcie, tworząc barierę, przez którą nikt nie powinien usłyszeć krzyków, a także dostrzec tego co miało się wydarzyć.
Szczery był tylko przed sobą, nie lubił odbierać życia, ale było to konieczne, aby mógł żyć wiecznie. Jakże wygodniej byłoby być sukubem. Zazdrościł im.
Przedstawienie czas zacząć. Zdjął zaklęcie hipnotyzujące z umysłu chłopaka. Ten zaś począł rozglądać się przerażony. Zapewne zastanawiał się, jak to możliwe, że szedł ulicą, a nagle znalazł się w nieoświetlonej ślepej uliczce. Dostrzegł Vladimira. Spazmatycznie wciągnął powietrze i wpadł na ścianę. Zapach strachu i jego energia przesycały powietrze, jak ozon po burzy nad morzem.
– K–k–kim jesteś? – wyjąkała ofiara.
– Twoim końcem – odparł demon.
Przerażenie, cierpienie... jak na zawołanie kły same wyskoczyły. W obliczu tak wielu bodźców nie mógł nad nimi zapanować.
***
Dokładnie wyszorował ciało. Czterokrotnie umył zęby, aby Emilia nie wyczuła żelazistego odoru. Gdyby pojęła, że godzinę przed randką kogoś zabił, zapewne już więcej nie chciałaby się z nim spotkać.
Zadrżał przypominając sobie moment, gdy dusza opuszczała ciało mężczyzny. Uwielbiał moc, która wsiąkała w jego organizm wraz z końcem życia ofiary. Tego nie dało się do niczego przyrównać.
Ubrany w elegancki garnitur, zawiązał fioletowy krawat. Był gotowy.
Był kwadrans przed dwudziestą. Postanowił dłużej nie czekać.
Pojawił się przed drzwiami do mieszkania Emilii. Nie chciał jej straszyć nagłym pojawieniem się w sypialni. Zadzwonił do drzwi. Usłyszał szybkie kroki, małej osoby. Zdziwił się.
Drzwi otwarły się, a na progu stanęła nie mniej zdziwiona niż on nastolatka.
Była zupełnie nie podobna do Emilii. Miała rudawe włosy, niebieskie oczy i patrząc na grubość szkieł, dość dużą wadę wzroku. Była wyjątkowo nie urodziwa. Wolałby, aby jego dzieci nie odziedziczyły takiej urody.
– Cześć. Mogę wejść? – zapytał po polsku – byłem umówiony z twoją mamą.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem bazyliszka od stóp do głów. Czyżby nie przypadł do gustu córce demonicy? Jeśli tak, to nawet najlepszy plan weźmie w łeb.
– Dobry wieczór... jestem opiekunką Karoliny – nastolatka odsunęła się robiąc mu miejsce.
Poczuł ulgę. Jego dzieci nie będą jednak brzydkie.
Poszedł za gimnazjalistką? Licealistką? Do sypialni. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy była suknia jaką przywdziała demonica. Powstrzymał się od prychnięcia. Gorset i rozłożysta, czarna, tiulowa spódnica. Oj nie, maleńka. Nie zrobisz mi obciachu. Kobieta spojrzała na niego w lustrze, poprawiając dość mocny makijaż oczu. Tą charakteryzacje mógł jej akurat wybaczyć. Nie przypominała aż tak bardzo ladacznicy. Na szczęście wystarczyła zmiana sukienki, aby wszystko naprawić.
– Cześć, skarbie – wyszczerzył się, a ona zaszczyciła go pełnym politowania spojrzeniem.
– Musiałam poszukać informacji o zmianach czasu, żeby wydedukować, na którą mam być gotowa – prychnęła.
– Trochę wiedzy, jeszcze nikomu nie zaszkodziło – odparł.
Przysiadł na łóżku. Przed telewizorem bawiła się miniaturowa wersja demonicy. Hebanowe loczki okalały okrągłą zarumienioną buźkę. Gdyby aniołki miały czarne włoski, to z pewnością była by jednym z nich.
– Idziemy? – sukub zagrzmiał nad nim. Kobiecie nie podobało się, że obserwował jej córkę.
Pokiwał głową i podał jej dłoń.
– Będę, kiedy wrócę – rzuciła do opiekunki. Pociągnęła go w stronę korytarza.
Za drzwiami, na schodach złapał ją w ramiona.
– Wyglądasz bardzo atrakcyjnie... – wymruczał jej w wysoko upięte włosy. Było to zgodne z prawdą.
– Dziękuję – odpowiedziała od niechcenia.
– Ale ja mam dla ciebie inny strój – zaśmiał się, gdy znaleźli się w jego sypialni.
***
Długo to trwało, zanim namówił demonice, do delikatnej zmiany wizerunku. Emilia ciskając gromy z fiołkowych oczu wreszcie się zgodziła.
Po niespełna pięciu minutach wkroczyła do sypialni. Vladimirowi zaparło dech. Jak zwykle, nie zawiódł się na swoim guście.
Głęboki dekolt w literę V podkreślał kształtne piersi kobiety, rozcięcia w połowie ud, ukazywały pełne biodra, a cały dopasowany krój uwidaczniał idealną talię, którą poszczycić mogła się tylko osoba, nosząca z taką pasją gorsety. Do tego ten kolor... fiolet współgrał z odcieniem oczu sukuba, tak, że jednym spojrzeniem mogłaby skraść duszę innego demona, który właśnie jak urzeczony wpatrywał się w swoją dzisiejszą partnerkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro