7. Empty coffin/JJungkookie11
Autor: JJungkookie11
Gatunek: angst; psycho
Liczba słów: 5822
Uwagi: -
Jikook/Kookmin
Rok temu pochowano pusta trumnę Jungkooka. Zniknął na wyprawie w górach i od tamtego momentu nikt go nie widział. Na darmo były poszukiwania, wiadomości, zdjęcia, wywieszane kartki. Nie było ciała, jednak uznano, że spadł w jakąś szczelinę lub utopił w jeziorze. Góry są zdradzieckie. Obiecał swojemu narzeczonemu, że wróci. Dwa tygodnie później mieli wziąć ślub, lecz do niego nie doszło. Jimin jednak dalej czeka. Codziennie mówi to marmurowej płyty pod którą nikogo nie ma. Dla niego Jungkook dalej żyje.
— Kookie, niedługo do mnie wrócisz, wiesz? I będziesz trzymał mnie za rączkę, i pił ze mną truskawkowe Carlo Rossi w wannie, i zbierał ze mną muszelki na plaży w Busan, i może... Może nawet będziemy mieli nasz pierwszy raz... — uśmiechnął się delikatnie, tuląc nagrzany przez słońce pomnik, który parzy jego policzek. Wyobraża sobie, że to ciepło ciała jego chłopaka, że to jego obejmuje.
— Chim? Czas na obiad. — Min Yoongi, przyjaciel jego oraz Jeona, złapał go za ramię i powoli odsunął od pomnika. — To już rok, wiesz? Czas zakończyć żałobę.
— Ale przecież Jungkook żyje, wróci do mnie. Zobaczysz. — Daje się ciągnąć starszemu za dłoń najpierw do auta, a potem do swojego mieszkania, które jest wręcz nienaturalnie uporządkowane i wysprzątane. W końcu zaginiony chłopak nie może wrócić do nieschludnego miejsca.
— Jiminku, Jungkook nie żyje. Już rok, nie zmienisz tego, obojętnie jak bardzo byś chciał. Może... Może znajdź sobie jakieś zajęcie, co?
— Mam zajęcie. Rano idę do pracy, a potem czekam na mojego narzeczonego w domu jak przystało na dobrego chłopaka. Codziennie wieczorem śpiewa mi kołysanki i szepcze "dobranoc".
— Chimmy... — Starszy już nie miał na niego siły. Park oszalał, po prostu oszalał. — Może pójdziemy jutro do kina?
— Okej, tylko przygotuję Kookowi kolację, żeby nie był głodny jak wróci do domu. — Szarowłosy uśmiechnął się do swojego hyunga, a potem wziął do ręki nóż, który zaczął starannie ostrzyć.
— Jutro Chimmy. Dzisiaj jest za późno. Będę wracał do domu, wyśpij się.
— Nie masz ochoty na ciasto? Kupiłem dzisiaj świeże, czekoladowe. Takie samo, jakie jedliśmy na naszą rocznicę.
— Nie mam ochoty, dziękuję. Ty też nie powinieneś. Ciasta są niezdrowe. — A to na pewno na jego psychikę.
— Dobrze. To przyjedziesz jutro po nas?
— Tak, przyjadę po Ciebie, Jimin. — Zaznaczył tylko jego imię i pocałował w czoło. — Zaprowadzę cię do łóżeczka, co ty na to?
— Poproszę. — Kim odłożył ostre narzędzie na swoje miejsce, a potem wyciągnął rękę w stronę swojego przyjaciela, który złapał go za delikatną rączkę i zaprowadził do łóżka.
— Dobranoc maluchu. Śpij dobrze.
Okrył go i pocałował w czoło, po czym wyszedł. Oczywiście, że będzie spał dobrze. W końcu do snu kołysał go ten tak dobrze znany głos i delikatny dotyk na jego rozjaśnionych kosmykach.
~✯~
Rano jak zawsze Min zaczął dobijać się do telefonu Parka, żeby tamten się obudził. Nie ustawiał budzika, gdyż twierdził, że robi to Jeon.
— Halo? Kto mówi? To ty?
— Cześć Chim. Jest ósma, czas wstawać.
— Ojejku, budzik znowu nie zadzwonił. Pewnie telefon był wyciszony czy coś w tym stylu. — Podniósł się do siadu, tuląc poduszkę. Ach ta technologia, sprawiała same problemy. Przecież Jungkook wyraźnie mówił mu, że mógł spać spokojnie, bo alarm był nastawiony.
— Nie nastawiłeś go. Tak jak wczoraj, przedwczoraj, tydzień temu, miesiąc i rok.
— No wiem, że go nie nastawiłem, ale był nastawiony. — Przewrócił oczami. Przecież to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Tak, wiem. Kook go nastawił, tak?
— Jak ty mnie dobrze znasz. Kupić ci coś przed pracą? — Mężczyźni byli zatrudnieni w tym samym biurze podróży, więc widywali się praktycznie codziennie.
— Może banana. Mam ochotę. Pamiętaj, że za godzinę praca, a potem kino.
— Pamiętaj, a Ty pamiętaj, że Cię kochamy. — Park rozłączył się, a potem się wyszykował, aby pół godziny później maszerować ulicami małego, górskiego miasteczka. W sklepie spożywczym zakupił owoc dla starszego kolegi i mleko czekoladowe dla siebie. Min już czekał na niego, siedząc na krześle i rozmawiając z klientką, która chciała jakąś tanią wyprawę do Włoch. — Dzień dobry! Oooo, Sycylia! Byłem tam kiedyś ze swoim narzeczonym, to naprawdę wspaniałe miejsce. Polecam je pani z całego serca. — Uśmiechnął się serdecznie do kobiety.
— Tak, ja również polecam. To bardzo dobre miejsce dla par jak i samotnych podróżników. — Pokazał jej oferty. — Jimin, wywiesisz te plakaty?
— Pewnie. — Godziny w biurze mijały szybko, bo jeśli akurat nie pracowali, to mieli czas na pogaduchy albo granie w ubieranki online.
— Wybrałem komedię, Może być?
— Może, przecież chyba każdy lubi się śmiać.
— Tak, dokładnie. — Min wymyślał często jakieś czynności, których sam nienawidził, mając nadzieję, że chociaż tak pomoże swojemu przyjacielowi.
— A kupimy karmelowy popcorn? Lubimy słodycze.
— No pewnie i nachosy. — Uśmiechnął się i złapał go za dłoń, by udać się do kina. Rozsiedli się w praktycznie pustej sali, z resztą jedynej w malutkim kinie, a Jimin splótł palce swoich dłoni, wyobrażając sobie, że jedna z nich należała do kogoś innego. — Co robisz? — Min spojrzał na dłonie blondyna.
— Siedzę i czekam na film. A ty robisz coś innego? — Zaśmiał się młodszy, patrząc na skonsternowanego mężczyznę.
— N... Nie... po prostu sam siebie trzymasz za rękę.
— Wydaje ci się.
— Naprawdę? — Westchnął i dał mu nachosa do buzi.
— Naprawdę. A z resztą jak chcesz, to ciebie też mogę chwilę potrzymać.
— Okej. — Wyciągnął do niego rękę i czekał aż złączy się z tą jego. Po chwili to się stało, a Jimin poczuł się... Dziwnie. Ręka Jungkooka nie była taka ciepła namacalna jak ta Mina. Ale dlaczego? Dlaczego nie mógł chwycić tej Jeona w każdej chwili? Dlaczego nie czuł jej tak wyraźnie? — Chimmy? Wszystko okej? — Jego przyjaciel jakby pobladł, kiedy dotknął jego dłoni. Patrzył się na nią jakby przepowiadała przyszłość.
— Nic, po prostu jesteś taki cieplutki i czuję cię.
— A... Aha... To chyba dobrze, co nie?
— Tak... Chyba tak? — Co to oznaczało? Czy Jungkooka tak naprawdę przy nim nie było? Zmyślił sobie to wszystko? Przecież to nie mogła być prawda.
— A teraz cicho, film się zaczyna.
— Okej...
Park przez cały film miał wrażenie, że coś było nie tak. Co jakiś czas dreszcze pełzały mu po plecach, chociaż na wielkim ekranie wyświetlana była komedia. W drodze powrotnej do domu postanowił wejść do sklepu spożywczego, aby zakupić tam produkty potrzebne do przygotowania kolacji i śniadania. Min natomiast poszedł do swojego domu, gdyż sąsiad do niego zadzwonił, że cieknie woda, więc od razu po seansie pożegnał się z Parkiem.
~✯~
Młodszy z przyjaciół spokojnie przechadzał się kolejnymi alejkami, wkładając kolejne rzeczy do koszyka, lecz w pewnym momencie coś zwróciło jego uwagę. Znał ten zapach, przecież sam kupił mu te perfumy na urodziny. Woń Gucci Guilt Black uderzyła w jego nozdrza zaraz przed tym, jak zderzył się z jakimś mężczyzną.
— Oj, przepraszam. — Powiedział czarnowłosy mężczyzna, melodyjnym głosem, wyłaniającym się z różowych warg. Wyciągnął ręce do leżącego Park'a, by pomóc mu wstać. — Nic się panu nie stało?
— Przepraszam czy my się przypadkiem nie znamy? — Tajemniczy osobnik miał przydługą grzywkę i kaptur, co utrudniało jego identyfikację, i tylko wzmacniało konsternację Parka.
— Ja Pana szczerze mówiąc to nie kojarzę. Ah! Gdzie moje maniery. — Zdjął kaptur i zaczesał grzywką do tyłu, po czym się uśmiechnął. — Jeon Jungkook.
— Jeon Jungkook? Kookie?! — Szarowłosy złapał twarz nieco niższego mężczyzny w dłonie, aby móc się jej przyjrzeć. Przecież on wyglądał jak jego narzeczony!
— Emmm... Przepraszam, ale ja pana nie znam. — Odsunął się delikatnie i pozbierał porozrzucane rzeczy z jego koszyka.
— Popatrz, mam nawet nasze wspólne zdjęcie na tapecie! — Wyjął z kieszeni telefon i pokazał mu swój wygaszacz, na którym znajdowało się dwóch mężczyzn tulących się w restauracji z hot potem.
— To musi być ktoś podobny, Przepraszam. — Odwrócił się i zniknął w tłumie.
— Jungkook! — Porzucony mężczyzna po prostu się rozpłakał. Dopiero co odnalazł swojego chłopaka, a ten już go zostawił.
— Wszystko dobrze? — Podeszła do niego jakaś starsza kobieta z wnuczkiem.
— Nie. Mój własny chłopak mnie nie poznaje, mój przyjaciel myśli, że jestem świrem, co może być prawdą i w sklepie nie ma Cini Minis!
— Są tam. — Wskazała alejkę dalej. — Przenieśli je. A chłopak jak kocha to wróci i szczerze mówiąc... Ciężko nie być świrem w tych czasach. — Zaśmiała się i poklepała go po ramieniu.
— A jak nie kocha? — Szepnął, kiedy odeszła. Naciągnął daszek swojej czapki na oczy, aby kasjer, a później mijani przechodnie nie widzieli jego zaczerwienionych oczu. Pozbył się nakrycia głowy dopiero po wejściu do mieszkania. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że drzwi wejściowe były otwarte. — Halo?! Ktoś tu jest?!
— A tam!?
— Mieszkaniec tego apartamentu!
— Co!? — Przed nim nie pojawił się nikt inny jak Kook. — Co pan tu robi?
— Mieszkam?
— Ja tu mieszkam.
— Pokazać ci, że moje klucze pasują do zamka? Że są tu moje rzeczy?
— Moje też. I moje klucze również pasują. — Jimin nie wyrzucił radnych rzeczy Jeona, więc były na swoich miejscach.
— Teraz mi wierzysz, że się znamy?
— Ale jak... Skąd?
— Poznaliśmy się dwa i pół roku temu na domówce u Yoongiego hyunga, w naszą drugą rocznicę oświadczyłeś mi się, a pół roku później zaginąłeś w górach. Ale ja wiedziałem, że do mnie wrócisz.
— Ja nie znam żadnego Yoongiego... Ale kocham góry, to fakt. Zrobiłem ramen, chcesz trochę jak już mamy razem mieszkać?
— Poproszę. — Przeszli do salonu, gdzie rozsiedli się na fotelach. — Pamiętasz w ogóle jak tu dotarłeś? Pamiętasz cokolwiek?
— Wiedziałem tylko gdzie mieszkam, nic nie pamiętam... Naprawdę jesteś moim narzeczonym? — Uśmiechnął się i przeleciał go od stóp do głowy. — Mam dobry gust. — Park uśmiechnął się i pokazał czarnowłosemu pierścionek na swoim palcu, a potem sięgnął po jego dłoń, aby pokazać mu, że nosi identyczny. — Wow... Nie widziałem tego wcześniej. — Obejrzał dokładnie okrąg. — Ale teraz ramen, bo wystygnie.
— Tęskniłem za tobą, nawet nie wiesz jak bardzo. — Jimin chwycił w dłonie gorące, plastikowe naczynie i pałeczki, zaczynając pałaszować jedzenie.
— Ja pewnie za Tobą też.
— Chcesz się może przejść po miasteczku? Może to by odświeżyło ci pamięć?
— Czemu nie. Możemy pójść na jakiegoś kebaba.
~✯~
— Tu pierwszy raz się całowaliśmy. Tu była nasza pierwsza randka... — Starszy opowiadał chłopakowi o mijanych miejscach, chcąc, aby wspomnienia Jeona wróciły.
— Z tego co opowiadasz musiało być romantycznie. Byliśmy fajną parą?
— Jesteśmy. Jesteśmy fajną parą. — Poprawił go zaraz.
— No tak. To, że Cię nie pamiętam, nie znaczy że przestałem cię kochać.
— Myślisz, że to w ogóle możliwe? Coś jeszcze do mnie czujesz?
— Na pewno. Znalazłem to w portfelu. — Wyjął ich wspólne zdjęcie z gór. — Poznałem Cię, ale... Ale jak Cię zobaczyłem po prostu spanikowałem.
— Poznałeś mnie... — W środku Park szalał ze szczęścia, jednak na zewnątrz tylko słodko się uśmiechnął.
— No tak. Takiego piękna się nie da przeoczyć.
— Podrywacz jak zawsze. — Szturchnął młodszego w ramię, śmiejąc się perliście.
— Poderwałem Cię? Wtedy na tej imprezie?
— Na imprezie to może nie, ale z czasem zacząłem szaleć na twoim punkcie...
— Opowiedz jak to było. — Usiadł na huśtawce i zaczął się huśtać.
— Na tej domówce dodałeś mnie na kakao talk i kilka dni później napisałeś do mnie i umówiliśmy się w knajpie, mijaliśmy ją dzisiaj. Z początku myślałem, że byłeś tylko ciekawski, że może chciałeś tylko sprawdzić jak to jest się umawiać z chłopakiem albo, że chciałeś się po prostu ze mną przyjaźnić, ale... Ale któregoś razu po prostu mnie pocałowałeś. Do tej pory pamiętam jak waliło mi serce i że cię trochę obśliniłem.
— Nie żałowałem tego. Nie pamiętam, ale wiem i postaram się być twoim starym Kookiem. — Złapał go za dłoń.
— Będziesz tu ze mną? Już na zawsze?
— Przecież do ciebie wróciłem.
— Nie odchodź już nigdy. — Szarowłosy wtulił się w niego, przelewając w ten gest całą tęsknotę, którą gromadził w sobie przez prawie rok.
— No już, spokojnie. — Objął go i posadził na kolana, po czym bujali się razem.
— Mam pomysł! może odwiedzimy Yoongiego hyunga? Nie wierzył mi, kiedy mówiłem, że wrócisz.
— Nie wiem czy to dobry pomysł. Jest już późno
— Hyung nie jest typem, który chodzi spać po dobranocce.
— I tak nie powinniśmy nachodzić ludzi o tej porze.
— Ale spotkamy się z nim jutro?
— No jasne, jeżeli chcesz.
— A teraz wracamy do domku?
— Yhym. — Wstał i złapał swojego narzeczonego za rękę.
~✯~
Mogli się położyć do łóżka razem. Mogli czuć swoje ciepło, patrzeć sobie w oczy, dotykać się.
— Chimmy? A co jeśli to tylko sen? — Bawił się jego dłonią i gilgotał przydługą grzywką jego szyję.
— To nie jest, to nie może być sen... Oby to nie był sen.
— Też nie chce, żeby był. — Zamknął oczy i objął go mocno.
— Jesteś prawdziwy, jesteś tu ze mną, prawda?— Zapytał Park z nadzieją w głosie. Przez tak długi czas wyobrażał sobie, że są razem i nie chciał, żeby ta chwila była tylko przedłużeniem tego czasu.
— Jestem tu, Chimmy. — Podniósł się i pocałował jego wargi.
— Kocham cię, Jungkookie. — Byli razem. W końcu, po tych wszystkich miesiącach rozłąki, byli razem.
— Ja ciebie też... Najbardziej na świecie. — Ukrył go w swoich ramionach, nie chcąc już nigdy puszczać.
Gdy nastał ranek i Słońce objęło swoim światłem ich mieszkanie, mężczyźni musieli wygrzebać się z wygodnego posłania, a potem udać się do biura podróży usadowionego przy jednej z głównych ulic miasteczka. Park wszedł tam pierwszy, chcąc przygotować Mina na szok.
— Yoongi, mówiłem ci, że wróci.
— A... Emmm... Tak... Ja już muszę iść, wiesz? Wziąłem wolne.
— Jungkook! — Zawołał szarowłosy swojego narzeczonego, który zdążył zniknąć zanim Min podniósł głowę.
— Kto? Nikogo tu nie widzę.
— A nie, jednak nic, to pomyłka. — Uśmiechnął się niewinnie. Że też Jeonowi zachciało się bawić w chowanego akurat w tamtym momencie. — A czemu wziąłeś wolne? Źle się czujesz?
— Nie... Nie wiem, muszę gdzieś jechać. Wrócę niedługo, dobrze? — Pocałował jego policzek i wyszedł tak jak siedział.
— Dobrze... — Co go tak nagle napadło? Gdzie musiał jechać? Park nie miał pojęcia jak zareagować na zachowanie swojego przyjaciela, więc postanowiłem je po prostu zignorować.
— No hej, słońce. — Po godzinie wszedł Jeon do pracy Jimina.
— Gdzieś ty się podział? Akurat kiedy Yoongi hyung miał zobaczyć, że cię sobie nie wymyśliłem.
— Wybacz, musiałem coś załatwić, ale już jestem. — Usiadł obok i patrzył na wycieczki. — Może się gdzieś wybierzemy?
— A gdzie byś chciał? Służę profesjonalną pomocą w wyborze kierunku podróży.
— W góry?
— Na pewno tam? — Przecież to właśnie w górach szarowłosy stracił swojego narzeczonego.
— Kocham góry, więc czemu nie? — Uśmiechnął się szeroko. — Tym razem nie zniknę.
— Obiecujesz? — Starszy zbliżył się do niego tak, że dzieliły ich milimetry i ścisnął jego dłoń.
— Obiecuję. — Ucałował jego czoło na potwierdzenie swoich słów.
— To takiej wycieczki nie trzeba organizować w biurze podróży. — W końcu mieszkali w miejscu otoczonym przez skalne giganty, które pięły się ku niebu, dając dom rozległym lasom i dzikim stworzeniom.
— Wyjdzie taniej. Będzie na nowe mieszkanie. — Do salonu weszła klientka, więc Jeon zabrał się za czytanie lektury w postaci przewodnika po Hawajach.
~✯~
— Jestem mistrzem w kręglach, patrz i ucz się!
Wieczorem narzeczeni postanowili pójść na kręgle, żeby spędzić ze sobą trochę czasu i się rozerwać, więc młodszy wziął kule i rzucił nią, strącając wszystkie kręgle.
— A nauczysz mnie tego?
— Serio? Nigdy nie chciałeś. Sam mnie wysyłałeś.
— Ale teraz chcę.
— No dobra to chodź i podwiń rękawy. — Park natychmiast wykonał jego polecenie, a potem chwycił kulę z wzrokiem arbuza w dłonie. Chciał się nauczyć tego tylko po to, żeby móc spędzać więcej czasu ze swoim chłopakiem, kiedy on akurat będzie miał ochotę na tę formę sportu. — Pięknie! Tylko nie trafiłeś w żadną... Ale to nic!
— Po prostu mnie rozpraszasz.
— Jasne, jasne. Załatwię ci barierki, żebyś chociaż trafił.
— Przynajmniej umiem trafić pałeczkami do buzi podczas jedzenia, nie to co ty.
— Widać kto ma doświadczenie z pałeczkami. — Zaśmiał się i klepnął go w pupę.
— Sugerujesz coś?
— Nie, nic. Twoja kolej. — Szarowłosy tylko prychnął i chwycił za kulę, chcąc wykonać kolejny rzut. — No teraz przynajmniej w coś trafisz.
— Ej, to już się zaczyna robić niemiłe.
— Przepraszam, jesteś wspaniałym zawodnikiem.
— Powiedz mi coś czego nie wiem.
— Właśnie przed chwilą to powiedziałem. — Park w odpowiedzi tylko fuknął coś pod nosem i wciągnął się w wir kręgli, zupełnie tracąc poczucie czasu. — Za pięć minut zamykają. Wracamy. — Powiedział po dwóch godzinach Kook, dopijając colę.
— A weźmiesz mnie na barana?
— No to chodź— Odwrócił się tyłem.
Starszy bez wahania wskoczył na jego plecy, mocno oplatając się wokół jego ciała, aby z niego nie spaść, a Jeon zaczął skakać jak konik. Miło było się po prostu wygłupiać z osobą, którą się kochało. Zachowywać się jak dzieciaki, chichotać, po prostu nie myśleć o niczym i być wypełnionym tym szczególnym uczuciem komfortu psychicznego.
— Kocham Cię całym moim sercem, wiesz?
— Ale takim calutkim?
— Calutkim, Calutkim, a teraz śpij.
— Nic nie zrobicie?
— Jest dobrze, doprowadzi nas tam.
— Jesteś pewien, że to nie jego kolejne wymysły?
— Nie, ale jeśli to pomoże nam go znaleźć, to warto spróbować.
~✯~
Szarowłosy obudził się, gdy Jeon zmienił pozycję, przekręcając się na drugi bok. Objął młodszego, przez co stał się dużą łyżeczką i zaraz zaczął całować jego kark.
— Kookie... Kookie... Wstawaj... — Spał jednak na dobre i wcale nie chciało mu się wstawać, więc mruknął coś pod nosem i zakrył się kołdrą.
— Ale pod tym ciemno. Jak w trumnie...
— Ale ty nie jesteś w trumnie, tylko w łóżku, a zaraz poza łóżkiem.
— Czemu poza? Nie da się zmartwychwstać.
— Przecież ty żyjesz, czuję cię tu, obejmuję cię. O czym ty gadasz? — Park zdążył się trochę zaniepokoić. Ton głosu Jungkooka był... Dziwny, jakiś taki szorstki, inny od tego codziennego, melodyjnego i kojącego.
— A nic, tak sobie gadam. — Wyszedł spod kołdry i uśmiechnął się szeroko. — Jakie dzisiaj plany?
— Dzisiaj nie pracuję, więc możemy iść z tobą na kontrolę do lekarza, na policję zgłosić, że już nie jesteś zaginiony i załatwić inne takie formalności.
— Po co do lekarza? — Usiadł i przeciągnął wszystkie mięśnie.
— Straciłeś pamięć, nie mamy pojęcia dlaczego. Trzeba sprawdzić czy nie masz żadnych urazów.
— Nic mi się przecież nie stało. Zjechałem tylko przez lawinę w jakąś dolinę.
— Dolina, zapisuj.
— Co? Jakim cudem? Przecież nie masz na sobie żadnego zadrapania, żadnej blizny, nie masz nic połamane. — Szarowłosy rozszerzył oczy w zdziwieniu. Przecież poprzedniego dnia brali razem prysznic i jego ciało wyglądało tak jak zwykle, nic się nie zmieniło.
— Tak... Brzozy pyliły i było bardzo mięciutko.
— To tak nie działa.
— To w takim razie jestem jakimś dziwnym osobnikiem.
— I tak pójdziemy do doktora.
~✯~
Po jakimś czasie udali się do miejscowego szpitala, gdzie musieli przygotować się na czekanie w kolejce.
— Długo jeszcze? Zaraz zgłodnieje i będę marudził.
— Kupić ci coś w automacie?
— Jakiegoś batonika. — Park kupił dwa snickersy za drobne, które znalazł w kieszeni dresów, a potem wrócił do bruneta. W samą porę, bo nadeszła ich kolej na wejście do gabinetu. — Daj jeszcze zdążę zjeść. — Rozpakował go szybko i pochłonął w całości zanim wszedł.
— Dzień dobry. Jungkook zaginął w górach i stracił pamięć, i się zastanawiamy dlaczego. — Lekarz zbadał go dokładnie, przyglądając się najbardziej jego głowie.
— Może to być amnezja chwilowa.
— Czyli myśli pan, że to przejdzie?
— Tak, myślę że tak. Miał Pan jakiś uraz głowy?
— Chyba nie.
— A co możemy zrobić, żeby przywrócić wspomnienia? Byliśmy już w miejscach z naszej przeszłości.
— Trzeba czekać, ale właśnie takie przywoływanie i mówienie o tym bardzo pomaga.
~✯~
W całym pomieszczeniu unosił się zapach świeżo parzonej kawy, która niedługo miała dostarczyć szarowłosemu dawkę energii na nowy dzień. Siedział przy stole w kuchni, z perspektywy obserwując poranną krzątaninę ptaków i ludzi pędzących w nieznanych mu kierunkach. Jungkook rano zniknął z mieszkania, jednak cały czas przebywał na terenie posiadłości. Był w ogrodzie i tam wykonywał dość specyficzną pracę. Park w którymś momencie zorientował się, że coś było nie tak. Gdzie poszedł jego narzeczony? Młodszy jak na zawołanie pojawił się w polu jego widzenia, trzymając... Łopatę? Mężczyzna natychmiast otworzył okno.
— Co ty robisz farfoclu?! — Krzyknął.
— Kopie! — Odpowiedział i kontynuował, zatapiając kolejny raz łopatę w ziemi. — Myślisz, że tu by się zmieścił sam tułów czy razem z nogami?
— Jungkook, wracaj do domu!
— Dobra, już... — Rzucił łopatę do dołu i uśmiechnął się. — A jednak nogi by się zmieściły. — Mruknął do siebie i wrócił do Jimina.
— Co ty wyprawiasz?!
— Pracowałem w ogrodzie, no co? Pies sąsiadów zdechł, a nie chcieli go zakopywać w swoim ogródku... Wyluzuj trochę, Jezu. — Poszedł do kuchni i wyjął piwo z lodówki.
— Dlatego masz zamiar go zakopać przed naszym blokiem? W biały dzień?
— To chyba nie przestępstwo?
— Nie wiem, ale to na pewno nie jest normalne.
— Chciałem być miły, to źle?
— Eh, nieważne. Zrobiłem śniadanie.
— Uuuu... A co? — Usiadł przy stole i spojrzał się na swojego chłopaka.
— Tosty z awokado i koktajl.
— Ale pysznie wygląda. — Zaczął pałaszować, jęcząc przy tym jakby przeżywał orgazm.
— Ciekawe czy ze mną będzie ci tak dobrze jak z tymi tostami. — Zaśmiał się starszy, siadając na kolanach Jeona.
— Nie dałeś mi dojeść. — Zaśmiał się i objął jego talię. — Ktoś ma na coś ochotę?
— Nie wiem, nawet nie wiem, jakby to miało wyglądać. — Mężczyźni jeszcze się ze sobą nie kochali, zawsze kończyło się na pieszczotach.
— A chciałbyś?
— Może...
— Pierwszy raz. Długo na to czekałem...
— Ja też... — Starszy zaraz objął chłopaka, wpijając się w jego nieco wysuszone wargi.
— W sumie takie pierwsze kochanie się jest jak gwałt, też okropnie boli.
— Nie ma na to żadnej rady? — Szarowłosy się od niego oderwał, przeczesując ciemne kosmyki mężczyzny pomiędzy swoimi palcami.
— Nie ma, czasem musi boleć.
— To chyba już przeszedł mi nastrój. — Park zaśmiał się lekko i oparł brodę na barku swojego narzeczonego. Trochę bał się bólu.
— A jakbym obiecał, żebym się postarał, żeby cię bolało jak najmniej?
— To może będę chciał.
Jeon wpił się w jego usta i zaczął agresywnie całować i maltretować jego wargi. Park uśmiechnął się lekko, skrzętnie oddając każdy pocałunek, a dłonie wsunął pod koszulkę bruneta, gdzie jego palce mogły swobodnie błądzić po wyrzeźbionym brzuchu. Całkowicie oddał się chwili, w ogóle nie myśląc o dyskomforcie, który miał nadejść całkiem niedługo.
Wstał, zabierając małego Chimmiego razem z nim na rękach i przyszpilił go najpierw do ściany, by móc całować jego usteczka jeszcze chwilkę. Szarowłosy mocno do niego przylegał, bo wolał nie spaść ze swojego chłopaka. Z każdą sekundą oddychało mu się coraz ciężej, bo powietrze było aż gęste od pożądania.
— Kocham Cię, mój mały świrku. — W końcu dotarli do sypialni, gdzie młodszy usiadł na nim.
— Zajmij się mną, Jungkook...— Wysapał Jimin, patrząc na ciemnowłosego nieco zamglonym wzrokiem. Odczuwał w sobie jakąś potrzebę, bardzo intensywną i wiedział, że tylko Jeon mógł mu ulżyć.
— Na pewno tego chcesz? — Całował jego całą buźkę, nie patrząc tylko na usta.
— Tak, potrzebuję cię.
— No dobrze, ale będzie boleć. — Wziął lubrykant, który był zawsze w jego szafce. Tak w razie czego jakby się Jiminowi zachciało i położył obok po czym zaczął go rozbierać.
— Nie gadaj tyle, bo mi opadnie. — Przyciągnął młodszego do swojego ciała, chcąc go czuć.
— Ale jesteś niecierpliwy. — Zaśmiał się i włożył w niego palec, nie przestając go całować.
— Nie... Jednak jeszcze chwilkę... — Odsunął od siebie dłoń swojego partnera, ponieważ trochę się spłoszył, gdy poczuł w sobie ciało obce.
— Okej... — Wyjął z niego dłoń i kontynuował całowanie.
Nakierował bruneta na swoją szyję, będącą jedną z tych miejsc, których pieszczenie sprawiało, że wręcz się roztapiał, a ten zaczął ją ślinić i zasysać się, tworząc czerwone ślady na całej jej szerokości. Klatka starszego gwałtownie się poruszała, chcąc zapewnić jego ciału większą ilość tak potrzebnego tlenu.
Jungkook zjeżdżał pocałunkami coraz niżej, zagryzając się co jakiś czas na skórze chłopca, lecz nagle na niego spojrzał i zaczął oglądać ciało
— Jakbyś był martwy, to pomyśleli by że padłeś ofiara gwałtu. We własnym domu... Śmieszne, co?
— Dlaczego miałbym być martwy?
— Nie wiem. Czasami jest się po prostu martwym. — Wrócił do całowania go jakby nigdy nic się nie stało.
—Chcę, żebyśmy obaj byli żywi.
— No i jesteśmy.
— Mhm... — Mruknął Chimmy, starając się nie myśleć o niepokojących słowach chłopaka, który zszedł tak nisko, że zaraz pocałował jego długość.
Mężczyzna wydał z siebie zduszony pisk, który brzmiał absurdalnie cieniutko w porównaniu z jego normalnym, niskim głosem.
— Mogę już?
— Możesz.
Ponowił czynność i wsadził palec w jego dziurkę, na co Jimin uciekł wzrokiem na ścianę, odczuwając speszenie.
— Patrz się na mnie, kochanie.
— Wstydzę się.
— Mnie?
— Nie wiem czego. — Mruknął i zawiesił nieco spłoszone spojrzenie na brunecie.
— Nie masz ochoty? Boisz się?
— Po prostu mnie kochaj, nie mów już nic.
— Będę cichutko jak myszka, którą zjada kot.
Szarowłosy tylko zmarszczył czoło na kolejne dziwne słowa Jeona i tylko bardziej rozszerzył uda, aby zasugerować chłopakowi, że chce, aby był blisko. Młodszy zrozumiał jego słowa, Wsadzając kolejny palec i poczekał chwilę, by wsadzić jeszcze jeden i zrobić nożyce. Moment, w którym paliczki zostały zastąpione przez męskość ciemnowłosego, sprawił, że w oczach starszego mężczyzny zaczęły zbierać się słonawe kropelki.
— Nie płacz, słoneczko. — Scałował jego łzy i czekał aż się przyzwyczai.
Park z każdym oddechem starał się coraz bardziej rozluźniać mięśnie, aż w końcu poruszył biodrami, dając Jungkookowi znak, że wszystko w porządku, więc mężczyzna zaczął się poruszać, cały czas patrząc na niego czy wszystko okej, by zaraz złapać też jego członka i bawić się nim swoją dłonią.
Dyskomfort i przyjemność mieszały się w głowie Parka, sprawiając, że stał się po prostu jednym, wielkim bałaganem, jednocześnie chcącym, żeby to się skończyło, i proszącym o więcej. Ścisnął jego przyrodzenie, tak że już wpłynęło trochę substancji i zaczął bawić się dalej.
— Kocham... Cię... — Wyszeptał jasnowłosy między kolejnymi pchnięciami, uśmiechając się lekko do młodszego.
— Ja... Ciebie... Też. — Poruszał się już prawie do krańca swoich możliwości.
Jimin zaskomlał cicho, zamierając na chwilę. Jego twarz wyrażała błogość, a oddech zaczął mu powoli zwalniać, a po chwili Jeon doszedł też w nim i położył się obok, od razu przytulając starszego. Jimin czuł się dobrze, najlepiej, nawet jeśli po udach spływała mu lepka substancja, a pośladki były zaczerwienione i obolałe.
— Dziękuję...
— Byłeś dzielny. — Ucałował jego czoło. — Umyć cię?
— Zostańmy tu jeszcze chwilkę.
— Dobrze kochanie, jak tylko chcesz.
Chwila została zastąpiona przez kolejną, a tamta przez jeszcze następną i w końcu wyszło na to, że spędzili dobre dwie godziny na delikatnych pieszczotach, i subtelnych pocałunkach.
— Trzeba się już umyć, chodź. — Podniósł się i wziął swojego malucha na ręce, idąc do łazienki. Biała substancja już zdążyła zaschnąć na nich obu.
— Kiedy ty nabrałeś takiej krzepy, co? — Zapytał szarowłosy, opierając brodę o jego bark.
— Wolałeś mnie takiego słodkiego i słabego? — Wsadził go do wanny.
— Kocham cię w każdej postaci.
— Ja ciebie też. — Nalał płyn na jego brzuch i zaczął go rozcierać.
— Jungkookie?
— Tak?
— Jak to możliwe, że nie było cię cały rok? Jak ty żyłeś? Skąd brałeś jedzenie? Gdzie się myłeś? Gdzie spałeś?
— Nie wiem... Jakoś żyłem, nie? Ale było tak jakoś ciemno i zimno...
— Nawet w dzień? W lato?
— Nie wiem co to lato.
— Huh? — Starszy spojrzał na niego nierozumnie. To był żarcik czy amnezja była aż tak poważna?
— A nic, myjemy teraz mnie. — Wszedł do niego.
Park zaraz zabrał się za szorowanie ciała swojego partnera. Co jakiś czas zdawało mu się, że widział na nim różnej wielkości zadrapania i strupy, jednak kiedy po mrugnięciu otwierał oczy, to już ich tam nie było.
— Coś się dzieje? — Podniósł jego głowę pod brodą, by mógł na niego spojrzeć.
— A nic, coś mi się tylko wydawało...
— Zdradzisz co takiego?
— No... Że jesteś poraniony.
— Nie jestem, patrz. — Pokazał wszystko co do milimetra.
— Dlatego mówię, że mi się wydawało. Pamiętasz, że zaproponowałeś, żebyśmy wyszli w góry? Może zróbmy to już dzisiaj? Powinniśmy dojść do schroniska przed zmrokiem, jeśli wyruszymy za godzinkę.
— Dzisiaj? Jeżeli chcesz.
— Przygotujcie się!
~✯~
Kiedy już spakowali potrzebny im ekwipunek i ubrali się stosownie do górskiej wędrówki, wyruszyli na szlak, gdzie pokonywali kolejne metry wzdłuż piaszczystej ścieżki pokrytej kamieniami różnej wielkości.
— Pamiętasz to miejsce? Zawsze się tu zatrzymywaliśmy i robiliśmy zdjęcia z kucykami. — Wskazał na pastwiska.
—A teraz też zrobimy? Prooooszę.
— Zdjęcia są zbędne, jeżeli masz mnie w pamięci. — Powiedział poważnie.
— Przy sobie też cię mam, ale chciałbym sobie ustawić nową tapetę w telefonie.
— Idźmy dalej. — Spojrzał w niebo, które nagle się całe zachmurzyło.
— Gdzie teraz?
— W stronę wąwozu?
— Daleko doszedł.
— Ładnie tu, nie? Śmierć w górach jest tak samo piękna.
— Jungkook, nie mów tak. Dlaczego mówisz o śmierci w takim momencie?
Nic nie odpowiedział tylko poszedł przed siebie, nie patrząc już na Jimina, aż po godzinie doszli na rozwidlenie.
— Tu się zgubiłem.
— Pamiętasz to?
— Bardzo dobrze.
— A chcesz mi o tym opowiedzieć?
— Zaczęło padać... Tak jak teraz. — Spojrzał w niebo, z którego zaczęły skapywać krople. Jimin również to zrobił i odruchowo zmrużył oczy, nie chcąc, aby napadał mu do nich deszcz. Wkrótce jego twarz została zroszona przez lodowatej krople, które zaczęły po niej spływać.
—Jungkook, zimno mi.
— Mi też. Tu jest tak zimno, tak ciemno... Ale chodźmy dalej, szkoda czasu. — Ruszył wąską ścieżką.
— Ale wiesz, że schronisko jest w drugą stronę?
— Wiem... Nie prowadzę się do schroniska.
— Przy rozwidleniu przed schroniskiem w prawo!
— Kochanie... — Jasnowłosy zdążył się już mocno zaniepokoić. Przecież padał deszcz, który z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy. Wędrówka w takich warunkach była po prostu głupotą.
— Wtedy było tak samo... — Ustał nad skałami. — Spadłem stąd.
— Jungkook, wracajmy już, proszę. Chodźmy do domu...
— Nie mogę... — Odwrócił się w jego stronę, będąc cały poraniony, z kością ramieniową wychodząca z barku, z dziurą w głowie i powykręcanymi palcami.
Park odruchowo zrobił kilka kroków do tyłu, bo po prostu się wystraszył.
— Jungkook...
— Nie bój się mnie. Skocz. — Jeon zrobił krok w przepaść i zniknął, pojawiając się już na dole.
— Kookie! — Przerażony szarowłosy podbiegł do krawędzi wąwozu i spojrzał w dół, aby ujrzeć nienaturalnie powyginane ciało swojego narzeczonego, przez co zaczął histerycznie wrzeszczeć.
— To tylko iluzja, nie bój się, skocz. — Jeon na nowo pojawił się za nim.
— Nie... Nie!
— Zrobię to z tobą. — Złapał jego dłoń, tą swoją, lodowatą.
— Puść mnie! — Jimin wyrwał się mu, w wyniku czego stracił równowagę i zaczął spadać w przepaść.
— I jesteś na dole. — Objął go od tyłu i spojrzał przez ramię, uśmiechając się szeroko.
— Boję się...
— Też się bałem... To tak bardzo bolało.
— Nie mów tak! Przecież żyjesz!
— Chimmy... Posłuchaj mnie. — Złapał jego twarz w swoje dłonie. — To nie jest rzeczywistość, ale kocham cię tak samo.
— Nie rozumiem, Kookie. — Park miał rozbiegane spojrzenie i zdecydowanie zbyt wysoki puls niż było to w normie.
— Idź do tamtego domku. — Wskazał na drewniany domek. — Zejdź do piwnicy. Trzecia lodówka po lewej stronie.
Starszy był na tyle zszokowany i roztrzęsiony, że niewiele myśląc, udał się we wskazanym kierunku. Nie zastanawiał się, skąd w wąwozie wziął się dom, jakim cudem przeżył upadek z kilkunastu metrów, dlaczego miał otwierać jakąś lodówkę w piwnicy. Wszystkie czynności wykonywał czysto mechanicznie, jakby jego umysł schował się w jakimś ciemnym kąciku, bojąc się wykonać jakiekolwiek posunięcie. W środku leżało zamrożone ciało zmasakrowanego Jeona.
— Mamy go!
— Tu jest więcej ciał!
— Co tu się... Co tu się do cholery odpierdala?!
— Jimin... Chimmy, obudź się. — Yoongi podszedł do niego i poklepał jego policzki. — Znaleźli ciało Jungkooka.
Jasnowłosy natychmiast wtulił się w swojego przyjaciela, jakby od tego zależało jego życie.
— Nie rozumiem hyung, ja już nic nie rozumiem.
— Już jest dobrze. — Objął go mocno — Sam wiele nie rozumiem.
— Przecież jeszcze kilka godzin temu on mnie tulił, całował...
— To było w twojej głowie słońce. Jego już nie ma, musisz żyć dalej.
— Nie mów tak...
— Ale taka jest prawda.
— Powiedz mi, co się naprawdę stało?
— Widziałeś Jungkooka w myślach. Jesteś w psychiatryku. Kino, to był telewizor, jak szedłeś do sklepu to szedłeś po prostu do kuchni. Zacząłeś widzieć Jungkooka, więc wykorzystali to i wysłali ekipę ratunkową. Ty ich prowadziłeś.
— W psychiatryku? Odwiedzam tu kogoś?
— Jesteś pacjentem, słońce.
— C-co? Co mi jest?
— Troszkę... Jakby to powiedzieć. Troszkę się pogubiłeś kiedy Kook zniknął...
— Yoongi, mogę... Mogę do niego pójść? — Chciał go spotkać, znowu przytulić, podtrzymać go za dłoń.
— Teraz jest tam ekipa ratunkowa, wiesz? Ale mogę się kogoś spytać czy cię tam zabiorą.
— Proszę, zrób to. Potrzebuję tego...
— Dobrze, poczekaj tu. —Wyszedł z jego sali, zostawiając otwarte drzwi i poszedł do pokoi lekarzy.
Jimin tylko skupił się na szpitalnym łóżku, mocno zaciskając oczy. Już nie potrafił rozróżnić rzeczywistość od swojej wyobraźni. Nie potrafił ujarzmić własnego umysłu, bał się.
— Możesz iść. — Su podszedł do pokoju. — Stwierdził, że już jest lepiej. Mam iść z tobą czy chcesz sam?
— Pójdę sam. — Oczywiście nie mógł iść sam, bo musiał być pod opieką lekarzy. Ba, nie mógł nawet iść, gdyż w okolice wąwozu został przetransportowany autem.
— Jesteś gotowy Jimin? — Spytał lekarz.
— Gotowy na co?
— Na to, żeby zobaczyć jego ciało. — Park tylko uśmiechnął się słodko do swojego opiekuna.
— Nie, ale jestem gotowy, żeby zobaczyć się z nim. — Mężczyzna rzucił się biegiem w stronę miejsca, gdzie zginął jego narzeczony. Tym razem się nie bał, wiedział, co się stanie i chciał tego. Nie bał się nawet, kiedy czuł jak jego bezwładne ciało przecinało powietrze, spadając w dół. Nie bał się, chociaż wiedział, że to jego ostatnie sekundy.
— Jimin! — Lekarze rzucili się biegiem, ale na marne. Chłopak już leżał na dole, a jego mózg wypływał na skały
— Chimmy... Koniec leżenia. — Zaśmiał się głos nad nim.
— Tęskniłem...
Dziękuję wszystkim za dotrwanie do tak długo oczekiwanego końca, wiem, że opowiadanie było długie jak na one-shota, ale mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Oczekujcie kolejnej pracy mojego autorstwa, do zobaczenia 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro