Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Cards of Love/FunnyAlienGirlfriend

Autor: FunnyAlienGirlfriend
Gatunek: fluff; lekki angst; magic 
Liczba słów: 2287 
Uwagi: Myślałam, że będzie lepszy, ale mam nadzieję, że się spodoba
Jikook/Kookmin 

     Chyba nikt w życiu nie posiadał takiego pecha jak ja. Zawsze się spóźniałem, nieważne czy to na autobus, lekcję czy spotkanie ze znajomymi. Potykałem się o własne nogi w najmniej odpowiednich momentach, czyli zawsze. Raniłem sobie palce przy używaniu nożyczek, cyrkla, a nawet gumki do ścierania ołówka... Naprawdę, gorszego pechowca to ze świecą można szukać.

     Jednak mimo wszystko udawało mi się przeżyć każdy następny dzień, ponieważ zawsze miałem nadzieję, że szczęście choć raz się do mnie obróci. I wiecie co? W końcu się udało!

     Zawsze interesowałem się iluzjonistami, magią i tym podobne. Uwielbiałem czytać różne książki przeznaczone mojej pasji i pragnąłem w przyszłości zostać jednym z najsławniejszych iluzjonistów. Niestety przez mojego pecha było to wręcz niewykonalne. Ale ja nadal wierzyłem. Tylko wiara pozwalała mi pozostać optymistą. Tylko i wyłącznie ona.

     Wychowałem się w domu dziecka, dlatego nigdy nie miałem na kim polegać. W liceum odkryłem także, iż czuję pociąg do osób, które są tej samej płci co ja, więc to mi nie pomogło w kontaktach z rówieśnikami... Jak i ogólnie ludźmi. No, ale nie ma co się załamywać! Miałem przecież swoje marzenia i dążyłem do tego by je spełnić. Nic innego się nie liczyło... No może było tak, dopóki nie poznałem jego...

Sobota 09.08

    Po tym jak zdałem maturę i skończyłem oficjalnie szkołę, musiałem zacząć samodzielnie zarabiać na swoje utrzymanie. Spadek po rodzicach, który mogłem pełnoprawnie przejąć, pomógł mi w zakupieniu własnego mieszkanka, ale na jedzenie, po jakimś czasie, zaczęło mi brakować, dlatego też podjąłem się pracy.

    Zacząłem od pracy w kawiarni. Zdecydowanie zły pomysł, ponieważ wylałem na parę klientów napoje i to już pierwszego dnia. Potem zostałem trenerem siatkówki. Nawet nie wiecie jak ta ośmiolatka płakała, gdy zarobiła ode mnie piłką prosto w głowę... taką lekarską. Ktoś słyszał kiedyś o facetach nianiach? Jak nie to już wiadomo dlaczego. Dzięki mnie, żaden mężczyzna w kraju już może nawet się nie starać o tą posadę. Ostatecznie skończyłem w centrum miasta i pokazywałem ludziom jak to fajnie jest być magikiem! Dokładnie. Zacząłem spełniać swoje marzenia.

     Dziś dzień zaczął się całkiem normalnie, prócz tego, że mój pech przybrał na sile i od samego rana sztuczki mi się nie udawały. Aż w końcu miałem ochotę uderzyć z półobrotu swoje nieszczęście i zakopać je sto metrów pod ziemią! Moje karty nagle zaczęły fruwać po całym mieście! Od razu zacząłem latać i je zbierać, no bo przecież to moje ukochane karty! Że też dziś musiało być tak chłodno!

     Nagle moja dłoń zetknęła się z dłonią jakiegoś mężczyzny. Poczułem od razu jak się rumienię i jak oparzony zabrałem kończynę, układając szybko resztę kart. Jak chciał to mógł sobie tą jedną wziąć! Nie ma problemu!

     - To chyba twoje. - oddał mi moją własność, przez co musiałem w końcu na niego spojrzeć. Był tak bardzo przystojny... Czarne jak smoła oczy i tego samego koloru, lśniące gęste włosy.

     - T-tak, dziękuję. - przełknąłem głośno ślinę, zabierając kartę.

     - Uh... - uśmiechnął się cudownie, nadal spoglądając w moje oczy. - Lubisz karty czy może interesuje cię magia?

     - Dwa w jednym? - odparłem bardziej w formie pytania, jeszcze mocniej się rumieniąc.

     Mężczyzna zaśmiał się cicho i pokręcił lekko głową z rozbawienia.

     - To fajnie. - oznajmił, wyciągając swoją dłoń w moją stronę. - Jeon Jeongguk.

     - P-Park Jimin... - dlaczego ja mu podałem swoje imię?! Mógł być jakimś zboczeńcem, albo stalkerem! Nie... Stalker i tak by wiedział jak się nazywam! - Przepraszam za kłopot. - spojrzałem niepewnie na Jeongguka, który pomógł mi ułożyć dobrze talię kart.

    - As kier i dziewiątka trefl. - odparł tylko, oddając mi karty, po czym wstał z kolan i puścił mi oczko, ruszając w swoją stronę.

    Jak poparzony spojrzałem na te dwie karty i nie rozumiejąc o co chodzi, zaraz wyciągnąłem telefon i wpisałem w wyszukiwarkę czy te dwie karty coś znaczą. I tak! Mądry Jimin! To znaczy "nowa znajomość"! Ale... Czekaj... On tak na serio?!

    Wystraszony znów upuściłem karty i nagle w oczy wpadła mi mała, biała wizytówka, ukryta w rozsypanej tali, na której widniało imię chłopaka i jego numer. Dobra. Chyba padłem na zawał.

Niedziela 14.11

     - Oddaj! - zachichotałem głośno, próbując wyrwać przyjacielowi swój magiczny kapelusz. - Jeszcze króliczek wyleci i co ja biedny zrobię?!

     - Wyczarujesz nowego. - rozbawiony rzucił się na moją kanapę , dlatego zaraz usiadłem koło niego i zabrałem mu swój kapelusz. - Wybacz, Minnie, nie mogłem się powstrzymać.

    - Kookie, następnym razem wyrzucę cię przez okno za pomocą mojej magicznej różdżki. - odparłem niby poważnie, ale chłopak i tak wiedział, że żartuję, dlatego prychnął z uśmiechem i położył swoją głowę na moich kolanach. Poczułem jak momentalnie zaciskam usta w wąską linię i odwróciłem speszony wzrok. - Ej, młody?

     - Tak, hyung? - spytałem, spoglądając na niego z zaciekawieniem. Z reguły to ja mu zadawałem pytania, a nie odwrotnie.

     - Może zagramy w karty? - to pytanie sprawiło, że zaraz podskoczyłem radośnie tyłkiem na kanapie i pokiwałem radośnie głową. - Gramy w wojnę?

     - Tak! - rzuciłem zachęcony, po czym pobiegłem do swojej sypialni po karty, które leżały na moim biurku.

    Kiedy tylko wróciłem, od razu zaczęliśmy grać. Nie uwierzycie! Wygrywałem! Głupie tekściki Jeonggukiego w ogóle mnie nie dekoncentrowały. No może wkurzyłem się troszkę, gdy wyłożył przede mną kartę z symbolem "kier" i nie pozwolił mi jej zebrać moim królem! To logiczne, że król bije dwójkę!

    - Nie próbuj oszukiwać! - pisnąłem niezadowolony z obrotu spraw. - Daj mi wygrać, no Kookie!

    - Jimin... - westchnął ciężko i spojrzał na mnie poważnie. - Co znaczy kier?

    - Przecież już mnie odpytywałeś z tego co znaczą różne karty. Umiem! - oburzyłem się.

    - Nie o to chodzi... - wywrócił oczami, wzdychając ciężko. - Co znaczy "kier"?

    - Sukces, szczęście, miłość... - zacząłem wymieniać, lecz przy ostatnim znaczeniu, spojrzał prosto w moje oczy. Czy on... Nie... To niemożliwe...

    - Hyung... - zmarszczyłem zdziwiony brwi, nie wiedząc co powiedzieć. Odwzajemniał moje uczucia?

    - Przepraszam... - odparł nieco załamany. - Nie powinienem ci tego wyznawać. Jestem idiotą. Może już się będę...

     Nie pozwoliłem mu dokończyć, ponieważ rzuciłem się mu na szyję i mocno wpiłem w usta starszego, które od tak dawna mnie kusiły... Gukiemu humor od razu się poprawił, dlatego wiedziałem już, iż się domyślił, że odwzajemniam jego uczucia. Dlatego też całowaliśmy się długo... Kompletnie straciliśmy poczucie czasu... Chciałem, żeby było tak już zawsze.

Piątek 10.12

     - Minnie! - zirytowany głos mojego chłopaka, sprawił, że wywróciłem oczami i jeszcze raz poprawiłem w lustrze swoje włosy, następnie wychodząc z łazienki. - No nareszcie!

     - Ucisz się, kochanie, bo zaraz nigdzie nie pójdę. - ustałem na palcach, żeby musnąć lekko jego usta.

    - Idziemy tylko do kawiarni. - zaśmiał się cicho i wziął mnie na ręce, przez co pisnąłem głośno. - Teraz już mi nigdzie nie uciekniesz.

     - Nie miałem zamiaru... - zachichotałem głośno, a kiedy hyung odstawił mnie na ziemię, od razu pobiegłem na korytarz, żeby ubrać na siebie ciepłą kurtkę, szalik, czapkę oraz obuwie. - Jakieś niewygodne... - oznajmiłem niezadowolony.

     - Może w środku coś jest? - zapytał z chytrym uśmieszkiem, na co westchnąłem ciężko. Kochałem go całym sercem, ale musiał chować mi karty do nowych bucików?! Jeszcze by... się... Nie wiem, ale coś hy się stało i co ja bym biedny zrobił?

     - Dobra... Znów as kier i dziewiątka trefl. Znamy się już jakiś czas, więc zakładam, że... - otworzyłem szeroko oczy. - Jeonggukie...

    - To jak? - podszedł bliżej mnie i złapał mnie za ramiona. - Cały czas ja przesiaduję u ciebie albo ty jesteś u mnie. Nienawidzę wracać do siebie ze świadomością, że ciebie tam nie ma. Więc...

    - Za dużo gadasz... - wyznałem z uśmiechem, czując jak w moich oczach zaczynają się zbierać łzy radości. - Oczywiście, że chce z tobą zamieszkać, kochanie...

Czwartek 24.12 

     - No więc... - zaczął mój ukochany, gdy skończyliśmy jeść przepyszny posiłek wigilijny i przyszła pora na prezenty. - Najpierw ja czy ty?

     - Może ty... - odpowiedziałem. Za bardzo nie miałem pieniędzy, żeby sprezentować jakieś bogate upominki mojemu chłopakowi, dlatego byłem przy nadziei, że kupił mi tym razem coś taniego... W co ja wierzyłem? Na urodziny sprezentował mi ekspres do kawy i mikrofalówkę...

     - Proszę. - podał mi dwa malutkie pudełeczka, dlatego odetchnąłem z początku z ulgą. Ale kiedy je otworzyłem, zaraz poczułem jak bladnę. - Podobają ci się?

    Mój jakże wspaniały, czarnooki chłopak, sprezentował mi nowy telefon i dwa bilety na pokaz iluzjonistyczny sławnego magika, który miał za dwa tygodnie pokaz w Seulu... A ja mu kupiłem skarpetki i nową koszulę. Poczułem się jak najgorszy chłopak na świecie.

    - Przepraszam... - wyszeptałem. - Są cudowne, ale nie mogę tego przyjąć...

    - Ależ możesz. To nawet wskazane. - złapał mnie za dłoń z przyjaznym uśmiechem.

    - Kookie, ja nie mam jak się odwdzięczyć. - wyznałem, spoglądając w jego oczy.

    - Odwdzięczasz mi się swoją miłością, skarbie. - przysunął się bliżej mnie i musnął z uczuciem moje usta. - Nie zależy mi na drogich prezentach... Pragnę za to ciebie rozpieszczać.

    - Więc... Może bardziej poczujmy naszą miłość? - zaproponowałem, patrząc w moje ulubione oczy. Byłem gotowy od dawna. Ale nie chciałem zmuszać Gukiego. - No wiesz o co chodzi... Walet kier i siódemka kier...

    - W sensie... Chodzi ci o seks? - zapytał, żeby się upewnić, na co zawstydzony zagryzłem dolną wargę. - Ale... na pewno tego chcesz? Nie zmuszasz się?

    - Nie. - pokręciłem głową z lekkim uśmiechem. - Kocham cię i chce to zrobić właśnie z tobą.

    - Teraz? - zamrugał szybko powiekami, przełykając cicho ślinę.

    - No tak by było najlepiej. - zachichotałem cicho, czując się lepiej z myślą, że starszy stresuje się tak samo jak ja. - To co ty na to?

    - Dla ciebie wszystko. - ujął moją twarz w swoje dłonie. - Ja też cię kocham, Minnie... - wyszeptał, po czym wpił się delikatnie i czuło w moje usta, a już chwilę później chłopak przygwoździł mnie swoim ciepłym ciałem do miękkiego dywanu...

Poniedziałek 16.01 

     - Odsuń się ode mnie! - krzyknąłem zapłakany, cały się trzęsąc z powodu wybuchających we mnie różnych emocji. Po tym rzuciłem w niego te cztery przeklęte dziesiątki, które wręczył mi chwilę temu. - Nienawidzę cię, rozumiesz?!

     - Nie mów tak... - poprosił ledwo trzymając swoje uczucia na wodzy. Widziałem, że chciał się rozpłakać, ale nadal trwał w spokojnej postawie. - Jimin, ja wrócę...

    - Nie wrócisz! Zostawisz mnie jak wszyscy inni! - odepchnąłem go od siebie. - Nigdy już nie wrócisz!

    - Ja naprawdę wrócę, kochanie. - ponownie spróbował złapać mnie za ramiona. - Pół roku i znów będziemy razem. Muszę lecieć, żebyśmy mogli ze sobą być. To sprawa pomiędzy mną i moją szurniętą rodziną.

    - Też jestem twoją rodziną. - przypomniałem, czując, że zaraz znów wybuchnę.

    - Jimin... - westchnął ciężko. - Dobrze wiesz o co mi chodzi...

    - Wynoś się! - załkałem, ruszając do sypialni, gdzie z szafy wyciągnąłem jego walizkę i zacząłem do niej wrzucać jego ciuchy. - Skoro i tak wyjeżdżasz to leć już dziś! Pakuj się i zniknij z mojego mieszkania! - usiadłem koło łóżka u ukryłem twarz w swoich dłoniach, zanosząc się płaczem.

    - Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył? - zapytał starszy, który usiadł na łóżku.

    - Nie wiem... Po prostu mnie zostaw samego... - pociągnąłem nosem, po chwili znów płacząc. - Zostaw mnie tak samo jak reszta...

     - Kochanie... - poczułem jak silne ramiona chłopaka, mocno mnie w siebie wtulają. - Wrócę. Obiecuję... Zaufaj mi, proszę...

    I co mogłem innego zrobić, jak po prostu wtulić się w moje ulubione ramiona, które miałem stracić na całe pół roku? Mój cały świat przez jedną wiadomość rozsypał się jak domek z kart...

    Aktualnie

    Jeongguk wyjechał dwa dni po naszej kłótni, a za tydzień minie czwarty miesiąc naszej rozłąki. Nie mogliśmy ze sobą często rozmawiać, bo rodzina Gukiego nie pozwalała mu na odpoczynek. Gryźli się jak psy przez jeden głupi spadek, który otrzymał mój ukochany i żeby mnie nie narażać, pozostawił mnie samego w Korei. Ale nie nudziłem się! Znów zająłem się swoimi pasjami! Robiłem w tygodniu pokazy iluzjonistyczne, a za to w weekendy, tak jak kiedyś, robiłem różne sztuczki magiczne w centrum miasta. Dopiero niedawno zauważyłem, że dzięki Jeonggukowi mój pech zniknął. I nawet kiedy wyjechał, ten pech nie wrócił... A raczej tak myślałem...

    - No nie! - pisnąłem, kiedy skaleczyłem się jedną z kart i wszystkie upadły mi pod nogi. Pech wrócił... Jej...

    Westchnąłem ciężko, wywracając swoimi oczami i nagle zdębiałem, kiedy spojrzałem pod swoje nogi. Mój wzrok zamiast ujrzeć porozwalane karty, dostrzegł karty kier ułożone w wielkie serduszko. Nic dziwnego by w tym nie było, gdyby nie to, że w tali powinny być tylko cztery karty kier...

    - Jeonggukie... - wyszeptałem, wpatrując się tępo w serduszko, ale zaraz się ocknąłem i zacząłem się rozglądać. - O mój Boże... - wyszeptałem, widząc uśmiechniętego ukochanego, który trzymał w dłoni bukiet czerwonych róż.

    Nie wiele było trzeba, żebym się opamiętał i wzruszony pobiegł do Kookiego, wpadając prosto w jego ramiona. Tak bardzo tęskniłem...

    - Jak ty to zrobiłeś? - zapytałem, spoglądając prosto w jego wspaniałe oczy.

    - Skarbie, wybacz, ale naprawdę magik nie może zdradzać swoich sekretów. - zaśmiał się cicho i musnął moje usta z utęsknieniem. - Mówiłem na moim występie. Pamiętasz?

    - No wiem, wiem. Nie ma to jak wręczyć swojemu chłopakowi bilety na własny występ. - wytarłem dłonią swoje oczy. - Skradłeś moje serce, podstępny magiku.

    - Dlatego do siebie idealnie pasujemy... Ty również mi je skradłeś, mój magiku... - w końcu złożył dłuższy pocałunek na moich ustach, trzymając mnie w ramionach tak mocno, że wiedziałem, iż nigdy więcej już mnie nie opuści...

    Nie połączyła nas obu zwykła iluzja

    Za to połączyła nas magia miłości

    Jedynej, niepowtarzalnej miłości

--------------------

4 dziesiątki - wyjazd

As kier i dziewiątka trefl - nowi znajomi lub przeprowadzka

Walet kier i siódemka kier - seks/namiętna miłość

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro